Co robicie Polakom?! Sto kilkadziesiąt pytań do PiS-u (cz. 2). Prof. Jerzy Robert Nowak

źródło: wzzw.wordpress.com

Polityka wewnętrzna

34) Dlaczego nie ujawnia się Aneksu nr 2 do raportu o likwidacji WSI?

35) Dlaczego tak długo, aż do ostatnich dni, blokowano działania prowadzące do ujawnienia zastrzeżonego zbioru Instytutu Pamięci Narodowej? Co przeszkadzało przez tyle miesięcy w podjęciu decyzji o ujawnieniu tego zbioru? Kto blokował?

36) Dlaczego wciąż utrzymuje się tak niebezpieczną ustawę 1066, legalizującą ewentualne wejście obcych służb na terytorium Rzeczpospolitej?

37) Dlaczego dotąd nie podjęto śledztwa w sprawie przekroczenia uprawnień policji poprzez prowokowanie zajść w czasie Marszów Niepodległości? Przypomnijmy, że na Węgrzech od razu po objęciu władzy przez rząd V. Orbána rozpoczęto gruntowne śledztwo przeciwko władzom policji za brutalne metody tłumienia manifestacji przeciw poprzedniemu rządowi postkomunistycznemu. Przypomnijmy, że dzięki nagraniu taśmy z rozmową E. Bieńkowskiej i szefa CBA P. Wojtunika

można było się dowiedzieć konkretnie o roli ministra spraw wewnętrznych B. Sienkiewicza w sprawie spalenia budki policyjnej przy Ambasadzie Rosji.

Być może całe śledztwo należałoby rozpocząć od przesłuchania P. Wojtunika.

38) Dlaczego przywódcy PiS ograniczyli do skrajnego minimum manifestacje patriotyczne na ulicach, w ten sposób zostawiając KOD-owi pole do opanowywania ulicy? Jak długo PiS będzie kontynuował karygodną bierność w wychodzeniu z manifestacjami na ulicę, umożliwiając głupawe, nie mające konkurencji popisy KOD-u (vide: choćby w manifestacji z 24 września 2016 r. i ostatnie dwa dni protestów proaborcyjnych). Wygląda na to, że wielka część PiS-u spoczęła na laurach i nie chce się jej nawet manifestować, by pokazać siłę opcji patriotycznej. Jakże odmiennie jest na Węgrzech, gdzie Fidesz Orbana wciąż bezapelacyjnie panuje na ulicach.

fidesz-orbanWegrzy są już ludźmi wolnymi – wywalczyli to sobie. Polacy to nadal niewolnicy we własnym kraju (fot. budapestbeacon.com)

39) Czy władze PiS wreszcie coś zrobią dla skoordynowania public relations w ręku prawdziwie dobrego fachowca, który czuwałby nad zapewnieniem dużo lepszego niż dotąd piaru dla PiS-owskiego rządu? Chodziłoby o polityka, który kierowałby systemem wczesnego ostrzegania, wskazywania na groźbę potencjalnych kryzysów już w ich wczesnej fazie rozwoju, by zapobiec nagłym nieprzyjemnym zaskoczeniom, jakie spotkały rządy PiS-u w ostatnich miesiącach, choćby tzw. Misiewicz Gate czy skala protestów proaborcyjnych. Bardzo ciekawy pod tym względem był tekst Piotra Semki „Cztery problemy prezesa Kaczyńskiego” („Do Rzeczy” z 3 października 2016 r.). Semka ubolewał, że rząd PiS-u nie ma takiego fachowca od piaru, jakim był Igor Ostachowicz przy Tusku.

40) Czy władze PiS-u nie widzą konieczności jak najszybszej wymiany składu Państwowej Komisji Wyborczej, która po tylekroć wykazała swą nieudolność?

41) Czy władze w Polsce zdecydują się na przeforsowanie w parlamencie tak oczekiwanej przez wiele polskich środowisk radykalnej zmiany ordynacji wyborczej i wprowadzenie ordynacji mieszanej z dużą ilością okręgów jednomandatowych? Bardzo przydałoby się również przyznanie 20 milionom Polaków za granicą przynajmniej 10-osobowej reprezentacji w parlamencie (5 posłów i 5 senatorów).

42) Czy nie należałoby rozważyć – na wzór szeregu krajów (m.in. Belgii, Australii, Nowej Zelandii) – wprowadzenie obowiązku udziału w wyborach pod rygorem wysokich grzywien.

43) Dlaczego nie podejmie się działań dla jak najszybszego usunięcia ze stanowiska obecnego Rzecznika Praw Obywatelskich Adama Bodnara, skrajnego lewaka, znanego ze stronniczości i wrogości do PiS-u?

44) Dlaczego tak długo odwlekano działania dla odwołania obecnego prezesa NIK, skompromitowanego tak wieloma zarzutami?

45) Doradców prezydenta A. Dudy najbardziej obciąża fakt, że nikt z nich nie zwrócił uwagi prezydentowi na potrzebę szybszego zwołania Sejmu po wyborach, co zapobiegłoby tak podgrzewanemu przez opozycję sporowi o skład Trybunału Konstytucyjnego. Profesor Jacek Czaputowicz, b. dyrektor Departamentu Strategii i Planowania Polityki Zagranicznej, a od 2014 r. członek Rady Programowej PiS-u, przypomniał w tekście „Arbitrzy mogą się mylić” („Rzeczpospolita” z 13 września 2016 r.): „Sejm miał prawo wyboru wszystkich sędziów, których kadencja kończy się w 2015 r. Dopiero później Trybunał uznał te przepisy za niekonstytucyjne. Wspomniane stanowiska trzech sędziów rzeczywiście zwolniły się w trakcie poprzedniej kadencji Sejmu. Stało się tak jednak na skutek działania prezydenta. Gdyby prezydent zwołał pierwsze posiedzenie Sejmu wcześniej, wówczas kadencja trzech sędziów „listopadowych” skończyłaby się już w czasie nowej kadencji Sejmu”. Przypomnę tu, że sprawę tę podjął dużo szerzej w Salonie 24 internauta o nicku „jestemzewsi” 13 marca 2016 r. w tekście „Prezydent popełnił błąd w sprawie Trybunału – należało wcześniej zwołać sejm”. Jak pisał internauta:

„Prezydent miał prawo zwołać pierwsze posiedzenie sejmu każdego dnia po dniu 27 października 2015 r. (daty ogłoszenia przez PKW oficjalnych wyników wyboru do sejmu) (…) Na stronie http://www.wyborydosejmu.pl/parlament/kadencja-parlamentu/ czytamy, iż „Kadencja Sejmu, i tym samym Senatu, kończy się z dniem poprzedzającym zebranie się Sejmu następnej kadencji. Dlatego też nie zawsze będzie ona wynosić dokładnie cztery lata”, a to oznacza że p. Duda nie musiał czekać do końca biegu 4 latach od momentu 1 posiedzenia sejmu poprzedniej kadencji, miał wolną rękę od 27 października na ustalenie dowolnej daty na pierwsze posiedzenie sejmu obecnej kadencji. Gdyby prezydent zwołał pierwsze posiedzenie przed datą końca kadencji 3 sędziów, PiS miałby wszystkich 5 sędziów bez dwóch zdań. (…) Co stało na przeszkodzie zwołania pierwszego posiedzenia sejmu przed datą 6 listopada, czyli dniem, kiedy kończyła się kadencja trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego? Prezydent jednak za cel taktyczny (bardzo krótkowzrocznie) uznał kolizję spotkania szefów rządów UE na Malcie w dniu 12 listopada (uniemożliwienie wyjazdu Kopacz). Jak wielki był to błąd i ile ta złośliwość kosztowała, przekonaliśmy się już niedługo potem, kiedy PiS zorientował się, co stało się Trybunałem, ale wtedy było już za późno. Gdyby obecna VIII kadencja sejmu (pierwsze posiedzenie) odbyło się, powiedzmy, 4 listopada 2015, Trybunał nie miałby innego wyjścia, jak tylko uznać wybór wszystkich pięciu sędziów za bezprawny! Dlaczego nikt z PiS nie zwrócił na to uwagi, skoro do Trybunału przywiązywana jest tak wielka waga, pozostaje dla mnie tajemnicą… Kto odpowiadał za analizę tych spraw? Czy jeszcze pracuje? (na miejscu prezesa zwolniłbym człowieka na zbity pysk) [podkr. – JRN].

Nie byłoby wtedy żadnej wojny, konwalidacji, komisji weneckiej (Waszczykowski za wezwanie tych panów na pomoc też powinien dostać musztrę swoją drogą), a nawet KOD-u. „Rząd rósłby w siłę, a naród żył dostatnio”, a tak mamy, co mamy. Klasyk rzekłby: „jaka piękna katastrofa”. Taktykom Platformy należy się tu pochwała, bo udał im się majstersztyk, zrobili wszystko, co do nich należało (mam tu na myśli również Donalda Tuska, który organizował spotkanie na Malcie nie bez powodu 12 listopada). Każdy odegrał swoją rolę koncertowo, bo zrobili wszystko, by odwrócić uwagę PiS od realnego problemu, jakim był wybór sędziów Trybunału. Spindoktorzy PiS dostają z tej lekcji pałę, bo przegrali wygrany mecz, a prowadzili już 2:0 i była 90. minuta spotkania!”.

Na problem z doradcami prezydenta A. Dudy zwracano już wcześniej uwagę. M.in. Piotr Semka pisał już 15 lutego 2016 r. w tekście „Gorzka pigułka dla Dudy”: „Coś w aparacie kancelarii prezydenckiej zadziałało źle. Zbyt wiele w Kancelarii Prezydenta jest byłych kolegów, a zbyt mało profesjonalistów pomagających głowie państwa zachować kontakt z najróżniejszymi przedstawicielami opinii publicznej” [podkr. – JRN].

46) Warto zastanowić się, czy nie należałoby postawić przed Trybunałem Stanu ministra obrony Bogdana Klicha za katastrofalne pogorszenie stanu armii i drastyczne obniżenie stanu obronności Polski, począwszy od 2007 roku. Dość przypomnieć, jak były wiceminister obrony i szef sił lądowych w rządzie PO gen. Waldemar Skrzypczak krytykował „demontaż zdolności bojowych sił zbrojnych” za czasów Klicha (por. „Wprost” z 25 sierpnia 2014 r.). Niemałą rolę w zapaści armii odegrał też Bronisław Komorowski, który od 1989 r. przez dziesięciolecia odgrywał bardzo znaczącą rolę w różnych organach kraju nadzorujących wojsko. Z wielką satysfakcją obserwuję natomiast szczególnie mocne zaangażowanie kierownictwa MON-u od końca 2015 r. w rozbudowę terenowej samoobrony kraju. Przypomnę tu, że w książce „Jak ratować Polskę” (Warszawa 2014, s.10-12) szczególnie mocno postulowałem jak najszybszy rozwój samoobrony terytorialnej i rozwój stowarzyszeń paramilitarnych.

47) Dlaczego w czasie, gdy potrzeba jest jak najwięcej osób zdolnych do władania bronią, w Polsce utrzymuje się niebywałe ograniczenia w posiadaniu broni? Pod tym względem, o ile dobrze wiem, jesteśmy na ostatnim miejscu w Europie! Według zamieszczonego w internecie tekstu Andrzeja Tarczyna z 17 maja 2015 r. „Rzeczywista ilość stanu posiadania broni palnej w Polsce”, na 1000 mieszkańców Polski przypada 2,6 mieszkańca, który posiada w domu broń. 10 marca 2015 r. na „Naszych blogach” pisano: „Polska należy aktualnie do najbardziej bezbronnych krajów na świecie [podkr. – JRN]. W roku 2014 pod względem ilości posiadanej broni na 100 mieszkańców Polacy znajdowali się na 142. miejscu na świecie. Z jedną sztuką broni na 100 obywateli polskie społeczeństwo, według specjalistów, posiada status praktycznie rozbrojonego i całkowicie bezbronnego”. Według podanej tam statystyki, w Stanach Zjednoczonych przypada 90 sztuk broni na 100 mieszkańców, w Szwecji 31,6; we Francji 31,2; w Niemczech 30,3 sztuk broni na 100 mieszkańców, w Austrii 30,4 sztuk broni, w Czeskiej Republice 16,3 sztuk broni, na Łotwie 19, na Słowacji 8,3; na Węgrzech 5,5; a w Polsce 1,3.

48) Dlaczego terenowe struktury tak potrzebnego Ruchu im. Lecha Kaczyńskiego utonęły w letargu (poza niezwykle dynamicznie rozwijającym się AKO w Poznaniu)? Czy od początku Ruch ten nie był fatalnie organizowany – „od góry” – z powierzeniem jego szefostwa kanceliście M. Łopińskiemu? Urzędnicy na ogół nigdy nie nadają się na organizatorów ruchu społecznego, który powinien być prawdziwie dynamiczny. Czy władze PiS-u nie widzą konieczności powstania prawdziwie oddolnego Ruchu Wsparcia Reform, sympatyzującego z PiS-em, ale niezależnego od niego?

Niczym nieuzasadniona miękkość wobec przeciwników Dobrej Zmiany

49) Po co na świetne skądinąd spotkanie historyków z prezydentem A. Dudą w połowie listopada 2015 r. zaproszono niemającego nic wspólnego z historią ekonomistę i socjologa Aleksandra Smolara, prezesa Fundacji Batorego? Stworzył tam tylko dysonans, gardłując w obronie J.T. Grossa i przeciw polityce historycznej PiS-u (por. moje uwagi na blogu w dniu 19 grudnia 2015 r.: „I po co ten Smolar?). Rozmawiałem z prof. Andrzejem Nowakiem, prowadzącym to spotkanie. Mówił mi, że nie zapraszał Smolara. A więc zaprosił go jakiś „mięczakowaty” doradca p. Prezydenta. Pewno ten sam „mięczak” niepotrzebnie zaprosił na to spotkanie tak bliskiego PO socjologa, a nie historyka, Andrzeja Rycharda. Przypomnę tu, jak tenże Rychard agitował na rzecz B. Komorowskiego jeszcze 27 kwietnia 2015 r. w „Polska The Times”, głosząc już w tytule wywiadu: „Siłą Komorowskiego jest jego autentyczność”. Ha, ha, ha.

50) Dlaczego w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” z 7 kwietnia 2016 r. Prezydent A. Duda wycofał się z wcześniejszego, tak trafnego stwierdzenia o opozycjonistach modlących się „Ojczyznę dojną racz nam wrócić panie”? Prezydent nagle uznał, że „były to słowa niepotrzebne”, co było nawet zupełnie nieuzasadnioną formą przeprosin. Kto tak źle doradził Prezydentowi? Jakże aktualny dziś jest apel Rafała A. Ziemkiewicza w tytule tekstu w „Do Rzeczy” z 10 sierpnia 2015 r.: „Boże, strzeż prezydenta od przyjaciół”.

51) Dlaczego prezydent Andrzej Duda 10 kwietnia 2016 r. wypowiedział słowa o potrzebie „wzajemnego wybaczania”, szybko pośrednio skontrowane jeszcze tego samego dnia przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego? (por. mój komentarz na blogu z dnia 2 maja 2016 r.).

52) Kto ostatnio doradził Prezydentowi, by podczas pobytu w Gdańsku podszedł do Lecha Wałęsy i uścisnął mu rękę? Wałęsa ze swym krzykactwem, oszczerstwami, pomówieniami, atakami na rząd i PiS stał się osobą niezasługującą na podanie ręki przez Naszego Prezydenta. Dowiódł tego już wkrótce po niepotrzebnym geście Prezydenta, grożąc, że zaskarży go do Trybunału w Strasburgu, jeśli go nie przeprosi publicznie za dużo wcześniejsze powiedzenie, że Wałęsa był kiedyś agentem SB. Jak wiadomo, powiedzenie aż nadto prawdziwe. Zgadzam się w pełni w tym kontekście z uwagami w „Warszawskiej Gazecie” z 9 września 2016 r.: „Szanowny panie prezydencie Duda, czy warto było podawać rękę prymitywnemu chamowi?” (por. tekst m.cz.: „Podaj chamowi rękę, to cię trybunałem będzie straszył”).

53) Dlaczego większość PiS-owska w Senacie poparła 29 czerwca 2016 r. uczczenie minutą ciszy Janiny Paradowskiej, starej wyrafinowanej kłamczuchy z postkomunistycznej „Polityki”? Przypomnijmy tu, jak Paradowska pisała w „Polityce” 27 kwietnia 2002 r.: „Za co należy przede wszystkim chwalić Leszka Millera? Za konsekwentny brak realizacji obietnic wyborczych” [podkr. – JRN]. PiS-owska większość w Senacie bezmyślnie zgodziła się na uhonorowanie lewackiej fanatyczki, która rzeczników IV Rzeczpospolitej nazwała w 2003 r. „hołotą” chcącą wtargnąć do Salonu. (Jej epitety skrytykował nawet daleki od PiS-u prof. Paweł Śpiewak w tekście „Salonowa pycha” [„Rzeczpospolita” z 8 grudnia 2003 r.]). Przypomnijmy, że ta lewicowa fanatyczka chwaliła się w swej książce, że odradzała T. Kamińskiej i W. Kuczyńskiemu powoływanie Lecha Kaczyńskiego do rządu J. Buzka. A masochistyczna większość PiS-owska w Senacie zagłosowała za jej pośmiertnym uhonorowaniem. Czy ci ludzie nic nie pamiętają i nic nie czytają? Wstyd!

Gdy zmarł wspaniały nonkonformistyczny prawicowy ekonomista Stefan Kurowski, jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy ekonomista, jego zgon został niemal całkowicie przemilczany. O ile dobrze pamiętam, na jego pogrzebie nie pojawił się nikt z wybitniejszych polityków prawicowych poza Antonim Macierewiczem.

54) Czy nie nazbyt wolno trwa proces wymiany skompromitowanych kadr urzędniczych na różnych szczeblach władzy? W Oświadczeniu Stowarzyszenia RKW w sprawie Dobrej Zmiany w marcu 2016. r. stwierdzano m.in.: „Nasz niepokój budzi pomijanie istotnych decyzji i reform, pozostawianie w ministerstwach, we wszystkich ważnych instytucjach centralnych, także w Kancelarii Prezydenta, w Sejmie i Senacie starych urzędników niższego i wyższego szczebla oraz fala mianowań osób niekompetentnych, a nawet gotowych kontynuować politykę poprzednich rządów PO, PSL i SLD. (…) W terenie niektórzy działacze partii rządzącej blokują zmiany, starając się zapewnić przetrwanie status quo, gdyż spodziewając się przegranej w następnych wyborach, chcą jedynie dojść do porozumienia z zastanymi układami”.

55) Dlaczego rząd PiS-u nie występuje o jak najszybsze odwołanie Elżbiety Bieńkowskiej z funkcji komisarza UE? (Pisałem o tym na blogu już 3 maja 2016 r.).

W kontekście tych niepotrzebnych „miękkich” zachowań warto przypomnieć apel świetnego publicysty „Warszawskiej Gazety” Mirosława Kokoszkiewicza do władz PiS-u sprzed kilku miesięcy: „Pamiętajcie! Naród dał wam kredyt zaufania i żąda energicznego wywiązywania się z obietnic. Tu i teraz. Nie wolno wrogom dawać czasu na przegrupowywanie się i werbowanie obcych zaciężnych armii. My chcemy w oczach tej okrągłostołowej bandy zdrajców i złodziei zobaczyć strach przed nieuchronna karą [podkr. – JRN]. (…) Nie oglądajcie się na szczekającą międzynarodową lewacką i neoliberalna sforę. (…) Żadnych kompromisów”.

Prof. Jerzy Robert Nowak

źródło: http://jerzyrnowak.blogspot.com/2016/10/sto-kilkadziesiat-pytan-do-p-prezydenta_6.html

Czytaj również:

Reklama

Dość łgarstw, obłudy i krętactw w sprawie ludobójstwa Polaków przez Ukraińców na polskich Kresach! – Stanisław Srokowski

wolyn

Wielkimi krokami zbliża się 11 lipca – 73. rocznica zbrodni ludobójstwa, jakiego dokonali w latach 1939-1947 Ukraińcy na polskich Kresach. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i Ukraińska Powstańcza Armia (UPA) wymordowały w sposób wyjątkowo okrutny ok. 200 tys. Polaków, ale też dziesiątki tysięcy Żydów, Ormian, Rosjan, Czechów, Cyganów i samych Ukraińców, którzy sprzeciwiali się eksterminacji swoich sąsiadów.

Rodziny pomordowanych od lat nie mogą się doczekać ustanowienia Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa Kresowian, by mogły w spokoju i godnie uczcić pamięć swoich najbliższych. Komuniści ponad czterdzieści lat urągali sprawiedliwości, nie pozwalali nawet wspominać straszliwych rzezi. Nowe polskie państwo także od dziesięcioleci nie jest w stanie ustanowić takiego święta. Stoją podobno na przeszkodzie temu jakieś mgliste międzynarodowe interesy polskiego rządu. Warto w tym miejscu przypomnieć, że władze ukraińskie nie liczą się z żadną międzynarodową opinią (bo to nie są władze ukraińskie, lecz ukraińsko-chazarskie – przyp. TAW). Podjęły ustawę o bohaterstwie UPA, a więc o bohaterstwie zbrodniarzy. To tak, jakby Niemcy podjęli ustawę o bohaterstwie Hitlera. Na szczęście nie podjęli. A Ukraińcy podjęli. I nawet będą karać więzieniem za to, że ktoś powie prawdę.

Ale dość tego! Nadeszła pora, by raz na zawsze w Polsce ustanowiony został oficjalnie przez parlament Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa Kresowian. Tego wymaga zwykła uczciwość, sprawiedliwość i historyczna prawda. Nowe polskie władze starają się w tej materii coś robić. Ale znowu z oporami.

Niedawno na zaproszenie posła PiS, Michała Dworczyka, wziąłem udział w dyskusji Sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą. Przybyło na tę dyskusję wielu ważnych przedstawicieli środowisk kresowych. Omawialiśmy projekt ustawy w brzmieniu „Narodowy Dzień Męczeństwa Kresowian”.

Już wcześniej w liście do posła Dworczyka i publicznie na ten temat się wypowiedziałem. Ostro projekt skrytykowałem. Nie godzę się na takie sformułowanie, bo jest ono bałamutne i fałszywe. Na Kresach mieliśmy do czynienia z LUDOBÓJSTWEM. I właśnie o tym mówiłem. Takie stanowisko zajęli też wszyscy uczestnicy dyskusji. Były ważne i mądre wypowiedzi: Janiny Kalinowskiej z Zamościa, Szczepana Siekierki z Wrocławia, Ewy Siemaszko z Warszawy, Małgorzaty Gośniowskiej-Koli ze Wschowy, a także innych.

stanislaw-srokowski-strach

Wcześniejsze ekspertyzy dokonane przez prof. Ryszarda Szawłowskiego, wybitnego znawcę prawa międzynarodowego, również jednoznacznie wskazują, że było to ludobójstwo dokonywane przez OUN i UPA. Wszystkie piony śledcze w IPN, które prowadzą śledztwa w sprawie zbrodni popełnionych przez UPA, tj. oddziały: wrocławski, krakowski, lubelski i rzeszowski zgodnie kwalifikują zbrodnię jako akty ludobójstwa.

Minister Jan Dziedziczak powiada: „UPA i Stepan Bandera są dla Polski symbolami zbrodni wojennych i ludobójstwa”. Minister Patryk Jaki mówi o potrzebie ustanowienia Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa. Prof. Andrzej Nowak pisze: „Pamięć o ofiarach ludobójstwa dokonanego na Polakach jest naszym stałym obowiązkiem”. Wicepremier, prof. Piotr Gliński powiada: „Polski rząd przywiązuje wyjątkową wagę do prawdy historycznej”. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: „Planowane święto winno nosić nazwę „Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa Kresowian”. Wybitny pisarz, rodowity lwowiak, Leszek Elektorowicz też jest tego zdania.

Sam Michał Dworczyk mówił: „Jako PiS prezentujemy od dawna jednoznaczny osąd w tej sprawie. Uchwały, które prezentowaliśmy, zawierały określenie ludobójstwo”. I wreszcie głos najważniejszy, samego prezesa PiS, Jarosława Kaczyńskiego: „…ludobójstwo w najczystszym tego słowa znaczeniu”.

aleksander-korman_ludobojstwo-upa-na-ludnosci-polskiej

Skoro tak, Panie i Panowie, pytam, dlaczego w projekcie Ustawy posła Dworczyka w tytule tego projektu nie pada słowo „ludobójstwo”? Pytam, kto ukrywa prawdę wbrew wszystkim ekspertom, świadkom zbrodni, Polakom?

Jest też drugi projekt ustawy – formacji Kukiz’15, posła Wojciecha Bakuna – projekt wiarygodny, który także powinien być brany pod uwagę, bo jest dobrze i logicznie skonstruowany.

Apeluję do wszystkich posłów dobrej woli, by stanęli po stronie prawdy. Dość w tym sejmie kłamstw i obłudy. Kresowianie już 70 lat walczą o tę prawdę. I nie ustaną. Liczymy na rzeczowy, prawdziwy, zgodny z faktami akt prawny.

Nie wytrzymuje krytyki w projekcie posła Dworczyka zapis, że jednym dniem pamięci można objąć równocześnie wszystkie inne zbrodnie sowieckie, niemieckie i ukraińskie. Nie da się. Tak jak się nie da objąć jednym dniem pamięci katastrofy smoleńskiej, katastrofy lotniczej, w której zginął generał Sikorski i katastrofy samolotu Casa, w której zginęło dwadzieścia osób, w tym polscy generałowie i inni wyżsi urzędnicy. Nie da się ustanowić jednego dnia pamięci dla tych różnych katastrof i innych ofiar. Po co więc ta ekwilibrystyka słowna i mętne zapisy? Żądamy PRAWDY. I tylko PRAWDY. A rządząca koalicja ma szansę przejść do historii w chwale. Jeśli natomiast nakłamie, zhańbi się po wsze czasy.

Stanisław Srokowski

„Warszawska Gazeta” nr 18/2016

http://srokowski.art.pl/

https://pl.wikipedia.org/wiki/Stanis%C5%82aw_Srokowski_(pisarz)

*Stanisław Srokowski (ur. 1936) – polski pisarz, poeta, dramaturg, krytyk literacki, tłumacz, nauczyciel akademicki i publicysta. W 1945 roku wypędzony wraz z rodzicami z Kresów. Brał udział w wielu działaniach na rzecz odnowy moralnej, społecznej i politycznej kraju. Na podstawie jego opowiadania „Nienawiść” (Prószyński i S-ka, 2006) Wojciech Smarzowski nakręcił film „Wołyń” (2016).

stanislaw-srokowski_nienawisc

Komentarz:

Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o mamonę, stosunki oraz o… uniemożliwienie pobudki Słowian.

Przyjęcie ustawy w wersji ze sformułowaniem „ludobójstwo” rodziłoby konkretne skutki prawne w prawie międzynarodowym, np. możliwość wystąpienia przez Polskę do Ukrainy o finansowe zadośćuczynienie za ukraińskie zbrodnie przeciwko ludzkości (współczesna Ukraina bezpośrednio odwołuje się prawnie do krwawego dziedzictwa OUN-UPA), a także bardzo komplikowałoby stosunki PiS-u z zarządzającymi obecną Ukrainą: USA i Izraelem (prezydent Ukrainy Petro Poroszenko jest obywatelem Izraela).

Stosunki polsko-ukraińskie są modelowym przykładem podsycania nienawiści między Słowianami na skutek ingerencji nieprzyjaznych Słowianom, wrogich naszej słowiańskiej kulturze i duchowości ras. Innym przykładem podsycania nienawiści między Słowianami była np. wojna w byłej Jugosławii. Podsycanie wojen i rewolucji przeciwko Słowianom na przestrzeni dziejów to temat rzeka. W najbliższych latach i dziesięcioleciach zostanie on szczegółowo przebadany i opisany.

TAW

Czytaj również:

PO nie może oddać władzy. I nie odda. Cena nieważna

kopacz komorowski

Jestem na krótko w Nowym Jorku. Pytają mnie, co w kraju, siedzisz w tym wszystkim, to wiesz. Kto wygra wybory? Zastanawiamy się z przyjaciółmi w rozmowie przy naleśnikach z czekoladą. A ta czekolada gorzka, jak prawda o Polsce.

Mówię, że PO nie może oddać władzy. Jeszcze pogodzi się z możliwą przegraną Bronisława Komorowskiego. Jednak jest wykluczone, aby dopuściła PiS do realnych rządów. Zrobi wszystko, żeby temu zapobiec, a wszystko znaczy wszystko. Nie musi sięgać po gwałtowne środki. To nie będzie zamach stanu, ani powtórka z Berezy Kartuskiej. Większość Polaków jest otumaniona, leniwa umysłowo lub przekupiona przez obecną władzę. Przecież podobał im się Donald Tusk, który w porę „zbiegł z Polski”, jak ładnie to określił Jarosław Kaczyński. Dlatego

wystarczy tylko zachowanie najprostszych pozorów przy cudach nad urną, skoro jawne sfałszowanie wyborów samorządowych nie zmiotło rządu PO-PSL przez bunt uliczny.

„Oni” wtedy przekonali się, że mogą sobie niemal na wszystko pozwolić. Wszystko można, wszystko można, byle z wolna i z ostrożna.

Andrzej dorzuca, że nie chodzi o zwykłą zmianę władzy i oddanie uprzywilejowanych pozycji na jakiś czas.

Wejście PiS  do rządu uruchomi lawinę procesów sądowych o korupcję i rozmaite zaniedbania. Tysiącom wpływowych ludzi grożą więc wyroki więzienia. Katastrofa smoleńska to krwawy czubek góry lodowej ogromu nieprawości tej władzy.

Właśnie ostatnio NIK ogłosił swój kolejny „miażdżący” raport, że 70% nowo wybudowanych dróg w Polsce ma usterki. A te kaprawe autostrady zostały przepłacone, podobnie stadiony na Euro 2012, Pendolino kupiono niepotrzebnie, afera informatyczna… itd, itp. Ktoś złamał procedury, ktoś wziął łapówkę, ktoś ukradł materiały. Każda sprawa tego rodzaju to dziesiątki wyroków sądowych, gdyby poważnie potraktować wymiar sprawiedliwości.

Prof. Andrzej Nowak ostrzegł, że jeżeli teraz nie dojdzie do zmiany władzy w Polsce, to będzie już za późno, rządy obecnej oligarchii utrwalą się na długo. Mówię więc przy drugim naleśniku, że właśnie tak będzie.

Załóżmy, że Andrzej Duda zostanie wybrany prezydentem. I załóżmy, że nie stanie mu się nic złego do wyborów parlamentarnych w listopadzie. Ale i tak „oni” rozpętają piekło. Wszystkie hieny zostaną wypuszczone z klatek, każdy lis się wścieknie, każdy żak oszaleje, każda wiedźma z telewizji wsiądzie na jeszcze większą miotłę. A Polaczki to kupią.

Trzeci naleśnik i zbliżamy się do „finis Poloniae”. Czekolada robi się tak gorzka, że doprawiam brązową polewę konfiturą z pomarańczy. Ale dalszy ciąg rozmowy nie nadaje się do publikacji. Żegnam wylewnie uprzejmą gospodynię. Myślicie, że to łatwo zrobić dobre ciasto do nadziania serem? A w nocy koszmar. Śni mi się, że przez wspólnego znajomego godzę się z Bronisławem Komorowskim. Z nimi tylko kornik w trumnie może wygrać.

Chyba, że się przebudzimy w porę.

Krzysztof Kłopotowski

krzysztof_klopotowski

SDP.pl

Prof. Andrzej Nowak: Żyjemy w dwóch gettach: prawicowym i lemingowym

andrzej nowak6

„Żyjemy w dwóch gettach – jedno prawicowe getto, drugie lemingowe getto. Rosja przez swoje lobby stara się pobudzać podziały wewnętrzne w Polsce” — mówi dla portalu Fronda.pl prof. Andrzej Nowak.

Portal Fronda.pl: Historia naszego kraju dobitnie pokazuje, ze Polacy potrafią walczyć o wolność, ale nie potrafią tej wolności wykorzystać. 25 lat temu wyzwoliliśmy się od komunizmu, a stan demokracji w Polsce nadal jest daleki od oczekiwań – czego przykładem ostatnie wybory parlamentarne. Specjaliści od HR powiedzą, ze w indywidualnych zawodach radzimy sobie bardzo dobrze, za to nie umiemy współpracować. A współpraca jest przecież gwarantem kapitału społecznego… Jakie cechy narodowe Polaków sprawiają, ze tak ciężko nam budować wspólnotę?

Prof. Andrzej Nowak: Dużą rolę odgrywają tu uwarunkowania historyczne i położenie geograficzne naszego kraju. Polska leży między dwoma największymi, historycznie od nas starszymi, silniejszymi wspólnotami polityczno-kulturowymi: germańską – niemiecką i wschodniosłowiańską – dziś rosyjską (ale także ukraińską i białoruską). Aby przetrwać między tymi dwoma kamieniami młyńskimi, które od ponad tysiąca lat pracują, żeby zetrzeć wszystko co jest między nimi w proch, trzeba bardzo wytężać siły. Myślę, że nasze przywiązanie do wolności bardzo nam w tym pomogło. To jest mylne wrażenie, że gdybyśmy np. przyjęli sposób myślenia niemiecki albo rosyjski, to wtedy byśmy wygrali. Nie – wtedy byśmy się stali Niemcami albo Rosją. Jeżeli nauczylibyśmy się współpracować na komendę jak mrowisko, to nie bylibyśmy Polską. Te zewnętrzne siły wpływały cały czas i nadal wpływają na to, żeby przekształcać naszą wolność w swawolę, w anarchię. Bo jest oczywiście w wolności pokusa ześlizgnięcia się w anarchię – bezrząd, w którym nie da się istnieć, zwłaszcza w takim otoczeniu geopolitycznym.

Dziedzictwo zaborów, dziedzictwo okupacji niemieckiej, a potem sowieckiej i PRL-u spowodowało, że bardzo obniżył się kapitał społecznego zaufania. Obecnie to dziedzictwo nieufności jest podtrzymywane przez sitwę WSI-PO-PSL. Jeśli zaufanie, to tylko w obrębie struktur mafijnych – ufamy sobie, jeśli należymy do jednej mafii, współpracujemy, żeby sterroryzować resztę.

To jest model zaufania z „taśm prawdy”… Wmawia się nam ten fatalny stereotyp, że albo wolność (czyli anarchia), albo kolaboracja; albo walka o wolność, albo praca nad dobrobytem (bez „niepotrzebnej” niepodległości). Bez wolności nie będzie dobrobytu, bo przecież gospodarka „w tym kraju” jest w takim wypadku organizowana przez czynniki zewnętrzne, których celem nie jest dobrobyt Polaków, tylko dobrobyt korporacji z Monachium, Paryża czy Waszyngtonu.

Chodzi o to, żebyśmy zrozumieli, że nasza wolność, suwerenność powinna skutkować bardziej umiejętnym, efektywnym organizowaniem dobrobytu w kraju; żeby to państwo np. potrafiło lepiej zadbać o bezpieczeństwo energetyczne, żebyśmy nie musieli płacić najwyższej ceny za gaz, jak płacimy w tej chwili Rosji, tylko żebyśmy mogli zdywersyfikować źródła dostaw gazu, wytwarzać więcej własnego z łupków, zatroszczyli się o sensowne wykorzystanie węgla, itd. To właśnie da nam prawdziwą suwerenność.

Warto walczyć o wolność, bo z tego będzie także cieplejsza woda w kranie. Nie wolno mówić, że albo niepodległość, albo ciepła woda w kranie. Bo ostatecznie jeśli powiemy, że niepodległość nie ma nic wspólnego z ciepłą wodą w kranie, to ktoś, kto kontroluje naszą niepodległość, kto nie jest tu w Polsce – może zakręcić i ten kurek. Potrzebna jest i wolność, i kapitał zaufania społecznego, który może się rozwijać bardziej w niepodległym kraju, niż w kraju, którym manipulują inni. Jeżeli nie będziemy nad tym pracowali, to Polska się rozpadnie.

Z historii pamiętamy, że ograniczanie wolności miało zawsze fatalne skutki. To, co zrobił Piłsudski w 1926 r., a zwłaszcza jego następcy po 1935 r. to był fatalny błąd. Nie obroniliśmy się w 1939 r., ale utrwaliły się podziały: na tych, którzy rządzą (sanację) i tych, którzy nie są absolutnie dopuszczeni do rządzenia. Sanacja urościła sobie prawo do myślenia za cały naród i w dużym stopniu wyeliminowała element wolności. Podobnie jak dzisiaj rządy Platformy i PSL-u. To znaczy opozycja jest niewybieralna, nie może nigdy dojść do władzy. Takie założenie stanowi całkowite zaprzeczenie wolności politycznej i powoduje degenerację systemu. Sanacja uzasadniała swoje działania tym, że taki był kontekst międzynarodowy – trzeba ograniczyć wolność, bo prowadzi ona do chaosu. Więc w czasie II wojny światowej przyszedł Sikorski, który powsadzał piłsudczyków do obozów… Polska zaczęła się rozpadać na te dwa obozy.

Dzieje Polski to dzieje walki o wolność?

— Wolność jest najważniejszą wartością polskości, najbardziej fundamentalną. Ta wolność każe nie kłaniać się w państwie w pas przed panem, który traktuje mnie jak poddanego, a nie jak obywatela. Ta wolność, pełna pasji i wzniosłego patosu obrona niepodległości wobec wszystkich zewnętrznych sił, zawsze dodawała nam atrakcyjności w oczach innych narodów (i  bardzo przeszkadzało naszym sąsiadom – Rosji i Niemcom). To powodowało, że do polskości przyszło tylu wybitnych twórców, i to nawet wtedy, gdy nie było Polski jako państwa. W XIX w. tak stał się Polakiem Matejko, Pol (Pohl), Aszkenazy, Tuwim, Leśmian… Ukochali Polskę właśnie poprzez ten patos wolności. Tylko ludzie małego rozumku i małej wiary wyszydzają to jako „polską głupotę”. Bez tej polskiej głupoty, która polega na upieraniu się przy wolności i niepodległości, Polska byłaby nic nie warta. I już by jej dawno nie było. W imię tej wolności „żołnierze wyklęci” po 1945 r. walczyli przeciwko sile, której nie mogli pokonać. W imię tej wolności powstała potem „Solidarność”. Ta wolność odzywa się także teraz, w rozmaitych formach. Na przykład dwa lata temu obserwowałem jak na Rynku krakowskim spotkały się dwie manifestacje – przeciwko ACTA i w obronie TV Trwam. Młodzi i starsi, jedni i drudzy manifestowali w walce o wolność, przełamywali wtedy, choć na chwilę, wmawianą nam przez rządzącą sitwę, wzajemną obcość, to przeciwstawianie „moherów” „młodym wykształconym”. Ci Polacy, którzy dziś zginają głowę, rezygnują z wolności, nie rozumieją jej znaczenia – zdradzili swoje powołanie i swoją historię.

Zdradzamy swoją historię w Unii Europejskiej?

— Najbardziej upadlające jest to, że zginamy głowę u siebie w domu. Jeżeli nie zostanie obalony ten korumpujący Polskę system, który ujawnił się już w całym bezwstydzie w sfałszowanych wyborach samorządowych, to znaczy, że schylamy głowę z coraz większym wstydem, w coraz większym (bo coraz bardziej widocznym) upodleniu, że wolność dla nas nic nie znaczy. W krajach zachodnich Unii Europejskiej można w wyborach przynajmniej oddać głos i mieć nadzieję, że zostanie policzony, sama zasada oddania głosu i niezafałszowania go jest jeszcze przestrzegana. Jeżeli my się zgadzamy, że u nas wolno już wprost fałszować, tak bezczelnie wmawiać nam, że nagle pojawiło się ponad dwa miliony nieważnych głosów, to znaczy, że rezygnujemy nie tylko z wolności, ale i z godności. Bo musimy zaakceptować wtedy nie tylko brak możliwości oddania głosu, ale i oskarżenie o głupotę: tacy durni jesteście „polaczkowie”, że nawet zagłosować nie umiecie – tak wmawiają nam obrońcy obecnego systemu władzy. Ta sytuacja wydaje mi się jeszcze ważniejsza od schylania głowy na arenie międzynarodowej (którego najbardziej upadlającym symbolem była reakcja państwa polskiego na tragedię smoleńską – oddanie śledztwa w ręce prokuratury rosyjskiej, uznawanej powszechnie za najbardziej skorumpowaną i niewiarygodną w skali światowej). Albo zatrzymamy się na tej równi pochyłej i zaczniemy mozolny marsz w górę, albo zsuniemy się w bagno, w którym nie będzie już ani Polski, ani wolności, ani godności.

Patos wolności ścisłe łączy się z pojęciem patriotyzmu i związanej z nim martyrologii. Co roku przy okazji Święta Niepodległości w debacie publicznej toczą się emocjonujące dyskusje nt tego, czy należy jednak zestawiać te dwa pojęcia, czy mówienie o martyrologii ma w ogóle dzisiaj sens. Znany aktor Jerzy Stuhr uważa, ze martyrologia objawia się u Polaków… „skłonnością do bicia”. Jak Pan ocenia tego rodzaju wypowiedzi?

— Tych pojęć nie da się rozdzielić, bo doświadczenie martyrologii jest kluczem do rozumienia patriotyzmu. Bez tych pokoleń, walczących o to, żeby Polska była, Polski by nie było. Tysiące osób zostało zamordowanych w Polsce nawet po II wojnie światowej, w więzieniach UB, dziesiątki tysięcy było poddawanych różnorakim represjom. Pamięć ta budzi przerażenie, niepokój sumienia. Ludzie, którzy walczyli o wartości większe niż ich własne życie, o wolność Polski, powinni być upamiętnieni. Nie chodzi o przywoływanie zbrodni, ale o przywoływanie ofiar. To nam pozwala zobaczyć, że nie wszyscy byli uwikłani w zbrodnie tego okresu, że są prawdziwi bohaterowie. Filozoficzny mistrz Zbigniewa Herberta, Henryk Elzenberg pisał, że ojczyzna, za którą się nie walczy, przestaje być ojczyzną. Patriotyzm każe nam się zastanawiać, jak z własnego życia można poświęcić coś dla sprawy, która nie jest tylko moją prywatną sprawą. Jak skonstruować pojęcie patriotyzmu bez jakiejkolwiek ofiary, bez jakiegokolwiek poświęcenia, bez jakiejkolwiek wspólnoty? Samo to, że się płaci podatki, nie ma jeszcze nic wspólnego z patriotyzmem i postawą obywatelską. To jest obowiązek człowieka, którego organy ścigania powinny ścigać za zaniedbanie obowiązku płacenia podatków. Płaci, bo jest zagrożony prawną karą. Co to ma wspólnego z patriotyzmem?

Jednak dla przeciętnego Polaka tematyka martyrologii wydaje się być niespecjalnie atrakcyjna. Szczególnie dla młodych…

— Tematyka martyrologii we współczesnej kulturze jest nieatrakcyjna z tego powodu, że w ponowoczesnej fazie cywilizacji coraz częściej stajemy się turystami – ludźmi, którzy nie mają stałego miejsca zamieszkania ani stałego punktu przywiązania. Trudno nie ulec tej tendencji, bo współczesne rynki tworzą społeczny nacisk na to, żeby ludzie nie mieli stałej tożsamości. Bowiem ludzie o stałej tożsamości mają również stałe, stabilne potrzeby, a rynki chcą kreować człowieka, który ma wciąż nowe potrzeby, sztuczne, które nie wynikają z jego naturalnych uwarunkowań. Żebyśmy codziennie wyrzucali nie tylko wczoraj kupione rzeczy i nabywali nowe, ale żebyśmy codziennie wyrzucali także naszą tożsamość – i kupowali sobie wciąż nową. Tego rodzaju ćwiartowanie stałej tożsamości powoduje, że poddawani takiej obróbce przez kulturę masową i przez ten pośpiech cywilizacyjny ludzie coraz mniej skłonni są obracać się wstecz, żeby pójść na groby swoich przodków, żeby odczuć wdzięczność wobec tych, którym zawdzięczają: życie, kulturę, język, cały dorobek kulturowy i cywilizacyjny. Tymczasem nie potrafimy się rozwijać, dojrzewać, poznawać świata, jeżeli nie widzimy i świata, i swojego w nim miejsca jako kontynuacji.

Kultura to uprawianie, systematyczna praca, wzbogacanie nie tylko w wymiarze materialnym, ale i duchowym. Nie da się niczego uprawiać, kultywować bez pamięci, bez ciągłości. Jeżeli co chwilę jesteśmy kimś nowym, to nie możemy uprawiać żadnej systematycznej pracy, w której kumuluje się bogactwo duchowe. Bogactwa duchowego nie da się zdobyć jednym skokiem, to jest praca pokoleń i praca całego życia, tego nie można kupić. Jeżeli przyjmiemy taką perspektywę, że wolność ma polegać na uwolnieniu się do ciężaru tożsamości, od więzi łączących nas z poprzednimi pokoleniami, potraktujemy to jako balast, to w ten sposób odrzucimy wraz z tym balastem całą kulturę, która odróżnia nas od zwierząt. W stolicy Czech, Pradze, jednego z dwóch najbardziej zateizowanych krajów w Europie, obok Albanii, ok. 80 proc. pochówków odbywa się na zasadzie całopalnej, a 50 proc. prochów nie jest nieodbierana przez bliskich. To jest arcypragmatyczny przykład zerwania z kulturą przodków… Do czego to prowadzi?

Szansą na przywrócenie bohaterom miejsca w pamięci historycznej jest edukacja. Nie służą temu takie działania rządzących jak wyrzucanie lekcji historii ze szkól czy lektur z kanonu języka polskiego.

— Edukacja jest szansą, bo w jednolitym systemie edukacyjnym możemy odbierać jeszcze wspólny przekaz. Kultura masowa już nas nie łączy. W PRL-u sytuacja pod względem jedności przekazu kulturowego była dużo łatwiejsza niż obecnie. Był wspólny zestaw faktów i można się było wokół niego spierać. Teraz nie ma wspólnego zestawu faktów, bo każdy odbiera co innego (za pośrednictwem internetu, Facebooka, jednego czy kilku spośród kilkuset dostępnych kanałów telewizji). Tym, co mogłoby pozostać ostatnim wspólnym mianownikiem, jest już tylko edukacja. W III RP w latach 90. wraz z rozdzieleniem nauki kultury na lekcjach języka polskiego od nauki historii dokonała się prawdziwa zbrodnia na duchu wspólnoty obywatelskiej. Wcześniej utrzymywana była synchronizacja, tzn. jeżeli przerabiamy na historii wiek XVI, to mamy renesans na języku polskim, jak średniowiecze, to średniowiecze. Teraz mamy jakieś bloki tematyczne. Program języka polskiego to już zupełna groteska. Tu wprost brak elementarnej logiki, jeśli uczy się najpierw o Gombrowiczu, a potem o Sienkiewiczu: przecież Gombrowicz był odpowiedzią na Sienkiewicza, a nie odwrotnie! To zakłócenie ciągu historycznego poprzez zerwanie więzi między nauką historii a nauką kultury na lekcjach polskiego, spowodowało, że przekaz szkolny przestał odgrywać rolę identyfikacyjną, rolę podtrzymującą wspólnotę kulturową.

Poza tym następuje systematyczne obniżanie poziomu wymagań. W ministerstwie oświaty przyjęto założenie, że młody człowiek nie będzie czytał lektur. Musimy walczyć o edukację, popierając taką frakcję polityczną, która będzie dawała nadzieję na zmianę tego systemu.

Osobnym problemem jest brak nasycenia kultury masowej atrakcyjną ofertą edukacyjną.

  • Wojna 1920 r., być może największe zwycięstwo Polski od czasów bitwy pod Grunwaldem, „odfajkowana” została jednym koszmarnym filmem pt. „1920 Bitwa Warszawska”;
  • „Krzyżaków” wystarczyło zrobić 53 lata temu, żeby twierdzić, że już więcej nie trzeba do tego wracać…;
  • Adamie Mickiewiczu nie ma żadnego filmu biograficznego;
  • nic o tak atrakcyjnym dla miłośników rycerskich walk temacie jak opowieść o losach Zawiszy;
  • nic o Monte Cassino;
  • nic o Kochanowskim i cudzie polskiej kultury renesansowej;
  • żadnego serialu o Jagiellonach (o ileż piękniejszy mógłby być od tego o Tudorach);
  • żadna powieść Józefa Mackiewicza nie została sfilmowana, a każda jest gotowym scenariuszem filmowym.

I tak dalej, i tak dalej. Może warto by naciskać na Polski Instytut Sztuki Filmowej, żeby częściej filmować klasykę, np. co kilka lat, jak robi to BBC?

Przywiązania do wartości narodowo-patriotycznych nie widać w postawach przedstawicieli elit politycznych. Uda się to zmienić?

— Dziś, aby istnieć w polityce, trzeba być coraz bardziej celebrytą. Skrócenie wyobraźni politycznej powoduje, że politycy uzależniają swoje działania od wyników sondaży, dlatego bardzo trudno zdecydować się na politykę, która może się okazać niepopularna w danym czasie, ale która jest ważna z punktu widzenia długofalowego interesu obywateli. Aby poprawić jakość funkcjonowania elity politycznej, trzeba formułować dalekosiężne cele kulturowe, polityczne, demograficzne, etc. Polityka prorodzinna powinna być potraktowana priorytetowo, a nie jako niepotrzebny wydatek. Teraz może będziemy odczuwali ten wydatek, ale jeżeli nie zdecydujemy się na ten krok, za 10 lat możemy mieć więcej emerytów niż pracujących. Trzeba również wciągać opinię publiczną do namysłu nad poważnymi sprawami. Niestety media, zwłaszcza elektroniczne odgrywają dziś odwrotną rolę – liczy się ta najkrótsza perspektywa. Obserwujemy ostatnio coraz większe nasycenie mediów  rożnego rodzaju kampaniami, które mają odciągnąć Polaków od naprawdę ważnych spraw. Niedawno słuchaliśmy o zamordowanej Madzi z Sosnowca, później znów cała opinia publiczna skupiała się na poczynaniach Adama Hofmana – tak jakby nic innego na świecie i w polskiej polityce się nie działo. Szkoda, że politycy podporządkowują się tym tendencjom, zamiast walczyć o jakieś forum spotkania z obywatelami, w którym byłaby możliwa bardziej dojrzała rozmowa oraz o przywrócenie funkcji publicznej telewizji obecnie z nazwy tylko publicznej, bo to ona dziś najbardziej tabloidyzuje stosunki między sferą polityczną a sferą społeczną. Historia Madzi jest klasycznym przykładem pornografii emocjonalnej, która jest pojawia się w każdym dzienniku telewizyjnym w postaci kącika współczucia dla kolejnych ofiar. Miejsce tego rodzaju pornografii na pewno nie jest w dzienniku telewizyjnym. Nie może być tak, że emocjonalność zasłoni racjonalną refleksję nad naszymi sprawami publicznymi. Trzeba próbować odzyskać publiczną telewizję. Telewizja publiczna powinna być miejscem, gdzie będziemy rozliczać polityków z ich najważniejszej funkcji, jaką jest służba dobru wspólnemu, a to można próbować czynić tylko z perspektywy wieloletniej. Nie da się najważniejszym sprawom służyć tylko w wymiarze sondażowym.

Można niestety odnieść wrażanie, ze główną misją mediów jest dziś utrwalanie podziałów ideowych miedzy głównymi obozami politycznymi. Także „prawicowe” media nie są wolne od tych tendencji.

— To, ze istnieją podziały ideowe i polityczne jest normalne, jednak zabójcze jest to, że nie ma już przestrzeni spotkania. Żyjemy w dwóch gettach – jedno prawicowe getto, drugie lemingowe getto. „Ciemnogród” i „Lemingrad”. Problemem nie są różnice tych dwóch wspólnot, ale brak porozumienia między nimi, jakiegokolwiek kontaktu. Ktoś, kto czyta „Gazetę Wyborczą” nie przeczyta „W Sieci” czy „Gazety Polskiej” – i odwrotnie. Rosja przez swoje lobby stara się pobudzać podziały wewnętrzne w Polsce, żeby nigdy te dwa „getta” nie zetknęły się i nie stworzyły wspólnoty politycznej, obejmującej i dużą część lemingów i dużą część „moherów”, połączonych wspólną sprawą – polskiej wolności, polskiego dobrobytu. Trzeba przezwyciężyć próg strachu jednego getta przed drugim, tworzyć możliwości spotkania we wspólnym rozpoznaniu rzeczywistości. To nie może być spotkanie w pół drogi. Prawda nie leży pośrodku. Trzeba jednak wyjść „drugiej stronie” naprzeciw. Tego wymaga od nas chrześcijańska misja i tego wymaga od nas potrzeba obywatelska. Kto „z drugiej strony” ją zrozumie, ten się z nami spotka. W Polsce.

Rozmawiała Emilia Drożdż

Fronda.pl