Otwórz oczy: PiS tworzy lobby żydowskie w „polskim” parlamencie…

pis żydzi

PZPR, komuniści, Okrągły Stół, Balcerowicz, Platforma Obywatelska to siły przejęte przez międzynarodową finansjerę. Prawo i Sprawiedliwość to kierunek izraelski.

Wiele osób z prawicy nie przyjmuje tego do wiadomości. Znają historię Judeopolonii, znają zapędy Izraela w mordowaniu Palestyńczyków, rozumieją wędrówkę żydów, którzy sprzedawali gościnne państwa na rzecz okupantów. To jest historia znana i prawdziwa.

Dlatego wielu prawicowcom tak trudno przełknąć prawdę o izraelskim kierunku politycznym partii PiS.

Krytykują źródła, wymyślają argumenty, ślepo bronią swoich idoli politycznych.

judeopolonia7

Tym razem na ścisłą współpracę PiS, czyli tworzenie lobby izraelskie w polskim parlamencie, mamy dowód z izraelskiego źródła oraz od posła… PiS.

„The Jerusalem Post” opisuje sukces lobby izraelskiego w Polsce

Antysemityzm nadal rośnie w Europie i na całym świecie. W przeciwieństwie do tego, to członkowie polskiego parlamentu wyciągnęli rękę i publicznie wsparli państwo żydowskie, zaledwie 70 lat po Holokauście, powiedział były MK Shai Hermesh, przewodniczący z WJC-Izrael.

Delegacja Fundacji Sojusznicy Izraela (The Israel Allies Foundation) została zorganizowana na spotkaniu w Warszawie z udziałem wysokich rangą polskich polityków, w tym posła Jana Dziedziczaka, który będzie przewodniczył Caucus (zamknięte zebranie ścisłego kierownictwa partii).

Parlamentarzyści z obu stron opozycji i koalicji przystąpili z posłem Dziedziczakiem do rozszerzenia relacji [w języku izraelskiej dyplomacji określenie to oznacza: wiernopoddańcze, bezkrytyczne i niezwłoczne wykonywanie przez partnera układu poleceń wydawanych w Tel Awiwie i Waszyngtonie — przyp. TAW] między Polską a państwem Izrael.

To ważny dzień dla dyplomacji opartej na wierze [bardzo trafne określenie – wszystko, co nam powiedzą, przyjmujemy na wiarę — przyp. TAW]. Siedemdziesiąt lat po Holokauście musimy zwrócić większą część naszych wysiłków na rzecz mobilizacji poparcia dla Izraela. Izrael jest jedyną gwarancją na przetrwanie narodu żydowskiego [tyleż kłamliwy, co główny dogmat syjonizmu — przyp. TAW].

WJC [World Jewish CongressŚwiatowy Kongres Żydów] jest organizacją międzynarodową reprezentującą społeczeństwa żydowskie w 100 krajach: w rządach, parlamentach i organizacjach międzynarodowych.

Knesset Christian Allies Caucus powstał w 2004 roku i składa się z 17 członków Knesetu oraz sześciu partii politycznych.

Organizacja ma na celu otwarcie formalnych i bezpośrednich linii komunikacji między członkami Knesetu, chrześcijańskimi przywódcami, organizacjami i przedstawicielami politycznymi na całym świecie.

Założona w 2006 roku Fundacja Izrael Alianci (The Israel Allies Foundation) promuje komunikację między parlamentarzystami i ustawodawcami z całego świata, którzy dzielą przekonanie, że państwo Izrael ma prawo do istnienia w pokoju, w bezpiecznych granicach. Dziś IAF koordynuje działalność 32 Izrael Allies Caucus na całym świecie.

Co oznacza powyższy tekst?

Zachęcam do przeczytania całego artykułu na stronie „The Jerusalem Post”. Sam tekst nie byłby niczym złym, gdyby nie ciekawe wyjaśnienia osoby ujawnionej w artykule.

Tak samo jak Aleksander Kwaśniewski z Leszkiem Millerem nigdy nie sądzili, że prawda o korupcji w sprawie więzienia CIA w Kiejkutach wyjdzie na światło dzienne (wzięli za to miliony dolarów), tak samo włodarze PiS myśleli, że ta informacja będzie tajemnicą.

Przeliczyli się, ponieważ patrząc oczami Izraela, ustanowienie lobby izraelskiego w polskim parlamencie to ich sukces.

Więcej informacji dodaje… poseł PiS Jan Dziedziczak [link]:

Ze zdziwieniem przeczytałem artykuł jednego z izraelskich portali, gdzie jakiś dziennikarz, z którym nigdy nie rozmawiałem, napisał o tym, że w Sejmie ma powstać grupa lobbystów na rzecz Izraela i ja miałbym w tej grupie być. JEST TO CAŁKOWITA NIEPRAWDA.

Z artykułu zamieszczonego w „The Jerusalem Post” nie wynika wyraźnie, że Izrael z PiS tworzy lobby izraelskie. Dopiero, gdy połączymy artykuł i wypowiedź posła Dziedziczaka, otrzymujemy pełną informację.

Brzmi ona następująco:

Izrael w 100 państwach mocno współpracuje z najważniejszymi politykami. Obecnie oficjalne lobby izraelskie zostało utworzone w polskim parlamencie. Przewodniczy mu poseł PiS Jan Dziedziczak. Jest to olbrzymi sukces Izraela, o czym wyraźnie informuje „The Jerusalem Post”.

Czy zaprzeczenia pana Dziedziczaka mają tutaj jakieś znaczenie? Takie samo, jak kłamliwe zaprzeczanie przez lata Aleksandra Kwaśniewskiego o nieistnieniu obozów CIA na terenie Polski.

Pan Jan Dziedziczak ma spaczone poglądy

Oto kolejne słowa pana Dziedziczaka, które wskazują na kierunek współpracy PiS z Izraelem.

Od dawna interesuję się polityką bliskowschodnią, uczestniczę w spotkaniach dla chrześcijańskich parlamentarzystów poświęconej tej tematyce. W swoich wypowiedziach nigdy nie ukrywałem, że w konflikcie izraelsko-palestyńskim jestem po stronie Izraela [czyli okupanta przyp. TAW].

Czy pan poseł PiS nie wie, że to Izrael wyrzuca Palestyńczyków z ich rodzimej ziemi?

Czy tak samo popierałby Izrael, gdyby to w Polsce żydzi zagrabiali ziemię?

Przypomnę, że przy tworzeniu Judeopolonii o włos wygraliśmy tę walkę. W przeciwnym razie, to co dzieje się w Palestynie, odbywałoby się w Polsce, czyli na przykład zakaz jeżdżenia autobusami Polaków wraz z żydami. Taki zakaz wszedł odnośnie Palestyńczyków.

Kolejna wypowiedź pana Dziedziczaka:

Wracając do artykułu na jednym z portali, ciekawostką jest to, że zapowiedź o powstaniu „grupy lobbystów” miała miejsce dzień PRZED spotkaniem. Artykuły izraelskie po spotkaniu już o „lobby” nie mówią. Może redaktor zapowiadający spotkanie inaczej wyobrażał sobie jego przebieg?

Dlaczego poseł PiS chce nam wcisnąć kolejne kłamstwo?

Zanim dochodzi do spotkań odnośnie tak ważnych spraw jak powstanie lobby izraelskiego, to wiele tygodni wcześniej, a nawet miesięcy, dochodzi do uzgodnień pomiędzy stronami.

Chciałbym jeszcze zadać czytelnikom dwa pytania:

  • Jak myślisz, czy Jarosław Kaczyński nic nie wie o powstającym lobby izraelskim?

  • Jakie skutki przyniesie wtrącanie się Izraela do spraw polskich? Zaznaczę tylko, że mówimy o oficjalnym lobby, ponieważ Izrael od Okrągłego Stołu ma swoich przedstawicieli w parlamencie.

źródło: The Jerusalem Post

ekonomia

Robert Brzoza

wiadomosci.robertbrzoza.pl

Więcej nt. Judeopolonii czytaj na:

https://tajnearchiwumwatykanskie.wordpress.com/tag/judeopolonia/

Reklama

W Dniu Astrologa (państwowe i kościelne święto Trzech Astrologów) dr Piotr Piotrowski prezentuje astrologiczną prognozę dla Polski i świata na 2015 rok

2015

Przed wyborami może dojść do rewolucji i przetasowań. Znów będzie mówiło się o prezydencie Putinie, ktoś niemile zaskoczy Bronisława Komorowskiego, a w połowie roku układy planetarne zapowiadają wstrząs dla Leszka Millera – z astrologiem dr. Piotrem Piotrowskim rozmawia Piotr Cielebiaś.

Panie Piotrze, 2014 był dla świata rokiem niepokojów i napięć. Co gwiazdy mówią o roku 2015? Co będzie w nim „hasłem przewodnim”?

– Trudno się dziwić, że poprzedni rok jawi się nam jako czas niepokojów i napięć, skoro według pewnej tradycji astrologicznej był to Rok Saturna – planety przeklętej, najbardziej złowieszczej, przynoszącej trudne doświadczenia i wyzwania. Rok 2015 upłynie nam z kolei pod panowaniem Jowisza, którego astrologowie kojarzą ze wzrostem, obfitością, szczęściem i dobrobytem. Trudno jednym prostym symbolem astrologicznym opisać całą złożoność świata i kierunku, w którym zmierzamy. Tym niemniej pod wieloma względami powinien być to rok łatwiejszy, ale to jest trend ogólny. Gdy przyjrzymy się konkretnym sprawom bardziej wnikliwie, okazuje się, że wcale nie musi być tak różowo…

W polskich mediach tematem numer jeden była Ukraina i polityka Władimira Putina. Jaka przyszłość rysuje się przed naszymi sąsiadami? Co nowy rok przyniesie Poroszence i prezydentowi Rosji?

– Powinniśmy bać się Putina. Nie dlatego, że jest jakoś szczególnie groźny, lecz z powodu jego nieobliczalności. W 2014 r. prezydent Rosji pozostawał pod wpływem opozycji Urana do Słońca – taki układ planet zdarza się tylko raz w życiu i zawsze wiąże się z dewastującymi zdarzeniami. Skłania do rebelii i buntu, wywoływania sporów oraz chęci zaprowadzenia nowego porządku bez liczenia się z konsekwencjami. To była też ważna lekcja dla samego Putina, któremu – w swojej omnipotencji – mogło się wydawać, że z każdą przeszkodą jest w stanie sobie poradzić. Z kolei w 2015 r. Słońce w horoskopie tego polityka pozostanie pod wpływem Plutona wywierającego jeszcze trudniejszy wpływ na sposób sprawowania władzy. Można powiedzieć, że Putin nie odsłonił jeszcze wszystkich kart. Na pewno nie wycofa się z podjętych działań. Wręcz przeciwnie, umocni swoją politykę wymuszania i zastraszania, i jeszcze zostanie za to nagrodzony, o czym świadczy w jego horoskopie Jowisz przechodzący w styczniu, a później w połowie roku przez medium coeli, a więc przez punkt władzy, zwiastując zaszczyty i sukcesy polityczne. Jedynym zmartwieniem prezydenta Rosji będą pieniądze i w ogóle sprawy ekonomiczne, nad którymi nie będzie miał wystarczającej kontroli.

Z kolei w horoskopie zaprzysiężenia prezydenta Poroszenki obecnie i później, w połowie roku, Jowisz przechodzi przez ascendent, przynosząc czas wzrostu, ekspansji i rozwoju, a także ogólnej prosperity, przynajmniej w kontekście wizerunkowym.

Innym tematem były mnożące się afery i skandale na szczytach władz. Afera taśmowa, gafa Sikorskiego, afera madrycka, afera wyborcza… Czy i ten rok upłynie dla polskiego parlamentu pod takim znakiem?

– Jak wiemy afery były, są i będą, a mówienie o nich wydaje się być dziś banalne, bo w gruncie rzeczy stanowią one nieodłączną część folkloru politycznego podsycanego przez media gorączkujące się sensacyjnymi informacjami. Jeżeli w poważnej debacie publicznej stawiane są oskarżenia o zamordowanie prezydenta, to czym jest przy nich tak zwana afera wyborcza czy gafa marszałka Sikorskiego? Tego typu afery czy gafy stanowią albo skutek wadliwości systemu, albo świadczą o charakterologicznych mankamentach polityków, ci zaś wybierani są przecież spośród nas. To też są ludzie ułomni, ze swoimi słabościami i wadami, więc naiwnym byłoby oczekiwać, że będą zachowywać się zawsze grzecznie i przykładnie. Nie trzeba patrzeć w gwiazdy, żeby tropić afery. Astrolog zresztą nie musi przed tym nikogo ostrzegać.

2015 będzie też rokiem prawdy dla polskiej sceny politycznej. Kto wygra wybory parlamentarne? Kto będzie premierem? Co z Jarosławem Kaczyńskim?

– W tych wyborach gra toczy się właściwie o to, czy po raz trzeci zwycięży Platforma Obywatelska, czy też może uda się zdobyć większość Prawu i Sprawiedliwości. Otóż nie można ignorować Jarosława Kaczyńskiego. W horoskopie tego polityka w latach 2015-2016 Pluton będzie uściślał koniunkcję do medium coeli. Nie musi to oznaczać przejęcia władzy, chociaż gdy w latach 2005-2007 Pluton tworzył opozycję do Słońca, Jarosław Kaczyński stanął na czele rządu. Sytuacja może się powtórzyć, ponieważ prezes PiS jeszcze nigdy nie był tak zdeterminowany jak obecnie. Należy się przygotować właściwie na każdy scenariusz. Poza Plutonem w horoskopie tego polityka wpływ swój będzie roztaczał bowiem Neptun tworzący kwadraturę do Merkurego, a to oznacza czynienie najrozmaitszych zabiegów, zwykle pokrętnych, względnie mglistych i niejasnych, by osiągnąć swe cele. Neptun nie daje siły przekonywania, bywa jednak uwodzący.

Z kolei w znanym mi jedynie bez godziny urodzenia horoskopie premier Ewy Kopacz nie dzieje się nic, przed czym trzeba by ostrzegać. Tymczasem w horoskopie PO wydaje się, że kryzysy, w tym także personalne, jakie miały niedawno miejsce, są już przeszłością. Tym niemniej progresywne Słońce utworzy jesienią koniunkcję z Uranem. To nieprzewidywalna konfiguracja – albo lider ugrupowania czymś nas zaskoczy, albo stanie się coś porównywalnego z rewolucją, jakimś gigantycznym przewrotem i zarazem początkiem nowego rozdziału w historii tej partii. To może być albo zaskakujące zwycięstwo, albo załamanie dotychczasowych sukcesów, względnie – co bardziej prawdopodobne – obranie zupełnie nowego kursu, co i dla wyborców, i komentatorów będzie nieco szokujące. Jeżeli PO chciałaby wygrać, to wybory parlamentarne powinny zostać rozpisane na 4 października 2015 r.

A czy w wyborach prezydenckich Komorowskiego zaskoczy jakiś kontrkandydat? Co gwiazdy mówią o przyszłości prezydenta?

– Horoskop obecnej prezydentury był na wskroś niekorzystny. Bronisław Komorowski objął władzę podczas wyjątkowo fatalnych wpływów planetarnych, lecz mimo to miał on dwie drogi: konfliktu albo stania z boku, niczym król, który jest poza całym tym zgiełkiem. Wybrał drugą możliwość, znacznie spokojniejszą, a już na pewno dającą mu dystans do bieżących wydarzeń, za co zresztą też był krytykowany. Była to jednak droga bezpieczna i gwarantująca przedłużenie kadencji, bo – jak już się wielokrotnie przekonaliśmy – na wszczynaniu awantur nikt jeszcze wielkiego kapitału politycznego nie zbił.

Gdyby miał się pojawić jakiś rywal Bronisława Komorowskiego, wiedzielibyśmy już o nim w grudniu 2014, bo to właśnie wtedy w horoskopie prezydenta Saturn tworzył koniunkcję z descendentem. Nie znaczy to wcale, że kontrkandydat nie „wyskoczy” później. Tak czy owak, będąc pod wpływem Saturna, prezydent będzie musiał teraz dokonać dość bolesnej weryfikacji ludzi w swoich szeregach. Na niektórych się zawiedzie, i to poważnie, inni zaś wykażą się lojalnością, jakiej by się po nich nie spodziewał.

W czasie wyborów prezydent pozostanie także pod wpływem Neptuna tworzącego kwadratury do Wenus i Merkurego. To jest układ, który mami i zwodzi. Najlepszą strategią byłoby zatem mówienie o konkretach, ponieważ ktoś mógłby zrobić użytek z wszelkich nieścisłości, niedopowiedzeń czy braku precyzji. Z drugiej strony jest to dobry układ do mydlenia ludziom oczu, czyli czegoś, co politycy robią na co dzień.

Zostańmy jeszcze na chwilę przy polityce. Czy lewica zjednoczy się przed wyborami? Co czeka w roku 2015 Leszka Millera?

Leszek Miller przez ostatnie lata miał już tyle niepowtarzalnych szans astrologicznych na to, aby wyjść z impasu, że teraz musiałoby przyjść istne trzęsienie ziemi, żeby go zmobilizować do działania. Co ciekawe, takie trzęsienie właśnie nadchodzi w połowie roku, co będzie podyktowane wpływem Urana tworzącego w horoskopie tego polityka koniunkcję do ascendentu. To jest idealny czas na to, aby zaskoczyć nie tylko swoich przeciwników politycznych, lecz także samego siebie. Czy Miller zdolny byłby do nagłego zrywu, do radykalnej zmiany wizerunku, a nawet zaszokowania wyborców? O ile problemy zdrowotne nie staną mu na drodze, to sądzę, że on doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że to jego ostatnia szansa.

W 2014 r. polscy piłkarze rozochocili kibiców pasmem dobrych występów. Jaki horoskop ma pan dla reprezentacji?

– Astrologia sportu to odrębny dział. Istnieją techniczne możliwości przewidywania konkretnych meczów, walk czy spotkań, lecz o ich wyniku decyduje dokładny początek turnieju. W 2012 r. sprawdzałem te astrologiczne metody na przykładzie rozgrywek Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej i właściwie dopiero w fazie pucharowej, włącznie z finałem Mistrzostw, dawały one zdumiewająco trafne rezultaty. A więc najpierw musi być horoskop rozpoczęcia meczu, żeby móc coś konkretnego o nim powiedzieć. Najlepiej, aby był to mecz w jakiś sposób rozstrzygający. W przeciwnym razie dysponujemy jedynie horoskopami poszczególnych zawodników lub trenera, z których – biorąc je wszystkie pod uwagę – nie wynika żaden miarodajny rezultat. Jest po prostu za dużo zmiennych astrologicznych.

Co z polityką USA i Państwem Islamskim?

– Polityka Stanów Zjednoczonych się zaostrzy, głównie wobec zagrożenia, jakim jest Państwo Islamskie, ale nie tylko. W horoskopie tego kraju śmiercionośny i zarazem transformujący Pluton tworzy już od 2014 r. opozycję ze Słońcem. To jedna z najtrudniejszych konfiguracji planetarnych mająca miejsce – co warto podkreślić – pierwszy raz w historii USA. Niesie ona bardzo duże zagrożenie dla władzy i stabilności państwa, lecz z drugiej strony daje siłę do przetrwania, nawet gdyby zaczął się realizować najbardziej ponury scenariusz. Mimo to zagrożenie dla bezpieczeństwa Ameryki jest dziś największe od czasu zamachu na WTC i Pentagon w 2001 r.

Czy 2015 r. przyniesie coś, co wstrząśnie posadami świata? Dla kogo będzie to dobry rok?

– Dla jednych będzie dobry, dla innych zły, chociaż daleki byłbym od takich uogólnień. Każdemu przyniesie coś innego. Co konkretnie? Zależy od horoskopu indywidualnego, który sporządza się na dokładny dzień, godzinę i miejsce urodzenia. Jednak to, co do tej pory wstrząsało posadami świata, a o czym astrologowie informowali już wiele lat temu, to dziejowa w swej wymowie kwadratura Urana z Plutonem, której wpływ ostatni raz odczujemy w marcu 2015. Ten nadzwyczajny układ planet towarzyszy nam przez ostatnie kilka lat i wiąże się między innymi z kryzysem gospodarczym i konsekwencjami, które z niego wynikają. Warto dodać, że podobny układ planet miał miejsce w latach trzydziestych XX w., czyli również podczas potężnego wstrząsu ekonomicznego. Można zatem powiedzieć, że w 2015 r. zamyka się niechlubny cykl i przynajmniej od niektórych utrudnień i zawirowań powinniśmy być wolni.

Niemniej jednak pod koniec roku dojdzie z kolei do innej ważnej konfiguracji. Będzie to kwadratura pomiędzy Saturnem a Neptunem, która już od dawna wiąże się z dynamiką utopii politycznych, zwłaszcza komunizmu. To zwiastować może przesilenie sytuacji w Korei Północnej, Chinach lub na Kubie, a poniekąd także w Rosji, która ma ambicję powrócić do zimnowojennego ładu świata.

Piotr Piotrowski – dr n. hum., filozof, astrolog, autor wielu profesjonalnych książek astrologicznych, nauczyciel astrologii, prezes Polskiego Towarzystwa Astrologicznego. Prowadzi blog Astrologia Wydarzeniowa.

źródło: http://strefatajemnic.onet.pl/przepowiednie/co-nas-czeka-w-2015-roku-prognozy-czolowego-polskiego-astrologa/vpklx

Komentarz TAW

Putina bać się nie należy, militarnie na Polskę nie napadnie, gdyż napadł ją był już dużo wcześniej… ekonomicznie i „dyplomatycznie” (czytaj: agenturalnie). Płacimy za ruski gaz najwięcej w Europie, „polskie państwo praktycznie nie istnieje”, rosyjska agentura rozdaje w Warszawie karty nieprzerwanie od co najmniej pierwszego rozbioru Polski – po co Putinowi byłaby potrzebna do szczęścia jeszcze napaść militarna? I Putin, i cały świat dobrze wiedzą, jak reagują Polacy w razie rzeczywistego zagrożenia militarnego. Wiedział to nawet Stalin, gdyż w Sierpniu’44 zobaczył na własne oczy, do czego (w razie czego) zdolni są Polacy – i nawet on (!) nie odważył się na oficjalne wcielenie Polski do Związku Radzieckiego.

Rząd groteski narodowej – analiza Łukasza Warzechy

rząd Kopacz

No dobrze, pośmialiśmy się – bo trudno się nie śmiać, kiedy na Politechnice Warszawskiej pod wodzą Ewy Kopacz niespodziewanie pojawiają się następcy Monty Pythona (którzy mają szansę na prześcignięcie pierwowzoru) – ale jednak sprawa jest poważna, bo ten groteskowy rząd ma przez najbliższy rok sprawować w Polsce władzę. Warto się więc nad tym kabaretem pochylić.

Niestety, pierwsza ogólna konkluzja, jaka przychodzi na myśl, to ta, że – jakkolwiek fatalnie może to zabrzmieć – przy obecnym rządzie pani Kopacz rząd Donalda Tuska był hiperprofesjonalny. Dotyczy to także – o zgrozo! – ministra spraw zagranicznych.

Dla wszystkich jest już chyba jasne, że klucze w doborze nowych ministrów były dwa. Po pierwsze – opanowanie frakcyjnych podziałów w PO; po drugie – klucz towarzyski, czyli psiapsiółki pani Kopacz. W żadnym wypadku nie było mowy o kryterium kompetencji, bo tak się składa, że z rządu wylecieli relatywnie najlepsi ministrowie, zastąpieni przez ludzi niemających pojęcia o powierzonych im dziedzinach. Dlaczego tak? Po pierwsze – ponieważ o wiele słabsza od Tuska Ewa Kopacz musi żonglować posadami, aby uzyskać jako taki spokój w swoim ugrupowaniu.

Tusk mógł sobie pozwolić na stosowanie innych metod, dzięki czemu swoje kolejne gabinety układał z częściowym choćby uwzględnieniem kompetencji szefów resortów, rozumianej przynajmniej jako ogólne zorientowanie w danej dziedzinie. Kopacz tego luksusu nie ma. I – po drugie – może wierzyć w medialną ochronę, która miałaby maskować nawet najgorsze potknięcia jej podopiecznych. Czy tę ochronę poza „Gazetą Wyborczą” znajdzie, to inna sprawa.

Sama pani premier zaprezentowała się podczas pierwszej konferencji nie tyle od najgorszej strony, co od swojej strony naturalnej. Innej nie ma. Kopacz taka po prostu jest: mało inteligentna, niesamodzielna umysłowo, pretensjonalna, nierozumiejąca ani znaczenia, ani wydźwięku własnych słów.

Mieczów ci u nas dostatek, ale i to przyjmiemy...
Mieczów ci u nas dostatek, ale i to przyjmiemy…

To zwykła prowincjonalna lekarka, rzucona na wodę o wiele dla niej zbyt głęboką. Przy czym w tym wypadku słowo „prowincjonalny” nie oznacza pochodzenia z prowincji w dosłownym znaczeniu tego słowa, ale specyficzny stan umysłu.

Sposób, w jaki kandydatka na premiera postanowiła zaprezentować swoich współpracowników – skrajnie infantylny i żenujący – pozwala wyciągnąć wnioski na temat przygotowania i charakteru pani Kopacz. Widać zatem, że nie panuje ona nad materią podwójnie. Po pierwsze – nie potrafi przedstawić swoich ludzi choćby udając, że mają jakieś rzeczywiste kompetencje, ale robi to, jakby – tu celne porównanie Aleksandry Jakubowskiej – przedstawiała członków szkolnego samorządu. Ten infantylny rys osobowości byłej marszałek Sejmu napawa niepokojem. Po drugie – co bardzo ciekawe – jest kompletnie nieporadna piarowo, czyli nie radzi sobie w dziedzinie, która była naturalnym środowiskiem samego Tuska. Po trzecie wreszcie – jest najzwyczajniej w świecie mało inteligentna. Inteligencja bowiem oznacza, że ma się świadomość sposobu, w jaki się mówi, znaczenia własnych słów i potrafi się przewidywać sposób, w jaki zostaną odebrane. Sposób przedstawienia ministrów został zapewne wcześniej zaplanowany i może nawet można było – nie rezygnując z nieco familiarnej i luźnej formy – z tym scenariuszem wygrać. Problem leży jednak nie w samym pomyśle, ale w pani premier.

Jak już w innym miejscu pisałem – z próżnego i Salomon nie naleje, a Ewa Kopacz jest pod względem potencjału piarowego próżnią doskonałą. Widać to było również w przypadku wątku kobiecego, który pani premier wtrąciła kilkakrotnie, zwłaszcza w swojej bełkotliwej i szkodliwej wypowiedzi na temat konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Nietrudno domyślić się założeń tej gry: opiekuńcza kobieta kontra stetryczały lider opozycji; złośliwość kontra kobieca łagodność; do tego wzięcie feministek pod włos. I znów – może i ta narracja miałaby jakieś szanse powodzenia, gdyby nie osoba, która ma w niej odgrywać główną rolę.

Oczywiście merytorycznie jest to postawa nie do obrony. W gruncie rzeczy Kopacz staje się największym wrogiem feministek, bo jej narrację należy odczytywać jako próbę uzasadniania miękkości i nieporadności właśnie płcią.

Z punktu widzenia interesu państwa zaś jest to już kompletny dramat. Wygłaszając swoje dziwaczne słowa o Ukrainie i stosunku Polski do konfliktu, Kopacz dowiodła, że – po pierwsze – nie ma pojęcia, o czym mówi; po drugie – że albo nie zdaje sobie sprawy, albo nie interesuje jej i nie bierze pod uwagę, że każde słowo dotyczące tak istotnego strategicznie tematu jest natychmiast analizowane w kilku ważnych stolicach, a jeśli tylko można – podchwytywane przez zagraniczne media w swoich celach. Nie inaczej stało się i tym razem.

Jaka by nie była przyczyna takiego jej postępowania, jest to świadectwo skrajnej nieodpowiedzialności. I można się obawiać, że dalej będzie tak samo albo gorzej. Warto też zauważyć, że linia, którą Kopacz wyznaczyła swoją wypowiedzią, różni się zasadniczo od kursu wyznaczanego dotąd przez Sikorskiego i samego Tuska.

Przyjrzyjmy się ministrom. Ostali się ci najfatalniejsi, jak Biernat, Kluzik-Rostkowska czy Arłukowicz. Odeszli ci względnie najmniej źli.

Schetyna

Zamiana Sikorskiego na Schetynę brzmi jak dowcip. Sprawa była prosta – Schetynę trzeba było gdzieś w rządzie umieścić, prawdopodobnie dlatego, że Kopacz przy swojej słabości nie mogła sobie pozwolić na to, aby pozostawał poza kontrolą, a biorąc go do rządu, spełniała zarazem postulaty prezydenta. Poza tym jakakolwiek rządowa posada daje możliwość odpalenia źle sobie radzącego szefa resortu, a powód znajdzie się zawsze. Tym łatwiej, im mniej resort jest dopasowany do zdolności człowieka.

Lew salonowy i nieustraszony pogromca wściekłej watahy - Radosław Sikorski. Jeszcze bez laski
Lew salonowy oraz nieustraszony pogromca wściekłej watahy – Radosław Sikorski. W oczekiwaniu na laskę

Jeśli czas Sikorskiego się skończył, na jego miejsce można było znaleźć kilka osób z dyplomatycznym obyciem, które przecież i tak realizowałyby strategię PO, ale czyniłyby to w miarę profesjonalnie. I takie sondowanie wśród byłych szefów MSZ się odbywało, ale spełzło na niczym. Schetyna dostał więc to, co było do wzięcia, bez względu na swoje predyspozycje. Teraz napiszę coś strasznego: uważałem Sikorskiego za fatalnego ministra spraw zagranicznych, ale przy Schetynie Sikorski jawi się jako tytan dyplomacji. Sikorski prowadził politykę dla Polski fatalną, charakterologicznie był na to stanowisko absolutnie nieodpowiedni, miał jednak przynajmniej potencjał środków, dzięki którym w rzadkich porywach mógł dla Polski coś załatwić: znajomości, rozpoznawalność na salonach, znakomity angielski. Czyli warsztat dyplomaty.

Postawienie na jego miejscu Schetyny w takiej sytuacji międzynarodowej, w jakiej się znajdujemy, to jak posadzenie za sterami samolotu, któremu kończy się paliwo, ślusarza od śrubek. Ale tak wynikało z politycznej układanki, wobec której interes państwa został uznany za nieistotny.

Com ostawił, ostawiłem...
Gdy odchodzę, się nie smucę. Gdy Róg zabrzmi, to powrócę…

Tusk zabiera z sobą do Brukseli wiceministra spraw zagranicznych Piotra Serafina, zatem jakąś nadzieję na to, że MSZ nie wejdzie w całkowity dryf, daje jedynie nowy minister ds. europejskich, czyli zdymisjonowany Rafał Trzaskowski, dotąd minister cyfryzacji i administracji.

Kolejna względnie dobrze oceniana osoba, były (dobrze oceniany) polski eurodeputowany, który zrezygnował z mandatu, aby wejść do rządu. Na jego miejsce przyszedł Andrzej Halicki, którego kompetencje w dziedzinie informatyzacji i cyfryzacji sprowadzają się do umiejętności korzystania z tableta. Tymczasem to – nie wspominając o administracji – sfera bardzo trudna, trzeba się ścierać z problematyką milionowych przetargów i obsługą systemów informatycznych, które wciąż działają fatalnie. Ciekaw jestem, co nowy minister mógłby nam na przykład powiedzieć na temat spopularyzowania i przede wszystkim dostosowania do potrzeb obywateli systemu ePUAP. O ile w ogóle wie, co to takiego.

Andrzej Halicki - batman piaru; potrafi udowodnić, że garb wcale nie musi być cechą konstytutywną wielbłąda
Andrzej Halicki – batman piaru; potrafi udowodnić, że garb wcale nie musi być cechą konstytutywną wielbłąda

Ale Halicki musiał do rządu wejść, bo tak kazała logika wewnątrzpartyjna. „No to na co tam rzucimy Andrzejka?”. „Dajmy go na cyfryzację i administrację, Trzaskowskiemu się da kopa, to szczyl jest, nie liczy się”.

Biernacki, Królikowski

Marek Biernacki w tandemie z Michałem Królikowskim również radził sobie jako tako z powierzoną mu materią. Cezary Grabarczyk, „który kocha ludzi” na jego miejscu to dowcip.

Być może jednak największym dowcipem w nowym rządzie jest pani Piotrowska w jednym z najtrudniejszych, najbardziej skomplikowanych resortów, gdzie kapitulowali nieporównanie poważniejsi od niej gracze.

Teresa Piotrowska
Teresa Piotrowska

Powierzenie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych przez Ewę Kopacz swojej koleżance, której polityczne doświadczenie jest, delikatnie mówiąc, mizerne, musiało wywołać w Komendzie Głównej Policji i innych strukturach podległych MSW salwy rubasznego śmiechu.

Z punktu widzenia ludzi służb mianowanie tej pani na szefa resortu siłowego musi wyglądać tak, jakby ministra nie było. Obywatelom wróży to jednak jak najgorzej, bo wraz z wyznaczeniem pani Piotrowskiej wszelka kontrola nad policją, strażą graniczną czy pożarną staje się fikcją. Bartłomiej Sienkiewicz, owszem, był postacią groteskową, ale nie można mu było odmówić inteligencji. Jego następczyni, była bydgoska wojewoda… cóż…

Siemoniak i stronnictwo prezydenta ma takie zaufanie w NATO, że o strategicznych decyzjach z Polską w roli głównej dowiaduje się dopiero w momencie ich ogłoszenia
Minister Siemoniak i całe stronnictwo prezydenta ma takie zaufanie w kierownictwie NATO, że o strategicznych decyzjach dotyczących Polski, a z Rosją w tle, dowiaduje się dopiero w momencie ich ogłoszenia! O czym nam to mówi?…

Jedynym jaśniejszym punktem w obecnym gabinecie może być nowy wicepremier – Tomasz Siemoniak, nadal minister obrony. Oczywiście jego nowa rola nie wzięła się z faktu, że pani premier ma świadomość własnych ograniczeń. To trybut na rzecz Pałacu Prezydenckiego. Można jednak mieć nadzieję, że Siemoniak, który intelektualnie przewyższa znacznie średnią nowego rządu, a z racji funkcji musiał mieć świadomość szerszego kontekstu, w jakim funkcjonuje nasze państwo, będzie w stanie jakoś sytuację ratować.

Mamy zatem rząd groteski narodowej. Jak sięgnąć pamięcią w dzieje III RP, nie było jeszcze na stanowisku premiera osoby tak intelektualnie płytkiej.Wszyscy dotychczasowi premierzy – Mazowiecki, Bielecki, Suchocka, Olszewski, Cimoszewicz, Oleksy, Kaczyński, Tusk, Belka, Miller – niezależnie od ich politycznej afiliacji i poglądów, byli ludźmi ogarniającymi skomplikowaną materię rzeczywistości w stopniu wystarczającym do kierowania dużym państwem. Lekarka z Radomia jest tu wyjątkiem, co słychać przy okazji każdej jej wypowiedzi. Polska oczywiście i ten kabaret jakoś przetrzyma. Zwłaszcza że można mieć nadzieję, iż nie potrwa on dłużej niż rok. Nie łudźmy się jednak, że kabaretowe rządy pozostaną bez wpływu na stan i pozycję naszego państwa. I dlatego nie wolno zapominać, że ostateczną odpowiedzialność za taki stan rzeczy oraz za skład rządu ponosi nie rozhisteryzowana prowincjonalna pani doktor, ale Donald Tusk.

Przy tej okazji trzeba też wspomnieć o opozycji. Jej odpowiedź na montypythonowski rząd jest, jak na razie, raczej cicha. To może się zmienić, ale jest też świadectwem słabego przygotowania. Jarosław Kaczyński wielokrotnie wypowiadał się przeciwko stworzeniu gabinetu cieni. Tymczasem gdyby taki gabinet istniał, odpowiedź mogłaby być sprawna i natychmiastowa.