fot. minimedge.blogspot.com
Witajcie,
chciałabym podzielić się z Wami moim snem, który miał miejsce kilka dni temu.
Oto jego opis:
Znajduję się w ogromnej przestrzeni, choć nie widzę jej początku ani końca…
Otacza mnie mgła – taka brudna mgła – i szaro-niebiesko-białe kolory.
Jestem prawie przezroczysta, zlewam się z przestrzenią.
Siedzę na krześle, które stoi na środku okrągłego, stalowego podestu.
Krzesło jest w kolorach otaczającej mnie przestrzeni. Ma prosty, surowy kształt. Jest twarde i niewygodne.
Jego boki wysadzane są pięknymi kamieniami, jakby brylantami. Są one ukryte, niewidoczne na pierwszy rzut oka.
Czuję obecność obcych w tym kręgu, ale nie widzę ich.
Panuje milczenie, spokój i cierpliwe czekanie w kolejce na spotkanie ze mną.
Mam możliwość decydowania (nie wiem, o czym, ale siedzę na tym krześle – je pamiętam najbardziej ze snu – i ja tam rządzę 😀). Mam możliwość jakby selekcji.
Jestem bardzo szanowana, te inne różnorodne byty czują przede mną respekt.
Podchodzą do mnie dwie istoty. Na początku są poważne, bo wiedzą, że jestem bardzo poważną i bezwzględną osobą. Wiedzą też, że nie mogą wejść na podest.
Podchodzą z ogromną miską pełną surowego, świeżego, połyskującego mięsa.
Pytam ich: „Co to za mięso? Po co?”.
Odpowiadają zdziwione: „No jak, po co? Przecież my jemy mięso – ludzkie mięso”.
Wzdycham: „No tak, MNIE JUŻ NIC NIE ZDZIWI”.
Zaczynają się śmiać, robią się z nich takie chochliki, tacy żartownisie.
Są to dwie bardzo pulchne istoty, jakby dwie unoszące się bańki. Są zabawne – robią ciągle psikusy, wygłupiają się, wkręcają ludzi w różne rzeczy – sprawia im to przyjemność… Nie czują się winne. Ludzie dają im na to przyzwolenie.
Jestem zmęczona i znudzona siedzeniem na tym krześle, uwiera mi to krzesło.
Źle się czuję, nie chcę już tam być.
Chyba czekam na pojawienie się osoby, która mnie zastąpi.
Tak. Chcę, żeby ktoś inny usiadł na tym krześle.
autor: Aruna Ambrozja