Zbrodni Wołyńskiej nie nazywa się po imieniu. Nie mówi się o ludobójstwie, ale o bolesnych wypadkach, czy tragicznych wydarzeniach. Taką narrację widać w PiS-ie i PO. Te partie boją się prawdy. Film Smarzowskiego będzie wydarzeniem politycznym — rozmowa z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim.
Stefczyk.info: Skrajne ugrupowania na Ukrainie w ostatnich wyborach parlamentarnych zdobyły słaby wynik. Jedynie jedna przekroczyła próg wyborczy. Czy ostrzeżenia przed banderowskimi resentymentami nie okazały się przesadzone?
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Wbrew dominującym sugestiom te partie nie uzyskały marnego wyniku. Sumując poparcie Prawego Sektora, Swobody i Partii Radykalnej widać, że dość spora grupa wyborców popiera ten nurt. A przecież Partia Radykalna weszła nawet do parlamentu. A ich sztandarową postacią jest Jurij Szuchewycz, mający 80 lat. To jest syn jednego z dowódców UPA. Odwoływanie się do UPA na pewno będzie mocno obecne w ukraińskiej polityce.
Jednak to będzie ograniczone do jednej, słabej partii parlamentarnej.
Niekoniecznie. Przecież i w innych ugrupowaniach znajdują się zwolennicy tego nurtu. Wystarczy wspomnieć o partii Samoobrona Andrija Sadowego, mera Lwowa, który oficjalnie honorował UPA. To za jego kadencji postawiono pomnik Bandery we Lwowie. On wielokrotnie mówił, że ideologia banderowska jest mu bliska. Takie same głosy można usłyszeć z ust działaczy partii Batkwiszczyna Julii Tymoszenko. Dla mnie jednak największym zaskoczeniem i rozczarowaniem jest postawa prezydenta Petro Poroszenki, który przyłączył się do tej gloryfikacji.
W jaki sposób?
Ogłosił dzień 14 października, czyli rocznicę powstania UPA, dniem państwowym. Reasumując, widać, że po ukraińskich wyborach środowisko i tematyka związana z UPA będzie obecna. Usypianie opinii publicznej, mówienie, że banderowcy wszystko przegrali, jest bezpodstawne.
O relacjach polsko-ukraińskich będzie zapewne głośno przez jakiś czas. A to m.in. za sprawą filmu Wojciecha Smarzowskiego. Jako pierwszy postanowił nakręcić obraz poświęcony ludobójstwu na Wołyniu. Dobrze, że taki film powstaje?
To jest bardzo ważna inicjatywa. Wciąż panuje bowiem zmowa milczenia w sprawie tematyki ludobójstwa na Kresach Wschodnich. Ani Andrzej Wajda, ani Krzysztof Zanussi, ani żaden inny filmowiec nie chcieli tego tematu. Ten temat jest zamiatany pod dywan – ze względu na tzw. poprawność polityczną i teorię Giedroycia. Pierwszym ze znanych filmowców, który odważył się podjąć ten temat, jest Wojciech Smarzowski. Co bardzo ważne, on opiera się na książce „Nienawiść” Stanisława Srokowskiego, znanego pisarza kresowego. On przełamuje od lat zmowę milczenia. Jeśli film odda wiernie książkę Srokowskiego, to ten obraz będzie wydarzeniem.
Można się spodziewać burzy?
Na pewno będziemy widzieć atak na Smarzowskiego. Tradycyjnie usłyszmy, że to nie czas, że nie teraz itd. Jednak o Katyniu tak samo mówiono w czasach PRL-u, czy o rzezi Woli. Podziwiam odwagę Smarzowskiego, że przełamał poprawność polityczną. Uważam, że jego film będzie wydarzeniem. On pokaże również kłamstwo, jakie panuje w tej sprawie w Polsce.
O jakim kłamstwie ksiądz mówi?
Zbrodni Wołyńskiej nie nazywa się po imieniu. Nie mówi się o ludobójstwie, ale o bolesnych wypadkach czy tragicznych wydarzeniach. Taką narrację widać w PiS-ie i PO. Te partie boją się prawdy. Film Smarzowskiego będzie zapewne i wydarzeniem politycznym.
Szczegóły dotyczące okrucieństwa oprawców mordujących Polaków na Wołyniu szokują. Film Smarzowskiego będzie szokiem dla Polaków?
Tak, sądzę, że to będzie szok. Na Wołyniu, na Kresach Wschodnich działy się dantejskie sceny. Jakiekolwiek pokazanie tych scen jest szokiem. Jednak wg mnie większy szok może wywołać fakt, że Polacy byli przez tyle lat okłamywani w tej sprawie. Przez kilka pokoleń tłumaczono, że czegoś takiego nie było, że to były jakieś lokalne wydarzenia i przypadki. Ludobójstwo zawsze jest szokiem. W tej sprawie powinno się szokować, żeby budzić ludzi, żeby pokazać prawdę historyczną.
Prawdopodobnie przegra Majdan, który był przeciwko oligarchom, a prawdziwymi zwycięzcami będą tacy magnaci finansowi jak „król czekolady” Petro Poroszenko czy „pan i władca” Dniepropietrowska i całego obwodu, magnat medialny Ihor Kołomojski.
Dziś wybory na Ukrainie. Naszym wschodnim sąsiadom, tak Ukraińcom, jak i wspólnotom narodowym tam zamieszkującym (w tym też Polakom ze Lwowa, Winnicy, Żytomierz i Kamieńca Podolskiego), trzeba życzyć mądrych wyborów. Oby ich głosy nie poszły ani na komunistów, ani na banderowców i populistów z takich partii jak Swoboda, Prawy Sektor i Radykalna Partia. Szczególnie groźne jest to ostatnie ugrupowanie, kierowane przez Ołeha Laszko. W wyborach w 2010 r. zdobyło ono zaledwie jeden mandat. Jednak jak głoszą ostatnie sondaże może liczyć na zdobycie bardzo dużej ilości głosów.
Dziesięć lat temu, w 2004 r. byłem na Majdanie w Kijowie, w czasie tzw. „pomarańczowej rewolucji”, która szybko okazała się pseudorewolucją. Albowiem dwoje jej liderów: Wiktor Juszczenko i Julia Tymoszenko, wspieranych przez oligarchów (czytaj: gospodarczych złodziei), już w rok po zwycięstwie skoczyło siebie do gardeł i zdeptało wszystko. Prawdziwy sukces odnieśli jedynie owi oligarchowie, którzy na krzywdzie ludzkiej i rozkradaniu majątku narodowego pomnożyli swoje majątki. Niestety prawdopodobnie sytuacja ta powtórzy się i teraz. Przegra Majdan, który był przeciwko oligarchom, a prawdziwymi zwycięzcami będą tacy magnaci finansowi jak „król czekolady” Petro Poroszenko (w ciągu kilkunastu lat dorobił się, bynajmniej nie na czekoladkach, majątku w wysokości półtora miliarda dolarów) czy „pan i władca” Dniepropietrowska i gubernator całego obwodu, magnat medialny Ihor Kołomojski, rządzący niepodzielnie Zjednoczoną Wspólnotą Żydowską i posiadający nawet prywatną armię (taką samą, jaką cztery wieki temu na tych terenach posiadał Jeremi Wiśniowiecki). Nawiasem mówiąc, Kołomojski jest obywatelem nie tylko Ukrainy, ale i Cypru, i Izraela, a swoją rezydencję posiada w Szwajcarii.
Wybory te trzeba uważnie obserwować, bo ich wynik może mieć wpływ na sytuację w całej Europie Środkowo-Wschodniej, także w Polsce, której establishment polityczny w sprawy wewnętrzne Ukrainy mocno (moim zdaniem za mocno) się zaangażował. Wybory te będą miały także wpływ na to, czy państwo nad Dnieprem i Dniestrem podzieli się, czy też nie (oby nie), oraz na to, jaką dalszą drogę wybierze.
Dziś na naszych łamach redaktor naczelny miesięcznika „Nieznany Świat” Marek Rymuszko przedstawia nam fundamentalny tekst dla zrozumienia fraktalności (fraktal: każda najmniejsza cząstka jest sumą całości) wpływu symbolu na realną rzeczywistość – w tym wypadku na przykładzie ostatnich siedemdziesięciu lat historii Ukrainy. Bez tej lektury obraz aktualnej energetyki procesów zachodzących na terenie tego państwa byłby niepełny. Oddajmy więc głos autorowi:
Od wielu miesięcy na ustach wszystkich są wydarzenia rozgrywające się na Ukrainie. To oczywiste, gdy zważyć, że po raz drugi na przestrzeni kilkunastu lat (po krwawej wojnie na Bałkanach) mamy do czynienia z sytuacją, która burzy europejski ład i grozi całemu kontynentowi nieobliczalnymi konsekwencjami. Nie może jednak nie niepokoić fakt, że przekazy na ten temat w mainstreamowych mediach są rażąco jednowymiarowe i pomijają milczeniem drażliwe, ergo niewygodne z punktu widzenia lansowanej wizji, wątki.
„Bandera – nasz bohater!”
W „Nieznanym Świecie” nie zajmujemy się kwestiami politycznymi i nie zamierzamy tej redakcyjnej linii korygować. To, o czym piszę, stanowi przede wszystkim próbę analizy problemu ukraińskiego w sferze duchowej. Pojawiające się na tej płaszczyźnie wnioski są pod pewnymi względami bulwersujące.
Dokładnie przed dwoma laty wydrukowałem tekst („Bez tolerancji. Na tropie meandrów sumienia”, Nieznany Świat nr 8 z 2012 r.), w którym wyraziłem opinię, że Ukraina powinna zostać ukarana odebraniem jej prawa współorganizacji piłkarskich mistrzostw Europy z powodu skandalicznego, usankcjonowanego przez władze bestialstwa, jakim była masowa eksterminacja w tym kraju bezdomnych psów, przeciwko czemu skutecznie protestowały liczne organizacje ochrony zwierząt w całej Europie.
…
Jak szacowano, w wyniku zakrojonej na szeroką skalę akcji, prowadzonej przez długi czas w najgorszym azjatyckim stylu, uśmiercono kilkaset tysięcy (niektórzy mówią w tym kontekście o milionach) bezbronnych, bezdomnych zwierząt, przy czym akty okrucieństwa, jakich się przy tej okazji dopuszczano, można porównać jedynie do tego, co się dzieje od zawsze w Chinach i niektórych innych państwach Dalekiego Wschodu.
Jak podkreślała w swoich komunikatach Fundacja Viva! Akcja Dla Zwierząt, próbująca pospołu z polskim Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami nakłonić opinię publiczną w Europie do przeciwdziałania zorganizowanemu bestialstwu: „Pod pretekstem przygotowań do Euro 2012 władze Ukrainy zarządziły masowe mordowanie bezdomnych zwierząt. Środki stosowane do tego celu to: trucizna powodująca długotrwałe konanie w mękach, drewniane pałki, broń palna oraz przenośne i stacjonarne krematoria, w których utylizuje się częstokroć żywe jeszcze psy.
Przenośne krematoria
Pozostałe ciała martwych i dogorywających czworonogów wywożone są do masowych grobów pod szyldem „mineralizacji gleby”…
„Mineralizacja gleby” po ukraińsku…
W bestialskich akcjach „sprzątania miast” giną także zwierzęta domowe, które się zagubiły, a które są poszukiwane przez właścicieli. Zwierzęta dogorywają nawet na osiedlach ludzkich, w pobliżu placów zabaw dla dzieci, parkingów, sklepów. Zwłoki i konające psy znajdowane są nawet w ogólnodostępnych kontenerach na odpady”.
I dalej: „Pomimo zapewnień władz Ukrainy o budowie profesjonalnych schronisk dla zwierząt, od 2009 roku bezustannie napływają informacje o kolejnych wysypiskach śmieci zapełnianych zwłokami zwierzęcymi.
Ukraina czuje się całkowicie bezkarna, podając kolejne kłamliwe informacje o tzw. „chęci naprawy sytuacji”.
Z tego, co wiem, byłem jednym z dwóch polskich dziennikarzy pisujących w tak zwanej prasie drukowanej (obok Szymona Hołowni z jego publikacją w „Newsweeku”), którzy z powodów, o jakich mowa, domagali się zbojkotowania rozgrywek EURO na Ukrainie.
Jeden z plakatów wzywających do bojkotu rozgrywek EURO 2012
Oczywiście nic z tego nie wyszło, a świat nad masową eksterminacją bezpańskich zwierząt w tym kraju przeszedł z taką samą obojętnością, z jaką tolerował tam długie lata bezprecedensową korupcję. Korupcję, którą przesiąknięte były do cna, do samych korzeni, elity władzy – od paru tuzinów oligarchów i groteskowego prezydenta poczynając, a na osądzonej prawomocnym wyrokiem za ewidentne gospodarcze przekręty pani Julii Tymoszenko kończąc. [Wyobrażacie sobie naszego Pawlaka siedzącego u nas za dokładnie to samo, za co Julia na Ukrainie? – przyp. TAW]. Jej procesowi, o czym także przypomniałem, z punktu widzenia analizy prawnej trudno było coś zarzucić, gdyż dowody korupcyjne przy zawieraniu kontraktów z Rosją okazały się niepodważalne. Mówiąc innymi słowy, sytuacja wyglądała tak, że w tym przypadku Pac wart był pałaca, a międzynarodowy lament w obronie urodziwej ekspremier brzmiał wyjątkowo fałszywie.
A kilkanaście miesięcy później wybuchł Majdan uwieńczony krwawymi starciami i ofiarami zastrzelonymi przez zamaskowanych snajperów, przy czym mechanizm tej zbrodni nadal pozostaje niewyjaśniony i być może kryje zaskakujące fakty, które, miejmy nadzieję, z upływem czasu wyjdą na jaw. [O grasujących na Majdanie płatnych najemnikach z całego świata, w tym szkolonych także w Polsce (w Legionowie) w 2013 roku., pisaliśmy już niejednokrotnie. Media głównego nurtu fakt udziału płatnych najemników wojennych widzą jedynie po stronie rosyjskiej, a to zaledwie tylko jedna strona medalu. – przyp. TAW]. Jednak, co równie ważne, w tle wydarzeń na Majdanie i tego wszystkiego, co je poprzedzało, pominięto milczeniem skandaliczne fakty, nad którymi polskie władze oraz opinia międzynarodowa przechodziły – i przechodzą nadal – do porządku dziennego.
Zbrodniarz wojenny Stepan Bandera – bohater masowej wyobraźni Ukraińców
Chodzi o rosnący w tym kraju kult jednego z najkrwawszych zbrodniarzy wojennych, Stepana Bandery i innych sprawców ludobójstwa na Wołyniu, czego wykładnikiem jest nie tylko nadanie mu tytułu narodowego bohatera Ukrainy przez (traktowanego przez polskie władze, a także opozycję, jako „wypróbowanego przyjaciela Polski”) prezydenta Wiktora Juszczenkę, lecz także wzniesienie w Zachodniej Ukrainie dziesiątków pomników i popiersi Bandery będących jawną obrazą pomordowanych przez niego ludzi.
Prezydent Wiktor Juszczenko składa kwiaty pod pomnikiem Stepana Bandery
Rzeź Wołyńska, do jakiej doszło w latach 1943–44, a której kulminacja przypadła w miesiącach letnich 1943 r., miała wszelkie cechy ludobójstwa. Jej ofiarą padło kilkadziesiąt tysięcy Polaków, w tym kobiet, starców i dzieci, którzy zostali wymordowani z nieprawdopodobnym okrucieństwem i byli często poddawani przed śmiercią straszliwym torturom połączonym z pastwieniem się nad bezbronnymi ofiarami. Dokonały tego oddziały tzw. Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), która patronuje dziś wielu ulicom i placom w Zachodniej Ukrainie.
Pomnik Stepana Bandery we Lwowie
Zawarte w historycznych opracowaniach i dokumentach opisy bestialstwa, jakiego dopuszczali się banderowcy, powodują, że osoby, które je czytają, często mdleją. Najpełniejsze, jak się wydaje, dane na ten temat można znaleźć w wydanych w latach 90. opracowaniach Józefa Turowskiego i Władysława SiemaszkiZbrodnie nacjonalistów ukraińskich dokonane na ludności polskiej na Wołyniu 1939–1944, a następnie Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939–1945Władysława i Ewy Siemaszko. Jak informuje Wikipedia: Według badań przeprowadzonych przez Władysława i Ewę Siemaszków, na Wołyniu liczba udokumentowanych ofiar polskich wyniosła 36 543 – 36 750 znanych z nazwiska Polaków oraz dalsze od około 13 500 do ponad 23 000 ofiar, których okoliczności śmierci nie są znane, co daje szacunkową liczbę 50–60 tysięcy zamordowanych Polaków.
I właśnie sprawcom tych masowych mordów w ostatnich latach zaczęto w zachodniej Ukrainie stawiać pomniki i czcić ich jako narodowych bohaterów.
Czy z punktu widzenia sprawiedliwego osądu historii z jednej strony, a zbiorowej duchowości z drugiej, może być coś bardziej zatrważającego?
W internecie wielkim powodzeniem cieszy się obecnie krótki film, mający charakter wygłoszonego do kamery monologu przez Darka Sugiera. Darek Sugier to polski OBE-podróżnik numer jeden (cztery tysiące wyjść poza ciało), autor książki „Miłość i wolność. Poza ciałem”. Jego filmowy monolog jest bardzo emocjonalny i operujący – o czym uprzedzam – dosadnym, by nie rzec drastycznym, językiem, niestroniącym od wulgaryzmów (trzeba znać osobowość Darka, by nie mieć mu tego za złe). [Bez takiej właśnie formy ten fundamentalny przekaz mówiący na temat tyleż oczywistych, co dla większości kompletnie niezrozumiałych, na sposób fraktalny zależnych od siebie manifestacji konkretnych historycznych faktów i procesów, nie byłby być może do zauważenia dla przeciętnego użytkownika internetu. A tak przekaz ten obejrzało już ponad dziewięć tysięcy widzów; może chociaż część z nich go zrozumie – przyp. TAW]. Jest natomiast bardzo ważny merytorycznie.Dokonuje bowiem innej niż oficjalna oceny sytuacji na Ukrainie wraz z obaleniem półprawd i ujawnieniem niewygodnych informacji na ten temat.
Chodzi zwłaszcza o ujawniony skandal, jakim jest zbudowanie w tym kraju w ostatnich latach, a ściślej mówiąc w jego zachodniej części, kilkudziesięciu pomników poświęconych Stepanowi Banderze, co implikuje bardzo poważne konsekwencje nie tylko polityczne, lecz również duchowe. Nie ma przy tym sensu ukrywać, że autor pięciominutowego filmiku wzywa do zburzenia tych monumentów, a w swojej gwałtownej, ale i wyposażonej w spójną wewnętrzną logikę wypowiedzi formułuje tezę, że
w państwie, gdzie stawia się pomniki ludobójcom i zbrodniarzom, którzy powinni zostać osądzeni przez międzynarodowe trybunały, nie może być spokoju i pokoju, a to, co się obecnie dzieje, stanowi konsekwencję nierozliczenia się Ukrainy z przeszłością.
Co tam zresztą nierozliczenia się – jej gloryfikowania przez bynajmniej nie marginalne odłamy politycznego nurtu tego państwa.
I nie chodzi tu tylko o Prawy Sektor oraz ewidentnie profaszystowskie grupy, które były aktywne także na Majdanie i którym (być może w nieświadomy sposób, ale jednak!) udzielali wsparcia polityczni amatorzy z Polski – zarówno wywodzący się w kręgów obecnej władzy, jak i opozycji, nie mówiąc o rozmaitych złotoustych ełroposłach (jak szydzi z nich internet). To sytuacja nie do przyjęcia, która musi budzić kategoryczny, płynący z najgłębszych pobudek etycznych sprzeciw.
Europoseł Platformy Obywatelskiej Jacek Protasiewicz na Majdanie obok czciciela Stepana Bandery – Ołeha Tiahnyboka
Na film Darka Sugiera – w jego aspekcie duchowym – zwróciliśmy uwagę w mailu rozesłanym do kilkudziesięciu przyjaciół (chodziło o osoby związane z Nieznanym Światem lub zaprzyjaźnione z nami prywatnie). Ekspediując tę korespondencję, czyniłem tak nie bez obaw ze względu na język, jakim operuje nasz OBE-podróżnik numer jeden. Starsi i co bardziej wrażliwi czytelnicy „Nieznanego Świata” taki sposób werbalizacji odrzucają. Na szczęście niemal wszyscy adresaci wspomnianej przesyłki skoncentrowali się nie na formie (język), lecz merytorycznej stronie zagadnienia i jego warstwie duchowej.
Andrzej Szmilichowski – człowiek, którego uczciwość jest dla mnie osobiście jednym z najważniejszych filarów nośnych pisma, jakim kieruję – napisał o Darku: „Boże dziecię. Szaleniec. Do kochania”, dodając, że
„zrozumienie istoty jego przekazu wymaga przygotowania”.
Natomiast jeden z moich kolegów ze stowarzyszenia reportażystów Piotr Kałuża stwierdził: „Trudno mi ocenić autora w kontekście OBE – nie znam się na tym, ani mnie to specjalnie nie interesuje. Film jednak zrobił na mnie wrażenie tym większe, że
całkowicie zgadzam się z wpływem artefaktów związanych z Banderą – a obecnych w przestrzeni publicznej Ukrainy – na planie metafizycznym. Już dawno temu głosiłem tezę, że polskie bagno, jakiego doświadczamy na co dzień, i niemoc sprawcza państwa być może wynikają z nierozliczenia się z naszą historią. Mówię o (…) pozostałościach sowieckiej niewoli, które tkwiąc w naszej rzeczywistości, są jak gwoździe w desce, metafizyczne haki uniemożliwiające normalny rozwój. Te wszystkie ulice i place dzierżyńskich, leninów czy wand wasilewskich, których jest jeszcze sporo, czy pomniki straszące czerwonymi gwiazdami… Po odzyskaniu prawdziwej niepodległości w 1918 roku Piłsudski nakazał usunięcie z przestrzeni publicznej WSZYSTKIEGO, co mogło wiązać się z czasem zaborów. Dopiero PO TYM mogły zacząć się prawdziwe reformy i odbudowa normalnego WOLNEGO państwa. W wolnym, oczyszczonym również w przestrzeni metafizycznej, kraju. U nas to jeszcze wołanie na puszczy. Dalej chowamy na Powązkach, z salwą honorową, ubeckich zbrodniarzy (…). Nadal w miejscach pamięci naszego narodu salwy honorowe oddawane są przy użyciu karabinu Simonowa, którego NKWD używało do egzekucji polskich patriotów. To wszystko działa, symbole niosą ze sobą energię i mają moc sprawczą, czy się to komuś podoba czy nie. Dlatego dopóki Ukraina pławić się będzie dalej w swojej bandyckiej historii, dopóty będzie zbierała to, co kiedyś zasiali jej bohaterowie”.
Polka – jedna z dziesiątek tysięcy ofiar Rzezi Wołyńskiej
Jeszcze inaczej spojrzał na tę sprawę pan Wojciech Kapuściński – wytrwały penetrator historii najnowszej: „Dzięki obejrzeniu i wysłuchaniu monologu pana Darka Sugiera (…) przekonałem się, że więcej osób ocenia wydarzenia na Ukrainie podobnie jak ja. Czerwono-czarne flagi i portrety Bandery na Majdanie, których nasze politycznie poprawne media głównego nurtu nie pokazywały, każą zachować najdalej idącą ostrożność. Histeryczno-ekstatyczne wynurzenia polityków, celebrytów i innych są żałosne (…). Ukraińcy czczą nie tylko Banderę, również innych bandytów: Romana Szuchewycza ps. Taras Czuprynka, a także np. Iwana Szpontaka ps. Żelezniak i Iwana Gontę – przywódców rzezi humańskiej w czasie Koliszczyzny w XVIII wieku. Ofiarą tych zbrodniarzy padło wówczas od stu do dwustu tysięcy Polaków i Żydów. Dziś ich imieniem nazywają szkoły, place i ulice. Naród mordujący miliony małych bezbronnych zwierząt (głęboki ukłon w Pana stronę za protest) może kiedyś zrobić to samo z bezbronnymi ludźmi, tak jak to miało miejsce na Wołyniu.
Wszystkim polskim politykom gardłującym na Majdanie i w mediach może warto przypomnieć spisane przez dr. Aleksandra Kormana sposoby mordowania polskiej ludności (…)
zgodnie z ideologią Organizacji Ukraińskich nacjonalistów (OUN):Bude lacka krew po kolina – bude wilna Ukraina (będzie polska krew po kolana – będzie wolna Ukraina), a nasi rządzący zamiast snuć fantasmagorie na temat przyjaznego państwa za wschodnią granicą, powinni pamiętać o starej maksymie: Si vi pacem, para bellum (…). Dodam jeszcze, że bluzgający z szybkością działka Vulcan pan Darek (robi to w dobrej wierze) nie razi mnie i sam mam często chęć uczynić to samo, śledząc w przekaziorach naszą rzeczywistość”.
Oczywiście na tle tego wszystkiego sygnalizują swoją obecność także inne wątki, których nie wolno pomijać. Znam wiele osób narodowości ukraińskiej, które są na wskroś przyzwoitymi ludźmi, niemającymi nic wspólnego z akceptowaniem zbrodni z przeszłości i niedawnymi rzeziami bezdomnych psów, tak jak i nie miały nic wspólnego z funkcjonowaniem w roli głowy państwa popieranego przez Rosję pajaca, który z jednej strony, wspólnie z innymi grabił pod siebie, wywożąc z kraju dziesiątki milionów dolarów, wyposażał swoje rezydencje w pływające galeony, greckie kolumny i przydomowe parki zoologiczne, co notabene świadczy o skrajnym infantylizmie. Jednocześnie jednak ukrzyżowanie przez prawicowych bojówkarzy w jednej z rezydencji Janukowycza, po jej zajęciu, obecnych tam orłów budzi jak najgorsze skojarzenia i skłania niektórych wręcz do formułowania tezy o zbiorowym, ukształtowanym historycznie genie okrucieństwa.
Ukrzyżowane przez ukraińskich prawicowych bojówkarzy orły po przejęciu posiadłości Janukowycza, luty 2014 r.
Być może Unia Europejska tendencjom, o jakich mowa, zdoła położyć kres. Może. Póki co jednak mamy obowiązek o tym głośno mówić, a nie chować głowę w piasek.
Jeszcze jedno. W mojej publikacji, jak łatwo zauważyć, nieobecny jest wątek rosyjski – aneksji Krymu, wzniecenia rebelii na wschodzie Ukrainy i podsycania zbiorowej euforii spowodowanej ożywieniem ducha ekspansywnego imperium. Wszystko to również budzi niepokój i stanowi temat do odrębnych rozważań. Tu natomiast piszę o czymś innym. PISZĘ O CZYMŚ INNYM. O tym, że
stawianie pomników i monumentów zbrodniarzom, gloryfikowanie ludzi dopuszczających się ludobójstwa muszą nieuchronnie odcisnąć się na karmie państwa, które takie praktyki inicjuje, toleruje i sankcjonuje.
Marek Rymuszko, redaktor naczelny
„Nieznany Świat” nr 8/2014
—
O co naprawdę chodzi na Ukrainie, czytaj również na:
Nasi rodzimi „politycy” przez cały czas nagłaśniają sprawę tzw. sankcji nakładanych na Rosję. W chwili obecnej dzieje się to głównie na papierze gazet wydawanych w Kraju nad Wisłą. Popatrzmy na to realnie. Rosja posiada obligacje USA na kwotę 138 miliardów dolarów. Oczywiście kwota ta nie załamie dolara, ale jeżeli uda się Rosji przeforsować wymianę handlową ropy i gazu na złoto lub inne waluty, to dolar padnie. Kraje BRICS już od kilku lat się do tego przygotowują i praktycznie nic nie stoi na przeszkodzie, aby zacząć to wprowadzać. W 100% taki ruch Rosji wprowadziłby panikę na giełdach światowych, tym bardziej, że dług Rosji wynosi poniżej 10% PKB, czyli jest pomijalnie mały. Kto by przede wszystkim ucierpiał na tzw. sankcjach? Oczywiście kraje najbardziej zależne od dostaw rosyjskich. Podkreślam, że Rosja 55% surowców eksportuje do Europy. Niestety wśród krajów, które najbardziej odczułyby sankcje rosyjskie, jesteśmy my, czyli Polska, ale też Bułgaria i Rumunia, nie wspominając o samej Ukrainie. Potentaci, czyli Niemcy, Austria czy Holandia nie ucierpieliby.
W tej sytuacji nakładanie przez UE sankcji jest podobne do sprzedaży Niderlandów przez Zagłobę.