kozacy

Z cyklu: Listy do Wnuka

Powstanie kozaczyzny, obrazy (Część I)

Kochany Wnuczku!

Już w poprzednich listach starałem się udowodnić, że od czasów tzw. reformacji w XVI wieku szkolnictwo podlegające lokalnym władcom służyło i służy li tylko utrzymaniu poprawności politycznej mniej wartościowego tubylczego ludu. Wyższe szkoły wcale nie były nastawione na rozwiązywanie problemów w sposób metodologicznie poprawny, lecz służyły wyłącznie uzasadnianiu różnych, mniej lub bardziej głupich, doraźnych pomysłów, wprowadzanych przez rządzących danym barakiem, czyli państewkiem. Wmawiano jednocześnie społeczeństwu, że wszystko zależy od niego. Teza ta udowodniona jest np. wiarą Polaków w pomoc Prus w okresie rozbiorowym. Większość ówczesnych Polaków studiowała na uniwersytetach niemieckich.

Dowodem bezpośrednim, że tak było nadal w Polsce jest fakt, że wszelkie ekspertyzy wykonywane przez urzędy państwowe, czy samorządowe, były nadal tajne i nigdy nie można było dowiedzieć się, co było podstawą wyboru takich, a nie innych ekspertów. To samo dotyczy także sądownictwa, czy prokuratury.
W przypadku jakichkolwiek zmian politycznych, i w związku z tym zmian nadzorców, natychmiast zmienia się poprawność polityczna i znaczna część tych, którzy się nie zdołali dostatecznie wcześnie przestawić, opuszcza swoje stanowiska, a na ich miejsce wchodzą młodzi i gniewni, ale zupełnie nieprzygotowani osobnicy.
Ci młodzi, znając zakres swojej wiedzy, byli wyjątkowo łatwi do manipulowania i o to przede wszystkim chodziło i chodzić będzie politykom. Łatwo można było zauważyć, że wszyscy krzykacze w czasie zmian w 90. latach i nawoływaniu do kapitalizmu, natychmiast po ‚transformacji’ zasiedli w fotelach administracyjnych, czyli komunistycznych: „Czyli wy, głupole, róbta kapitalizm, a my – urzędnicy byli komunistyczni – będziemy i tak was skubać, vide NFZ”.
Jak to wielokrotnie podawałem, tzw. politycy to nie żadni twórcy ideologii, ale marionetki do wykonania określonego zadania. Jak osobnik taki nie rozumie, do czego został wybrany, to znika ze ceny politycznej w błyskawicznym tempie. Albo zawał, albo wypadek samochodowy kończy jego karierę. To nic nowego. Takiemu na przykład Robespeirre’owi wydawało się, że rządzi rewolucją. Podobnie Dantemu, potem w zupełnie innym kraju Leninowi alias Goldmanowi, czy Trockiemu alias Bronsztejnowi. Wszyscy ze szczytu spadali na dół.
Jeszcze w latach 60., 70. starano się edukację nauk ścisłych prowadzić na odpowiednim poziomie. Ale od 1974 roku, tj. od pierwszych „reform oświatowych” genseka Gierka, a szczególnie w ostatnim dwudziestoleciu, tempo upadku znacznie przyspieszyło [wymienić trzeba znane nazwiska: prof. M. Handkego, R. Giertycha, K. Hall]. Jak twierdzą znawcy, te licencjaty to nawet nie jest poziom matury sprzed 30 lat. O reszcie wspominać nie warto.
O ile bardzo lubiłem słuchać wykładów pana prof. Wolniewicza, to jego determinizm w rodzaju „prawa dziejowe” zupełnie mi nie odpowiadał. Nie ma nic takiego jak prawa dziejowe. Po prostu w ten sposób ukrywa się prawdziwych sprawców  i prowodyrów.
Unia-polsko-litewska
Żadnym prawem dziejowym nie była utrata Śląska [1346-48] przez Kazimierza zwanego Wielkim. Po prostu facet był na tak niskim poziomie, że nie widział żadnego interesu w utrzymaniu tej dzielnicy albo wprost po cichu dali mu w łapę. Tak go prowadzono, takich doradców mu podsuwano. Nie zapominajmy, że ten władca w czasie bitwy pod Płowcami 27 września 1331 roku tak się przestraszył, że uciekał do Krakowa przez całą Polskę, tylko konie zmieniając. Cała jego wielkość odnosiła się do kochanki, żydówki Esterki, co mądrzy inaczej nazywają sprowadzeniem Żydów do Polski. Z tego powodu hrabiowie galicyjscy podnieśli go na pomniki. Jest to ewidentne przekłamanie. Żydzi do Polski zostali wpuszczeni dopiero za Kazimierza Jagiellończyka. Czyli ponad 100 lat później, a jego brat Aleksander wydał w 1495 r. dekret zabraniający Żydom pobytu w Wielkim Księstwie Litewskim.
Podobnie Zygmunt Stary stracił Pomorze na rzecz swego kuzyna nie dlatego, że to były prawa dziejowe, ale dlatego, że tak uzgodnili w rodzinie. To, że skutki były opłakane dla polskiej części tej rodziny, wynikało po prostu z jego braku edukacji.
To, że w Rosji w 1917 roku wybuchła rewolucja, nie wynikało z żadnych praw dziejowych, ale z planu Sztabu Niemieckiego, który to starannie przygotował, a potem, jak to zwykle u Niemców, dokładnie zrealizował. To, że Lejba Dawidowicz Bronsztejn alias Trocki z ok. 10 000 byłych żołnierzy przyjechał do Rosji, to nie żadne prawo dziejowe, ale doskonale przygotowywana już od 1905 roku akcja bankierów amerykańskich. Coś z tymi jeńcami musieli robić i ktoś musiał ich szkolić przez te 10 lat.
O tym, że sytuacja w kolejnych pokoleniach się powtarzała, najlepiej świadczy rozdawnictwo tytułów naukowych przez genseka Jaruzelskiego [alias Margulec alias Słucki etc]. Już w pierwszym roku stanu wojennego rozdał ponad 1320 nominacji profesorskich. Tą eksplozję nauki widzieliśmy przez następne 30 lat, aż do dnia dzisiejszego.
O upadku oświaty świadczył fakt, że poseł, zamiast spędzać czas w ławach poselskich, kończył maturę lub zdobywał licencjat. Przecież obywatele mu płacili, aby swojej wiedzy czy doświadczenia używał do uchwalania prawa dobrego dla ludzi, a nie kończył za społeczne pieniądze własną edukację. Taki osobnik wchodził do sejmu np. magistrem, a wychodził po jednej lub dwu kadencjach profesorem, i oczywiście od razu był ekspertem telewizyjnym z wszelkich dziedzin. I to wszystko się działo bez żadnych protestów „uczelni”. Przecież pan poseł załatwiał granty. Trudno więc było wymagać od tych osobników jakiejkolwiek własnej myśli.
Historia zatoczyła krąg
W ten sam sposób władze rozbiorowe tworzyły własnych profesorów. Po wymordowaniu ponad 3000 rodzin szlacheckich w 1846 roku, w czasie rabacji czyli Rzezi Galicyjskiej, sprzedawano herby tzw. hrabiom galicyjskim. A te indywidua obsadzały katedry na państwowych uniwersytetach, w owym czasie austriackich, niemieckich, produkując dla maluczkich odpowiednie podręczniki. W książkach tych jest masa szczegółów i są o wiele dokładniejsze od dzisiejszych. Dlatego porównanie tych książek jest bezpośrednim dowodem, jak na psy schodzą polskie nauki humanistyczne.
Obecnie rządy w sezonowym państwie, jakim jest Ukraina, tworzą swój rodowód, opierając się na kozaczyźnie. Czym zatem byli kozacy?
Co to jest kozactwo?
W podręczniku z 1884 roku Zarys historyi Polski i krajów ruskich z nią połączonych (wyd. współczesne: Warszawa 1999) autorstwa Anatola Lewickiego podano rodowód kozactwa. Warto zapoznać się z tym opisem. W sposób jasny autor podaje początki i rolę tych zaciężnych żołnierzy. Kozacy stanowili bowiem odrębny rodzaj drużyn wojennych. Encyklopedia staropolska Zygmunta Glogera wyjaśnia: „Pochodzenie Kozaków odnosi się do epoki tatarskiej [mongolskiej], w której wiele pogranicznych miast na Rusi dla własnego bezpieczeństwa i osłony przed Tatarami urządzało lekkie oddziały konnicy nazwane Kozakami. Nazwa ta wziętą została wprost od wyrazu tatarsko-dżagatajskiego kazak, znaczącego żołnierz-ochotnik lekkozbrojny bezżenny”. Alexander Gwagnin już w XVI wieku wyjaśniał: „Kozak, Kazak jest słowo tatarskie i wykłada się jakoby chudy pachołek, zdobyczy sobie szukając, nikomu nie jest poddany, a za pieniądze komu chce służy”. Tatarzy tereny dzisiejszej Ukrainy nazywali Kazak wilejati. Poeci i pieśniarze ludowi pod pojęciem kozak/kazak rozumieli dzielnego małojca, hajdamakę, najezdnika.
W czasach Rzeczypospolitej najdalszymi grodami czy miastami na granicy południowo-wschodniej były: Kijów, Kaniów, Czerkasy, Bracław. Tereny położone poza linią wytyczoną przez te twierdze były pustym stepem nazywanym Dzikimi Polami. Na terenach tych toczyły się często potyczki z Mongołami, w Polsce zwanymi Tatarami.
Kolonizacja tych terenów posuwała się bardzo wolno i często cofała. Krainy te, położone nad dolnym Dniestrem, Bohem i Dnieprem, zwano także Niżem lub też – od progów rzecznych – Zaporożem. Na terenach tych gromadzili się młodzi ludzie wszelkiej narodowości i wiary. Byli tutaj więc Polacy, Węgrzy, Wołosi, Niemcy, Rusini, a nawet Tatarzy. Była szlachta i byli prości chłopi, mieszczanie  i rozmaitego rodzaju zbiegi. Ludzie ci, nie uznając nad sobą władzy zwierzchniej, chronili się właśnie tutaj, po rozmaitego rodzaju ekscesach w stronach rodzinnych. Początkowo żyli oni na sposób tatarski, trudniąc się myślistwem, rybołówstwem, czasami organizowali się w grupy, napadając na karawany kupieckie. Czasami osiedlali się zakładając osady i trudniąc się rolnictwem. Doskonale pokazują to filmy, zwane westernami.
Nasuwa się proste pytanie: dlaczego tzw. polska kinematografia ani razu nie wykorzystała tych tematów do kręcenia filmów przygodowych, historycznych, czy miłosnych? Przecież porwania, ucieczki, napady byłyby doskonałym materiałem dla tzw. filmów akcji, czego dowodem były filmy zwane westernami. A tutaj cisza, choć za nami tyle lat rozwoju techniki  filmowej.
Stawiam tezę, że starsi i mądrzejsi położyli łapę na historii naszych Kresów – istniał i istnieje zakaz pisania, mówienia, filmowania czegokolwiek na ten temat.
Ad rem. Ten sposób życia nazywano z tatarska „chodzeniem na kozaki”, a tych okresowych rozbójników w okresie późniejszym nazywano kozakami. Tych natomiast, którzy chodzili aż za porohy, nazywano Nożowcami lub Zaporożcami. Niżowcy obozowali w warownych obozowiskach zwanych Koszami lub Siczami. Moskwa nazywała ich Czerkiesami albo Petyhorcami [od pięciu gór kaukaskich]. Podobna Kozaczyzna wytworzyła się nad Donem, gdzie uciekali chłopi moskiewscy przed okrucieństwem Iwana Groźnego i jego następców.
Pod koniec XV wieku, kiedy sytuacja się trochę uspokoiła na tych terenach i pojawiła się władza starostów i namiestników, usiłowali oni rozciągnąć swoją władze także na kozaków. Było to coś podobnego do korsarstwa morskiego, w odróżnieniu od piractwa. Taka drużyna kozacka, otaczana  opieką kasztelana, mogła rabować Tatarów czy Turków, i wracać z łupem do swoich domów nie niepokojona przez prawo. Często zdarzało się, że na czele takiej watahy stawał sam kasztelan czy starosta. Sławę zdobyli w owym czasie np. Przecław Lanckoroński, Ostaf Daszkiewicz czy Dymitr Wiśniowiecki.

Matejko_Ostatni_Daszkiewicz

Hetman kozaków zaporoskich, starosta kaniowski, krzyczewski i czerkaski Ostaf Daszkiewicz [ros. Евстафий Дашкович, ukr. Остап Дашкевич, pol. Eustachy Daszkiewicz] używał kozaków jako straży kresowej. Działo się to za czasów ostatnich Jagiellonów. Ta sytuacja powodowała, że część spośród kozaków przechodziła na żołd królewski. Z polecenia Zygmunta Augusta w 1572 roku Hetman Wielki Koronny Jerzy Jazłowiecki „zregestrował”, czyli wziął na żołd królewski znaczną liczbę kozaków. W ten sposób uwolnił kozaków spod władzy lokalnych starostów i namiestników. Powołano ‚Starszego’, który odpowiadał za zaopatrzenie i porządek zgrupowania. Zygmunt August na miejsce postoju, magazynów etc. przeznaczył Białą Cerkiew, a Stefan Batory – Trachtymirów.
Część kozaków, która nie została z różnych powodów zarejestrowana, przeniosła się poniżej porochów Dniestru i założyli tzw. Bractwo. Bractwo to było bezżenne i mieszkało w obwarowanym obozie, zwanym Sicz. Majątek bractwa był wspólny. Bractwo wybierało sobie naczelnika, zwanego atamanem. W ten sposób powstało coś w rodzaju współczesnej legii cudzoziemskiej, czy Blackwater alias Haliburton czy SAIC.
Bractwo to albo Kozacy Siczowi wynajmowali się temu, kto więcej płacił. W zależności od zlecenia, na swoich lekkich czajkach napadali na porty osmańskie. Z czasem opanowali tereny pomiędzy Bohem a Dnieprem, żyjąc z nakładanych kontrybucji na mieszkańców czy kupców oraz z opłat wnoszonych przez wynajmujące ich państwa.
Bardzo szybko wywiady obcych krajów poznały prawdę i pomimo, że w owych czasach posłowie byli wyznaczani do konkretnych spraw, to np. posłowie weneccy przebywali na Siczy permanentnie, podburzając kozaków do ataków na Turków.
PS.1 Zawsze się dziwię, że osoby prezentujące się jako narodowości polskiej używają pojęć oderwanych od naszego Kraju. Jeżeli w 1990 roku otwartym tekstem powiedziano, ze pomiędzy 1944 a 1990 byliśmy pod dominacją Sowietów to dlaczego „Polacy” używają pojęcia np. prezydent Bierut? Przecież to był płk NKWD B. Bielak alias Birkowski alias Iwaniuk alias Wagner alias… facet oddelegowany do trzymania za przysłowiowy pysk tubylczą ludność. Jeżeli My samo nie zaczniemy używać poprawnych pojęć, to kiedy nasze wnuki się ich nauczą?
PS.2 Co jakiś czas znajdujemy w mediach sformułowanie „polska racja stanu”. Nieodparcie nasuwa się pytanie, a przez kogo opisana czy sformułowana została ta rzekomo polska racja stanu? Przecież  praktycznie od 1920 roku nie ma takowej. Przewrót majowy w 1925 roku dokonał się za pieniądze wywiadu angielskiego. Te 800 000 funtów ówczesnych Józef Piłsudski (Ginet, Selman) pokwitował i 200 000 niewykorzystanych  funtów zwrócił,  na co pokwitowanie znajduje się w Brytyjskim Ministerstwie. Tamta „polska racja stanu” poniosła kompromitację całkowitą w 1939 roku. Od 1945 r. do 1990 r. byliśmy republiką i wypełnialiśmy polecenia Sowietów. Po 1990 r. do 2006 r. nikt nie opracował „polskiej Racji”. Chyba nikt poważnie nie traktuje wysyłania chłopców do krajów arabskich jako polskiej racji stanu. A wiec powtarzam, w cywilizacji łacińskiej mówimy ‚ja’, ‚moim zdaniem’…, w cywilizacjach azjatyckich mówimy ‚my’: Polacy powiedzieli, Polacy zrobili itd.
Rozpowszechnianie wszelkimi możliwymi sposobami jak najbardziej wskazane.
Dr Jerzy Jaśkowski
jerzy.jaskowski@o2.pl
www.PolishClub.org

 

***

Tak zwani politycy to nie żadni twórcy ideologii, ale marionetki do wykonania określonego zadania. Jak osobnik taki nie rozumie, do czego został wybrany, to znika ze ceny politycznej w błyskawicznym tempie. Albo zawał, albo wypadek samochodowy kończy jego karierę.
***
Żydzi do Polski zostali wpuszczeni dopiero za Kazimierza Jagiellończyka.
***
To, że w Rosji w 1917 roku wybuchła rewolucja, nie wynikało z żadnych praw dziejowych, ale z planu Sztabu Niemieckiego, który to starannie przygotował, a potem, jak to zwykle u Niemców, dokładnie zrealizował. To, że Lejba Dawidowicz Bronsztejn alias Trocki z ok. 10 000 byłych żołnierzy przyjechał do Rosji, to nie żadne prawo dziejowe, ale doskonale przygotowywana już od 1905 roku akcja bankierów amerykańskich.

8 myśli w temacie “Dr Jerzy Jaśkowski: Kozacy – jak dezinformują nas zawodowi historycy (Cz. 1)

Dodaj komentarz