Jest po niemiecku, ale mówi o filmie IPN „Niezwyciężeni”. Kto zna niemiecki, niech przeczyta, a dla tych, którzy nie znają:
Tam jest standard w stylu: Polacy ratowali Żydów, ale nie możemy zapomnieć, że też wydawali i mordowali. Wspomniano oczywiście Jedwabne. Polacy krytykują komunizm, ale sami go wtedy wspierali itp., itd.
Jedno, co mnie zdziwiło, to zdanie, które pani hist(e)oryk wygłosiła w tym wywiadzie:
Was traditionell im Vordergrund stand, war die polnische Martyrologia, die Leidensgeschichte, die Polen als Opfer und genau diese Geschichte erzählt der Film ja nicht, er erzählt von Polen als siegreichen Helden, nicht als gescheiterten Helden und das ist fast schon eine Gegenerzählung.
Tłumaczę:
„Co zawsze stało na pierwszym planie, to była polska martyrologia, historia cierpienia, stawiająca Polaków w roli ofiar, i dokładnie o takiej historii ten film nie opowiada, film opowiada o Polakach jako o zwycięskich bohaterach, nie o bohaterach tragicznych [i to jest już prawie słowo „Gegenerzählung”, ciężko mi dosłownie tutaj przetłumaczyć, ale można napisać, że oznacza ono zmianę narracji o 180 stopni]”.
W tym wywiadzie są też opisane emocjonalne wypowiedzi młodych ludzi na świecie, którzy wcześniej o historii Polski nic nie wiedzieli i dopiero ten film im część historii pokazał.
A wisienka na torcie to ostatnie zdania z opisującego film wywiadu z panią historyk, opisującej te reakcje:
Ein erschreckend einfaches Geschichtsbild? Gertrud Pickhan ist wenig überrascht. Starke Männer hätten politische Konjunktur, nicht nur in Polen. Sie hält es mit Bertolt Brecht:
„Unglücklich das Land, das keine Helden hat, woraufhin Galileo antwortet unglücklich das Land, das Helden braucht. Dieses Diktum sollte man im Kopf haben. Es hilft niemandem, wenn solche heroischen Geschichten erzählt werden. Das kann im Moment ein großes Gefühl von unglaublicher Stärke erzeugen, wenn man sich mit solchen Helden identifizieren kann, aber es löst keine Probleme”.
Tłumaczenie:
Strasznie prosty obraz historii? – pyta autor artykułu. Pani historyczka nie jest zdziwiona. Silni mężczyźni (ludzie) mają polityczną koniunkturę. Przytacza cytat z Bertolda Brechta:
„Nieszczęśliwy kraj, który nie ma bohaterów”. Odpowiedź Galileusza: „Nieszczęśliwy kraj, który potrzebuje bohaterów”.
Ta pani uważa, że to powinno być mottem ludzi, bo:
„To nie pomoże nikomu, jeśli takie historie będą opowiadane. To może chwilowo wielkie uczucie niewiarygodnej siły stworzyć, jeśli można się z takimi bohaterami identyfikować, ale to nie rozwiązuje żadnych problemów”.
*
Dla mnie to znak, że Niemiaszki mają pełne gacie na wieść, że Polacy pokazują prawdziwą historię i te filmiki mają widownię.
Mało tego, film ma podtytuły w 8 językach – nawet w chińskim i armeńskim, ale w niemieckim nie ma.
Katoliku polski, prawda o świecie, w którym żyjesz, jest zupełnie inna od tej, którą cię karmiono w szkole oraz na lekcjach religii. Watykan nie jest stolicą światowego pokoju, lecz aktywnym uczestnikiem globalnego spisku elit przeciwko ludzkości.
Watykan aktywnie chronił niemieckich nazistowskich zbrodniarzy wojennych, ułatwiając im bezpieczną ewakuację do Argentyny i USA.
Katoliku polski, czas otrząsnąć się z błogiego snu; katoliku polski, czas włączyć myślenie i zacząć bardziej wnikliwie niż dotychczas szperać w necie.
Kpt. Władysław Raginis – bohater Obrony Wizny 1939. Fot. Marek Berkan
Żołnierze września 1939
Waleczni obrońcy
Skazani na siebie
Osamotnieni
Piechurzy, ułani, strzelcy, szwoleżerowie
Wierni do końca
Przegrani, ale zwycięzcy
Ich krew wsiąkła w polską ziemię
Wyrosły piękne kwiaty
Dali nadzieję, że
Jeszcze Polska nie zginęła
Bo się nie poddała
Bo ma takich synów
Gloria
Gloria victis
Największym przegranym II wojny światowej nie były Niemcy, ale Polska, która poniosła klęskę dwukrotnie. Najpierw na polu militarnym i politycznym, później w przestrzeni historii i pamięci zbiorowej. Straciliśmy aż 17,1% ludności kraju – najwięcej spośród wszystkich państw holokaustu. Czy 77 lat od wybuchu tej ogólnoświatowej rzezi jesteśmy mądrzejsi?
8 czerwca 1946 r., dokładnie 13 miesięcy po kapitulacji III Rzeszy w Remis, ulicami Londynu przemaszerowała ogromna parada wojskowa zachodnich Aliantów, zakończona spektakularnym pokazem sztucznych ogni. W kolumnie, która wyruszyła z Regent’s Park znajdowali się m.in. żołnierze Czechosłowacji, Grecji, Holandii, Luksemburga, Brazylii, Belgii, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych i Australii. Nie było wśród nich Polaków, choć podczas wojny ponad 200 tys. naszych rodaków służyło pod auspicjami brytyjskiego Najwyższego Dowództwa.Churchill, świadomy antysowieckiego nastawienia Polskiego Rządu na Uchodźstwie, miał do wyboru dwa scenariusze: uczciwy i pragmatyczny. Wybrał ten drugi. Unikając zaostrzenia i tak napiętych relacji ze Stalinem, zaprosił oficjalną reprezentację powstałego po ustaleniach jałtańskich Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej.
Międzynarodowy skandal, który wybuchł po tym, jak informacja o niezaproszeniu do parady polskich sił zbrojnych na zachodzie dostała się do prasy, zmusił Londyn do złożenia kompromisowej propozycji. Obok namaszczonych przez komunistów polskich polityków i żołnierzy, pomaszerować mieli również piloci, którzy sześć lat wcześniej jak lwy bili się z Luftwaffe o niebo nad Wielką Brytanią. Oczywiście propozycja taka nie mogła zostać przez żadną ze stron przyjęta, dlatego ostatecznie parada, która miała celebrować ”dzień zwycięstwa”, była smutnym pokazem brutalności polityki międzynarodowej, w której Polska stanowiła geopolityczne piąte koło u wozu.
Kij w szprychy historii
Nie inaczej było we wrześniu 1939 r. Ufni w gwarancje naszych sojuszników, z ministrem Beckiem, który bardziej od realpolitik cenił sobie honor, i nieudolnym marszałkiem Rydzem-Śmigłym na czele, dostaliśmy brutalną lekcję życia. Choć połączone siły Aliantów były ponad dwukrotnie większe niż piechota III Rzeszy i ZSRR razem wzięte, zamiast bomb na Zagłębie Ruhry zrzucano ulotki. W kluczowym momencie września od zachodu do Rzeszy mogło wjechać prawie 4 tys. Brytyjskich i Francuskich czołgów, wspartych przez prawie 5 tys. samolotów. W przypadku solidarnego wypełnienia ustaleń sojuszu, nie było takiej siły w zasięgu wojsk Hitlera, która odparłaby skumulowany atak Aliantów, mając jednocześnie związane ręce na froncie walk z Polską. Widząc podobny obrót sytuacji, Związek Radziecki z pewnością nie włączyłby się do wojny 17 września, kiedy miał już pewność, że Warszawa za cenę kupienia sobie czasu, została rzucona na pożarcie totalitarnym gigantom. W niezliczonych książkach popularnonaukowych, poważnych analizach i setkach artykułów starano się odpowiedzieć na pytanie: co by było, gdyby? Czy zawierając inne sojusze, mogliśmy starcia z Rzeszą uniknąć? Czy rozlokowanie wojsk w zwartych grupach armii, zamiast równomiernie na całej granicy – jak chcieli nasi sojusznicy – mogłoby coś zmienić?
Niezależnie od tego, jak wiele znaków zapytania byśmy dzisiaj postawili, przeszłość na zawsze pozostanie przeszłością. W ówczesnych warunkach i przy takiej a nie innej mentalności naszych polityków, nie dało się włożyć kija w szprychy historii. Jeśli wojna 1920 r., gdy samotnie – za cenę heroicznego poświęcenia – ocaliliśmy Europę przed inwazją bolszewików nie nauczyła nas niczego, na zmianę mentalności było już za późno. Polskie straty w ludziach przedstawiłem w poniższym filmie, i nie sądzę, aby można było w tej materii dodać coś więcej niż potwierdzenie raz jeszcze jednego zatrważającego faktu:
żaden kraj w Europie nie poniósł tak przerażających strat jak Polacy.
Co otrzymaliśmy w zamian?
Niewdzięczność i zdrada to oskarżenia, które po dziś dzień odmieniamy przez wszystkie mianowniki w stosunku do tych, którzy mieli nam pomóc. W końcu ginęliśmy pod Tobrukiem, na wodach Atlantyku, nad klifami Dover, w maleńkich wioskach Francji, Belgii i Holandii. Z drugiej strony, polskich żołnierzy rzucano jak mięso armatnie pod czołgi pod Lenino, w Kołobrzegu, na przedmieściach Berlina.
Świat milczał, gdy wykrwawiała się Warszawa. Dlaczego Brytyjczycy ogłosili całkowitą ciszę w mediach, gdy Armia Krajowa z zapałem, na który stać tylko szaleńców i bohaterów, pospieszyła do odbicia Wilna? Dlaczego Amerykanie nie słuchali Karskiego, gdy błagał o interwencję i naloty na obozy koncentracyjne? Dlaczego Churchill kazał Sikorskiemu zapomnieć o Katyniu [bo był na pasku Illuminatów, a Beria był brytyjskim agentem – przyp. TAW], gdy Niemcy trafili na ślad masowych grobów?
Polska była, jest i będzie wyrzutem sumienia dla tych wszystkich, którym po dziś dzień przypomina niewygodną prawdę o ich moralnych drogach na skróty. Kraj, który nie wystawił kolaboracyjnych jednostek zbrojnych, którego żołnierze tułali się po całym świecie, aby tylko stanąć w walce ze znienawidzonym okupantem. Kraj, który wolność chciał sam sobie zawdzięczać, a został sprzedany Stalinowi po kawałku w Teheranie, Jałcie i Poczdamie. Gdy USA zatrudniała nazistowskich inżynierów do budowy kosmicznego projektu Apollo [operacja Paperclip („Spinacz”) – przerzucenie nazistowskich naukowców do USA i budowa tam przez nich NASA – przyp. TAW], w Warszawie stawiano Pałac Kultury i Nauki. Tyle żeśmy za honor dostali.
Albo gdy Putin organizuje swoje parady, tworząc alternatywną wizję historii, w której wojna nie istnieje przed czerwcem 1941 r.? Gdy, podobnie jak przed niespełna 80. laty, znowu należy realnie ocenić siłę naszych sojuszy. Rzymianie mawiali, że błądzić jest rzeczą ludzką, ale rzeczą głupca w błędzie pozostawać. I to jest właśnie lekcja dla naszego kraju, który z II wojny światowej musi wyciągnąć wnioski.
A te od lat pozostają niezmienne: Jeśli ktoś zaatakuje twój dom, najpierw chwyć za broń, później licz na pomoc sąsiadów.
Polityka nie jest grą ludzi honoru. Sojusze zawiera się i zrywa, a jedyną rzeczą, która jest w tym wszystkim warta gry, to życie i przetrwanie własnego narodu. Nikt inny się o niego nie zatroszczy. Bycie pragmatycznym, to największa cnota w godzinie próby. Lepiej ocalić stolicę, niż wyłożyć wrogowi kwiat inteligencji na tacy. Na wojnie pierwszą ofiarą pada prawda. Po wojnie, bez pomocy państwa, nikt tej prawdy nie podniesie.
Można powiedzieć, że to banały. Wyświechtane fantasmagorie o tym, jak mogliśmy zatknąć biało-czerwony sztandar na murach Kremla, gdybyśmy – zamiast wierzyć w traktaty – pomaszerowali u boku Wehrmachtu na Moskwę. Sądzę jednak, że chodzi o coś więcej. Świat wygląda dzisiaj niebezpiecznie, podobnie jak w przeddzień II wojny światowej, której koniec oznaczał początek nowego konfliktu. Dlatego, właśnie w takich chwilach, historia nie jest tylko zajęciem dla akademików i hobbystów, ale najlepszą wskazówką na przyszłość, jaką mamy. Polska musi być silna, samodzielna, rozważna w dobieraniu sobie sojuszników i – kiedy trzeba – cyniczna. Inaczej, jeśli kiedyś jakiś drugi ”dzień zwycięstwa” przemaszeruje ulicami Londynu, parada znowu pójdzie bez nas.