Polskie rządy po roku 1945 są dobrze zorganizowanymi grupami przestępczymi

Z Prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej Janem Zbigniewem Potockim rozmawia Aleksander Berdowicz z Porozmawiajmy TV.

Całość spotkania oglądaj na:

http://porozmawiajmy.tv/polskie-rzady-po-roku-1945-sa-dobrze-zorganizowanymi-grupami-przestepczymi-jan-zbigniew-hrabia-potocki/

Poruszone zagadnienia:

  • o czym powiedziano w telewizji 3 maja 2017 r.
  • przy Okrągłym Stole nie było Polaków
  • raporty WSI w sprawie życiorysów polityków
  • Polska jest spółką notowaną na Wall Street
  • wywóz polskich dzieci za granicę przez zorganizowane sądowe grupy przestępcze
  • planowana depopulacja Polski
  • KGHM wydobywa również złoto
  • spółki Skarbu Państwa należy zlikwidować

Profil Pana Prezydenta na Facebooku: Facebook.com/Jan Zbigniew Potocki

Reklama

Co robicie Polakom?! Sto kilkadziesiąt pytań do PiS-u (cz. 2). Prof. Jerzy Robert Nowak

źródło: wzzw.wordpress.com

Polityka wewnętrzna

34) Dlaczego nie ujawnia się Aneksu nr 2 do raportu o likwidacji WSI?

35) Dlaczego tak długo, aż do ostatnich dni, blokowano działania prowadzące do ujawnienia zastrzeżonego zbioru Instytutu Pamięci Narodowej? Co przeszkadzało przez tyle miesięcy w podjęciu decyzji o ujawnieniu tego zbioru? Kto blokował?

36) Dlaczego wciąż utrzymuje się tak niebezpieczną ustawę 1066, legalizującą ewentualne wejście obcych służb na terytorium Rzeczpospolitej?

37) Dlaczego dotąd nie podjęto śledztwa w sprawie przekroczenia uprawnień policji poprzez prowokowanie zajść w czasie Marszów Niepodległości? Przypomnijmy, że na Węgrzech od razu po objęciu władzy przez rząd V. Orbána rozpoczęto gruntowne śledztwo przeciwko władzom policji za brutalne metody tłumienia manifestacji przeciw poprzedniemu rządowi postkomunistycznemu. Przypomnijmy, że dzięki nagraniu taśmy z rozmową E. Bieńkowskiej i szefa CBA P. Wojtunika

można było się dowiedzieć konkretnie o roli ministra spraw wewnętrznych B. Sienkiewicza w sprawie spalenia budki policyjnej przy Ambasadzie Rosji.

Być może całe śledztwo należałoby rozpocząć od przesłuchania P. Wojtunika.

38) Dlaczego przywódcy PiS ograniczyli do skrajnego minimum manifestacje patriotyczne na ulicach, w ten sposób zostawiając KOD-owi pole do opanowywania ulicy? Jak długo PiS będzie kontynuował karygodną bierność w wychodzeniu z manifestacjami na ulicę, umożliwiając głupawe, nie mające konkurencji popisy KOD-u (vide: choćby w manifestacji z 24 września 2016 r. i ostatnie dwa dni protestów proaborcyjnych). Wygląda na to, że wielka część PiS-u spoczęła na laurach i nie chce się jej nawet manifestować, by pokazać siłę opcji patriotycznej. Jakże odmiennie jest na Węgrzech, gdzie Fidesz Orbana wciąż bezapelacyjnie panuje na ulicach.

fidesz-orbanWegrzy są już ludźmi wolnymi – wywalczyli to sobie. Polacy to nadal niewolnicy we własnym kraju (fot. budapestbeacon.com)

39) Czy władze PiS wreszcie coś zrobią dla skoordynowania public relations w ręku prawdziwie dobrego fachowca, który czuwałby nad zapewnieniem dużo lepszego niż dotąd piaru dla PiS-owskiego rządu? Chodziłoby o polityka, który kierowałby systemem wczesnego ostrzegania, wskazywania na groźbę potencjalnych kryzysów już w ich wczesnej fazie rozwoju, by zapobiec nagłym nieprzyjemnym zaskoczeniom, jakie spotkały rządy PiS-u w ostatnich miesiącach, choćby tzw. Misiewicz Gate czy skala protestów proaborcyjnych. Bardzo ciekawy pod tym względem był tekst Piotra Semki „Cztery problemy prezesa Kaczyńskiego” („Do Rzeczy” z 3 października 2016 r.). Semka ubolewał, że rząd PiS-u nie ma takiego fachowca od piaru, jakim był Igor Ostachowicz przy Tusku.

40) Czy władze PiS-u nie widzą konieczności jak najszybszej wymiany składu Państwowej Komisji Wyborczej, która po tylekroć wykazała swą nieudolność?

41) Czy władze w Polsce zdecydują się na przeforsowanie w parlamencie tak oczekiwanej przez wiele polskich środowisk radykalnej zmiany ordynacji wyborczej i wprowadzenie ordynacji mieszanej z dużą ilością okręgów jednomandatowych? Bardzo przydałoby się również przyznanie 20 milionom Polaków za granicą przynajmniej 10-osobowej reprezentacji w parlamencie (5 posłów i 5 senatorów).

42) Czy nie należałoby rozważyć – na wzór szeregu krajów (m.in. Belgii, Australii, Nowej Zelandii) – wprowadzenie obowiązku udziału w wyborach pod rygorem wysokich grzywien.

43) Dlaczego nie podejmie się działań dla jak najszybszego usunięcia ze stanowiska obecnego Rzecznika Praw Obywatelskich Adama Bodnara, skrajnego lewaka, znanego ze stronniczości i wrogości do PiS-u?

44) Dlaczego tak długo odwlekano działania dla odwołania obecnego prezesa NIK, skompromitowanego tak wieloma zarzutami?

45) Doradców prezydenta A. Dudy najbardziej obciąża fakt, że nikt z nich nie zwrócił uwagi prezydentowi na potrzebę szybszego zwołania Sejmu po wyborach, co zapobiegłoby tak podgrzewanemu przez opozycję sporowi o skład Trybunału Konstytucyjnego. Profesor Jacek Czaputowicz, b. dyrektor Departamentu Strategii i Planowania Polityki Zagranicznej, a od 2014 r. członek Rady Programowej PiS-u, przypomniał w tekście „Arbitrzy mogą się mylić” („Rzeczpospolita” z 13 września 2016 r.): „Sejm miał prawo wyboru wszystkich sędziów, których kadencja kończy się w 2015 r. Dopiero później Trybunał uznał te przepisy za niekonstytucyjne. Wspomniane stanowiska trzech sędziów rzeczywiście zwolniły się w trakcie poprzedniej kadencji Sejmu. Stało się tak jednak na skutek działania prezydenta. Gdyby prezydent zwołał pierwsze posiedzenie Sejmu wcześniej, wówczas kadencja trzech sędziów „listopadowych” skończyłaby się już w czasie nowej kadencji Sejmu”. Przypomnę tu, że sprawę tę podjął dużo szerzej w Salonie 24 internauta o nicku „jestemzewsi” 13 marca 2016 r. w tekście „Prezydent popełnił błąd w sprawie Trybunału – należało wcześniej zwołać sejm”. Jak pisał internauta:

„Prezydent miał prawo zwołać pierwsze posiedzenie sejmu każdego dnia po dniu 27 października 2015 r. (daty ogłoszenia przez PKW oficjalnych wyników wyboru do sejmu) (…) Na stronie http://www.wyborydosejmu.pl/parlament/kadencja-parlamentu/ czytamy, iż „Kadencja Sejmu, i tym samym Senatu, kończy się z dniem poprzedzającym zebranie się Sejmu następnej kadencji. Dlatego też nie zawsze będzie ona wynosić dokładnie cztery lata”, a to oznacza że p. Duda nie musiał czekać do końca biegu 4 latach od momentu 1 posiedzenia sejmu poprzedniej kadencji, miał wolną rękę od 27 października na ustalenie dowolnej daty na pierwsze posiedzenie sejmu obecnej kadencji. Gdyby prezydent zwołał pierwsze posiedzenie przed datą końca kadencji 3 sędziów, PiS miałby wszystkich 5 sędziów bez dwóch zdań. (…) Co stało na przeszkodzie zwołania pierwszego posiedzenia sejmu przed datą 6 listopada, czyli dniem, kiedy kończyła się kadencja trzech sędziów Trybunału Konstytucyjnego? Prezydent jednak za cel taktyczny (bardzo krótkowzrocznie) uznał kolizję spotkania szefów rządów UE na Malcie w dniu 12 listopada (uniemożliwienie wyjazdu Kopacz). Jak wielki był to błąd i ile ta złośliwość kosztowała, przekonaliśmy się już niedługo potem, kiedy PiS zorientował się, co stało się Trybunałem, ale wtedy było już za późno. Gdyby obecna VIII kadencja sejmu (pierwsze posiedzenie) odbyło się, powiedzmy, 4 listopada 2015, Trybunał nie miałby innego wyjścia, jak tylko uznać wybór wszystkich pięciu sędziów za bezprawny! Dlaczego nikt z PiS nie zwrócił na to uwagi, skoro do Trybunału przywiązywana jest tak wielka waga, pozostaje dla mnie tajemnicą… Kto odpowiadał za analizę tych spraw? Czy jeszcze pracuje? (na miejscu prezesa zwolniłbym człowieka na zbity pysk) [podkr. – JRN].

Nie byłoby wtedy żadnej wojny, konwalidacji, komisji weneckiej (Waszczykowski za wezwanie tych panów na pomoc też powinien dostać musztrę swoją drogą), a nawet KOD-u. „Rząd rósłby w siłę, a naród żył dostatnio”, a tak mamy, co mamy. Klasyk rzekłby: „jaka piękna katastrofa”. Taktykom Platformy należy się tu pochwała, bo udał im się majstersztyk, zrobili wszystko, co do nich należało (mam tu na myśli również Donalda Tuska, który organizował spotkanie na Malcie nie bez powodu 12 listopada). Każdy odegrał swoją rolę koncertowo, bo zrobili wszystko, by odwrócić uwagę PiS od realnego problemu, jakim był wybór sędziów Trybunału. Spindoktorzy PiS dostają z tej lekcji pałę, bo przegrali wygrany mecz, a prowadzili już 2:0 i była 90. minuta spotkania!”.

Na problem z doradcami prezydenta A. Dudy zwracano już wcześniej uwagę. M.in. Piotr Semka pisał już 15 lutego 2016 r. w tekście „Gorzka pigułka dla Dudy”: „Coś w aparacie kancelarii prezydenckiej zadziałało źle. Zbyt wiele w Kancelarii Prezydenta jest byłych kolegów, a zbyt mało profesjonalistów pomagających głowie państwa zachować kontakt z najróżniejszymi przedstawicielami opinii publicznej” [podkr. – JRN].

46) Warto zastanowić się, czy nie należałoby postawić przed Trybunałem Stanu ministra obrony Bogdana Klicha za katastrofalne pogorszenie stanu armii i drastyczne obniżenie stanu obronności Polski, począwszy od 2007 roku. Dość przypomnieć, jak były wiceminister obrony i szef sił lądowych w rządzie PO gen. Waldemar Skrzypczak krytykował „demontaż zdolności bojowych sił zbrojnych” za czasów Klicha (por. „Wprost” z 25 sierpnia 2014 r.). Niemałą rolę w zapaści armii odegrał też Bronisław Komorowski, który od 1989 r. przez dziesięciolecia odgrywał bardzo znaczącą rolę w różnych organach kraju nadzorujących wojsko. Z wielką satysfakcją obserwuję natomiast szczególnie mocne zaangażowanie kierownictwa MON-u od końca 2015 r. w rozbudowę terenowej samoobrony kraju. Przypomnę tu, że w książce „Jak ratować Polskę” (Warszawa 2014, s.10-12) szczególnie mocno postulowałem jak najszybszy rozwój samoobrony terytorialnej i rozwój stowarzyszeń paramilitarnych.

47) Dlaczego w czasie, gdy potrzeba jest jak najwięcej osób zdolnych do władania bronią, w Polsce utrzymuje się niebywałe ograniczenia w posiadaniu broni? Pod tym względem, o ile dobrze wiem, jesteśmy na ostatnim miejscu w Europie! Według zamieszczonego w internecie tekstu Andrzeja Tarczyna z 17 maja 2015 r. „Rzeczywista ilość stanu posiadania broni palnej w Polsce”, na 1000 mieszkańców Polski przypada 2,6 mieszkańca, który posiada w domu broń. 10 marca 2015 r. na „Naszych blogach” pisano: „Polska należy aktualnie do najbardziej bezbronnych krajów na świecie [podkr. – JRN]. W roku 2014 pod względem ilości posiadanej broni na 100 mieszkańców Polacy znajdowali się na 142. miejscu na świecie. Z jedną sztuką broni na 100 obywateli polskie społeczeństwo, według specjalistów, posiada status praktycznie rozbrojonego i całkowicie bezbronnego”. Według podanej tam statystyki, w Stanach Zjednoczonych przypada 90 sztuk broni na 100 mieszkańców, w Szwecji 31,6; we Francji 31,2; w Niemczech 30,3 sztuk broni na 100 mieszkańców, w Austrii 30,4 sztuk broni, w Czeskiej Republice 16,3 sztuk broni, na Łotwie 19, na Słowacji 8,3; na Węgrzech 5,5; a w Polsce 1,3.

48) Dlaczego terenowe struktury tak potrzebnego Ruchu im. Lecha Kaczyńskiego utonęły w letargu (poza niezwykle dynamicznie rozwijającym się AKO w Poznaniu)? Czy od początku Ruch ten nie był fatalnie organizowany – „od góry” – z powierzeniem jego szefostwa kanceliście M. Łopińskiemu? Urzędnicy na ogół nigdy nie nadają się na organizatorów ruchu społecznego, który powinien być prawdziwie dynamiczny. Czy władze PiS-u nie widzą konieczności powstania prawdziwie oddolnego Ruchu Wsparcia Reform, sympatyzującego z PiS-em, ale niezależnego od niego?

Niczym nieuzasadniona miękkość wobec przeciwników Dobrej Zmiany

49) Po co na świetne skądinąd spotkanie historyków z prezydentem A. Dudą w połowie listopada 2015 r. zaproszono niemającego nic wspólnego z historią ekonomistę i socjologa Aleksandra Smolara, prezesa Fundacji Batorego? Stworzył tam tylko dysonans, gardłując w obronie J.T. Grossa i przeciw polityce historycznej PiS-u (por. moje uwagi na blogu w dniu 19 grudnia 2015 r.: „I po co ten Smolar?). Rozmawiałem z prof. Andrzejem Nowakiem, prowadzącym to spotkanie. Mówił mi, że nie zapraszał Smolara. A więc zaprosił go jakiś „mięczakowaty” doradca p. Prezydenta. Pewno ten sam „mięczak” niepotrzebnie zaprosił na to spotkanie tak bliskiego PO socjologa, a nie historyka, Andrzeja Rycharda. Przypomnę tu, jak tenże Rychard agitował na rzecz B. Komorowskiego jeszcze 27 kwietnia 2015 r. w „Polska The Times”, głosząc już w tytule wywiadu: „Siłą Komorowskiego jest jego autentyczność”. Ha, ha, ha.

50) Dlaczego w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” z 7 kwietnia 2016 r. Prezydent A. Duda wycofał się z wcześniejszego, tak trafnego stwierdzenia o opozycjonistach modlących się „Ojczyznę dojną racz nam wrócić panie”? Prezydent nagle uznał, że „były to słowa niepotrzebne”, co było nawet zupełnie nieuzasadnioną formą przeprosin. Kto tak źle doradził Prezydentowi? Jakże aktualny dziś jest apel Rafała A. Ziemkiewicza w tytule tekstu w „Do Rzeczy” z 10 sierpnia 2015 r.: „Boże, strzeż prezydenta od przyjaciół”.

51) Dlaczego prezydent Andrzej Duda 10 kwietnia 2016 r. wypowiedział słowa o potrzebie „wzajemnego wybaczania”, szybko pośrednio skontrowane jeszcze tego samego dnia przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego? (por. mój komentarz na blogu z dnia 2 maja 2016 r.).

52) Kto ostatnio doradził Prezydentowi, by podczas pobytu w Gdańsku podszedł do Lecha Wałęsy i uścisnął mu rękę? Wałęsa ze swym krzykactwem, oszczerstwami, pomówieniami, atakami na rząd i PiS stał się osobą niezasługującą na podanie ręki przez Naszego Prezydenta. Dowiódł tego już wkrótce po niepotrzebnym geście Prezydenta, grożąc, że zaskarży go do Trybunału w Strasburgu, jeśli go nie przeprosi publicznie za dużo wcześniejsze powiedzenie, że Wałęsa był kiedyś agentem SB. Jak wiadomo, powiedzenie aż nadto prawdziwe. Zgadzam się w pełni w tym kontekście z uwagami w „Warszawskiej Gazecie” z 9 września 2016 r.: „Szanowny panie prezydencie Duda, czy warto było podawać rękę prymitywnemu chamowi?” (por. tekst m.cz.: „Podaj chamowi rękę, to cię trybunałem będzie straszył”).

53) Dlaczego większość PiS-owska w Senacie poparła 29 czerwca 2016 r. uczczenie minutą ciszy Janiny Paradowskiej, starej wyrafinowanej kłamczuchy z postkomunistycznej „Polityki”? Przypomnijmy tu, jak Paradowska pisała w „Polityce” 27 kwietnia 2002 r.: „Za co należy przede wszystkim chwalić Leszka Millera? Za konsekwentny brak realizacji obietnic wyborczych” [podkr. – JRN]. PiS-owska większość w Senacie bezmyślnie zgodziła się na uhonorowanie lewackiej fanatyczki, która rzeczników IV Rzeczpospolitej nazwała w 2003 r. „hołotą” chcącą wtargnąć do Salonu. (Jej epitety skrytykował nawet daleki od PiS-u prof. Paweł Śpiewak w tekście „Salonowa pycha” [„Rzeczpospolita” z 8 grudnia 2003 r.]). Przypomnijmy, że ta lewicowa fanatyczka chwaliła się w swej książce, że odradzała T. Kamińskiej i W. Kuczyńskiemu powoływanie Lecha Kaczyńskiego do rządu J. Buzka. A masochistyczna większość PiS-owska w Senacie zagłosowała za jej pośmiertnym uhonorowaniem. Czy ci ludzie nic nie pamiętają i nic nie czytają? Wstyd!

Gdy zmarł wspaniały nonkonformistyczny prawicowy ekonomista Stefan Kurowski, jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy ekonomista, jego zgon został niemal całkowicie przemilczany. O ile dobrze pamiętam, na jego pogrzebie nie pojawił się nikt z wybitniejszych polityków prawicowych poza Antonim Macierewiczem.

54) Czy nie nazbyt wolno trwa proces wymiany skompromitowanych kadr urzędniczych na różnych szczeblach władzy? W Oświadczeniu Stowarzyszenia RKW w sprawie Dobrej Zmiany w marcu 2016. r. stwierdzano m.in.: „Nasz niepokój budzi pomijanie istotnych decyzji i reform, pozostawianie w ministerstwach, we wszystkich ważnych instytucjach centralnych, także w Kancelarii Prezydenta, w Sejmie i Senacie starych urzędników niższego i wyższego szczebla oraz fala mianowań osób niekompetentnych, a nawet gotowych kontynuować politykę poprzednich rządów PO, PSL i SLD. (…) W terenie niektórzy działacze partii rządzącej blokują zmiany, starając się zapewnić przetrwanie status quo, gdyż spodziewając się przegranej w następnych wyborach, chcą jedynie dojść do porozumienia z zastanymi układami”.

55) Dlaczego rząd PiS-u nie występuje o jak najszybsze odwołanie Elżbiety Bieńkowskiej z funkcji komisarza UE? (Pisałem o tym na blogu już 3 maja 2016 r.).

W kontekście tych niepotrzebnych „miękkich” zachowań warto przypomnieć apel świetnego publicysty „Warszawskiej Gazety” Mirosława Kokoszkiewicza do władz PiS-u sprzed kilku miesięcy: „Pamiętajcie! Naród dał wam kredyt zaufania i żąda energicznego wywiązywania się z obietnic. Tu i teraz. Nie wolno wrogom dawać czasu na przegrupowywanie się i werbowanie obcych zaciężnych armii. My chcemy w oczach tej okrągłostołowej bandy zdrajców i złodziei zobaczyć strach przed nieuchronna karą [podkr. – JRN]. (…) Nie oglądajcie się na szczekającą międzynarodową lewacką i neoliberalna sforę. (…) Żadnych kompromisów”.

Prof. Jerzy Robert Nowak

źródło: http://jerzyrnowak.blogspot.com/2016/10/sto-kilkadziesiat-pytan-do-p-prezydenta_6.html

Czytaj również:

Cała Polska ogląda z Dodą „Smoleńsk”. Premiera filmu 9 września

doda-smolensk

„Prawdę znają Amerykanie i pewnie służby innych krajów też. Fakt, że do teraz milczą, może oznaczać, że prawda o Smoleńsku nas przerazi…” („Smoleńsk”, reż. Antoni Krauze).

Smoleńsk jest fraktalem Katynia. Katyń i Smoleńsk to ta sama ręka. Ławrientij Beria był agentem brytyjskim. Jakie rodziny zarządzają Wielką Brytanią?…

TAW

*fot. instagram.com/dodaqueen

Gdzie jest najbardziej poszukiwany dokument w Polsce – słynny Tajny Aneks do raportu o likwidacji WSI?

tajny aneks

Czy treść najbardziej tajnego i pożądanego dokumentu w Polsce może trafić wkrótce do opinii publicznej? Czy zbliżające się wybory parlamentarne będą w tej sprawie odgrywać istotną rolę? Czy nowy prezydent Andrzej Duda po zapoznaniu się z aneksem zdecyduje się go odtajnić?

Czy może dojść do sytuacji, że dokument zostanie upubliczniony przez osoby do tego nieuprawnione? Zbigniew Stonoga już zapowiada taką publikację, jednak wcześniej wzywa jeszcze urzędującego prezydenta Komorowskiego do tego, by dokonał tego sam.

Proces likwidacji WSI nie został zakończony

W ostatnich dniach na nowo dyskutuje się o raporcie WSI. Proces likwidacji WSI nie został zakończony – mówią zgodnie zwolennicy tego, że sprawę dawnych wojskowych służb będzie trzeba na nowo zrewidować, a przede wszystkich zobaczyć, czy w prezydenckiej kancelarii tajnej nadal znajduje się najtajniejszy dokument w Polsce. Tajny aneks jest najbardziej pożądanym dokumentem ostatnich lat. Wielu osobom zależało na jego zdobyciu. Dziennikarze, politycy, a wśród nich sam Bronisław Komorowski, kiedy był jeszcze posłem w 2007 r., i to za cenę złamania prawa, chciał koniecznie poznać treść aneksu. Gdy Komorowski został prezydentem, a co za tym idzie, kiedy poznał zawartość dokumentu, nie zdecydował się na jego upublicznienie. Teraz z końcem jego prezydentury temat tajnego aneksu dotyczącego Wojskowych Służb Informacyjnych ożył ponownie. W całej kampanii prezydenckiej sztabowcy Komorowskiego, politycy z obozu władzy, a nawet zaprzyjaźnione media nie poruszały tego tematu w ogóle.

Co ważne, nikt nigdy wprost nie zapytał prezydenta, dlaczego nie zdecydował się ujawnić raportu.

Zwolennicy odtajnienia dokumentu twierdzą, że odpowiedź na to pytanie poznamy wtedy, kiedy aneks zostanie upubliczniony, bo jak twierdzą, jego treść jest druzgocąca dla samego Komorowskiego, jak i jego znajomych. Zapewne też poznamy odpowiedź, dlaczego Komorowski jako jedyny z posłów PO głosował przeciw likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych.

Wicepremier i minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak w jednym z wywiadów odradzał ostatnio przyszłemu prezydentowi Andrzejowi Dudzie ujawnianie raportu. Siemoniak co prawda nie zna treści aneksu, ale w jego ocenie nie jest to dobry pomysł.

Kim jest Stonoga i skąd ma tajny aneks?

Zbigniew Stonoga, który kilka tygodni temu w dość spektakularny sposób ujawnił akta śledztwa afery podsłuchowej, ujawnia, że jest również w posiadaniu załącznika trzynastego do tajnego raportu o WSI. Stonoga wzywa też w jednej ze swoich wypowiedzi, by prezydent Bronisław Komorowski upublicznił ów aneks przed zakończeniem swojej prezydentury.

Stonoga: Tajny aneks jest szokujący

W rozmowie z nami Stonoga zapewnia, że nie chce popełnić błędów przy publikacji tajnego załącznika do raportu o WSI, zauważa, że gdyby to zrobił, mógłby być narażony na zarzuty narażenia na niebezpieczeństwo osób, które są w tym załączniku wymienione z imienia i nazwiska; dodaje, że dokument jest szokujący.

Stonoga na ostatnim swoim przesłuchaniu też miał pytać prokuraturę, czy ów dokument może upublicznić. Stonoga, jak twierdzi, zabrał dokument do prokuratury, która stawiała mu zarzuty za nielegalne upublicznienie akt śledztwa afery podsłuchowej tylko po to, by śledczy przekonali się, że on faktycznie posiada załącznik trzynasty do raportu o WSI. Nie liczył na jakieś ich oficjalne stanowisko w tej sprawie, bo nawet nie mają do tego żadnych kompetencji. Zdaniem Stonogi pomogło mu to o tyle, że warszawska prokuratura następnego dnia zdecydowała się na uchylenie wobec niego środków zapobiegawczych, oddano mu paszport i zniesiono policyjny dozór.

Zapytany przez nas, rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej odrzuca wersję, jakoby śledczy załącznik do raportu widzieli. Informuje również, że faktycznie następnego dnia prokurator prowadzący śledztwo uchylił środki zapobiegawcze względem Stonogi. Bartosz Kownacki z PiS-u nie wierzy, by tym dokumentem dysponował Stonoga.

Prace nad raportem

Raport z weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych został upubliczniony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego w lutym 2007 r. Całość raportu opracowana była przez Antoniego Macierewicza i komisję weryfikacyjną, którą kierował, będąc wiceministrem obrony narodowej. Dokument zawierał kompleksowy opis wszelkich nieprawidłowości i patologii, do których dochodziło w czasie działalności WSI w latach 1991–2006, kiedy zapadła decyzja o ich rozwiązaniu. Mało kto pamięta, ale WSI powstały z wojskowych służb specjalnych komunistycznej bezpieki, a dokładnie z Zarządu II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego (był to wojskowy wywiad PRL) oraz z Wojskowej Służby Wewnętrznej, czyli kontrwywiadu wojskowego w tamtym czasie.

Żołnierze WSI nigdy nie byli poddani weryfikacji. „Nową” służbę wojskową tworzyła solidarnościowa ekipa, m.in. minister Janusz Onyszkiewicz i wiceminister Bronisław Komorowski. To oni szefami WSI zrobili ludzi szkolonych w Moskwie przez KGB i GRU.

Zamiary opublikowania raportu przez Antoniego Macierewicza wywoływały ogromną wściekłość w niektórych środowiskach, zwłaszcza tych, gdzie ludzie z dawnych służb odgrywali ogromne znaczenie. W sprawę silnie zaangażowane były też niektóre media, zwłaszcza te związane z kapitałem prywatnym.

Obawiano się upublicznienia różnych informacji, na przykład tych, że największe fortuny wyrosły właśnie na bazie związków środowisk biznesowych z WSI, a wiele karier w mediach czy polityce nie mogłoby się rozwinąć, gdyby nie silne zaplecze wojskowej bezpieki. 

Na zakończenie prac komisji weryfikacyjnej powstał specjalny tajny aneks do raportu o WSI. Przekazano go prezydentowi Kaczyńskiemu w pojedynczym egzemplarzu.

Trwały też działania, by można było ów aneks opublikować. W czerwcu 2008 r. zapadło nawet orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, że Kaczyński miał pełne prawo opublikować raport, jednak z treścią tajnego aneksu musi się powstrzymać do czasu zmiany ustawy, na mocy której rozwiązano WSI, chodziło o to, by nowa ustawa była uzupełniona o tzw. gwarancję praw człowieka. Zwolennicy pełnej publikacji raportu uważali wtedy, że

Trybunał Konstytucyjny uniemożliwił skutecznie na długi okres jego publikację. To przez to orzeczenie aż do śmierci prezydenta Kaczyńskiego nie ujawniono aneksu trzynastego do raportu o WSI.

Kiedy w 2008 r. wybuchła afera marszałkowa, szybko okazało się, że jest to operacja byłych oficerów WSI, która miała na celu skompromitowanie członków komisji weryfikacyjnej WSI. O sprawie pisał w swojej książce pt. „Afera marszałkowa” Aleksander Ścios, który dowodzi, że związki Komorowskiego z aneksem do raportu WSI są kluczem do zrozumienia wydarzeń, jakie miały miejsce 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem.

Autor książki uważa też, że obecna prezydentura Komorowskiego jest ceną, jaką płacimy my wszyscy za zignorowanie istotnych zagrożeń i brak determinacji w wyjaśnieniu afery marszałkowej.

aleksander scios afera marszalkowaW książce „Afera marszałkowa” Aleksander Ścios dowodzi, że związki Komorowskiego z Aneksem do raportu o WSI są kluczem do zrozumienia wydarzeń, jakie miały miejsce 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem (fot. capitalbook.com.pl)

Jak na razie afera marszałkowa zakończyła się oskarżeniem dziennikarza Wojciecha Sumlińskiego i Aleksandra L. [Lichockiego – przyp. TAW]. Wyrok w tej sprawie jeszcze nie zapadł, ale

zeznawał w niej nawet prezydent Komorowski, który w kilku istotnych kwestiach, mówiąc delikatnie, mijał się z prawdą. Podczas przesłuchania w grudniu 2014 r. prezydent praktycznie cały czas zasłaniał się niepamięcią.

Bronisław Komorowski do dziś nie odpowiedział prawnie za próbę nielegalnego zdobycia aneksu z weryfikacji WSI. W 2009 r. prokuratura warszawska uznała, że Komorowski nie wyczerpał znamion czynu zabronionego.

Gdzie dziś jest tajny aneks?

Antoni Macierewicz twierdzi, że aneks na pewno do 10 kwietnia 2010 r. znajdował się w sejfie pałacu prezydenckiego. Nie ma jednak pewności, co z dokumentem stało się po śmierci Lecha Kaczyńskiego. Spekulacji jest wiele, od czasu do czasu pojawiają się informacje, że ktoś mógł go widzieć, czytać, że ktoś poznał jego treść – wszystko to jednak do tej pory nie jest poparte faktami i wiarygodnymi źródłami.

Dlatego dziś niektórych dziwi wejście do sprawy nad dyskusją o tajnym aneksie Zbigniewa Stonogi, który ma plany ujawnienia dokumentu, bo, jak podtrzymuje, jest on w jego posiadaniu. Co prawda zaznacza, że sam nie ma gwarancji, czy dokument jest prawdziwy (nie jest opieczętowany) jednak informacje w nim zawarte wskazują, zdaniem Stonogi, na to, że może to być najbardziej pożądany dokument w kraju.

Wiemy, że Stonoga szuka możliwości weryfikacji aneksu, stara się skontaktować z osobami, które mogą mu w tym pomóc. Na ile będą to zabiegi sprawdzone i udane, trudno powiedzieć, ale, jeśli nie teraz, to kiedy opinia publiczna pozna tajny aneks do WSI? Czy istnieje szansa, że dokona tego nowy prezydent Andrzej Duda?

Antoni Macierewicz uważa, że nie ma żadnych przeszkód do opublikowania pełnego raportu, zaznacza też, że gdyby okazało się, że raportu w sejfie prezydenckim nie ma, to byłoby to ogromne naruszenie prawa i poważne przestępstwo. Wszystko wskazuje na to, że niebawem może na nowo rozpętać się burza o aneks WSI.

Paweł Miter

Paweł Miter

Dziennikarz śledczy „Gazety Finansowej”, publicysta „Warszawskiej Gazety”.

źródło: http://www.warszawskagazeta.pl/felietony/pawel-miter/item/2037-gdzie-jest-aneks-wsi