Ta akcja spowodowała zwarcie szeregów funkcjonariuszy komunistycznych służb specjalnych. Oni wtedy zobaczyli, że albo będzie wolność i demokracja, albo – oni. Wiedzieli, że wolność i demokracja jest dla nich zagrożeniem, bo doprowadzi do zakończenia ich politycznych karier. Cały ten obóz współpracujący kiedyś tajnie z komunistami zaczął działać jawnie nad umocnieniem fundamentów Okrągłego Stołu. W efekcie Kwaśniewski został prezydentem na 10 lat i te interesy zostały zabezpieczone – o wydarzeniach nocy z 4 na 5 czerwca 1992 roku mówi legenda „Solidarności” Krzysztof Wyszkowski.
Niezalezna.pl: 23 lata temu doszło do tzw. nocnej zmiany. Był pan doradcą premiera Jana Olszewskiego. 4 czerwca 1992 roku chcieliście zrobić w Sejmie lustrację, mówiąc wprost – zerwać z komunizmem. Jednak to rząd Olszewskiego upadł, a nie komuna…
– Nie udało się, bo nie doceniliśmy agentury. Obliczałem ich ilość w Sejmie na około 60 i tylu wówczas ujawniono. Dziś wiadomo, że było ich dużo więcej. Wydawało nam się wówczas, że część archiwów została zniszczona i bardzo wielu ludzi, którzy wtedy odgrywali decydującą rolę w Polsce, zostało pominiętych, a inni zostali nastraszeni, że rząd Jana Olszewskiego zamierza przeprowadzić lustrację i nastąpił bunt. Tam była szeroka koalicja począwszy od Mazowieckiego, Tuska…
Dlaczego tamta lustracja, choć była tak potrzebna wolnej Polsce – nie udała się?
– Dotknęła wielu ludzi i wielu interesów – nie tylko tych z Sejmu i Senatu, ale ludzi mediów, ludzi związanych z komunizmem. „Wyborcza” straszyła. Mówiono więc o wyrzuceniach z pracy, nadchodzącej zemście, czy mającej nadejść fali samobójstw.
Rozpętano histerię tylko po to, aby tamtą lustrację zatrzymać. IPN do teraz nie opracował listy agentów, którzy decydowali przy Okrągłym Stole o kształcie III RP.Generał Kiszczakwiedział, kogo bierze do rozmów z kręgów tzw. opozycji konstruktywnej. On miał ich papiery, ich teczki. Dawna SB zadbała o bezpieczeństwo swojej agentury. Tak zwanalista Macierewiczazawierała nazwiska mniej niż połowy stanu agentury, która wówczas funkcjonowała w Sejmie.
Jakie przyniosło to skutki dla późniejszego funkcjonowania naszego kraju?
– Ta akcja spowodowała zwarcie szeregów funkcjonariuszy komunistycznych służb specjalnych. Oni wtedy zobaczyli, że albo będzie wolność i demokracja, albo – oni.
Wiedzieli, że wolność i demokracja jest dla nich zagrożeniem, bo doprowadzi do zakończenia ich politycznych karier.
Cały ten obóz współpracujący kiedyś tajnie z komunistami zaczął działać jawnie nad umocnieniem fundamentów Okrągłego Stołu. W efekcie Kwaśniewski został prezydentem na 10 lat i te interesy zostały zabezpieczone. To był czas, kiedy jeszcze częściowo można było uratować majątek narodowy, ale
agentura i ludzie związani z mediami stanowili siłę oporu w celu utrwalenia systemu postkomunistycznego.
Jak działa dziś ten system?
– Nadal ogranicza naszą wolność. Trzyma wielu ludzi w szachu. Polacy w 1989 roku wzięli udział w wyborach, bo chcieli zarwać z komunizmem, ale okazało się, że 4 czerwca 1992 roku elity obroniły postkomunizm.
Cwilny kontrwywiad (ABW) schwytał wojskowego szpiegującego na rzecz Rosji. I jeszcze szpiega cywila. Wydawałoby się, że to świetnie, bo od lat żadnego agenta Rosji nie złapano. W rzeczywistości nie jest świetnie, a po prostu fatalnie. Nie dlatego, że zneutralizowano dwóch agentów, lecz że tylko dwóch. Z raportów wywiadów Niemiec, Francji, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Finlandii czy Czech wynika, że Polska należy do wąskiej grupy państw UE najbardziej narażonych na rosyjską penetrację. I jest przez Rosję szpiegowana na wielką skalę. Co oznacza także istnienie na naszym terytorium bardzo rozbudowanej siatki agentury ofensywnej Rosji, licznych tzw. śpiochów oraz wielokrotnie liczniejszej sieci agentów wpływu. Ale polskie państwo, a szczególnie jego tajne służby o tych siatkach albo nie mają pojęcia, albo nie są w stanie nic im zrobić.
Znając metody działania Rosjan, trzeba zakładać, że poza oficerami Rosjanami działającymi w Polsce pod przykryciem (dyplomatycznym, biznesowym, dziennikarskim itp.), mają oni swoich agentów w wojsku, policji, straży granicznej, służbie celnej oraz – co najbardziej niebezpieczne – w polskich tajnych służbach! Biografie wielu oficerów dawnej WSI dowodzą, że byli oni werbowani na dużą skalę (nie tylko podczas szkoleń i kursów w ZSRR, a potem w Rosji), i ta agentura nigdy w IIIRP nie została dobrze rozpoznana, nie mówiąc już o jej neutralizacji czy przewerbowaniu.
To, czego dowiadujemy się o takich esbekach jak morderca księdza Popiełuszki, kapitan Grzegorz Piotrowski, dowodzi, że także oni wysługiwali się służbom ZSRR i realizowali nawet najbardziej trefne zlecenia, np. inwigilacji papieża Jana Pawła II czy wskazywania słabych punktów jego ochrony.
Trzeba pamiętać, że służby ZSRR do 1990 r. miały dostęp do teczek agentury SB i Wojskowej Służby Wewnętrznej (WSW), więc po 1990 r. miały szerokie pole do szantażu wielu agentów służb PRL oraz ich przejmowania. Tymczasem w Polsce nigdy nie powstał nawet raport o skali tych przejęć, nie mówiąc o wytypowaniu osób, które Rosjanie skłonili do współpracy. Wielu z tych ludzi mogło potem typować kolejnych kandydatów do werbunku, a część z nich stała się agentami.
To wszystko oznacza, że skala agentury Rosji w Polsce najpewniej przekracza najśmielsze wyobrażenia.
Ze wskazanymi wyżej trzema rodzajami agentury powinny walczyć służby kontrwywiadu (ABW i SKW), ale nie ma żadnych dowodów, żeby odnosiły na tym polu jakieś sukcesy. Schwytanie dwóch agentów wiosny nie czyni.
Poza agenturą niejako „zawodową” mamy w Polsce legion agentów wpływu Rosji, działających w biznesie, mediach (w tym szczególnie na różnych portalach „zorientowanych na wschód”), na uczelniach, w stowarzyszeniach, instytucjach kultury, ale też w urzędach, partiach, samorządach, funduszach czy fundacjach. Oczywiście w demokratycznym państwie nie można takich ludzi po prostu zamknąć, ale można zrobić wiele, żeby wspieranie obcego państwa im się nie opłacało. O tym się głośno nie mówi, ale każde państwo ma narzędzia, dzięki którym można zapobiec szkodliwej działalności obcej agentury wpływu. I wiele państw je stosuje. W Polsce musi być inaczej, bo absolutnie nie widać ograniczania działań agentury wpływu, lecz przeciwnie – jest ona coraz bardziej bezczelna i ekspansywna. Co oznacza, że
polskie służby nie mają nawet stosownej wiedzy o uplasowaniu agentów wpływu,
o sposobach ich wynagradzania (niekoniecznie pieniężnych), o ich powiązaniach z mocodawcami poprzez skomplikowane sieci pośredników z Zachodu, o ich modus operandi czy o ich powiązaniach z agenturą wpływu Rosji w innych krajach UE. W wielu państwach Unii tajne służby mają bogatą wiedzę o agenturze wpływu Rosji (np. w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Szwecji czy Finlandii, a nawet w Estonii) i umiejętnie ją neutralizują.
W Polsce ta agentura hasa w najlepsze i czuje się kompletnie bezkarna.
I nie wiadomo, czy polskie służby nie są w stanie agenturze Rosji przeciwdziałać, czy zwyczajnie nie chcą, bo takie zachowanie było w ostatnich latach premiowane. Mieliśmy przecież reset w relacjach z Rosją. Ten reset wyglądał tak, że
Polska właściwie zrezygnowała z wszelkich działań wobec rosyjskiej agentury, natomiast Rosja ogromnie ją w tym czasie rozbudowała. Obecnie Polska jest rajem dla rosyjskiej agentury działającej we wszelkich znanych formach i zatrzymanie dwóch agentów tego nie zmienia.
Żeby mówić o skuteczności walki z agenturą, trzeba by bardzo wzmocnić tę część kontrwywiadu (cywilnego i wojskowego), która zajmuje się Rosją. I na to natychmiast powinny się znaleźć pieniądze, bo ta agentura bardzo Polsce szkodzi. Zasadniczo powinien się też zmienić klimat przyzwolenia, także społecznego, na bezczelne, prowokacyjne i tupeciarskie działania agentury wpływu. Bez tego Polska będzie równie bezbronna, jak wtedy, gdyby nie miała armii.
„Reset” w stosunkach z Rosją to nic innego jak kolejna, tym razem już dużo głębsza, faza wdrażania porozumień „polskich” polityków z Moskwą (przez gen. Czesława Kiszczaka) w Magdalence 1988 a następnie przy Okrągłym Stole 1989. Po „wspaniałomyślnym” oddaniu 17 września 2009 r. przez prezydenta Baracka Obamę polskiej strefy wpływów w ojcowskie i od zawsze opiekuńcze ręce Rosji, mamy już bezprzykładny w skali całej historii Polski zalew/potop rosyjskiej agentury w naszym kraju.
Ukraiński prezydent Petro Poroszenko w dzisiejszym swoim rozporządzeniu napisał: „W celu uhonorowania męstwa i heroizmu obrońców niepodległości i integralności Ukrainy, wojskowych tradycji i zwycięstw ukraińskiego narodu, a także dalszej budowy mocnego patriotycznego ducha w społeczeństwie, postanawiam ustanowić na Ukrainie święto – Dzień Obrońcy Ojczyzny, który obchodzony będzie corocznie 14 października”.
Skąd taka data? 14 października 1942 r. utworzona została Ukraińska Powstańcza Armia, odpowiedzialna za ludobójstwo dokonane na Kresach Wschodnich oraz na Lubelszczyźnie i Podkarpaciu.
W ten sposób „król czekolady” dał w twarz rodzinom pomordowanych przez banderowców Polaków, Żydów, Ormian, Czechów i sprawiedliwych Ukraińców oraz wszystkim tym, którzy od dziesiątków lat walczą o prawdę o ludobójstwie i o upamiętnienie ofiar.
Równocześnie ta decyzja to miód na serce tak dla bojowników z Prawego Sektora i tzw. batalionów ochotniczych, jak i dla polskich „piewców” Majdanu, w tym zwłaszcza dla Adama Michnika i Tomasza Sakiewicza oraz ich podwładnych, a także dla wszystkich tych, którzy od wielu miesięcy w pocie czoła pracowali na „ociepleniem” wizerunku Stepana Bandery i UPA.
Ciekawy jestem, co ci ostatni teraz zrobią? Pobiegną z kwiatami i gratulacjami do ambasady Ukrainy? Otworzą butelkę szampana i wzniosą toast za pomyślność ukraińskiej armii w jej dzisiejsze nowe święto? Czy też krzykną „Polacy, nic się nie stało” i będą dalej wzywać do wspierania ukraińskich bojowników, np. poprzez zakup hełmów i kuloodpornych kamizelek?
Za to wszystko trzeba koniecznie w najbliższych wyborach samorządowych i parlamentarnych rozliczyć tych polskich polityków, którzy przyłożyli rękę do gloryfikacji zbrodniarzy z UPA i SS Galizien.
*Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski – polski Ormianin, duchowny katolicki obrządków ormiańskiego i łacińskiego, działacz społeczny, obrońca praw człowieka, historyk Kościoła, poeta, wieloletni uczestnik opozycji antykomunistycznej w PRL (przez całe lata 80. dotkliwie represjonowany przez Służbę Bezpieczeństwa, dwukrotnie ciężko pobity przez jej funkcjonariuszy; jego prześladowania przez SB stały się kanwą filmu Macieja Gawlikowskiego „Zastraszyć księdza”). Opiekun niepełnosprawnych. Współzałożyciel i prezes Fundacji im. Brata Alberta. Prowadzi bloga na Isakowicz.pl
—
Książka, którą trzeba przeczytać:
Dr Joanna Wieliczka-Szarkowa, „Wołyń we krwi 1943”, Wydawnictwo AA, Kraków 2013.
Dr Joanna Wieliczka-Szarkowa wydała kolejną książkę – „Wołyń we krwi 1943” [link]. Przedmiotem badań autorki jest tym razem historia Rzezi Wołyńskiej – zbrodni ludobójstwa, dokonanej przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach z województwa wołyńskiego podczas okupacji II Rzeczypospolitej przez III Rzeszę Niemiecką w okresie od lutego 1943 r. do lutego 1944 r.
Historycy szacują, że zginęło wtedy ok. 70 tys. Polaków, a kolejne 60 tys. zamordowali ukraińscy nacjonaliści na terenie Małopolski Wschodniej. Apogeum ludobójstwa przypadło na 11 lipca 1943 roku. Na bezbronne, uśpione niedzielnym odpoczynkiem w pierwszych dniach żniw polskie wsie i chutory, na ludzi zgromadzonych w katolickich świątyniach spadły pociski, granaty, ostrza noży i siekier. Książka liczy prawie 400 stron, opatrzona jest przypisami i indeksami nazwisk i miejscowości, a także licznymi zdjęciami archiwalnymi (zaletą jest m.in. duża czcionka).
*Dr Joanna Wieliczka-Szarkowa – historyk, jest autorką książek: „III Rzesza. Narodziny i zmierzch szaleństwa” (2006); „Józef Piłsudski 1867-1935. Ilustrowana biografia (2007); „Czarna księga Kresów” (2012); „Żołnierze Wyklęci. Niezłomni bohaterowie” (2013). Współautorka m.in. książki „W cieniu czerwonej gwiazdy. Zbrodnie sowieckie na Polakach 1917-1956” (2010).
Michnika dopuszczono do wewnątrz, do samego jądra archiwów bezpieki. Najważniejsze materiały do dzisiaj służą szantażowaniu ludzi – mówi działacz opozycji antykomunistycznej Krzysztof Wyszkowski.
GPC: Adam Michnik w wywiadzie opublikowanym w sobotniej [13 września] „Gazecie Wyborczej” powiedział, iż Kiszczak uważał, że gdy ktoś zostaje np. wiceministrem spraw zagranicznych, a był rozpracowywany przez SB, to lepiej spalić jego kwity. Informacja o porządkach w teczkach nie jest nowa. Kiedy pan się o tym dowiedział?
Krzysztof Wyszkowski: Pod koniec maja 1990 r. znajoma niemiecka dziennikarka powiedziała mi, że prof. Jerzy Holzer opowiadał jej podczas przyjęcia, iż widział teczkę Leszka Moczulskiego, wynikało z niej, że był agentem SB. Następnego dnia udałem się do Henryka Samsonowicza (ministra edukacji narodowej w rządzie Tadeusza Mazowieckiego), asekretarka wygadała się, że istnieje jakaś tajna komisja, w skład której wchodzi m.in. Adam Michnik. Powiedziała też, że minister spraw wewnętrznych Krzysztof Kozłowski poprosił Samsonowicza, żeby zaprosił na spotkanie czterech wytypowanych ludzi do komisji. Typowa podkładka do działań nielegalnych.
Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski dla Krzysztofa Kozłowskiego, 2011
Czy pana zdaniem złamano wówczas prawo?
–Przez dwa miesiące działała nielegalna komisja, dlatego Samsonowicz i Kozłowski powinni byli zostać pociągnięci do odpowiedzialności karnej. Udostępnili tajne materiały bez odpowiednich zezwoleń.
Mazowiecki, Kiszczak, Michnik, Wałęsa
Skąd pomysł, aby do komisji trafił Adam Michnik?
– Myślę, że Kiszczak i Kozłowski chcieli zapoznać Michnika z potęgą dokumentów SB, a innych ludzi do komisji powołano dla kamuflażu. Wśród nich, jak się okazało, byli agenci SB, więc wszystko zostało „w rodzinie”. Po wybuchu afery z powodu opublikowanej na ten temat notatki w „Tygodniku Solidarność”, komisję zlikwidowano. Po latach Samsonowicz kłamał, mówiąc, że wszystko odbyło się legalnie.
Order Orła Białego dla Henryka Samsonowicza, 2010
Michnik mówi, iż Kiszczak przyznał, że niszczono teczki, gdy okazywało się, że dotyczą kogoś z rządu Mazowieckiego. Tłumaczy zaraz, że chodziło jedynie o sprawy obyczajowe, typu zdjęcia z kochanką. Tylko takie teczki palono?
– Wiem, że na przykład w Gdańsku zniszczono albo wyprowadzono ponad 90% materiałów. Jednak oni te dokumenty głównie „prywatyzowali”.
Najważniejsze materiały do dzisiaj służą szantażowaniu ludzi.
Jaka jest realna wiedza Michnika o zawartości teczek?
– Sęk w tym, że w ramach komisji Michnika dopuszczono go do wewnątrz, do samego jądra archiwów bezpieki, i to w trakcie niszczenia materiałów SB.
Order Orła Białego dla Adama Michnika, 2010
Z Krzysztofem Wyszkowskim rozmawiał Samuel Pereira
Nagłaśniamy sprawę wieloletniego zastraszania, szykanowania, gróźb karalnych, a ostatnio nawet napaści i pobicia legendarnego i heroicznego polskiego patrioty i demokratycznego opozycjonisty, dysydenta i obrońcy praw człowieka – ks. Stanisława Małkowskiego. Ks. Stanisław Małkowski w minioną sobotę został napadnięty i brutalnie pobity we własnym mieszkaniu.
Napaści na duchownego dopuścił się były więzień ze Sztumu – Andrzej Tuszyński, któremu kapłan niejednokrotnie pomagał.– Jak dasz znać policji, to cię zabiję i spalę – usłyszał ks. Małkowski. Faktu, iż ta napaść nie była spontaniczna lecz wiąże się z najważniejszymi procesami społeczno-politycznymi, które podskórnie toczą obecnie nasz kraj – domyślają się wszyscy znawcy życiorysu kapłana. Na podstawie wydarzeń ostatnich dni wszystko wskazuje na to, że polska policja w tej sprawie nie robi nic, a jeśli już robi cokolwiek, to stara się sprawę zamieść pod dywan. Bo policja zna dane personalne bandyty – i pozwala mu bezkarnie grasować po mieście. Do gry wkroczyć więc muszą niezależne media, bo inaczej może dojść do tragedii. „Sorry, ale taki mamy w POlsce klimat”…
W celach edukacyjnych przedstawiamy więc sylwetkę księdza Stanisława Małkowskiego nie tylko dlatego, iż jest to wielki polski patriota, postać legendarna i heroiczna, ale głównie dlatego, że jest to postać historyczna, gdyż już od lat 60. na dobre z polską historią związana. Już sam fakt jego narodzin na trzy dni przed wybuchem Powstania Warszawskiego jakby związał go immanentnie z historią Polski…
Ksiądz Stanisław pochodzi z patriotycznej rodziny ziemiańskiej. Jest wnukiem po mieczu polskiego geologa, profesora Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie i założyciela Muzeum Ziemi w Warszawie, Stanisława Małkowskiego oraz wnukiem po kądzieli przedwojennego polityka, senatora Władysława Malskiego. Jego ojcem był fizyk i docent Polskiej Akademii Nauk, Zdzisław Małkowski, matką – etnograf, Krystyna z Malskich Małkowska.
Studiował na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. W latach 1964-1966 przerwał je i przebywał w nowicjacie w klasztorze benedyktynów w Tyńcu. Przed przyjęciem habitu zakonnego opuścił zakon i powrócił na studia. Ukończył je w 1969 w Instytucie Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego z tytułem magistra socjologii. Promotorem jego pracy magisterskiej był profesor Adam Podgórecki.
W 1970 wstąpił do Wyższego Metropolitalnego Seminarium Duchownego w Warszawie. W czasie formacji kleryckiej zajmował się pracą naukową. Publikował opracowania z zakresu socjologii na temat subkultur młodzieżowych oraz nieletnich i młodocianych zamkniętych w zakładach wychowawczych, poprawczych i karnych.
W 1974 przyjął święcenia kapłańskie. W latach 1974-1975 był wikarym w parafii św. Jozafata w Warszawie. W latach 1975-1976 rezydentem w parafii Bożego Ciała na Kamionku w Warszawie, a następnie przez krótki okres duszpasterzem w Skierniewicach, Ząbkach, Prudniku i Poznaniu. Prowadził rekolekcje dla Ruchu Światło-Życie. Ponownie podjął próbę zostania zakonnikiem. W latach 1976-1977 przebywał w nowicjacie dominikanów.
Działalność opozycyjna w PRL
Od lat 60. zaangażowany w działalność opozycyjną. Jako student Uniwersytetu Warszawskiego brał udział w strajkach w marcu 1968 roku, za co został usunięty z Wydziału Filozofii UW. Od lat 70. jako młody duchowny współpracował z Ruchem Obrony Praw Człowieka i Obywatela (ROPCiO) oraz Komitetem Obrony Robotników (KOR). Był jednym z sygnatariuszy Listu 59, w którym protestował przeciwko wprowadzeniu do konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej zapisu o kierowniczej roli Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i wieczystego sojuszu ze Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich. Brał udział w głodówkach organizowanych przez opozycjonistów w kościele św. Marcina w Warszawie i kościele Świętego Krzyża w Warszawie.
Październik 1979, Warszawa, Głodówka członków Komitetu Obrony Robotników w kościele św. Krzyża, z przodu od lewej: Antoni Macierewicz, Adam Michnik, ksiądz Stanisław Małkowski, Jacek Kuroń, Kazimierz Wóycicki, z tyłu siedzą: Konrad Bieliński, Mariusz Wilk, Kazimierz Janusz. Fot. Janusz Krzyżewski/ Ośrodek KARTA
Przez wiele lat współpracował z czołowymi przywódcami polskiej opozycji spośród intelektualistów warszawskich, m.in.: Andrzejem Czumą, Leszkiem Moczulskim, Wojciechem Ziembińskim i Jackiem Kuroniem. Z tym ostatnim łączyły go również wspólne zainteresowania subkulturami i trudną młodzieżą. Jednak ze względu na inne poglądy Stanisław Małkowski poróżnił się z Jackiem Kuroniem i z czasem zerwał współpracę.
Od roku 1977 ksiądz Małkowski współpracował z Komitetem Samoobrony Chłopskiej Ziemi Grójeckiej, a od 1979 z Komitetem Porozumienia na rzecz Samostanowienia Narodu.
Za kontrowersyjne dla władz państwowych kazania zawierające obszerne cytaty z dokumentów Kościoła katolickiego o poszanowaniu praw osoby ludzkiej oraz zbyt duże – wg przełożonych – zaangażowanie społeczno-patriotyczne był wielokrotnie napominany przez instytucje kurii warszawskiej do zmiany swojego postępowania. W 1977 został pozbawiony przydziału do parafii. Był zatrudniany indywidualnie (!) przez proboszczów parafii archidiecezji warszawskiej. Jest to nie lada kuriozum i jawne pogwałcenie kościelnego Kodeksu Prawa Kanonicznego z 1985 r., który obowiązek zatrudnienia i utrzymania kapłana nakłada na miejscowego biskupa ordynariusza, a nie na jakichś – choćby z nie wiem jak wielkimi przymiotami serca, współczucia i ludzkiej solidarności – indywidualnych proboszczów.
Pomimo tego, iż w starciu z wszechwładzą kurii prawo kościelne jest po jego stronie, ksiądz Małkowski sprawy do Watykanu nigdy jednak nie wniósł, choć przez swoich przełożonych duchownych od czasów PRL-u aż do chwili obecnej regularnie poddawany jest mobbingowi, nękaniu psychicznemu i szykanom.
W 1980 r. jako delegat z ramienia Komitetu Samoobrony Chłopskiej Ziemi Grójeckiej uczestniczył w strajku w Stoczni Gdańskiej. W stanie wojennym został jednym z kapelanów podziemnej Solidarności.
Podczas studiów w seminarium duchownym poznał Jerzego Popiełuszkę, w kilka lat później został jego przyjacielem, a następnie również współpracownikiem. Pomagał mu w duszpasterstwie prowadzonym przy kościołach św. Anny i Res Sacra Miser na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Od 1982 odprawiał wraz z nim przyciągające tłumy wiernych Msze za Ojczyznę w kościele św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu.
W latach 80. ks. Małkowski angażował się w jeszcze inne formy duszpasterstwa wśród opozycjonistów. Poza udziałem w Mszach za Ojczyznę współorganizował m.in.: Msze Katyńskie, uroczystości pod krzyżem w Parku im. Romualda Traugutta i pod pomnikiem na Olszynce Grochowskiej.
Za swą działalność, kazania oraz kontakty z opozycją był wielokrotnie nękany, zatrzymywany, przesłuchiwany i poddawany rewizjom przez Służbę Bezpieczeństwa.
13 grudnia 1981 r., w dniu ogłoszenia stanu wojennego był jedynym duchownym katolickim z Warszawy, który został zatrzymany przez Służbę Bezpieczeństwa. Uniknął jednak internowania. Na początku lat 80. znalazł się na liście niewygodnych księży (tzw. „lista do odstrzału”) sporządzonej dla zastępcy dyrektora Departamentu IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, pułkownika Adama Pietruszki, których zamierzano skrytobójczo zgładzić. Figurował na niej pod numerem pierwszym, przed księdzem Jerzym Popiełuszką!
W 1983 został odsunięty od pracy duszpasterskiej i ewangelizacyjnej decyzją kurii archidiecezji warszawskiej i skazany na zesłanie na Wólkę Węglową do posługi kapelana na Cmentarzu Komunalnym Północnym w Warszawie. Pomimo szykan i upokorzeń podejmował się dalej działalności patriotycznej.
Zapraszany do różnych warszawskich i podwarszawskich parafii wygłaszał tam swoje wykłady, rekolekcje i homilie cechujące się licznymi odwołaniami do katolickiej nauki społecznej, a wymierzone przeciwko panującemu w Polsce ustrojowi socjalistycznemu. Publikował też pod różnymi pseudonimami (Tadeusz Baczan, Jan Malski, Stanisław Bernalewski, Ksiądz, Socjolog) w prasie podziemnej oraz niezależnej („Biuletyn Informacyjny”, „Krytyka”, „Spotkania”, „Tygodnik Powszechny”, „Tygodnik Wojenny”, „Więź”, „Znak”).
Działalność opozycyjna w III RP
Po 1989 został zwolniony z nałożonych na niego przez kurię archidiecezjalną sankcji i skierowany jako wikariusz do pracy w parafii Najświętszej Maryi Panny Królowej Świata na Ochocie. W 1990 r. został przeniesiony do pomocy w parafii Miłosierdzia Bożego i św. Faustyny na Muranowie. Od 1992 ponownie bez stałego przydziału.
Ks. Stanisław Małkowski na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie (2010)
Po 1989 r. był wolontariuszem duszpasterstwa więziennego. Pracował nadal jako celebrans pogrzebów na Cmentarzu Komunalnym Północnym w Warszawie oraz jako ksiądz wspomagający w kilku parafiach diecezji warszawsko-praskiej i archidiecezji warszawskiej. Do 2002 r. był rezydentem na Saskiej Kępie w parafii Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Warszawie.
W 2007 r. został odwołany z posługi kapelana na Wólce Węglowej. Powodem decyzji był wywiad, którego udzielił dla programu Jerzego Zalewskiego Pod Prąd w TV Puls oraz wystąpienia i wypowiedzi w telewizji publicznej na temat sytuacji Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce i mianowania, a następnie „rezygnacji” metropolity warszawskiego Stanisława Wielgusa. Usunięto go także z pracy w parafii św. Patryka na Gocławiu, gdzie był księdzem wspomagającym. W diecezji warszawsko-praskiej, na terenie której mieszka, decyzją kurii odebrano mu prawo głoszenia homilii, prawo spowiadania oraz przyzwolono mu jedynie na odprawianie mszy świętych koncelebrowanych w parafii na Saskiej Kępie. Po interwencji biskupa pomocniczego warszawskiego Mariana Dusia został przywrócony do posługi przy pogrzebach na cmentarzu na Wólce Węglowej. Od 2007 pełni ponownie obowiązki księdza wspomagającego w parafii św. Ignacego Loyoli, w parafii św. Patryka, a także w parafii Miłosierdzia Bożego w Warszawie.
W lecie 2010 roku brał udział w zgromadzeniach patriotycznych oraz przewodniczył wieczornym modlitwom przed Pałacem Prezydenckim w Warszawie. 3 sierpnia 2010 r. poświęcił historyczny Krzyż Smoleński, który w kwietniu 2010 roku po zamachu smoleńskim postawili polscy harcerze w miejscu Żałoby Narodowej na Krakowskim Przedmieściu. 13 września 2010 roku postępowaniem tym ściągnął na siebie ostrzeżenie kurii archidiecezji warszawskiej i groźbę obłożenia karą suspensy. Mimo upomnień pozostał nadal sympatykiem Społecznej Inicjatywy Obrońców Krzyża, dla której poświecił nowy krzyż.
W listopadzie 2010 r. przełożeni kapłana obłożyli go kolejną karą – zakazem posługi w Domu Opieki i Hospicjum Res Sacra Miser w Warszawie.
Już ten krótki, skrótowy zaledwie skan jego życiorysu ukazuje niebywały fakt: ksiądz Stanisław Małkowski jest najbardziej prześladowanym kapłanem w Polsce – i to prześladowanym przez własnych biskupów. Co za paradoks dziejów, okazuje się bowiem, że za czasów komunistycznej PRL-owskiej sowieckiej okupacji i prześladowań wolnych ludzi przez SB-cką bezpiekę ks. Małkowski miał większą swobodę głoszenia kazań i publicznej działalności na rzecz wolnej Polski niż obecnie…
Czyż trzeba większych dowodów na kolaborację polskich biskupów (jest kilka wyjątków) z politycznym układem zarówno PRL-u (teczki w IPN), jak i III RP?
W 2011 roku ks. Stanisław Małkowski wchodzi w skład Rady Stowarzyszenia Solidarni 2010, przyjmuje też członkostwo honorowe komitetu poparcia Marszu Niepodległości. Ksiądz nie może mówić, ale może pisać, publikuje więc m.in. w tygodnikach „Nasza Polska” i „Warszawska Gazeta” (nie mylić ze słynnym polskojęzycznym organem dezinformacyjnym). W 2011 r. wydawnictwo 3SMedia wydało książkę-wywiad rzekę z ks. Stanisławem pt. „Krzyż. In hoc signo vinces”.
23 września 2006 r. prezydent RP Lech Kaczyński za zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej oraz za działalność na rzecz przemian demokratycznych w kraju, odznaczył księdza Stanisława Małkowskiego Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. W 2007 r. jego nazwisko zostało upamiętnione na tablicy poświęconej kapelanom Solidarności, która znajduje się w kościele św. Katarzyny na warszawskim Służewie.
W styczniu 2011 został uhonorowany Nagrodą im. Grzegorza I Wielkiego przyznaną mu przez redakcję miesięcznika „Niezależna Gazeta Polska – Nowe Państwo”. Tygodnik „Warszawska Gazeta” uznał go natomiast za Człowieka Roku 2010.
Poglądy polityczne
Od 1989 orędownik dekomunizacji i lustracji w Polsce. Krytyk spotkań Okrągłego Stołu i w Magdalence. W latach późniejszych wielokrotnie krytyk zachowań polskiej sceny politycznej. Utożsamiany z polskim ruchem prawicowym, z którym współpracuje. Bierze aktywny udział w wielu sympozjach, spotkaniach i prelekcjach organizowanych przez stowarzyszenia i działaczy tego nurtu politycznego. Należał m.in. w latach 2009-2011 do założonego przez Jerzego Roberta Nowaka, Komitetu Obrony Dobrego Imienia Polski i Polaków. Krytyk śledztwa w sprawie katastrofy polskiego samolotu Tu-154M w Smoleńsku, którą uważa za zamach.
W swoich wypowiedziach i publikacjach opowiada się od lat za nadaniem przez Polaków Jezusowi Chrystusowi tytułu Króla Polski.
Działalność społeczna
Od początku swojego kapłaństwa ksiądz Stanisław Małkowski jest znanym działaczem na rzecz obrony życia poczętego. W 1979 roku wspólnie z kapłanami Jackiem Salijem OP i Stanisławem Ługowskim był założycielem Ruchu Obrony Dzieci Poczętych Gaudium Vitae.
Jako społecznik zaangażowany jest w duszpasterstwo więzienne oraz pracę w hospicjach i z dziećmi niepełnosprawnymi. W latach 1979-1991 pracował dla Ruchu Wiara i Światło, w latach 1991-2002 pełnił posługę w areszcie śledczym na warszawskiej Białołęce, w latach 2007-2010 w Domu Opieki i Hospicjum Res Sacra Miser w Warszawie.
Obecnie pracuje jako wolontariusz w ośrodku dla bezdomnych Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej w Warszawie.
Ks. Małkowski w filmie
W 2008 r. ksiądz Stanisław Małkowski wystąpił, grając samego siebie, w epizodycznej roli w filmie biograficznym „Popiełuszko. Wolność jest w nas” w reż. Rafała Wieczyńskiego. W 2010 r. postać ks. Stanisława Małkowskiego pojawiła się w spektaklu Teatru Telewizji „Wierność” w reż. Pawła Woldana, z muzyką Michała Lorenca. W rolę księdza wcielił się Witold Dębicki.
Rok 2014 – podżeganie, zastraszanie i czynna napaść na kapłana
W kwietniu tego roku na swoim blogu senator Platformy Obywatelskiej Jan Filip Libicki nawoływał: „Pora już zrobić porządek z księdzem Małkowskim”…
W sobotę 23 sierpnia br. między godziną 21. a 22. ksiądz Stanisław Małkowski został w swoim mieszkaniu napadnięty, pobity i okradziony. Grożono mu także śmiercią.
Ks. S. Małkowski z widocznymi śladami po napaści i pobiciu
Zobaczymy, jak policja, prokuratura i sąd potraktują sprawcę pobicia ks. Stanisława Małkowskiego.– Chciałabym mieć przekonanie, że Andrzej T. – więzień korzystający z pomocy księdza, który napadł na niego, pobił go, okradł i groził kapłanowi śmiercią – nie był narzędziem odpowiednich służb– pisze publicystka Ewa Stankiewicz. – Bo przecież można powiedzieć, że mamy już tradycję bicia i mordowania niepokornych księży w „ludowej” Polsce.
Pobicie na zlecenie? Kolejna próba zastraszania polskich patriotów?
Wzywamy więc wszystkich blogerów kontestujących obecny stan rzeczy, w jakim znajduje się nasz kraj – o nagłośnienie tej sprawy. Oby nie było za późno. Niech temat pulsuje w polskich mediach. Bardziej opornie myślącym przypominamy: to nie jest sprawa polskiego Kościoła. Polski Kościół ma tę sprawę w głębokim poważaniu. Tu chodzi o coś znacznie więcej…