[Między politykami] wojna wojną, bo pięknie różnić się trzeba, ale gdy chodzi o sprawy naprawdę ważne, to odżywa porozumienie ponad podziałami. Tak było przy odrzucaniu społecznego projektu ustawy w sprawie zakazu aborcji, i tak się stało przy głosowaniu nad zezwoleniem na ratyfikację umowy CETA o „wolnym handlu” Unii Europejskiej z Kanadą. Warto zwrócić uwagę, że umowy ta liczy ponad 1000 stron, więc jasne jest, że jej przedmiotem nie jest żaden „wolny handel”, tylko coś całkiem innego…
Gdyby między UE i Kanadą rzeczywiście była zawarta umowa o wolnym handlu, to powinna składać się z dwóch krótkich zdań i aneksu. Zdanie pierwsze powinno brzmieć, że w stosunkach między UE i Kanadą wprowadza się wolny handel, a zdanie drugie – że uchyla się wszelkie regulacje sprzeczne z zasadami wolnego handlu. W aneksie zaś powinien znaleźć się rejestr regulacji uchylonych w tym trybie. Aneks musiałby ważyć co najmniej z 50 kilogramów – ale to wszystko. Zasady wolnego handlu są bowiem następujące: sprzedający może sprzedać, co tylko chce, komu chce i gdzie chce, a kupujący może kupić, co chce, kiedy chce i u kogo chce. Co więcej jest – od złego jest.
Jeśli zatem umowa CETA liczy ponad 1000 stron,
to znaczy, że jej celem jest
ustanowienie w stosunkach między UE i Kanadą
handlu drobiazgowo reglamentowanego,
którego koszty będą obciążały niezliczone biurokratyczne pijawki.
Z czegoś takiego nic dobrego wyniknąć nie może,
ale ponieważ ratyfikację tej umowy „zaleciła” biurokracja brukselska, to zarówno obóz zdrady i zaprzaństwa, jak i obóz płomiennych szermierzy niepodległości zalecił ratyfikację – chociaż może nie do końca szczerze, bo ma ona nastąpić większością co najmniej dwóch trzecich głosów.
Protestuje za to PSL, twierdząc, że umowa CETA jest sprzeczna z interesem „polskiej wsi”. Pewnie tak jest, ale dlatego, że jej przedmiotem nie jest wolny handel. Gdyby bowiem w Polsce panowała wolność gospodarcza, to „polska wieś” by sobie z konkurencją poradziła tak samo, jak radzą sobie z konkurencją wielkoobszarowych, uprzemysłowionych gospodarstw amerykańscy amisze.
Będąc w Pensylwanii odwiedziłem powiat Lancaster, w którym mieszkają amisze. Prowadzą oni gospodarstwa rodzinne, w dodatku bez używania elektryczności i chemikaliów. Ponieważ ta powściągliwość wynika z zasad ich religii, żywność przez nich sprzedawana cieszy się wielkim popytem wśród zwolenników tzw. zdrowego odżywiania. Raz w tygodniu urządzane są „targi farmerskie”, na których amisze sprzedają swoje produkty – również w postaci przetworzonej. Na te targi zjeżdżają się tłumy również z innych stanów, dzięki czemu rodzinne gospodarstwa amiszów kwitną ekonomicznie.
Myślę, że podobnie jest w przypadku kanadyjskich menonitów, których skupiska są w rejonie Waterloo–Kitchener niedaleko Toronto, ale ich gospodarstw nie oglądałem.
Mogą tak prosperować i nie lękać się konkurencji ze strony wielkoobszarowych uprzemysłowionych farm dzięki temu, że mogą żyć po swojemu, podczas gdy w Unii Europejskiej takich możliwości jest z roku na rok coraz mniej – jak to w komunizmie. Tylko że PSL jest za komunizmem przeciwko wolności, z czego być może nawet nie zdaje sobie sprawy.
Stanisław Michalkiewicz
Całość czytaj na: http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=3766
Dobry tekst. Tutaj jest filmik o konsekwencjach CETA. Oglądajcie, udostępniajcie https://tomekbieniek.wordpress.com/2016/10/17/stopceta-2/