Fakt, Ukraina zostanie ostatecznie poważnie okrojona. Stanie się to na mocy wcześniejszego (ponad rok już mającego) nieformalnego układu między Nowym Porządkiem Świata a Putinem w sprawie ziemi pod Nowy Izrael. Obecna wojna jest krwawą i okrutną, ale jednak ustawką, bezpośrednio wynikającą z powyższego układu, i sama w sobie ma kilka celów: m.in. „niewielką” depopulację tych terenów, bardzo zyskowny handel organami ludzkimi, pozbycie się przestarzałego sprzętu bojowego, testowanie najnowocześniejszych na świecie stricte militarnych, jak również paramilitarnych (militarno-medyczn0-psychotronicznych) technologii (np. nanotechnologii, technologii mind control) itd, itp.
Główny zaś cel wojny na Ukrainie to oczywiście ujawniony ustami Henry’ego Kissingera NWO-wski plan przenosin Izraela z Palestyny.
Ukraina zostanie więc ostatecznie poważnie okrojona. A z militarnym atakiem na Polskę w obecnym stanie rzeczy nikt się nie musi już mierzyć, gdyż Polska od dawna „istnieje jedynie teoretycznie”…
„National Geographic” musi znać szczegóły terytorialnego paktu Putin–NWO, skoro już oficjalnie lansuje mapę Nowego Porządku Europejskiego. Tu nic nie dzieje się przypadkowo. Takie lansowanie faktów nie do końca dokonanych jest formą manipulacji poprzez wykorzystanie energii zbiorowej wizualizacji na dany temat i jako żywo służy kreacji nowej rzeczywistości. Odbiorca tych wizualnych treści nie ma oczywiście najmniejszego pojęcia, że jest manipulowany, i że jego energia już w tej właśnie chwili zasila nowy terytorialny projekt.
O tym, że podział Ukrainy musi nastąpić, pisaliśmy od początku ukraińskiej „rewolucji”, gdyż jest to wcale nie najnowszy już syjonistyczny projekt przenosin państwa Izrael na zgoła nowe/stare terytorium. Już jakiś czas temu bowiem Illuminaci ustami swego wiernego stratega Henry’ego Kissingera ogłosili światu (a kto to czyta?, kto o tym słyszał?), że państwo Izrael swoje dotychczasowe terytorium okupować będzie co najwyżej do 2020 roku. Co to oznacza? Eksterminację Żydów? Ich nagłą zmianę swej strategii „rozwoju” w kierunku nagłego umiłowania pokoju i braci-sąsiadów? Ależ nic podobnego. Izrael zostanie po prostu przeniesiony na nowe (a historycznie patrząc, wcale nie nowe) terytorium…
Nowym Izraelem (nową Chazarią) będą więc z pewnością tereny zachodniej Ukrainy, a być może (jak nie będziemy czujni) i wschodniej Polski. Cała wschodnia Polska jest już bowiem od dawna przygotowana pod przyszłe nowe zasiedlenia:
przemysłu po prawej stronie Wisły nie ma żadnego;
rolnictwo indywidualne – prawie zupełnie zniszczone („nie ma już rolników, teraz są producenci”);
tereny wyludnione przez zmasowane deportacje ekonomiczne ludzi młodych, aktywnych, kreatywnych, żądnych wiedzy, wykształconych – deportacje na skutek celowo stworzonych tej grupie ponad dwadzieścia lat temu w Polsce specjalnych warunków ekonomicznych…
Zachodnia Ukraina ma więc bardzo dużą szansę stać się wkrótce Nową Chazarią, Nowym Izraelem, a jej zachodni sąsiedzi (czyli Polska) – przejąć funkcję sąsiedzką obecnej Palestyny, na tych samych co Palestyna warunkach…
Czy do tego dojdzie, zależy tylko i wyłącznie od stopnia wykładniczo przyrastającego poziomu świadomości zbiorowej wśród populacji zamieszkujących te tereny Słowian, ale na chwilę obecną nie jest z tym najlepiej.
(taw)
—
Bitwę o Ukrainę zaplanowano już w 1997 roku… lub nawet wcześniej. Ukraina jest „geopolitycznym sworzniem” Nowego Porządku Świata:
Dziś gościmy na łamach nie byle kogo, bo samego mistera Henry’ego Kissingera – wielkiego przyjaciela ludzkości. Ma on dla nas bardzo dobre wieści: potwierdza diagnozę swego kolegi-stratega Zibiego Brzezińskiego sprzed kilku lat, co do kłopotów, jakie napotykają dzielni chłopcy we wprowadzaniu w życie koncepcji Nowego Porządku Świata. Jak widzimy, oni też nie mają lekko – muszą zasuwać, jak wszyscy, i nieźle przy tym główkować. Artykuł jest fragmentem książki „Porządek Świata” mistera Kissingera, która ukaże się 9 września.
Libya is in civil war, fundamentalist armies are building a self-declared caliphate across Syria and Iraq and Afghanistan’s young democracy is on the verge of paralysis. To these troubles are added a resurgence of tensions with Russia and a relationship with China divided between pledges of cooperation and public recrimination. The concept of order that has underpinned the modern era is in crisis.
The concept of order that has underpinned the modern era is in crisis, writes Henry Kissinger. Above, a pro-Russian fighter stands guard at a checkpoint close to Donetsk, Ukraine in July.
The search for world order has long been defined almost exclusively by the concepts of Western societies. In the decades following World War II, the U.S. – strengthened in its economy and national confidence – began to take up the torch of international leadership and added a new dimension. A nation founded explicitly on an idea of free and representative governance, the U.S. identified its own rise with the spread of liberty and democracy and credited these forces with an ability to achieve just and lasting peace. The traditional European approach to order had viewed peoples and states as inherently competitive; to constrain the effects of their clashing ambitions, it relied on a balance of power and a concert of enlightened statesmen. The prevalent American view considered people inherently reasonable and inclined toward peaceful compromise and common sense; the spread of democracy was therefore the overarching goal for international order. Free markets would uplift individuals, enrich societies and substitute economic interdependence for traditional international rivalries.
In the Middle East, religious militias violate borders at will.
This effort to establish world order has in many ways come to fruition. A plethora of independent sovereign states govern most of the world’s territory. The spread of democracy and participatory governance has become a shared aspiration if not a universal reality; global communications and financial networks operate in real time.
The years from perhaps 1948 to the turn of the century marked a brief moment in human history when one could speak of an incipient global world order composed of an amalgam of American idealism and traditional European concepts of statehood and balance of power. But vast regions of the world have never shared and only acquiesced in the Western concept of order. These reservations are now becoming explicit, for example, in the Ukraine crisis and the South China Sea. The order established and proclaimed by the West stands at a turning point.
First, the nature of the state itself – the basic formal unit of international life – has been subjected to a multitude of pressures. Europe has set out to transcend the state and craft a foreign policy based primarily on the principles of soft power. But it is doubtful that claims to legitimacy separated from a concept of strategy can sustain a world order. And Europe has not yet given itself attributes of statehood, tempting a vacuum of authority internally and an imbalance of power along its borders. At the same time, parts of the Middle East have dissolved into sectarian and ethnic components in conflict with each other; religious militias and the powers backing them violate borders and sovereignty at will, producing the phenomenon of failed states not controlling their own territory.
The challenge in Asia is the opposite of Europe’s: Balance-of-power principles prevail unrelated to an agreed concept of legitimacy, driving some disagreements to the edge of confrontation.
The clash between the international economy and the political institutions that ostensibly govern it also weakens the sense of common purpose necessary for world order. The economic system has become global, while the political structure of the world remains based on the nation-state. Economic globalization, in its essence, ignores national frontiers. Foreign policy affirms them, even as it seeks to reconcile conflicting national aims or ideals of world order.
This dynamic has produced decades of sustained economic growth punctuated by periodic financial crises of seemingly escalating intensity: in Latin America in the 1980s; in Asia in 1997; in Russia in 1998; in the U.S. in 2001 and again starting in 2007; in Europe after 2010. The winners have few reservations about the system. But the losers – such as those stuck in structural misdesigns, as has been the case with the European Union’s southern tier – seek their remedies by solutions that negate, or at least obstruct, the functioning of the global economic system.
The international order thus faces a paradox: Its prosperity is dependent on the success of globalization, but the process produces a political reaction that often works counter to its aspirations.
A third failing of the current world order, such as it exists, is the absence of an effective mechanism for the great powers to consult and possibly cooperate on the most consequential issues. This may seem an odd criticism in light of the many multilateral forums that exist – more by far than at any other time in history. Yet the nature and frequency of these meetings work against the elaboration of long-range strategy. This process permits little beyond, at best, a discussion of pending tactical issues and, at worst, a new form of summitry as „social media” event. A contemporary structure of international rules and norms, if it is to prove relevant, cannot merely be affirmed by joint declarations; it must be fostered as a matter of common conviction.
The penalty for failing will be not so much a major war between states (though in some regions this remains possible) as an evolution into spheres of influence identified with particular domestic structures and forms of governance. At its edges, each sphere would be tempted to test its strength against other entities deemed illegitimate. A struggle between regions could be even more debilitating than the struggle between nations has been.
The contemporary quest for world order will require a coherent strategy to establish a concept of order within the various regions and to relate these regional orders to one another. These goals are not necessarily self-reconciling: The triumph of a radical movement might bring order to one region while setting the stage for turmoil in and with all others. The domination of a region by one country militarily, even if it brings the appearance of order, could produce a crisis for the rest of the world.
A world order of states affirming individual dignity and participatory governance, and cooperating internationally in accordance with agreed-upon rules, can be our hope and should be our inspiration. But progress toward it will need to be sustained through a series of intermediary stages.
To play a responsible role in the evolution of a 21st-century world order, the U.S. must be prepared to answer a number of questions for itself: What do we seek to prevent, no matter how it happens, and if necessary alone? What do we seek to achieve, even if not supported by any multilateral effort? What do we seek to achieve, or prevent, only if supported by an alliance? What should we not engage in, even if urged on by a multilateral group or an alliance? What is the nature of the values that we seek to advance? And how much does the application of these values depend on circumstance?
For the U.S., this will require thinking on two seemingly contradictory levels. The celebration of universal principles needs to be paired with recognition of the reality of other regions’ histories, cultures and views of their security. Even as the lessons of challenging decades are examined, the affirmation of America’s exceptional nature must be sustained. History offers no respite to countries that set aside their sense of identity in favor of a seemingly less arduous course. But nor does it assure success for the most elevated convictions in the absence of a comprehensive geopolitical strategy.
*Dr. H. Kissinger served as national security adviser and secretary of state under Presidents Nixon and Ford. Adapted from his book „World Order,” to be published Sept. 9 by the Penguin Press.
Krytykowanie polityki Izraela jest dziś zabronione pod groźbą ostracyzmu medialnego i wiele osób przekonało się, że jest to prawda. Ciekawe jednak jest to, że kraje które bronią demokracji, wolności słowa i przekonania, i uważają się za demokratyczne, zabraniają głośnego wypowiadania swoich poglądów, gdy są one po prostu niewygodne dla władzy.
Dobrym przykładem łamania zasady „wolność słowa i przekonania” jest Turcja. Premier Recep Tayyip Erdogan zablokował kilka miesięcy temu dostęp do serwisu YouTube i portalu społecznościowego Twitter, gdy pojawiły się tam nagrania rozmów telefonicznych, demaskujących praktyki korupcyjne na wysokich szczeblach władzy. Za pośrednictwem tych serwisów Turcy organizowali się i protestowali przeciwko obecnym władzom. Dlaczego Stany Zjednoczone – obrońcy demokracji – nie zareagowały?
Na początku tego roku Arabia Saudyjska wprowadziła w życie ustawę, która absolutnie zabrania krytykować władze tego kraju oraz ich działania. Każda osoba, która będzie się domagała reform, odniesie się do korupcji, skrytykuje rząd lub chociażby weźmie udział w demonstracjach, uznana zostanie za terrorystę i trafi do więzienia na co najmniej pół roku. Ustawa ta nazywana jest antyterrorystyczną i dziwny może się wydawać fakt iż żaden obrońca demokracji i wolności słowa nawet nie zaprotestował.
Choć krytyka Izraela jest zabroniona, niektórzy często łamią tę zasadę a ostatnią osobą która tego dokonała jest Sekretarz Stanu USA, John Kerry. Jego wypowiedź wywołała burzę, za co został skrytykowany a niektórzy nie zastanawiali się nawet nad tym, czy może on mieć choć trochę racji, tylko zajęci byli właśnie krytyką jego wypowiedzi.
W dużym skrócie, John Kerry oświadczył jakiś czas temu, że Izrael staje się powoli państwem apartheidu, ponieważ nie chce negocjować z Palestyną. Przypomnijmy, że dwie palestyńskie organizacje ogłosiły niedawno pojednanie. Chodzi o umiarkowaną organizację Fatah oraz ruch Hamas, uznawany za terrorystyczny. Premier Benjamin Netanjahu ostrzegał, że Palestyna musi wybrać między negocjacjami z Izraelem a połączeniem się z Hamasem i uformowaniem jednolitego rządu. John Kerry nawiązywał właśnie do tego i oświadczył, że jeśli Izrael nie zacznie negocjować pokoju i utworzenia dwóch oddzielnych państw – Izraela i Palestyny, to tym samym będzie na dobrej drodze to utworzenia państwa apartheidu.
Burzę wywołało samo użycie słowa „apartheid” wobec polityki Izraela. Senator z Kalifornii Barbara Boxer powiedziała, że Izrael jest jedyną demokracją na Bliskim Wschodzie, a jakiekolwiek kojarzenie go z polityką apartheidu jest absurdalne i bezsensowne. Większość poparła te słowa, w tym również władze Izraela – i właśnie w tym jest cały problem.
W co gra Kerry? Czyżby jego wypowiedź należało włączyć w ciąg przyczynowo-skutkowy zaplanowanej uprzednio pewnej tajnej strategii, a publicznie zaledwie naszkicowanej słowami illuminackiego kolegi Kerrego – Henry’ego Kissingera, który jakiś czas temu ogłosił, że „za 10 lat nie będzie już Izraela”?
„W tej wojnie głupców osłabimy słowiańskie bydło i wzmocnimy siebie, głównych dyrygentów tego całego buntu, udajemy że stoimy z boku i nie tylko nie uczestniczymy w krwawych wydarzeniach, ale nawet nie bierzemy w nich udziału. Najbardziej niebezpiecznym słowem stanie się antysemita. Wyraz Żyd będzie wymawiany szeptem. Ponadto będziemy pod całkowitą ochroną. W świadomości słowiańskiego profana [niewtajemniczeni] zainstalujemy takie myślenie, żeby najstraszniejszym wyrazem był antysemita. Wyraz Żyd będzie wymawiany szeptem” – Menachem Mendl Schneerson, 1994 r.
Raport National Security Study Memorandum 200: konsekwencje przyrostu ludności na całym świecie dla bezpieczeństwa USA oraz globalna analiza (NSSM200) ,autorem projektu jest Henry Kissinger przewodniczący Rady Bezpieczeństwa Narodowego Stanów Zjednoczonych, żydowski internacjonalista, doradca prezydentów USA, członek Bilderberg i Komisji Trójstronnej, jeden z głównych ideologów NWO oraz laureat… Pokojowej Nagrody Nobla.
Projekt MSSM200 został przyjęty jako oficjalna polityka USA przez prezydenta Geralda Forda w listopadzie 1975 roku. Projekt został odtajniony 7 marca 1989 roku.