Skandaliczny przedruk na Onecie. Niemiecki Onet.pl bez słowa komentarza przedrukowuje manipulatorski tekst z „New York Timesa” o przywracaniu w Polsce pamięci o Żołnierzach Niezłomnych

1

Skandaliczny przedruk na Onecie. Niemiecki polskojęzyczny Onet.pl bez słowa komentarza przedrukowuje manipulatorski tekst z żydowskiego „New York Timesa” o  przywracaniu w Polsce pamięci o Żołnierzach Niezłomnych. Powszechnie wiadomo, jak środowiska i narodowości od zawsze nieżyczliwe Polsce odnoszą się do wszelkich prób budzenia się świadomości narodowej (nie nacjonalistycznej) w naszym kraju, ale stopień manipulatorskiego kunsztu bijący z omawianego artykułu można porównać jedynie do propagandowego majstersztyku – wpisującego się również dokładnie w ten sam nurt wieloletniego konsekwentnego, precyzyjnie ukierunkowanego, zmasowanego medialnego przekazu – narracji o słynnych już na cały świat „polskich obozach śmierci” i Polakach jako największych na planecie barbarzyńcach.

Już sam tytuł artykułu Unearthing a Barbarous Past in Poland („Odgrzebywanie barbarzyńskiej przeszłości w Polsce”, na język polski przetłumaczony przez Onet w złagodzonym brzmieniu jako „Brutalna przeszłość wychodzi z ziemi”) i cykl wizualnych slajdów pod nim wymownie sugeruje obcojęzycznym i odrębnym od nas kulturowo czytelnikom bardzo prosty przekaz: „popatrzcie, to, o czym będziemy tu mówić, zgotowali Polakom sami Polacy; zobaczcie, jak wychodzi spod ziemi ich własne barbarzyństwo, ich barbarzyńska przeszłość; i my – społeczeństwo cywilizowane – musimy o tym mówić”. Ilustrujące tekst bardzo sugestywne zdjęcia, rodem jak z najczarniejszej amerykańskiej kroniki kryminalnej, zdają się wymownie potwierdzać ważkość objawionej prawdy zawartej w samym przekazie tekstowym. Zdjęcia w oryginalnej wersji wyglądają tak:

7

7

8

3

6

Ale przejdźmy do samego artykułu i fotografii zasugerowanych przez Onet (dostosowanych już do tubylczego odbiorcy i nie kojarzących się aż tak bezpośrednio, jak to było celem oryginalnego artykułu – z pospolitymi cywilnymi zbrodniczymi patologiami w Stanach Zjednoczonych). Oto omawiany artykuł z bieżącymi komentarzami [w nawiasie kwadratowym] Tajnego Archiwum Watykańskiego, gdyż bez tych komentarzy oryginalny tekst jest zwykłą propagandową wrzutą pod z góry upatrzoną tezę:

Zbigniew Kulikowski stanął nad kruszącym się brzegiem błotnistego dołu, na którego dnie trójka ludzi cierpliwie oczyszcza pożółkłe kości z kilku splecionych ze sobą szkieletów [misterne budowanie atmosfery grozy]. Nieco ponad rok sporadycznie prowadzonych tutaj prac ekshumacyjnych doprowadziło do wydobycia szczątków ponad 280 osób pochowanych w masowych grobach, ofiar nazistów, sowietów [broń Boże nie Niemców i nie Rosjan!] i polskiej bezpieki [„polskiej” bezpieki, która w 37% składała się z żydowskich komunistycznych zbrodniarzy]. Wtem jeden z mężczyzn w białym kombinezonie ochronnym podbiega do towarzyszy, z trudem łapiąc oddech [no, zaraz się zacznie…]. W ogrodzie położonym na tyłach bloków mieszkaniowych, zbudowanych na terenie należącym niegdyś do liczącego sobie ponad sto lat więzienia [niezaznaczenie, że w przypadku „analizowanego” tu tematu chodzi nie o zwykłe cywilne więzienie, lecz o komunistyczną UB-cką katownię, jest skrajną manipulacją, w domyśle sugerującą polsko-polskie cywilne bratnie porachunki], znaleziono więcej zwłok, informuje. Słysząc to Kulikowski, prokurator badający tę sprawę, chwyta się za głowę. – To już nie zwykły cmentarz. Tu są pola śmierci – podsumowuje [w domyśle: „polskie pola śmierci”].

W kraju takim jak Polska, gdzie wrogie wojska i ideologie pozostawiły po sobie katalog najstraszliwszych okrucieństw XX wieku, ponura przeszłość raz po raz daje o sobie znać, a demokratyczne [demokracja chyba po rosyjsku, bo wybory są całkowicie poza społeczną kontrolą, a od lat jest mnóstwo dowodów ich nierzetelnego przeprowadzania, a nawet manipulacji i jawnych fałszerstw] polskie społeczeństwo musi radzić sobie z coraz to nowymi makabrycznymi odkryciami [termin „makabryczny” pasuje raczej do pospolitych zbrodni cywilnych, a nie do regularnej wojskowej eksterminacji narodu, eksterminacji o znamionach ludobójstwa, z jaką niewątpliwie mamy tu do czynienia]. Szczątki ofiar były dotąd odnajdywane w wielu sekretnych [„sekretna” to może być romantyczna schadzka w ogrodzie; nie „sekretnych” lecz systemowo i metodycznie „utajnianych”] mogiłach rozsianych po całym kraju, również w Białymstoku, jednak nigdy dotąd nie było ich tak dużo i nie świadczyły o tak niesłychanej brutalności [i znów, „brutalność” kojarzy się raczej z patologicznym mężem katującym swą bezbronną żonę; w tym wypadku wypadałoby raczej mówić o „zbrodniczości” – i to „zbrodniczości systemu”].

W pewnym sensie prace ekshumacyjne prowadzone na terenie zakładu karnego w Białymstoku – założonego przez cara w 1912 roku i działającego do dziś z liczbą 680 osadzonych – tyleż mówią o polskiej przeszłości co o teraźniejszości. Wydobywane z masowych mogił ofiary nie ginęły tylko podczas wojny z rąk nazistów czy sowietów [Niemców, Rosjan], o których Polacy mają wyrobione i jak najgorsze zdanie [no jasne, że miłujemy miłością nigdy nieodwzajemnioną naszych jedynych „wybawicieli”], lecz zostały zamordowane przez swoich, już po wojnie [tak, tak, zupełnie nikt nie rzucił nas w Jałcie i Poczdamie Stalinowi na pożarcie i jak najbardziej sami sobie – barbarzyńcy – zgotowaliśmy ten los]. To Polacy zgładzeni przez Polaków [co za bratobójczy naród, ci Polacy]. Dlatego rozliczenie ich losów będzie dla narodu nad Wisłą skomplikowanym zadaniem [tak, weźcie przykład z waszych braci Niemców i Rosjan – nigdy nieskalanych i zawsze miłujących pokój].

W czasach rozkwitu nacjonalistycznych ideologii w wielu miejscach w Europie można mieć obawy, czy skrajnie prawicowe polskie partie nie spróbują wykorzystać ostatnich makabrycznych odkryć dla własnych celów [oczywiście nikt w Polsce nie słyszał o skrajnie lewicowych polskich i niemieckich partiach, napadających w dniu polskiego Święta Niepodległości 2011 na polskich policjantów oraz na defilujące Nowym Światem grupy rekonstrukcyjne w mundurach z epoki]. O większości białostockich ofiar można z całą pewnością powiedzieć, że należały do antykomunistycznego podziemia. Tymczasem polscy radykałowie z prawej strony sceny politycznej [po lewej stronie sceny politycznej o żadnych radykałach mowy oczywiście być nie może] chętnie mówią o „opuszczonych” żołnierzach [w polskiej nomenklaturze historycznej funkcjonuje wypracowane już od dawna sformułowanie na określenie ofiar zbrodniczego reżimu komunistycznego: Żołnierze Niezłomni lub Żołnierze Wyklęci], antykomunistycznych partyzantach, których pamięć została, jak twierdzą, zmieciona pod dywan w imię budowania kapitalistycznego bogactwa [tak „twierdzą”, bo tak jest].

Wielu Polaków wolałoby uniknąć drobiazgowego badania przeszłości [nie wiadomo, kogo autor ma na myśli, chyba jednak nie o Polakach tu mowa, bo Polak bez przeszłości nie jest Polakiem lecz Ełrobotem]. Potworne znaleziska, o których prasa donosiła od lipca ubiegłego roku, nie przyciągnęły większej uwagi [na pewno nie polskojęzycznych korporacyjnych mediów powiązanych z ogólnoświatowym medialnym kartelem], choć mordercy i ich ofiary mogły być przecież krewnymi ludzi przemieszczających się co dzień pobliską, ruchliwą ulicą Kopernika. – O tym się nie mówi – zauważa Maciej Białous, socjolog z Uniwersytetu w Białymstoku i autor badania na temat społecznych postaw mieszkańców Białostocczyzny. – Takie tematy nie pojawią się w codziennych rozmowach. Niektórzy ludzie nic na ten temat nie wiedzą, innych to nie obchodzi, jeszcze inni chcą o tym zapomnieć [świadomość historyczna „narodu z resztek” to osobny temat na pracę doktorską].

Ekshumacje w białostockim więzieniu są skutkiem 10 lat pracy Marcina Zwolskiego, historyka z Instytutu Pamięci Narodowej. Zwolski oraz inni naukowcy badający powojenne zbrodnie na północnym wschodzie Polski mieli z początku otrzymywać pogróżki, a w ich okna celowano cegłami [oczywiście robiła to – jak zawsze dysząca powszechną nienawiścią i jak zwykle „skrajnie radykalna” – polska prawica]. Nawet teraz, gdy urodzone po wojnie pokolenie dożywa późnej starości, dociekliwość na temat tego, co się naprawdę stało, budzi niechęć. – Wielu ludzi sądzi, że bezpieczniej w ogóle na ten temat nie rozmawiać – zauważa Zwolski. – Niektórzy mogą mieć obawy, czy nie dowiedzą się w ten sposób czegoś złego o swoich rodzinach albo o swoich sąsiadach.

„Teren śledztwa. Wstęp wzbroniony”, głosi napis na parkanie ogradzającym błotniste pole. Ogród został ogołocony z trawy i drzew. Usunięto chlewnię i dwa silosy należące niegdyś do więziennych zabudowań. Pozostawiono jedynie niewielki drewniany domek, kiedyś miejsce odpoczynku strażników, wzniesiony nad piwniczką, gdzie znaleziono szczątki trzech kolejnych ciał. – Do moich zadań należy ustalenie płci, wieku, wzrostu ofiar, wszelkich danych, które mogłyby nam podpowiedzieć, jak oni wyglądali i w jaki sposób zmarli – mówi Iwona Teul, antropolożka zajmująca się w tej chwili kompletowaniem układanki z odnalezionych kości. – Proszę bardzo, to pęknięte żebro. A tutaj widać, że tej osobie wybito zęby trzonowe – wyjaśnia [no tak, Polnische Banditen].

Badane właśnie szczątki nie noszą śladów kuli, jak te leżące na sąsiednim stole, nie zdradzają też oznak niedożywienia [bo generalnie Polacy raczej nie dożywiają swoich dzieci], jak dziecięce kości przechowywane w sąsiednim pojemniku. Zanim Teul zakończy pracę, pobierze jeszcze próbki materiału DNA, który przekaże do sąsiedniego pokoju genetykowi Andrzejowi Ossowskiemu. Ten wprowadzi informacje do narodowej bazy danych dotyczących ofiar przemocy [komunistycznej przemocy; „komunistycznej” robi drobną różnicę, nie?], by porównać je z próbkami pobranymi od osób, które straciły bliskich na wojnie. Przy odrobinie szczęścia może się udać skojarzyć jakąś parę. – Dotąd przeprowadziliśmy 40 identyfikacji – twierdzi Ossowski. – Mamy jeszcze przed sobą wiele pracy.

Zanim rozpoczęto ekshumacje w Białymstoku, Zwolski poświęcił dziesięć lat życia na studiowanie archiwów polskiego podziemia, analizowanie dokumentów wojskowego wywiadu, materiałów sądowych, dzienników prowadzonych przez strażników więziennych. Na tej podstawie może podejrzewać, jak wielu ludzi tutaj zginęło i dlaczego pochowano ich w tajemnicy. – [Autorzy zbrodni – dopisek Onetu; pominięcie podmiotu w zdaniu oryginalnego tekstu jest celowe; w przeciwnym wypadku autor musiałby użyć określeń niepasujących mu do z góry założonej przez niego tezy] Nie życzyli sobie, by ktokolwiek czcił pamięć tych zmarłych – uważa badacz.

Zabijanie zaczęło się jeszcze we wrześniu 1939 roku, kiedy wojska radzieckie przekroczyły granicę Polski, by zająć wschodnią część tego kraju. Naukowcy dysponują listą około stu nazwisk ludzi, których wtrącono wtedy do więzienia, a potem uznano za zaginionych, gdyż ich ciała nie spoczęły na pobliskich cmentarzach. Wśród ofiar znaleźli się miejscowi urzędnicy, żołnierze, oraz wszyscy ci, którzy im pomagali. Między rokiem 1941 a 1944 przyszła pora na nazistów i wtedy mordowanie nabrało tempa. – Wiemy o przynajmniej 6000 ludzi, którzy zginęli na Białostocczyźnie. Większość z nich stracono i pogrzebano w lasach – mówi Zwolski. Wybito wtedy większość miejscowych Żydów – pozostałych wywieziono do obozów koncentracyjnych.

Pozostali, w tym wielu najznamienitszych obywateli, trafili do białostockiego aresztu śledczego, gdzie przetrzymywano ich jako zakładników. Dwudziestu kilku ludzi usłyszało wyroki śmierci, innych – od 200 do 300 osób – zabito bezceremonialnie bądź pozostawiono na pewną śmierć w dziesiątkowanych przez tyfus celach.

Znacznie mniej wiadomo o zabijaniu, jakie miało tutaj miejsce tuż po wojnie, za rządów komunistycznych proradzieckich władz. Około 250 wyroków śmierci udokumentowano i większość skazanych spoczywa prawdopodobnie w obrębie więzienia. Można jednak podejrzewać, że wiele osób stracono, nie pozostawiwszy po tym śladów w dokumentacji. – Obawiam się, że nigdy nie ustalimy, ilu tych ludzi naprawdę było – przyznaje Zwolski.

W połowie lat 50. więźniów mordowano w czterech ścianach, najprawdopodobniej w piwnicach należących do gmachu administracji zakładu karnego – bo teren ogrodu był teraz widoczny z okien zbudowanych w pobliżu bloków mieszkaniowych. – Oto jak to wszystko się odbywało – opowiada major Wojciech Januszewski, który na pracy w białostockim więzieniu spędził 20 lat, a przy obecnym śledztwie służy jako oficer łącznikowy. – Więźniów przeprowadzano przez podwórze do głównego budynku, a następnie do piwnicy. Wtedy podjeżdżał tu samochód z tajniakami w czarnych płaszczach. Pozostawiali pojazd z włączonym silnikiem, wchodzi do środka, strzelali skazańcom w głowę i szybko opuszczali więzienie – relacjonuje. W 1956 roku, po zmianie kursu w radzieckiej polityce, mordowanie ustało [historyczna bzdura, polskich bohaterów nadal zajadle ścigano; ostatniego Żołnierza Niezłomnego, Józefa Franczaka ps. „Lalek”, komunistyczna bezpieka dopadła dopiero w roku 1963!].

Wykopaliska tuż za terenem aresztu śledczego. Na zdjęciu szkielet kilkuletniego dziecka

Tymczasem prokurator Kulikowski przedziera się przez pole w ubłoconych butach. Trzech z jego ludzi właśnie walczy z twardym gruntem między dwoma ozdobnymi krzewami posadzonymi w sąsiedztwie nowoczesnego apartamentowca z czerwonymi balkonami. Nad ich głowami ktoś przed chwilą rozwiesił pranie [bezduszni „polscy bandyci”]. Kulikowski najpierw patrzy na rząd ogródków, a później na rozkopany teren ekshumacji parę metrów dalej, w stronę dawnego więzienia. Pozostało im jeszcze tak wiele nieruszonego terenu do przeszukania. – To miejsce jest jak muzeum wojny, upamiętniające nonsens, jakim jest wojna – zauważa. – Ci ludzie najpierw byli sprawcami mordów, a potem sami zostali zamordowani. Jedna chora ideologia zastąpiła drugą [tak, znamy to, jednych „polskich bandytów” słusznie zastopowali drudzy „polscy” bandyci…].

Jeśli ktoś przebrnął przez ten gęsty od komentarzy i w sumie bardzo ciężki (ciężar gatunkowy) tekst, można tylko pogratulować. Myślę jednak, że warto było, bo skala manipulacji medialnych na temat Żołnierzy Niezłomnych jest w Polsce (i – jak widzimy – na świecie) nadal pokaźna, a żadne polskie niezależne medium odnieść się bardziej krytycznie do tego artykułu dotychczas nie raczyło. Artykuł i jego analiza semantyczna może być z powodzeniem wykorzystana na ćwiczeniach z przedmiotu Manipulacje Medialne na wydziałach dziennikarstwa, socjologii i politologii.

Komentarz TAW do manipulatorskiego artykułu Ricka Lymana dostępnego na:

NYTimes.com

Onet.pl

Żołnierze Niezłomni:

https://tajnearchiwumwatykanskie.wordpress.com/category/zolnierze-niezlomni/

Manipulacja świadomością ludzi:

https://tajnearchiwumwatykanskie.wordpress.com/category/manipulacja-swiadomoscia-ludzi-2/

Reklama