Platforma Obywatelska – platforma mafijna, czyli 8 lat bezkarnego dojenia Polski

kwiatkowski_kulczyk

Wczoraj w TV Republika w programie „Zadanie specjalne” dziennikarze śledczy Anita Gargas i Cezary Gmyz ujawniali taśmy z podsłuchanych w Pałacyku Sobańskich (siedziba Polskiej Rady Biznesu) rozmów między już dzisiaj nieżyjącym biznesmenem Janem Kulczykiem, a ówczesnym ministrem Spraw Zagranicznych Radosławem Sikorskim, prezesem Najwyższej Izby Kontroli Krzysztofem Kwiatkowskim i związanym z ministrem infrastruktury Sławomirem Nowakiem biznesmenem Piotrem Wawrzynowiczem.

Rozmowy są bardzo obszerne, dziennikarze wybrali z nich tylko wątki związane z prywatyzacją spółki Ciech S.A., do której przekonywał Jan Kulczyk, posługując się różnymi metodami „nacisku” na ministrów rządu Tuska i prominentnych polityków Platformy.

Wynika z nich, że czołowi politycy Platformy byli dosłownie „na zawołanie” najbogatszego Polaka, przynosili poufne informacje na temat procesu prywatyzacji tej spółki Skarbu Państwa, do tego stopnia szczegółowe, że jego ludzie mogli rozmawiać z innymi potencjalnymi nabywcami tej firmy, aby nie przeszkadzały w jej przejęciu.

2. Przypomnijmy tylko, że pospieszna prywatyzacja CIECH S.A., na którą zdecydował się minister skarbu w połowie 2014 roku – jak wiemy z tzw. taśm prawdy – odbyła się na skutek mocnych nacisków przedstawicieli przyszłego inwestora na różnych polityków z rządu Platformy i PSL-u.

Tuż przed wybuchem wspomnianej afery taśmowej na początku czerwca 2014 roku resort skarbu wyraził dosyć nagle zgodę na odsprzedanie będącego w jego posiadaniu pakietu kontrolnego akcji CIECH S.A. (około 38%) po cenie 32,13 zł za jedną akcję na rzecz jednej ze spółek Holdingu Jana Kulczyka, KI Chemistry (sumarycznie Skarb Państwa uzyskał z tej transakcji 619 mln zł od inwestora i 22,5 mln zł wcześniej wypłaconej dywidendy).

Transakcja odbyła się w wyniku ogłoszonego przez tę spółkę w marcu 2014 roku wezwania do sprzedaży blisko 34,8 mln akcji CIECH S.A. (66% wszystkich akcji) po 29,5 zł za jedną akcję.

Przedstawiciele resortu skarbu wielokrotnie publicznie twierdzili, że oferowana cena jest za niska i już przed finalizacją transakcji inwestor zdecydował się podwyższyć cenę o 2,5 zł za akcję, i zakup doszedł do skutku.

3. Przypomnijmy także, że po ujawnieniu w połowie marca 2015 roku przez szefa CBA, że przekazał Prokuraturze Okręgowej w Warszawie kolejne 11 nagrań z podsłuchanymi rozmowami polityków i biznesmenów, a także w związku z opublikowaniem przez TV Republika w połowie lutego tego roku treści meldunków operacyjnych składanych przez osobowe źródła informacji agentom tego Biura, do akcji wkroczyła Prokuratura Apelacyjna w Warszawie.

Zażądała ona od Prokuratury Okręgowej materiałów dotyczących prywatyzacji CIECH S.A. na rzecz firmy Jana Kulczyka, w tym w szczególności treści rozmowy pomiędzy wiceministrem Skarbu Państwa Rafałem Baniakiem a lobbystą i przyjacielem wielu prominentnych polityków Platformy, Piotrem Wawrzynowiczem.

Z materiałów CBA ponoć wynika, że to symboliczne podniesienie ceny zakupu akcji przez inwestora było przeprowadzone po to, aby „zamydlić oczy” przyszłym kontrolerom tej transakcji i przy okazji opinii publicznej, a przedstawiciele resortu skarbu za swoją uległość wobec inwestora zostali sowicie „wynagrodzeni pod stołem”.

Zdaniem ekspertów Skarb Państwa stracił na tej transakcji przynajmniej kilkaset milionów złotych, co bardzo dobitnie potwierdzają ogłoszone w połowie tego roku wyniki finansowe CIECH S.A. za 2014 rok (zysk netto wzrósł aż o 320%).

4. Donald Tusk po wybuchu afery podsłuchowej i opublikowaniu części nagrań z udziałem prominentnych polityków Platformy sugerował nawet, że za aferą stoją służby zza naszej wschodniej granicy (podczas sejmowego wystąpienia w czerwcu 2014 roku mówił o scenariuszu pisanym cyrylicą), twierdził, że minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz wyjaśni te wątki do jesieni 2014 roku, później ewakuował się do Brukseli i zostawił ten cały „pasztet” swojej następczyni.

Ta przy rekonstrukcji rządu pozbyła się większości ministrów podsłuchanych w restauracji „Sowa i Przyjaciele” i Pałacyku Sobańskich, ale co jakiś czas ukazują się kolejne nagrania, a w nich nowe wątki dobitnie pokazujące, że politycy Platformy traktowali Polskę jak prywatny folwark.

Skoro wyjaśnienie tej afery trwa już ponad rok i do tej pory tylko niektórzy działacze Platformy ponieśli konsekwencje – i to zaledwie polityczne – to trudno się dziwić, że nowe taśmy dopadły na finiszu kampanii wyborczej premier Kopacz i kierowaną przez nią partię.

Zdaje się, że tej partii trudno będzie uzyskać w tych wyborach nawet 20% poparcie.

Dr Zbigniew Kuźmiuk
kuzmiuk.blog.onet.pl

*Zbigniew Kuźmiuk – doktor nauk ekonomicznych, poseł na sejm RP obecnej kadencji, poseł do PE w latach 2004-2009, wcześniej marszałek województwa mazowieckiego, radny województwa mazowieckiego, minister-szef Rządowego Centrum Studiów Strategicznych, wojewoda radomski, pracownik naukowy Politechniki Radomskiej.

Reklama

Odwracanie kota ogonem. Czyli o tym, jak dozgonni klakierzy upadającego Tuskowego rządu nierządu rozpaczliwie próbują przekierować uwagę gawiedzi z CO na KTO

How_I_Sits

Na początek zagadka. Kto to powiedział? „Jestem poruszony zawartością tych taśm. Dziękuję dziennikarzom, za wspieranie demokracji poprzez ujawnienie kompromitującego przypadku skandalicznej korupcji politycznej (…). Miliony Polaków mogły poznać dzięki tym nagraniom kulisy kuchni politycznej kompromitującej obecny rząd”…

Porównując obecny rząd do pokojówki mogę obrazić ludzi wykonujących ten uczciwy zawód. Używam jednak tego porównania, by wyjaśnić, jak absurdalna jest próba przekierowania uwagi ws. afery taśmowej z tematu CO na KTO. Rozumiem ławę oskarżonych z PO, którzy niczym pokojówka złapana na kradzieży, próbują skierować naszą uwagę na pytanie „kto nagrał” jej kradzież. Nie akceptuję jednak, gdy tę linię obrony powielają media.

sprzątaczka

Rolą mediów jest w uczciwy sposób wyjaśnić opinii publicznej, co jest w treści rozmów ważne i dlaczego, a nie rozpylanie mgły informacyjnej i przekierowanie sprawy na poboczne tory. Cokolwiek sądzimy o Sylwestrze Latkowskim czy „Wprost”, to największa kompromitacja w tej sprawie – to zarówno: totalny brak bezpieczeństwa państwa oraz kompromitująca treść zawieranych dealów i polityczna korupcja, jaka została ukazana w tych nagraniach.

zaufanie

Ok, weźmy pod uwagę opcję: Nagrywający od lat postawił sobie za cel skompromitowanie najważniejszych ministrów, szefów spółek skarbu państwa i prezesa NBP. Czy byłby to w stanie zrobić, gdyby na nagraniach było tylko parę przekleństw, ale tak naprawdę obywatele zobaczyliby że bohaterowie taśm realizują polski interes i stawiają go wyżej niż własne korzyści? Oczywiście, że nie. Wtedy co najwyżej rządzący mogliby producentowi taśm podziękować, że pokazał ich wspaniałe oblicze mężów stanu zatroskanych o Polskę. Stało się odwrotnie. Czy z winy nagrywającego, kimkolwiek on jest? Czy z winy „Wprost”, który taśmy opublikował, niezależnie od intencji i motywacji? Nie. Niejako „właścicielami” tej kompromitacji – są jej bohaterowie. Postaram się problem taśm opisać w sześciu punktach

1. Dodruk pieniędzy, by PO utrzymała się u władzy nie jest moralnie mniej obciążającym czynem, gdy pozostaje tajny. Wręcz przeciwnie, jest tym bardziej kompromitujące takie partyjne działanie, gdy jest przeprowadzane za plecami, przy jednoczesnym zapewnianiu publicznie przez rządzących, że im chodzi o coś więcej niż własne stołki, wpływy i zarobki. Czy mówienie publicznie o wspaniałych relacjach z USA, podczas gdy prywatnie minister Sikorski mówi, o tym jak bardzo taki sojusz uważa za zły i woli dobre relacje z Rosją, przestaje być kompromitujące w zależności od tego, kto i dlaczego tę hipokryzję wykazał?

2. Spójrzmy na instytucję świadków koronnych. Najczęściej to są bardzo źli ludzie, mający naprawdę sporo za uszami. Organa ścigania zgadzają się jednak na współpracę z nimi, gdy pozwala to ukarać sprawców poważnych przestępstw, ich kolegów z grup przestępczych. Jest lepszy przykład, jaki dał prof. Ryszard Bugaj. Czy Polska w 1943 r. powinna zignorować informację o zbrodni katyńskiej, tylko dlatego że ujawnili ją Niemcy? Przecież zrobili to dla swoich interesów. Wracając do współczesności: Czy jeśli jako obywatele dostajemy dowód na łamanie konstytucji przez rządzących, używanie państwa przez partię jako własności, folwarku – to mamy ich usprawiedliwiać, tylko dlatego że nagrywający ich nie lubi? Czy mąż, który dostaje do skrzynki pocztowej dowody na zdradę  małżonki, kupi jej tłumaczenia: Pomyśl kochanie, kto chciał nam zaszkodzić, zepsuć nasz związek? Nie. Będzie wściekły na fałsz i zło, jakiego doznał od osoby, której ufał, kochał. Tym bardziej nie będzie skory do słuchania jej wyjaśnień, jeśli będzie to któraś z kolei zdrada. Bo rządzący Polską, zdradzili państwo, zdradzili obywateli. Na rzecz własnej partii i partykularnych interesów. Od lat dokonują zdrady stanu, a demokrację zamienili na demokraturę, której jedynym i podstawowym celem jest utrzymanie się na stołkach i władza dla samej władzy. Niezaspokojeni, ciągle sięgają po więcej i więcej, tracąc przy tym nawet podstawową ostrożność, by oszukiwać i okradać obywateli w dyskretny sposób.

3. Rządzący, zaślepieni dali się nagrać i chcą nas przekonać, że winą ich szaleństwa władzy, wszystkich kompromitujących zdarzeń i ustaleń, jest ten, który to ujawnił. Bo obywatel – w ich przekonaniu – by władzę kochać i jej ufać tym bardziej, im mocniej ona go oszukuje i okrada. Bo obywatel nie jest dla nich suwerenem, któremu władza ma służyć. On ma na nich głosować. Jeśli do tego potrzeba dodrukować pieniędzy, czyli de facto okraść z oszczędności? Żaden problem. Już Marek Belka, jako premier techniczny w lewicowym rządzie zasłynął „podatkiem Belki”, czyli właśnie podatkiem od tego, co Polacy sobie zaoszczędzili. Ma doświadczenie w tej praktyce, dlatego minister Sienkiewicz wiedział do kogo się zwrócić.

4. To też kwestia zaufania i uczciwości. Jeśli postrzegamy hierarchię władza-obywatele jako relację, w której rządzący są od tego, by Polsce i Polakom służyć – nie możemy zgodzić się na dalsze zatrudnianie pokojówki, która kolejny raz nas okradła. Jak możemy jej dalej ufać i powierzać nasz dom? Im dłużej będziemy ją utrzymywać, tym więcej może nam ukraść i tym częściej nas oszukać.

5. Na koniec słówko o jawności. To prawda: ujawnienie nagrań kompromitujących ministrów polskiego rządu jest szkodliwe dla wizerunku Polski na świecie, niezależnie co my o nich sądzimy. Warto jednak zauważyć, że jeszcze gorsza jest perspektywa szantażowania po cichu, w zaciszu gabinetów, czy restauracji takimi nagraniami – co może powodować podejmowanie przez nich bardzo niekorzystnych decyzji dla Polski, korzystnych dla producenta taśm. O taką możliwość pytałem premiera w poniedziałek 16 czerwca, tuż po ujawnieniu pierwszych taśm. Odnosząc się do plotek na temat istnienia nagrań z udziałem sekretarza partii Pawła Grasia, szefa CBA Pawła Wojtunika, wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej Tusk stwierdził, cytuję:  „Na razie nie mamy żadnego sygnału, aby te osoby podlegały szantażowi”. Chciałbym wierzyć na słowo, jednak faktem jest, że w kontekście szantażu nawet najstraszniejsza kompromitacja lepiej by była jawna i skończyła karierę danego polityka, niż stała się narzędziem do zmuszania go, by podejmował decyzje złe dla państwa i własnych obywateli.

Co właściwie jest złego w tych nagraniach, w ich treści? Nie przekleństwa, nawet nie prostactwo do którego zdążyliśmy się przyzwyczaić. W końcu to z PO wywodzi się Palikot, a twarzami jest Niesiołowski. Złem tych taśm jest spiskowanie najważniejszych osób w państwie w celu zablokowania demokratycznych procedur. Drukowanie pieniędzy, tylko by w roku wyborczym „władzy raz zdobytej nie oddać nigdy” – to nic więcej niż uznanie, że dla PO demokracja nie istnieje.

6. Ujawnione przez „Wprost” treści rozmów zawierają wiele wątków. Opiszę je skrótowo. Oprócz drukowania pieniędzy na kampanię PO, dotowanie „pod stołem” małych lotnisk, bądź linii lotniczych przez państwo. Kompromitacja budowy terminalu LNG, którego opóźnienie – według jednego z bohaterów – sięga nawet 2017 r. Przewały skarbowe przy kontroli finansów Sławomira Nowaka i jego żony, ustawiania prokuratora generalnego przez ministra Sienkiewicza, czym się szef MSWiA chwali w rozmowie z Belką. W najnowszych dochodzi prorosyjski kurs ministra Sikorskiego nadal realizowany, mimo publicznych deklaracji oraz dotowanie Jerzego Owsiaka „30 bańkami” przy okazji obchodów 4 czerwca.

„Jestem poruszony zawartością tych taśm. Dziękuję dziennikarzom, za wspieranie demokracji poprzez ujawnienie kompromitującego przypadku skandalicznej korupcji politycznej (…) Miliony Polaków mogły poznać dzięki tym nagraniom kulisy kuchni politycznej kompromitującej obecny rząd” – tak mówił… Donald Tusk w 2006 r. po ujawnieniu „taśm Renaty Beger”. Dziś już inaczej śpiewa, bo wie że gra idzie o jego stanowisko, którego po dobroci nie odda.

Samuel Pereira, Niezalezna.pl

Aferalna III RP:

https://tajnearchiwumwatykanskie.wordpress.com/category/afery-tuska/

Sitwa, „służby” i przyjaciele…

sowa

W restauracji Sowa i Przyjaciele, ulubionym lokalu rosyjskich dyplomatów i polityków Platformy Obywatelskiej, w saloniku VIP-ów najważniejsi urzędnicy państwowi prowadzili poufne rozmowy, które zostały nagrane. Część z nich opublikował tygodnik „Wprost”; wiadomo jednak, że stenogramów i nagrań jest znacznie więcej. Ta sytuacja ma szerszy wymiar: Tusk nigdy nie był tak słaby jak dzisiaj, a to jest z kolei na rękę Bronisławowi Komorowskiemu, który walczy o przejęcie wpływów w Platformie.

– Nie jest ważne, kto nagrał, bo przy dzisiejszej technice może to zrobić praktycznie każdy. Prawidłowe pytanie brzmi, w jakim celu to zrobiono i dlaczego prokuratura nie wszczyna postępowania, które objęłoby wszystkich członków rządu – mówi gen. Zbigniew Nowek, były szef Urzędu Ochrony Państwa, następnie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i wiceszef Biura Bezpieczeństwa Narodowego za czasów prezydentury prof. Lecha Kaczyńskiego.

Gen. Nowek uważa, iż nie można wykluczyć żadnej hipotezy, łącznie z tą, że jeden z ministrów może być szantażowany. Jeżeli są informacje, że jest więcej nagrań niż te, które opublikowano, należy sprawdzić, czy którykolwiek z członków Rady Ministrów zrobił coś, co mogłoby zostać wykorzystane przez szantażystów. W tej chwili tak bowiem można odczytać ten sygnał: przekazaliśmy dziennikarzom część nagrań, ale jest ich więcej i możemy z nich zrobić użytek. Niewykluczona jest także hipoteza walki o wpływy np. w polityce – komentuje gen. Nowek.

vip-room

Jego zdaniem zawiodły służby kontrwywiadowcze. – Jeżeli zamontowano w restauracji podsłuch, to bez problemu można było tam też umieścić ładunek wybuchowy. Po tragedii smoleńskiej rządzący przekonywali nas, że służby specjalne działają prawidłowo, że zdały egzamin. Teraz widać, jak naprawdę działają mówi były szef ABW.

Nagrania zostały zrobione w restauracji położonej na warszawskim Mokotowie, blisko najważniejszych urzędów w państwie oraz ambasady rosyjskiej. Rosyjskich dyplomatów nasi rozmówcy widzieli tu wielokrotnie. Ze strony internetowej właściciela lokalu Roberta Sowy (znanego m.in. z występów w telewizji TVN i Radiu Zet) możemy się dowiedzieć o organizowanych przez niego prestiżowych eventach – m.in. galach i bankietach.

W ostatnich trzech latach przygotował on m.in. catering dla Lotto w Pałacu w Wilanowie, catering dla gości loży biznesowych oraz sekcji Gold i Silver Stadionu Legii podczas meczu Polska–Francja – bankiet dla Legii Warszawa,  Bal Przymierza Rodzin z udziałem prezydenta Bronisława Komorowskiego i prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, Dni Polskie w Brukseli i 80-lecie banku PKO BP SA.

Stenogramy, które się nie ukazały

Poza opublikowanymi nagraniami są także zapisy innych rozmów, m.in. szefa CBA Pawła Wojtunika z wicepremier i minister infrastruktury Elżbietą Bieńkowską oraz szefa NIK Krzysztofa Kwiatkowskiego z biznesmenem Janem Kulczykiem, który niedawno kupił akcje państwowej firmy Ciech [firma znana z produkcji współczesnego Cyklonu B czyli śmiercionośnych, ludobójczych substancji, które są codziennie rozpylane nad naszymi głowami (tzw. chemtrails) – przyp. taw].

Rozmowy te także zostały nagrane w restauracji Sowa i Przyjaciele; podobnie jak w poprzednich przypadkach, wykonano również fotografie. Na zdjęciach widać postacie wchodzące do lokalu – nie są to stop-klatki z zainstalowanych w pobliżu kamer, lecz zdjęcia wykonane aparatem fotograficznym. To oznacza, że osoby, które je robiły, wiedziały doskonale o terminie spotkania oraz o tym, kto jest umówiony. Do zwyczajów ludzi z rządu Donalda Tuska należy prowadzenie ważnych, poufnych rozmów przy drogim obiedzie, zwykle za kilka tysięcy złotych.

Według nieoficjalnych informacji, rozmowa, która miała miejsce pomiędzy Pawłem Wojtunikiem a Elżbietą Bieńkowską, dotyczyła kar unijnych, które nam grożą m.in. za infoaferę, którą szef CBA nazwał „największą aferą w historii”. W lutym tego roku okazało się, że Unia Europejska zablokowała Polsce wypłatę 488 mln euro na realizację projektów informatycznych. Wstrzymanie refundacji dotyczyło wydatków programu „Innowacyjna gospodarka”. Sytuacja nie zmieni się do momentu uzyskania przez Unię całkowitej pewności, że polskie władze podjęły kroki niezbędne do identyfikacji i wycofania faktur zagrożonych oszustwami. „Infoafera może zniweczyć plany Bieńkowskiej” – alarmowała na początku br. „Rzeczpospolita”, w której m.in. czytamy: „Zważywszy, że e-projekty, jak i wszystkie inne inwestycje dotowane przez UE z budżetu na lata 2007–2013, muszą być rozliczone do końca 2015 r., oznacza to, że z uratowaniem tych pieniędzy mogą być nie lada problemy, bo prawdopodobieństwo, że sąd do tego czasu wyda wyrok w sprawie infoafery, jest naprawdę znikome. I nawet Bieńkowska nie pomoże, bo sprawa jest rozwojowa, cały czas się toczy i kiedy się zakończy – nie wiadomo. A potem będzie etap sądowy. Ile on potrwa, tego nie wie nikt, ale niemożliwe się wręcz wydaje, aby sąd orzekł przed końcem 2015 roku”.

Tuż przed wybuchem afery podsłuchowej posłowie przegłosowali, że nie będzie komisji śledczej badającej infoaferę – sprawa po raz kolejny została zamieciona pod dywan.

Rzecznik CBA Jacek Dobrzyński potwierdził, że doszło do spotkania jego szefa z wicepremier Bieńkowską. – Spotkanie szefa CBA z wicepremier Elżbietą Bieńkowską odbyło się w miejscu publicznym, było spotkaniem oficjalnym, umówionym przez sekretariaty z inicjatywy pani wicepremier. Jest naturalne, że szef CBA Paweł Wojtunik w ramach swoich zadań służbowych spotyka się z wieloma osobami i nie ma w treści tych rozmów nic nagannego. Jestem spokojny i w tym przypadku nie obawiam się niczego niewłaściwego – stwierdził rzecznik CBA w sobotę, gdy na stronie internetowej „Wprost” ukazały się fragmenty artykułu na temat afery podsłuchowej.

W podobnym tonie wypowiedział się rzecznik prasowy NIK Paweł Biedziak. W przesłanym Polskiej Agencji Prasowej oświadczeniu napisał, że w czasie rozmowy z Janem Kulczykiem szef NIK poinformował go, iż ze swoimi problemami przedsiębiorca powinien zgłosić się do innych organów państwa.

Dlaczego wicepremier polskiego rządu Elżbieta Bieńkowska i szef CBA Paweł Wojtunik oraz szef NIK Krzysztof Kwiatkowski i najbogatszy Polak Jan Kulczyk spotykali się w prywatnej restauracji na obiedzie? Na to pytanie żaden z rzeczników nie odpowiedział. Nie wiadomo też, z jakich funduszy zapłacono za te spotkania – czy były to środki własne, czy też państwowe pieniądze przeznaczone np. na wydatki reprezentacyjne. Nie jest także jasne, kto miałby to sprawdzić – szef CBA, który z urzędu powinien się tym zająć, sam uczestniczył w takim obiedzie.

Wzmocniony Komorowski

Po ukazaniu się stenogramów Bronisław Komorowski wykazał daleko idącą powściągliwość. W jego imieniu wypowiedziała się szefowa prezydenckiego biura prasowego Joanna Trzaska-Wieczorek, oznajmiając, że „prezydent czeka na wyjaśnienie”. Symptomatyczne było zachowanie prezydenckiego doradcy Tomasza Nałęcza. Zaraz po publikacji w internetowym wydaniu „Wprost”, w wywiadzie dla portalu Tomasza Lisa stwierdził:

„Cała historia brzmi nieprawdopodobnie, to próba znalezienia sensacji. Ktoś nie miał tematu i sobie wymyślił takie nagrania. Wygląda mi to na próbę ratowania nakładu pisma. Jestem przeciwko nagrywaniu ludzi, którzy poszli coś zjeść. Tego rodzaju praktyki trzeba traktować z oburzeniem i przymrużeniem oka”.

Dzień później Nałęcz mówił coś zupełnie  innego: „Dziennikarz zaskoczył mnie w środku lasu podczas spaceru z psem” – stwierdził prezydencki doradca. Później przyznał, iż nagrania są „kompromitacją naszego państwa”, a „sprawa musi być wyjaśniona”.

W czasie gdy przez Polskę przetaczało się „podsłuchowe tornado”, Bronisław Komorowski gościł z oficjalną wizytą na Węgrzech. Pozwoliło mu to uniknąć wypowiedzi w tej kwestii, ale – jak zauważają niektórzy komentatorzy – sytuacja jest dla niego wymarzona. Od dawna tajemnicą poliszynela jest jego szorstka przyjaźń z Tuskiem, który – jak twierdzi otoczenie premiera – zastanawia się nad startem w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Informacja ta krąży w kuluarach sejmu od pierwszych dni czerwca. Tusk spodziewa się porażki w wyborach parlamentarnych, a prezydentura pomogłaby mu utrzymać część władzy i wpływów.

Na taką sytuację nie jest przygotowany Komorowski, który chce walczyć o drugą kadencję, ale do tego potrzebne mu są struktury PO i silne poparcie partii. Mocno osłabiony Tusk jest dla obecnego prezydenta idealnym prezentem – przy pomocy m.in. Grzegorza Schetyny może po swojemu poukładać Platformę. Kolejnym elementem tej rozgrywki są służby – to właśnie Donald Tusk i Bartłomiej Sienkiewicz (odpowiedzialny za nowelizację ustawy o ABW) chcą pozbawić prezydenta jakiegokolwiek wpływu na służby specjalne. Ostro sprzeciwia się temu gen. Stanisław Koziej, szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego, który już zapowiedział, że jeżeli te kontrowersyjne zapisy zostaną uchwalone przez sejm, prezydent nie podpisze nowelizacji ustawy o ABW.

Dlatego – jak komentują nieoficjalnie  niektórzy politycy PO – publikacja „Wprost” trafiła się Komorowskiemu jak ślepej kurze ziarno.

Ludzie służb

Tygodnik „Wprost” opublikował nagrania i stenogramy rozmów pomiędzy prezesem Narodowego Banku Polskiego Markiem Belką, Sławomirem Cytryckim, szefem jego gabinetu, oraz Bartłomiejem Sienkiewiczem, ministrem spraw wewnętrznych. Kolejne rozmowy odbyły się pomiędzy Andrzejem Parafianowiczem, byłym szefem wywiadu skarbowego, Sławomirem Nowakiem, byłym ministrem transportu, oraz Dariuszem Zawadką, byłym szefem GROM-u.

– Ci ludzie czuli się całkowicie bezkarni, o czym świadczy sposób i tematyka prowadzonych przez nich rozmów – komentuje Antoni Macierewicz, wiceprezes PiS, twórca kontrwywiadu wojskowego. Jego zdaniem obecne służby specjalne są kompletnie zdemoralizowane.

Rozmowy zostały nagrane w prywatnej restauracji, a najciekawsze jest to, że niemal wszyscy ich uczestnicy (poza Sławomirem Nowakiem) byli związani ze służbami specjalnymi.

Marek Belka w archiwach służb specjalnych figuruje jako kontakt operacyjny komunistycznego wywiadu o pseudonimie „Belch” – podpisał tzw. instrukcję wyjazdową i zobowiązanie do zachowania w tajemnicy kontaktów z funkcjonariuszami wywiadu PRL-u. Z kolei Sławomir Cytrycki, absolwent studiów ekonomicznych w Leningradzie w ZSRS i wicedyrektor gabinetu Wojciecha Jaruzelskiego w czasie jego prezydentury, figuruje w dokumentach IPN jako kontakt operacyjny „Ritmo”.

Bartłomiej Sienkiewicz to narybek służb III RP – do Urzędu Ochrony Państwa trafił zaraz po jego utworzeniu. Po odejściu z UOP pracował m.in. w Ośrodku Studiów Wschodnich.

Andrzej Parafianowicz, uważany za jednego z najbliższych współpracowników byłego szefa ABW Krzysztofa Bondaryka, od lat zajmował się tematyką bezpieczeństwa. Pracował m.in. w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji jako wicedyrektor w Krajowym Centrum Informacji Kryminalnej (1999–2000), w czasach gdy Bondaryk był wiceszefem MSWiA. Po objęciu władzy przez PO jesienią 2007 r. Parafianowicz został podsekretarzem stanu w Ministerstwie Finansów, obejmując funkcję generalnego inspektora informacji finansowej, generalnego inspektora kontroli skarbowej i pełnomocnika rządu ds. zwalczania nieprawidłowości finansowych na szkodę Rzeczypospolitej Polskiej lub Unii Europejskiej.

Dorota Kania, Niezalezna.pl

Aferalna III RP:

https://tajnearchiwumwatykanskie.wordpress.com/category/afery-tuska/

Polskie „służby” oficjalnie pracują dla Rosji od co najmniej 20 maja 2013 r.

państwo polskie nie istnieje

Ajajajajajajaj! Nie minęły nawet dwa tygodnie od dnia, w którym na rozkaz pana prezydenta Komorowskiego „cała Polska” musiała ćwierkać z radości z powodu 25. rocznicy „odzyskania wolności” – to znaczy dogadania się generała Czesława Kiszczaka z gronem swoich konfidentów w sprawie podziału władzy NAD narodem polskim – a oto z ust Umiłowanego Przywódcy w postaci ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza dowiedzieliśmy się, że państwo polskie istnieje „tylko formalnie”.

Tę przenikliwą diagnozę pan minister Sienkiewicz przedstawił podczas rozmowy podsłuchanej w restauracji „Pod Pluskwami”, kiedy to podżegał pana prezesa NBP Marka Belkę do złamania art. 220 ust. 2 Konstytucji, zakazującego finansowania deficytu budżetowego dodrukowywaniem pieniędzy.

Te podsłuchy musieli przeprowadzić pierwszorzędni fachowcy, bo nagranych zostało co najmniej 900 godzin, co musiało trwać całymi miesiącami, jeśli nie latami – a tubylcza bezpieka niczego nie zauważyła. Można to skomentować chyba tylko słowami pana Zagłoby do Bohuna: „Listy tobie wozić, panny porywać, ale z rycerzem – dudy w miech!”. Ale jakże ma być inaczej, skoro te wszystkie „służby” to synekury dla marnotrawnych synów założycieli ubeckich dynastii, co to kiedyś samego jeszcze znali Stalina, a w przeddzień transformacji ustrojowej poprzewerbowywali się do rozmaitych państw poważnych w nadziei, że w zamian za frymarczenie polskimi interesami państwowymi będą mogli nadal pasożytować na Polsce i jej obywatelach?

Oczywiście niezależna prokuratura wszczęła energiczne śledztwo, posyłając abewiaków do redakcji „Wprost”, żeby skonfiskowali wszystkie „nośniki”, ale przekonanie, że owe „nośniki” są w siedzibie redakcji, wydaje się naiwne. Wprawdzie są już pierwsze ofiary w postaci zatrzymanego menedżera restauracji „Pod Pluskwami”, a na pewno będą następne w postaci kelnerów i pomywaczy, bo zarówno ABW, jak i niezależna prokuratura jakieś sukcesy muszą mieć. Warto w tym momencie przypomnieć rozporządzenie Włodzimierza Putina z 20 maja 2013 roku, w którym rosyjski prezydent nakazał tamtejszej Federalnej Służbie Bezpieczeństwa nawiązanie współpracy” z tubylczą Służbą Kontrwywiadu Wojskowego, która razem ze Służbą Wywiadu Wojskowego wypączkowała ze „zlikwidowanych” Wojskowych Służb Informacyjnych. Ze strony SKW jej szef, pan generał Janusz Nosek „współpracę” z FSB nawiązał zaraz po katastrofie smoleńskiej, a więc jeszcze w roku 2010!

nosek

nosek2

Jak pamiętamy, we wrześniu ub. roku pan generał został usunięty ze swej funkcji – jak mówiono w kołach wojskowych, „chwytem za nosek” – w związku z konfliktem z wiceministrem obrony generałem Waldemarem Skrzypczakiem. Biorąc to wszystko pod uwagę nie można wykluczyć, że te co najmniej 900 godzin nagrań mogą stanowić pierwsze poważne ostrzeżenie ze strony zimnego rosyjskiego czekisty Włodzimierza Putina, który przy pomocy tej aluzji niejako potwierdza diagnozę pana ministra Bartłomieja Sienkiewicza, iż państwo polskie istnieje „tylko formalnie”, a nasi Umiłowani Przywódcy są u niego na widelcu.

No dobrze – ale w takim razie z czego na polecenie pana prezydenta Bronisława Komorowskiego niedawno mieliśmy się tak cieszyć? Pan minister Sienkiewicz swoją diagnozę przedstawił w lipcu 2013 roku, podczas gdy pan prezydent myślał, że państwo polskie istnieje jak gdyby nigdy nic jeszcze dziesięć dni temu! Bardzo możliwe, że pan prezydent Komorowski jeszcze i dzisiaj myśli, że państwo polskie nadal jeszcze istnieje, ale – powiedzmy sobie szczerze – co właściwie ma myśleć, skoro uważa się za prezydenta?

Stanisław Michalkiewicz

michalkiewicz

Michalkiewicz.pl

Aferalna III RP:

https://tajnearchiwumwatykanskie.wordpress.com/category/afery-tuska/