Kategoria: Poezja
PROSZĘ, POLSKO NIE UMIERAJ
Witek Muzyk Ulicy
Helena Marusarzówna, Tarnów, więzienie, 1941 rok
Tak bardzo Nas zmieniło to więzienne życie.
Tak nauczyło wszystkiego, wszystkiego.
Taką treść ogromną mają słowa dzisiaj:
Daj nam Panie chleba Naszego powszedniego.
Zbaw Nas od złego, bo Ty wiesz o wszystkim.
Wina nasza ogromna, żeśmy Polakami.
Jeśli dzień zmartwychwstania Ojczyzny jest bliski, prosimy Cię gorąco,
daj, niech doczekamy.
Jest, jest na świecie taki dom, całkiem niedaleko stąd, w którym stoisz w oknie.
Jest, jest na świecie taki dom, całkiem niedaleko stąd, w którym stoisz w oknie.
Ostatni bastion padł, paranoja i słabość małych ludzi pokazała twarz.
Ostatni bastion padł, przebili jedno serce, ale JA nie przestanę grać.
Kochana Ojczyzno, czas przewietrzyć swe pokoje, przetrzeć stary kurz.
Zdejmij maskę z głów posłańców. Słuchaj pieśni swego ludu,
a nie kukieł, karłów i sługusów zza dalekich mórz.
Słuchaj pieśni Swego ludu.
Ja Ci przecież dobrze życzę, nie rozliczam Cię,
Nie chcę wiedzieć, z kim Ty byłaś, z kim chcesz być, Ty lepiej wiesz.
Ciężko tańczyć, gdy dwóch prowadzi, trójkąt ostre rogi ma.
Ja nie kreślę takich figur, cenię sobie prosty świat.
Proszę, Polsko nie umieraj, nie sprzedawaj się!
Pod latarnią źle się stoi, a Tyś damą jest!
Jest, jest na świecie taki dom, całkiem niedaleko stąd, w którym stoisz w oknie.
Jest, jest na świecie taki dom, całkiem niedaleko stąd, w którym stoisz w oknie.
Proszę, Polsko nie umieraj, nie sprzedawaj się!
Pod latarnią źle się stoi, a Tyś damą jest!
Jest, jest na świecie taki dom, całkiem niedaleko stąd, w którym stoisz w oknie.
Jest, jest na świecie taki dom, całkiem niedaleko stąd, w którym stoisz w oknie.
Słowa i muzyka: Witold Mikołajczuk
Witold Mikołajczuk: wokal, fortepian
Bartek „Roju” Rojek: perkusja
Realizacja nagrania: Radek Tadel, Michał Cygan
Miks i mastering: Radek Tadel
Nagrań dokonano w Raven Studio oraz Europejskim Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego
.https://www.instagram.com/p/CH47K8RFvfD/?igshid=1pzg3pvzfu9tt


Julian Tuwim
Sitowie
Wonna mięta nad wodą pachniała,
Kołysały się kępki sitowia,
Brzask różowiał i woda wiała,
Wiew sitowie i miętę owiał.
Nie wiedziałem wtedy, że te zioła
Będą w wierszach słowami po latach
I że kwiaty z daleka po imieniu przywołam
Zamiast leżeć zwyczajnie nad wodą na kwiatach.
Nie wiedziałem, że się będę tak męczył,
Słów szukając dla żywego świata,
Nie wiedziałem, że gdy się tak nad wodą klęczy,
To potem trzeba cierpieć długie lata.
Wiedziałem tylko, że w sitowiu
Są prężne wiotkie i długie włókienka,
Że z nich splotę siatkę leciutką i cienką,
Którą nic nie będę łowił.
Boże dobry moich lat chłopięcych,
Moich jasnych świtów Boże święty!
Czy już w życiu nie będzie więcej
Pachnącej nad stawem mięty?
Czy to już tak zawsze ze wszystkiego
Będę słowa wyrywał w rozpaczy,
I sitowia, sitowia zwyczajnego
Nigdy już zwyczajnie nie zobaczę?
