Tag: manipulacja świadomością ludzi
Ostatni przekaz Mateusza dotyczy aktualnych wydarzeń i polityki USA: katastrofa lotu Indonesia AirAsia 8501 z 28.12.2014 r.; katastrofa promu Norman Atlantic na Morzu Adriatyckim 28.12.2014 r.; zastrzelenie dwóch amerykańskich policjantów 20.12.2014 r.; masakra w redakcji „Charlie Hebdo” w Paryżu; emocje o tragediach; firma Sony i wycofanie filmu; Illuminati, przemysł rozrywkowy; dekret prezydenta Obamy, Kuba; wibracje; gęstości; osobiste wzniesienie; dr Masaru Emoto, wibracje słów.
Dwa „wypadki” były przyczyną zarówno żalu, jak i wdzięczności. To nie było „szczęście”, że niektóre osoby, które zamierzyły być na pokładzie AirAsia Flight 8501 nie były tam: ich czas nie nadszedł. Oni nie wiedzą, że to dlatego ominęli ten lot; oni i wszyscy, którzy ich kochają, po prostu są wdzięczni, że to zrobili.

Jak bolesne jest to dla rodzin i przyjaciół wszystkich, którzy udali się na ten samolot – kontrakty duszy wszystkich na pokładzie wezwały ich do odejścia w tym czasie. Gdyby nie użyli tego środka, oni odeszliby nagle, wkrótce, w jakiś inny sposób.
To samo byłoby prawdą o osobach, które odeszły po wybuchu pożaru na promie na Morzu Adriatyckim. W tym wypadku, z wyjątkiem tych kilku dusz, umowy wymagają dłuższego życia. Setki tych, którzy zostali uratowani, nie są świadomi tego, że nie muszą oni być wdzięczni, i tak samo jest z ich rodzinami i innymi bliskimi.
Oburzenie w Stanach Zjednoczonych dotyczące zastrzelenia dwóch policjantów w radiowozie służy przyniesieniu stopnia równowagi do oburzenia względem działań policji z wykorzystaniem wyjątkowo ciężkich środków wobec afroamerykańskich mężczyzn. Możecie myśleć o tym jako o emocjonalnym wahadle, które zostało zatrzymane na jednym końcu, gdzie egzekwowanie prawa jest postrzegane jako stronnicze w ocenie i stosowaniu — i nagle rzut wahadła na drugi koniec. Uczucia po obu stronach są w istocie uzasadnione, ale wahadło musi odejść od obu skrajności, więc równowaga będzie mogła przyjść w działaniach policji i reakcji ludności.
Rzeź w biurze w „Charlie Hebdo” i kolejne morderstwa w Paryżu zjednoczyły wasz świat w sympatii, współczuciu i potępieniu aktów terrorystycznych. Jeśli jakiekolwiek aspekty takich zdarzeń mogą być opisane jako „budujące”, to są to: ludzie z Francji są w Jedności w nieustraszonym buncie przeciwko dzikim staraniom nałożenia kagańca na wolność słowa.
[…] Może się wydawać, że mówimy o tragicznych wydarzeniach z emocjonalnym dystansem, to jest wyższy cel serwowania tego i że to tak jest. To nie jest ten przypadek. Honorujemy wszystkich, którzy grają swoje role w każdej odrażającej sytuacji lub podziałów, ale jest głęboko smutne dla nas, że pozyskanie równowagi osobistej i planetarnej powoduje tyle przemocy i smutku w naszej ukochanej rodzinie na Ziemi. Szczególnie wstrząsające są masakry i porwania dzieci i inne horrendalne okrucieństwa. Jest to trudne dla nas i dla Was, widzieć czyjeś cierpienie, i widzieć to jako kolejny kamień milowy w odwiecznym cyklu wspólnych wcieleń w świecie fizycznym i przejść w światy duchowe. Proszę znaleźć sposób uspokojenia, jak i my musimy, wiedząc, że tragedia jest ewolucją duszy; z przerażenia przychodzi bardziej duchowe oświecenie i współczujące społeczeństwo, a ostatecznie Złoty Wiek Ziemi w pełnym rozkwicie.
I być może tragedia wydaje się większa, gdy 12 lub 100, lub 400 osób umiera w tym samym wypadku, ale w każdej minucie wiele tysięcy dusz (ciał) umiera i to jest bolesne dla każdego, kto je kocha. Chcemy, aby wszyscy, którzy się smucą mogli wiedzieć, że i te drogie im osoby wybrały swoje doświadczenia, aby pomóc innym się rozwijać. Nadal będą tęsknić do swoich bliskich, oczywiście, ale ta wiedza może zmniejszyć głębię ich utraty.
Pytanie: „Mówiłeś w ostatniej wiadomości, że wszystko, co dzieje się tutaj, jest celowe. Nie widzę żadnego celu w filmie „Wywiad” lub w reakcji na niego. Jak daleko szkody się rozprzestrzeniają, ponieważ Koreańczycy włamali się do systemu komputerowego firmy Sony? Wszystko to wydaje się być krokiem wstecz dla światła”.
Wszystko, co dzieje się w waszym świecie, jest celowe! Jednak, podczas gdy niektóre kwestie mogą wydawać się wam logiczne w tym kontekście, inne możecie uznać za znacznie oderwane, a film i reakcja, jaką wywołał, mogą być przykładem tego ostatniego.
W poprzednich wiadomości stwierdziliśmy, że pole rozrywki było twierdzą Illuminatów, ponieważ to, co ona zapewnia, ma wpływ w opinii publicznej i działaniach.
Wyeksponowanie zbrodni, wojen i innych aktów przemocy w filmach i grach jest przyzwyczajaniem społeczeństwa do tych rodzajów zachowań i motywowaniem do tego niestabilnych ludzi.
Manipulatorzy rozrywki stworzyli „gwiazdy kasowe”, umieścili je na piedestałach i nagradzali w wygórowanych płatnościach i wielością nagród, która wychwala kilka dusz ponad wszystkimi innymi i rozszerza różnice między „bogatymi” i „biednymi” w waszym świecie. Rozumujące umysły zobaczą te negatywne skutki, jak również pozytywne postępy w tej branży, ale to, co nie jest na oczach opinii publicznej, to jest najciemniejszy obóz Illuminatów w tym polu rozrywki — satanizm, niewolnictwo seksualne, pedofilia i pornografia.
Wszystkie z tych widocznych i niewidocznych sytuacji są pozbawione światła, i Ziemia osiągnęła płaszczyzny energii, gdzie wszystko o niskich poziomach wibracyjnych ulega rozpadowi. To, co się dzieje z tyłu sceny, by tak rzec, wychodzi teraz na środek sceny, gdzie gra, która się rozwija, może być oglądana przez publiczność.
Reakcja na film jest utrzymaniem uwagi na „wojnie w cyberprzestrzeni”. Cokolwiek, co jest zaprojektowane do pozytywnego wykorzystania, może być użyte jako negatywny środek, a wasz postęp w technologii komputerowej jest najlepszym tego przykładem. Z jednej strony, przełom w medycynie może być udostępniony na całym świecie, komunikacja jest szybka, informatorzy mają forum do publikowania swych znalezisk, a obfitość informacji, jakiej nie odnotowano w mediach głównego nurtu, jest dostępna w Internecie. Z drugiej strony, Internet jest wykorzystywany do rozpowszechniania fałszywych informacji i niektóre osoby nielegalnie wchodzą w systemy komputerowe dla udostępniania poufnych informacji, wprowadzania wirusów i zakłócania działalności gospodarczej. Wasi przywódcy narodowi, którzy znają korzyści płynące z dzielenia się cennymi informacjami, widzą potrzebę ochrony interesów swoich państw, pracując razem, aby zapobiec wysiłkom hakerów na całym świecie. Każdą sprawę, która inicjuje i rozszerza współpracę transgraniczną, należy przyjąć z zadowoleniem.
Nie widzimy, żeby doświadczenie Sony prowadziło do tego, że „wszystkie nasze prywatne informacje i komunikacja mogą być wykorzystane przez każdego, i mogą być powszechne przerwy w dostawie prądu”, co powoduje pewne obawy. Jeśli w niektórych przypadkach może to wystąpić, to będzie tymczasowe. Bezprawne wykorzystanie czegokolwiek – czy to informacji, technologii czy zasobów naturalnych – emituje niskie wibracje i aktywność na tym poziomie nie może się dłużej utrzymać.
Nasi koledzy z Nirwany nie mogą sprawdzić, czy złożony proces hackingu pochodzi z Korei Północnej, czy skądś indziej. To może być dzieło black ops agentów w kontrolowanej przez Illuminatów frakcji CIA – oni są tu i tam, na całym świecie – czy złośliwa, może mściwa, grupa czy indywidualni. Ale kimkolwiek odpowiedzialna osoba lub osoby są, nie zamierzały swymi wysiłkami wspomóc światła, przedstawiając pozytywne efekty, jak już wspomnieliśmy.
Pytanie: „Prezydent Obama w końcu zrobił coś ze „światła”, moim zdaniem, swym zarządzeniem. To absurd, że nasz rząd zaciskał Kubę od 50 lat, kiedy tuż po II wojnie światowej, pomogliśmy Niemcom i Japonii powstać z powrotem na nogi. Nie było nawet wojny z Kubą! Dlaczego istnieje opozycja w obydwu partiach wobec tego, co Obama zrobił?”.
Dekret prezydenta Obamy, który otwiera drzwi do normalizacji stosunków tego kraju z Kubą, wywołał tę reakcję członków Kongresu, którzy rutynowo sprzeciwiają temu, co on robi, ale mało kto odpowiedział gniewnie i zrobił to na podstawie emocjonalnej bardziej niż politycznej.
Ich serca i umysły są zakorzenione pół wieku w przeszłości, co wyklucza widzenie w dobrej rozdzielczości długotrwałych kwestii,
czy są w najlepszym interesie narodów obu krajów. To krok w kierunku życia razem z szacunkiem i współpracą, również dowód na to, że poza kulisami wysiłki idą do skutku w harmonizacji z coraz wyższymi wibracjami.
Droga rodzino, możecie męczyć nasze przypisy wszystkiego do wibracji, ale ona jest „tkaniną” w całym wszechświecie!
Wszystko, co istnieje jest energią, która wibruje w tym czy innym tempie,
a światło wzrasta, gdy Przyspieszanie wibracji następuje. Każda myśl, uczucie i działanie emituje drgania, które stosownie manifestują sytuacje i ich wyniki, a ilość światła w osobach określa, jak daleko i czy są na ścieżce wznoszenia.
Dajcie nam wyjaśnić wszelkie nieporozumienia, że wzniesienie jest w związku z przejściem z życia fizycznego do życia w duchu. Wzniesienie jest procesem ewolucyjnym i wejście w Nirvanę jest automatycznym wzniesieniem, tylko w miejscu. Osoby, które awansują z trzeciej do czwartej gęstości duchowo i świadomie za życia ziemskiego wchodzą w czwartą gęstość obszarów mieszkalnych Nirvany; Osoby, które nie osiągają tego statusu przed przejściem wchodzą w niższą gęstość zarejestrowanej ich energii życia. Nirvana oferuje możliwości do osiągnięcia statusu wyższej gęstości, ale to nie przychodzi automatycznie. Wielu mieszkańców przygotowuje się poprzez konkretne studia i pomoc bardziej wyewoluowanych dusz, aby wzmocnić słabości charakteru, więc następne wcielenie w linii jest lepiej wyposażone, aby ewoluować w czasie życia fizycznego.
Może to być pomocne, że przypomnimy o dwóch definicjach gęstości, z naukowego punktu widzenia. Jedną z nich jest masa lub położenie masy. Ziemia jest trzecią gęstością masy i czwartą gęstością w lokalizacji; Nirwana jest czwartą gęstość w masie i lokalizacji. Drugą definicją jest stan ewolucji duszy. Gaia, dusza Ziemi, zawsze była piątą gęstością niezależnie od gęstości jej ciała planetarnego; a mieszkańcy Nirvany wahają się od drugiej do piątej i wyżej w niektórych przypadkach.
Aby kontynuować nasze wyjaśnienia, w tym bezprecedensowym czasie we wszechświecie istnieją wyjątki od prawa fizyki, które rządzą wzniesieniem i nieporozumienie może wynikać z tego, co powiedziałem wam o duszach, których oryginalne umowy zostały zmienione. Osoby, które doświadczają przekroczeń nasilenia niektórych postanowień umowy może zwrócić się na poziomie duszy, aby opuścić to życie przed ukończeniem pozostałych postanowień. Łaska boska honoruje te żądania poprzez umożliwienie jednostkom albo przeżycia reszty tych wyborów kontraktowych w Nirwana lub otrzymania pełnego kredytu jak na zakończenie. Tak czy inaczej, oni ewoluują do czwartej gęstości w czasie ich pobytu tutaj.
Prywatne wzniesienie dzieje się w coraz szybszym tempie, odkąd planeta zaczęła się wznosić 70-kilka lat temu. Prawie wszystkie osoby, które odpowiedziały na masową infuzję światła w tym czasie, awansowały z trzeciej do czwartej gęstości duchowo i świadomie przeszły do Nirwany jakiś czas temu. Mnóstwo dusz, które urodziły się w ciągu kilku ostatnich dziesięcioleci, przechodzi również po osiągnięciu statusu czwartej gęstości; wszyscy, których umowy zostały zmienione w celu umożliwienia wcześniejszego wejścia do Nirwany tak mają; i dziś wiele osób w waszym społeczeństwie awansowało do tego statusu. W sumie kilka miliardów dusz ewoluowały w trakcie procesu wznoszenia się Ziemi do tej pory, a jej podróż na coraz wyższe poziomy energii zapewnia, że o wiele więcej to zrobi.
Jedno ostatnie słowo o wibracji. Wspomnieliśmy wcześniej o znaczeniu słów, jak ich wibracje wpływają na osoby, które ich używają i wszystkich, którzy je usłyszą. Doświadczenia przeprowadzone przez Masaru Emoto są dowodem na to, co możecie zobaczyć w przypadku wody i słów w części tej strony: Masaru-Emoto.net [o tajemnicach wody w wersji polskiej tutaj — przyp. TAW]. Dr Emoto przyszedł z bardzo rozwiniętej cywilizacji, specjalnie by wyposażyć wasz świat tymi odkryciami naukowymi, a kiedy przeniósł się kilka miesięcy temu, to został przyjęty przez tłum dusz, które wiedzą, że spełnił swoją misję z wielkim sukcesem.
Umiłowani bracia i siostry, oświecacie swoje życie i życie innych, gdy mówicie uprzejmie, i skutki oddźwięku waszych słów są niezmierzone. Podróżujemy z wami w duchu i bezwarunkowej miłości.Miłość i Pokój.
Matthew Ward via Suzanne Ward
suzy@matthewbooks.com
11 stycznia 2015 r.
Skandaliczny przedruk na Onecie. Niemiecki polskojęzyczny Onet.pl bez słowa komentarza przedrukowuje manipulatorski tekst z żydowskiego „New York Timesa” o przywracaniu w Polsce pamięci o Żołnierzach Niezłomnych. Powszechnie wiadomo, jak środowiska i narodowości od zawsze nieżyczliwe Polsce odnoszą się do wszelkich prób budzenia się świadomości narodowej (nie nacjonalistycznej) w naszym kraju, ale stopień manipulatorskiego kunsztu bijący z omawianego artykułu można porównać jedynie do propagandowego majstersztyku – wpisującego się również dokładnie w ten sam nurt wieloletniego konsekwentnego, precyzyjnie ukierunkowanego, zmasowanego medialnego przekazu – narracji o słynnych już na cały świat „polskich obozach śmierci” i Polakach jako największych na planecie barbarzyńcach.
Już sam tytuł artykułu Unearthing a Barbarous Past in Poland („Odgrzebywanie barbarzyńskiej przeszłości w Polsce”, na język polski przetłumaczony przez Onet w złagodzonym brzmieniu jako „Brutalna przeszłość wychodzi z ziemi”) i cykl wizualnych slajdów pod nim wymownie sugeruje obcojęzycznym i odrębnym od nas kulturowo czytelnikom bardzo prosty przekaz: „popatrzcie, to, o czym będziemy tu mówić, zgotowali Polakom sami Polacy; zobaczcie, jak wychodzi spod ziemi ich własne barbarzyństwo, ich barbarzyńska przeszłość; i my – społeczeństwo cywilizowane – musimy o tym mówić”. Ilustrujące tekst bardzo sugestywne zdjęcia, rodem jak z najczarniejszej amerykańskiej kroniki kryminalnej, zdają się wymownie potwierdzać ważkość objawionej prawdy zawartej w samym przekazie tekstowym. Zdjęcia w oryginalnej wersji wyglądają tak:
Ale przejdźmy do samego artykułu i fotografii zasugerowanych przez Onet (dostosowanych już do tubylczego odbiorcy i nie kojarzących się aż tak bezpośrednio, jak to było celem oryginalnego artykułu – z pospolitymi cywilnymi zbrodniczymi patologiami w Stanach Zjednoczonych). Oto omawiany artykuł z bieżącymi komentarzami [w nawiasie kwadratowym] Tajnego Archiwum Watykańskiego, gdyż bez tych komentarzy oryginalny tekst jest zwykłą propagandową wrzutą pod z góry upatrzoną tezę:
—
Zbigniew Kulikowski stanął nad kruszącym się brzegiem błotnistego dołu, na którego dnie trójka ludzi cierpliwie oczyszcza pożółkłe kości z kilku splecionych ze sobą szkieletów [misterne budowanie atmosfery grozy]. Nieco ponad rok sporadycznie prowadzonych tutaj prac ekshumacyjnych doprowadziło do wydobycia szczątków ponad 280 osób pochowanych w masowych grobach, ofiar nazistów, sowietów [broń Boże nie Niemców i nie Rosjan!] i polskiej bezpieki [„polskiej” bezpieki, która w 37% składała się z żydowskich komunistycznych zbrodniarzy]. Wtem jeden z mężczyzn w białym kombinezonie ochronnym podbiega do towarzyszy, z trudem łapiąc oddech [no, zaraz się zacznie…]. W ogrodzie położonym na tyłach bloków mieszkaniowych, zbudowanych na terenie należącym niegdyś do liczącego sobie ponad sto lat więzienia [niezaznaczenie, że w przypadku „analizowanego” tu tematu chodzi nie o zwykłe cywilne więzienie, lecz o komunistyczną UB-cką katownię, jest skrajną manipulacją, w domyśle sugerującą polsko-polskie cywilne bratnie porachunki], znaleziono więcej zwłok, informuje. Słysząc to Kulikowski, prokurator badający tę sprawę, chwyta się za głowę. – To już nie zwykły cmentarz. Tu są pola śmierci – podsumowuje [w domyśle: „polskie pola śmierci”].
W kraju takim jak Polska, gdzie wrogie wojska i ideologie pozostawiły po sobie katalog najstraszliwszych okrucieństw XX wieku, ponura przeszłość raz po raz daje o sobie znać, a demokratyczne [demokracja chyba po rosyjsku, bo wybory są całkowicie poza społeczną kontrolą, a od lat jest mnóstwo dowodów ich nierzetelnego przeprowadzania, a nawet manipulacji i jawnych fałszerstw] polskie społeczeństwo musi radzić sobie z coraz to nowymi makabrycznymi odkryciami [termin „makabryczny” pasuje raczej do pospolitych zbrodni cywilnych, a nie do regularnej wojskowej eksterminacji narodu, eksterminacji o znamionach ludobójstwa, z jaką niewątpliwie mamy tu do czynienia]. Szczątki ofiar były dotąd odnajdywane w wielu sekretnych [„sekretna” to może być romantyczna schadzka w ogrodzie; nie „sekretnych” lecz systemowo i metodycznie „utajnianych”] mogiłach rozsianych po całym kraju, również w Białymstoku, jednak nigdy dotąd nie było ich tak dużo i nie świadczyły o tak niesłychanej brutalności [i znów, „brutalność” kojarzy się raczej z patologicznym mężem katującym swą bezbronną żonę; w tym wypadku wypadałoby raczej mówić o „zbrodniczości” – i to „zbrodniczości systemu”].
W pewnym sensie prace ekshumacyjne prowadzone na terenie zakładu karnego w Białymstoku – założonego przez cara w 1912 roku i działającego do dziś z liczbą 680 osadzonych – tyleż mówią o polskiej przeszłości co o teraźniejszości. Wydobywane z masowych mogił ofiary nie ginęły tylko podczas wojny z rąk nazistów czy sowietów [Niemców, Rosjan], o których Polacy mają wyrobione i jak najgorsze zdanie [no jasne, że miłujemy miłością nigdy nieodwzajemnioną naszych jedynych „wybawicieli”], lecz zostały zamordowane przez swoich, już po wojnie [tak, tak, zupełnie nikt nie rzucił nas w Jałcie i Poczdamie Stalinowi na pożarcie i jak najbardziej sami sobie – barbarzyńcy – zgotowaliśmy ten los]. To Polacy zgładzeni przez Polaków [co za bratobójczy naród, ci Polacy]. Dlatego rozliczenie ich losów będzie dla narodu nad Wisłą skomplikowanym zadaniem [tak, weźcie przykład z waszych braci Niemców i Rosjan – nigdy nieskalanych i zawsze miłujących pokój].

W czasach rozkwitu nacjonalistycznych ideologii w wielu miejscach w Europie można mieć obawy, czy skrajnie prawicowe polskie partie nie spróbują wykorzystać ostatnich makabrycznych odkryć dla własnych celów [oczywiście nikt w Polsce nie słyszał o skrajnie lewicowych polskich i niemieckich partiach, napadających w dniu polskiego Święta Niepodległości 2011 na polskich policjantów oraz na defilujące Nowym Światem grupy rekonstrukcyjne w mundurach z epoki]. O większości białostockich ofiar można z całą pewnością powiedzieć, że należały do antykomunistycznego podziemia. Tymczasem polscy radykałowie z prawej strony sceny politycznej [po lewej stronie sceny politycznej o żadnych radykałach mowy oczywiście być nie może] chętnie mówią o „opuszczonych” żołnierzach [w polskiej nomenklaturze historycznej funkcjonuje wypracowane już od dawna sformułowanie na określenie ofiar zbrodniczego reżimu komunistycznego: Żołnierze Niezłomni lub Żołnierze Wyklęci], antykomunistycznych partyzantach, których pamięć została, jak twierdzą, zmieciona pod dywan w imię budowania kapitalistycznego bogactwa [tak „twierdzą”, bo tak jest].
Wielu Polaków wolałoby uniknąć drobiazgowego badania przeszłości [nie wiadomo, kogo autor ma na myśli, chyba jednak nie o Polakach tu mowa, bo Polak bez przeszłości nie jest Polakiem lecz Ełrobotem]. Potworne znaleziska, o których prasa donosiła od lipca ubiegłego roku, nie przyciągnęły większej uwagi [na pewno nie polskojęzycznych korporacyjnych mediów powiązanych z ogólnoświatowym medialnym kartelem], choć mordercy i ich ofiary mogły być przecież krewnymi ludzi przemieszczających się co dzień pobliską, ruchliwą ulicą Kopernika. – O tym się nie mówi – zauważa Maciej Białous, socjolog z Uniwersytetu w Białymstoku i autor badania na temat społecznych postaw mieszkańców Białostocczyzny. – Takie tematy nie pojawią się w codziennych rozmowach. Niektórzy ludzie nic na ten temat nie wiedzą, innych to nie obchodzi, jeszcze inni chcą o tym zapomnieć [świadomość historyczna „narodu z resztek” to osobny temat na pracę doktorską].
Ekshumacje w białostockim więzieniu są skutkiem 10 lat pracy Marcina Zwolskiego, historyka z Instytutu Pamięci Narodowej. Zwolski oraz inni naukowcy badający powojenne zbrodnie na północnym wschodzie Polski mieli z początku otrzymywać pogróżki, a w ich okna celowano cegłami [oczywiście robiła to – jak zawsze dysząca powszechną nienawiścią i jak zwykle „skrajnie radykalna” – polska prawica]. Nawet teraz, gdy urodzone po wojnie pokolenie dożywa późnej starości, dociekliwość na temat tego, co się naprawdę stało, budzi niechęć. – Wielu ludzi sądzi, że bezpieczniej w ogóle na ten temat nie rozmawiać – zauważa Zwolski. – Niektórzy mogą mieć obawy, czy nie dowiedzą się w ten sposób czegoś złego o swoich rodzinach albo o swoich sąsiadach.
„Teren śledztwa. Wstęp wzbroniony”, głosi napis na parkanie ogradzającym błotniste pole. Ogród został ogołocony z trawy i drzew. Usunięto chlewnię i dwa silosy należące niegdyś do więziennych zabudowań. Pozostawiono jedynie niewielki drewniany domek, kiedyś miejsce odpoczynku strażników, wzniesiony nad piwniczką, gdzie znaleziono szczątki trzech kolejnych ciał. – Do moich zadań należy ustalenie płci, wieku, wzrostu ofiar, wszelkich danych, które mogłyby nam podpowiedzieć, jak oni wyglądali i w jaki sposób zmarli – mówi Iwona Teul, antropolożka zajmująca się w tej chwili kompletowaniem układanki z odnalezionych kości. – Proszę bardzo, to pęknięte żebro. A tutaj widać, że tej osobie wybito zęby trzonowe – wyjaśnia [no tak, Polnische Banditen].

Badane właśnie szczątki nie noszą śladów kuli, jak te leżące na sąsiednim stole, nie zdradzają też oznak niedożywienia [bo generalnie Polacy raczej nie dożywiają swoich dzieci], jak dziecięce kości przechowywane w sąsiednim pojemniku. Zanim Teul zakończy pracę, pobierze jeszcze próbki materiału DNA, który przekaże do sąsiedniego pokoju genetykowi Andrzejowi Ossowskiemu. Ten wprowadzi informacje do narodowej bazy danych dotyczących ofiar przemocy [komunistycznej przemocy; „komunistycznej” robi drobną różnicę, nie?], by porównać je z próbkami pobranymi od osób, które straciły bliskich na wojnie. Przy odrobinie szczęścia może się udać skojarzyć jakąś parę. – Dotąd przeprowadziliśmy 40 identyfikacji – twierdzi Ossowski. – Mamy jeszcze przed sobą wiele pracy.
Zanim rozpoczęto ekshumacje w Białymstoku, Zwolski poświęcił dziesięć lat życia na studiowanie archiwów polskiego podziemia, analizowanie dokumentów wojskowego wywiadu, materiałów sądowych, dzienników prowadzonych przez strażników więziennych. Na tej podstawie może podejrzewać, jak wielu ludzi tutaj zginęło i dlaczego pochowano ich w tajemnicy. – [Autorzy zbrodni – dopisek Onetu; pominięcie podmiotu w zdaniu oryginalnego tekstu jest celowe; w przeciwnym wypadku autor musiałby użyć określeń niepasujących mu do z góry założonej przez niego tezy] Nie życzyli sobie, by ktokolwiek czcił pamięć tych zmarłych – uważa badacz.
Zabijanie zaczęło się jeszcze we wrześniu 1939 roku, kiedy wojska radzieckie przekroczyły granicę Polski, by zająć wschodnią część tego kraju. Naukowcy dysponują listą około stu nazwisk ludzi, których wtrącono wtedy do więzienia, a potem uznano za zaginionych, gdyż ich ciała nie spoczęły na pobliskich cmentarzach. Wśród ofiar znaleźli się miejscowi urzędnicy, żołnierze, oraz wszyscy ci, którzy im pomagali. Między rokiem 1941 a 1944 przyszła pora na nazistów i wtedy mordowanie nabrało tempa. – Wiemy o przynajmniej 6000 ludzi, którzy zginęli na Białostocczyźnie. Większość z nich stracono i pogrzebano w lasach – mówi Zwolski. Wybito wtedy większość miejscowych Żydów – pozostałych wywieziono do obozów koncentracyjnych.
Pozostali, w tym wielu najznamienitszych obywateli, trafili do białostockiego aresztu śledczego, gdzie przetrzymywano ich jako zakładników. Dwudziestu kilku ludzi usłyszało wyroki śmierci, innych – od 200 do 300 osób – zabito bezceremonialnie bądź pozostawiono na pewną śmierć w dziesiątkowanych przez tyfus celach.
Znacznie mniej wiadomo o zabijaniu, jakie miało tutaj miejsce tuż po wojnie, za rządów komunistycznych proradzieckich władz. Około 250 wyroków śmierci udokumentowano i większość skazanych spoczywa prawdopodobnie w obrębie więzienia. Można jednak podejrzewać, że wiele osób stracono, nie pozostawiwszy po tym śladów w dokumentacji. – Obawiam się, że nigdy nie ustalimy, ilu tych ludzi naprawdę było – przyznaje Zwolski.
W połowie lat 50. więźniów mordowano w czterech ścianach, najprawdopodobniej w piwnicach należących do gmachu administracji zakładu karnego – bo teren ogrodu był teraz widoczny z okien zbudowanych w pobliżu bloków mieszkaniowych. – Oto jak to wszystko się odbywało – opowiada major Wojciech Januszewski, który na pracy w białostockim więzieniu spędził 20 lat, a przy obecnym śledztwie służy jako oficer łącznikowy. – Więźniów przeprowadzano przez podwórze do głównego budynku, a następnie do piwnicy. Wtedy podjeżdżał tu samochód z tajniakami w czarnych płaszczach. Pozostawiali pojazd z włączonym silnikiem, wchodzi do środka, strzelali skazańcom w głowę i szybko opuszczali więzienie – relacjonuje. W 1956 roku, po zmianie kursu w radzieckiej polityce, mordowanie ustało [historyczna bzdura, polskich bohaterów nadal zajadle ścigano; ostatniego Żołnierza Niezłomnego, Józefa Franczaka ps. „Lalek”, komunistyczna bezpieka dopadła dopiero w roku 1963!].

Tymczasem prokurator Kulikowski przedziera się przez pole w ubłoconych butach. Trzech z jego ludzi właśnie walczy z twardym gruntem między dwoma ozdobnymi krzewami posadzonymi w sąsiedztwie nowoczesnego apartamentowca z czerwonymi balkonami. Nad ich głowami ktoś przed chwilą rozwiesił pranie [bezduszni „polscy bandyci”]. Kulikowski najpierw patrzy na rząd ogródków, a później na rozkopany teren ekshumacji parę metrów dalej, w stronę dawnego więzienia. Pozostało im jeszcze tak wiele nieruszonego terenu do przeszukania. – To miejsce jest jak muzeum wojny, upamiętniające nonsens, jakim jest wojna – zauważa. – Ci ludzie najpierw byli sprawcami mordów, a potem sami zostali zamordowani. Jedna chora ideologia zastąpiła drugą [tak, znamy to, jednych „polskich bandytów” słusznie zastopowali drudzy „polscy” bandyci…].
—
Jeśli ktoś przebrnął przez ten gęsty od komentarzy i w sumie bardzo ciężki (ciężar gatunkowy) tekst, można tylko pogratulować. Myślę jednak, że warto było, bo skala manipulacji medialnych na temat Żołnierzy Niezłomnych jest w Polsce (i – jak widzimy – na świecie) nadal pokaźna, a żadne polskie niezależne medium odnieść się bardziej krytycznie do tego artykułu dotychczas nie raczyło. Artykuł i jego analiza semantyczna może być z powodzeniem wykorzystana na ćwiczeniach z przedmiotu Manipulacje Medialne na wydziałach dziennikarstwa, socjologii i politologii.
Komentarz TAW do manipulatorskiego artykułu Ricka Lymana dostępnego na:
—
Żołnierze Niezłomni:
https://tajnearchiwumwatykanskie.wordpress.com/category/zolnierze-niezlomni/
—
Manipulacja świadomością ludzi:
https://tajnearchiwumwatykanskie.wordpress.com/category/manipulacja-swiadomoscia-ludzi-2/
—
„Przegrał walkę z rakiem”… Dlaczego Światowy System Manipulacji używa takiego właśnie, a nie innego zestawu słów na określenie czyjejś śmierci z powodu raka? Czy dobór takich właśnie, a nie innych kodów fonetycznych jest przypadkowy?
Światowy System Manipulacji, dla którego projektów mainstreamowe media są jedynie tubą propagandową, ma doskonale rozpracowane techniki skutecznej kreacji i perswazji, przemożnego wpływu na masy, a więc socjotechnikę.
Socjotechnika posługuje się pewnymi kodami werbalnymi oraz wizualnymi. „Przegrał walkę z rakiem” jest jednym z najmocniejszych manipulatorskich socjotechnicznych kodów werbalnych. Jego moc ma tak naprawdę na celu wielopoziomową destrukcję istoty ludzkiej, i wspiera się na dwu filarach:
- na ustawieniu istot ludzkich w fałszywym paradygmacie walki z chorobą, podczas gdy z chorobą walczyć nie trzeba, gdyż po pierwsze: choroby nie istnieją (tak zwana choroba jest tylko sygnałem organizmu informującym o pewnej dysharmonii w przepływie energii najpierw na poziomach subtelnych ludzkiego biopola, a następnie w ciele fizycznym), a skoro choroby nie istnieją, to walka z nimi jest krojeniem nożem tęczy, czyli stratą czasu, cennej ludzkiej energii oraz finansowych zasobów pacjenta. Po drugie, walcząc z czymś, nadajemy temu Moc, wyposażamy to coś w Siłę: kiedy zaczynamy walczyć z wiatrakami – te wiatraki naprawdę zaczynają w naszym umyśle żyć własnym życiem, i z czasem mogą stać się naprawdę groźne; doskonale wiedzą o tym terapeuci klientów z paranojami, urojeniami i obsesjami. I światowy system manipulacji kodujący w istotach i społeczeństwach dogmat o „chorobie” i „walce” z nią taki właśnie globalny obłęd tworzy;
- na zamknięciu ludzkiej świadomości w manipulatorskim dogmacie o nieuleczalności pewnych „chorób”. A chorób nieuleczalnych nie ma — wszystko jest do wyleczenia. Amerykański naukowiec, dr Bruce Lipton, udowodnił („Biologia przekonań”), że to nie geny nas determinują, lecz sama informacja, która za ich pomocą do nas dociera. Geny pełnią bowiem jedynie funkcję służebną: są anteną do odbioru informacji. I to jakość samej informacji jest tu kluczowa.
Chodzi więc jedynie o jakość informacji, jaka dociera z przestrzeni poprzez antenę genów do komórek konkretnego „pacjenta”. Im bardziej zdrową informacją się więc otoczymy, tym szybciej nasze komórki osiągną stan pełnej koherencji i homeostazy.
Jeżeli jednak człowiek się uprze i uwierzy w sączący się z medialnych głośników trupi jad – jest ugotowany, a cel medialnej manipulacji – spełniony.
I o to w tym wszystkim właśnie chodzi.
Nie dajmy się więc załamać i zniewolić, i śmiało sięgajmy do wiedzy głębszej, bardziej zaawansowanej, choć przed pospólstwem przez System ukrywanej, nam jednak jak najbardziej dostępnej, m.in. w przepastnych i nieprzebranych głębiach internetu.
TAW
–
Czytaj również:
Jednym z immanentnych i konstytutywnych przejawów władzy – wszelkiej władzy – jest pewien specyficzny i paradoksalny zarazem mechanizm: mechanizm zaniku poczucia realizmu i totalnej atrofii inteligencji na własny temat. Władcy wydaje się, że został wybrany i wyniesiony z powodu jakichś szczególnych przymiotów swego przejawienia – i że jego władza będzie trwała wiecznie.
Stan umysłowy takiej istoty kompletnie nie ogarnia pewnego – dla poddanych jakże oczywistego – faktu: że władca jest jedynie pionkiem do bardzo szybkiej wymiany na szachownicy mniej lub bardziej chlubnych dziejów, a szczególnie na tychże dziejów zakręcie; dziejów, które nagle doznają gwałtownego przyspieszenia…
W naszym polskim przypadku, od czasu pierwszego rozbioru Polski te dzieje są niestety coraz mniej chlubne. Dzieje się tak głównie za sprawą rozpaczliwego braku elit, braku prawdziwych mistrzów czy – mówiąc staroświeckim językiem – mężów stanu. Polska od czasu Katynia i powązkowskiej „Łączki” nie posiada już niestety żadnych elit; jesteśmy „narodem z resztek”, jak trafnie ujmuje to przenikliwy analityk kondycji duchowej naszego społeczeństwa Grzegorz Braun; „narodem z popłuczyn”, które jedynie pozostały po bestialskim wymordowaniu prawdziwych bohaterów.
Naród z resztek jest zagubioną zbieraniną bez tożsamości, ludem tułaczym we własnym kraju, bytem bez godności, zbiorowiskiem osobników nienawidzących i gardzących – w tym najbardziej samych siebie, czego tyleż smutnym co wymownym przejawem jest nadal ponaddwudziestoprocentowe poparcie dla najbardziej aferalnej w historii Polski partii – i to na kilka dni po jej największej moralnej klęsce (diagnoza stanu zarządzanego przez nią państwa, postawiona przez jednego z ministrów mających ogromną zakulisową wiedzę na ten temat). Odejmując od tego 8-10% standardowo wprogramowanej w przestrzeń sondażowej manipulacji – i tak jest to wynik przytłaczający.
Jak naród z resztek ma upomnieć się o swoje? Jak naród z resztek może pogonić łobuzów tym narodem gardzących, pomiatających, ten naród niewolących? Donald Tusk jest Wielkim Hipnotyzerem – Polacy od siedmiu lat są przez niego hipnotycznie uwiedzeni, kompletnie niezdolni do jakiegokolwiek obywatelskiego nieposłuszeństwa. Ten rząd od siedmiu lat pluje nam w kaszę, a my na niego z wdzięczności, przy każdej kolejnej okazji, głosujemy. I nie przeszkadzają nam ani dziury w asfalcie, ani potężne bezrobocie, ani przemilczany a ogromny w Polsce problem bezdomności, ani masowe ekonomiczne deportacje, ani realnie nam grożący totalny kolaps systemu emerytalnego, ani drastycznie obniżający się z roku na rok poziom polskiej edukacji (wystarczy, że Polacy – najtańsza siła robocza w Europie – będą umieli jako tako składać litery i policzyć na palcach do dziesięciu).

Jak więc obecnie rządzący mają nas, jako naród, szanować – skoro my nie umiemy szanować samych siebie? Czy w takiej sytuacji powinna nas dziwić ich jawna pogarda dla narodu?
Bylibyśmy więc w niemałej konfuzji, gdyby – i tu znów paradoks – gdyby nie nasi poczciwi… okupanci. Oni, w przeciwieństwie do nas, zawsze mają rękę na pulsie i zawsze wiedzą, kiedy należy dokonać całkowitej wymiany rządzących nami garniturów. Po wielkiej Wymianie 2010 przyszła oto wreszcie pora na kolejną – wielką Wymianę 2014… Tym razem będzie to na szczęście ofiara bezkrwawa.
Po locie sępów i zachowaniu padlinożernych much do naszych chłopców zaczyna jednak wreszcie powoli docierać to, co dla inteligentnego obserwatora wiadome było co najmniej od lat czterech: obecny multiaferalny skład personalny – po kilkuletnim wysłużeniu się i zużyciu – stanie się wreszcie niepotrzebnym w Polsce balastem. „Frajerów” nie potrzebuje już także i dwór carski, szczególnie ostatnio – po kozackim, bezczelnym i jakże krótkowzrocznym okazaniu temu dworowi swej nielojalności. Tak, dwory mają już od dawna przygotowaną, i w swych boksach startowych raźnie nóżkami przebierającą, zawsze gotową do zajęcia wakatów – kolejną szkółkę legatów. Wymiana premiera, a więc i całej ekipy, jest kwestią kilku miesięcy.
I nasi aktualni chłopcy aferalni dobrze już wiedzą, że w ciągu najbliższych miesięcy będą grillowani na bardzo wolnym ogniu, i że z każdym miesiącem koniec ich rządów… się zbliża.
Donald Tusk za kratami (na razie swojego domu w Sopocie)
Jak powszechnie wiadomo, zwierzę ranne i zapędzone w kozi róg może zachowywać się nieobliczalnie, niewspółmiernie do bodźca. W najbliższych dniach i tygodniach będziemy więc świadkami niebywałej buty, arogancji i coraz to większej bezczelności władzy. Władza na odejściu będzie próbowała na jednym aferalnym ogniu usmażyć jeszcze kilka innych pieczeni. Władza będzie chciała:
- zemścić się na – przez siedem lat z różnych powodów podpadniętych – biznesmenach (casus Marek Falenta);
- zastraszyć tym samym pozostałe źródła posiadające czarne teczki i w każdej chwili gotowe do ich użycia (ponad 900 godzin nieopublikowanych jeszcze nagrań);
- wywrzeć presję na biznes, by ten skutecznie zablokował dziennikarzy przed dalszym ujawnianiem smutnych dla nas – a niebezpiecznych dla nich – faktów.
Wszystko to są działania jednak czysto piarowe, obliczone na „rozpylanie mgły informacyjnej i przekierowanie sprawy na poboczne tory”. Władza bowiem dobrze wie, że to nie Stowarzyszenie Podsłuchujących Kelnerów Polskich ani Fundacja Zmotywowanych Sprzątaczek Sejmowych stoi za tą porywnie nadciągającą kolejną wymianą lecz… ich osobiści patroni i mocodawcy. Ich osobiści chrzestni (mysterium iniquitatis) ojcowie, którzy w tak właśnie wyrafinowany sposób wyjmują teraz zza swej pazuchy podpisane onegdaj przez swych polskich legatów – cyrografy…

TAW