PO i PSL wprowadziły w Polsce legalne uprawy GMO

gmos

Podczas gdy wszyscy zajęci byli rozpamiętywaniem fałszerstw wyborczych, nasi posłowie uchwalili bez rozgłosu ustawę o Genetycznie Modyfikowanych Organizmach, w skrócie GMO. Oczywiście na próżno szukać o tym wzmianki w mediach głównego nurtu dezinformacji.

Biotechnologia przedstawiana jest jako wielka zdobycz nauki, ale konsekwencje jej stosowania bywają niekiedy zupełnie nieprzewidywalne. Koncerny produkujące nasiona roślin zmodyfikowanych genetycznie są na tyle potężne, że wpływają poprzez lobbing na polityków, którzy ułatwiają im ich biznes.

Tak było między innymi w USA, gdzie wprowadzono ustawowo zasadę równoważności, wedle której kukurydza, czy soja GMO jest traktowana w taki sam sposób jak rośliny konwencjonalne. Amerykanie posunęli się w tym tak daleko, że na opakowaniach żywności nie trzeba nawet umieszczać informacji o obecności GMO.

gmo

Według licznych badań naukowych prawda jest jednak inna. Genetycznie modyfikowane organizmy powodują na przykład skażenie transgeniczne. Oznacza to, że rośliny potrafią przekazywać swój zmodyfikowany genom następnym pokoleniom. Skutkiem tego może być taka sytuacja, że w przyszłości nie będzie już nasion bez domieszek.

Research field

Wielkie kontrowersje budzą też kwestie zdrowotne. Szczury laboratoryjne, które spożywały pożywienie zawierające GMO zapadały na raka dużo częściej. Na dodatek w drugim i trzecim pokoleniu większość z nich była bezpłodna. Możliwe, że ślepy pęd w kierunku wdrożenia w Polsce GMO ma jakiś związek z planami depopulacji ludności.

gmo rats

Mylą się jednak ci, którzy sądzą, że uchwalona 26 listopada głosami 231 posłów ustawa zmieni coś w zakresie upraw. Nasz kraj tylko teoretycznie jest wolny od GMO. Nowe prawo to raczej zasłona dymna i furtka do legalnego obrotu nasionami.

Wedle tego dokumentu Polska wprowadza konkretne regulacje w zakresie obrotu i uprawy roślin GMO. Takie, których wymaga od nas Bruksela. Ustawa wprowadza rejestr upraw tego typu i odpowiedzialność tych, którzy nie będą zgłaszać władzy, że używają tego typu nasion.

gmo foods

Według licznych doniesień rolnicy w Polsce i tak cały czas używają GMO. Niektórzy z nich w rozmowach prywatnych przyznają nawet, że w polskich uprawach stosowany jest obecnie Roundup zawierający herbicyd glifosat, który jest związkiem chemicznym stosowanym do eliminacji wszystkich innych roślin.

Co zatem zmieni dla nas konsumentów ta nowa ustawa? Właściwie niewiele, GMO jak było tak będzie, jedyna nowość polega na tym, że powstanie odrębny rynek legalnych upraw, które w teorii będą prowadzone tylko w warunkach szklarniowych i będą ściśle spisywane. W praktyce jednak zmieni się niewiele, poza prawdopodobnym zwiększeniem dostępności w naszym kraju legalnych nasion GMO, które z dużym prawdopodobieństwem wykiełkują na naszych polach.

ZmianyNaZiemi.pl

Reklama

Nowy Porządek Świata (NWO) nie przejdzie — wzrost populacji Ziemian poza ciemną kontrolą

Jak wiadomo, pewne wpływowe środowiska promują od lat tak zwaną depopulację. Australijscy naukowcy z University of Adelaide mają dla nich złą wiadomość. Przewidują, że mimo prób ograniczenia populacji homo sapiens, liczba ludności na Ziemi do końca XXI wieku może wzrosnąć od dziewięciu do dwunastu miliardów osób.

Według badania wykonanego na podstawie statystyk ONZ i WHO wzrost światowej populacji już wymknął się spod kontroli i nie będzie w stanie tego okiełznać nawet ewentualny wybuch trzeciej wojny światowej, w której liczba ofiar mogłaby być równa ogólnej liczbie zabitych w pierwszej i drugiej wojnie światowej. Modele matematyczne, na których opierali się uczeni, wykazały, że nawet jeśli zginie pół miliarda ludzi, to pod koniec XXI wieku i tak będzie nas około 10 miliardów.
peace
Według profesora Coreya Bradshawa gwałtowny wzrost liczby ludności osiągnął taki moment pędu, że z czasem może to doprowadzić do niedoborów żywności i do pogorszenia klimatu planety. Zdaniem naukowca nie będzie po prostu możliwy tak zwany zrównoważony rozwój, zapewniający odbudowę zasobów naturalnych planety. Najbardziej zaludnione, co nie trudno zgadnąć, staną się Afryka i południowo-wschodnia Azja.

zmianynaziemi.pl

News.ScienceMag.org

o-MEDITATION-facebook

Komentarz TAW:

Prognozy ilościowe to dobra wiadomość, bo pokazuje przyszłe fiasko metodycznie od lat wdrażanej depopulacyjnej agendy New World Order. Uzasadnienie zaś prof. Coreya Bradshawa to „święte wersety” klasycznej NWO-wskiej propagandy, wykrojone bezpośrednio z narracyjnego szablonu tego antyludzkiego manifestu. Uzasadnienie Bradshawa to oczywiste naukowe bzdury, gdyż „dla wszystkich starczy miejsca pod wielkim dachem nieba” i „zrównoważony rozwój” nie zależy od liczby populacji Ziemian, lecz od zaprzestania antyhumanitarnej – gadziej i drakońskiej (Reptile, Draco) – ideologii bezlitosnego łupienia żywego ciała Matki Ziemi z jej naturalnych zasobów, i nierównego podziału tychże.

seeds

 

Idź, człowieku, idź rozpowiedz
Idźcie wszystkie stany
Kolorowi, biali, czarni
Idźcie zwłaszcza wy, ludkowie
Przez na oścież bramy

Dla wszystkich starczy miejsca
Pod wielkim dachem nieba

Rozejdźcie się po drogach
Po łąkach, na rozłogach
Po polach, błoniach i wygonach
W blasku Słońca w cieniu chmur

Rozejdźcie się po niżu
Rozejdźcie się po wyżu
Rozejdźcie się po płaskowyżu
W blasku Słońca w cieniu chmur

Dla wszystkich starczy miejsca
Pod wielkim dachem nieba
Na Ziemi, której ja i ty
Nie zamienimy w bagno krwi

[Edward Stachura, Missa pagana , 1978]

download-free-beautiful-beach-wallpaper-unique-nature-hd-wallpapers

Sanepid oraz IZP/PZH ukrywają przed Polakami dowody powikłań poszczepiennych

Szczepionka MMR powoduje autyzm…

Zapewne wiele osób wcześniej słyszało lub czytało o tym, że praktycznie wszystkie publikacje, które wykazywały rzekome „bezpieczeństwo szczepień” i były publikowane w korporacyjnych czasopismach oraz sprzedawane publiczności jako tzw. „medycyna oparta na dowodach”, były zafałszowane, a ich autorzy byli obarczeni konfliktami interesów (byli wynagradzani jawnie lub potajemnie przez kartele farmaceutyczne). 

Broniący interesów tych karteli establishment medyczny wykorzystywał te pseudonaukowe fałszywki, by zamykać usta krytykom bezpieczeństwa szczepień – niezależnym naukowcom, lekarzom, rodzicom, dziennikarzom. Mimo to

prawdy nie da się ukrywać w nieskończoność, bowiem liczby trwale okaleczonych przez szczepienia dzieci i dorosłych liczone są dziś globalnie w setkach milionów. Mimo niezbitych dowodów toksyczności szczepień i potwierdzających je setek niezależnych publikacji naukowych, establishment medyczny promujący szczepienia dla zysków – w USA jest to CDC (Centers for Disease Control and Prevention), w Polsce Sanepid i Instytut Zdrowia Publicznego – nadal kłamie, nieustannie powtarzając mantrę, że szczepienia są skuteczne i bezpieczne.

Solidarność zawodowa szczepionkowców sprawiała, że dotąd wszyscy jednogłośnie zaprzeczali dowodom toksyczności szczepień.

Ostatnio jednak nastąpił przełom. Amerykański naukowiec z CDC, dr William W. Thompson, ujawnił publicznie, że agencja ta świadomie fałszowała wyniki badań i tuszowała dowody toksyczności szczepień.

W przypadku, do którego przyznał się Thompson (gdyż ruszyło go sumienie), chodziło o badanie wykazujące, iż chłopcy, którzy otrzymali szczepionkę MMR przed ukończeniem 3. roku życia, chorowali na autyzm o 340% (!) częściej niż ci, którzy otrzymali tę szczepionkę po 3. roku życia. Możemy mieć pewność, że ta instytucja fałszowała i nadal fałszuje dowody toksyczności także innych szczepionek.

Powszechnie znane są zamówione przez CDC fałszywki badań Vestraetena i Thorsena dotyczące rzekomego bezpieczeństwa rtęci w szczepionkach. Podobnie Sanepid oraz IZP/PZH ukrywają przed Polakami dowody powikłań poszczepiennych. Warto posłuchać wywiadu, który dr Andrew Wakefield przeprowadził z dr. Williamem W. Thompsonem na ten temat.

Poszczepienne chroniczne choroby i zgony najprawdopodobniej tłumaczą też, dlaczego w USA obecnie kobiety umierają znacznie wcześniej niż ich matki. Najczęściej wmuszane kobietom szczepienia to HPV i grypowe.

Prof. dr hab. Maria Dorota Czajkowska-Majewska

Czajkowska-Majewska_miniatura

 

 

 

*Prof. Maria Dorota Czajkowska-Majewska — neurobiolog, kierownik Katedry Marii Curie Komisji Europejskiej Zakładu Farmakologii i Fizjologii Układu Nerwowego Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Przez 25 lat pracowała w USA na Uniwersytecie Harvarda oraz w Narodowym Instytucie Zdrowia w Waszyngtonie, gdzie m.in. badała wpływ szczepionek z rtęcią na zdrowie człowieka. Wspólnie z pediatrami opracowała propozycję zmiany programu szczepień w Polsce, która oparta jest na analizie programów w innych krajach Unii Europejskiej.

CV prof. Marii Doroty Majewskiej:

Spis publikacji naukowych prof. Marii Doroty Majewskiej:

Publikacje i wystąpienia prof. Marii Doroty Majewskiej dostępne na łamach Tajnego Archiwum Watykańskiego:

Matko, dlaczego nie zadajesz pediatrze podstawowych pytań? — dr Jerzy Jaśkowski:

Szczepionki są bardzo niebezpieczne:

Dr Tadeusz Wasilewski, pionier in vitro w Polsce i do niedawna człowiek kartelu in vitro, teraz mówi: Ta metoda powinna być w Polsce zakazana

dr Tadeusz Wasilewski

Najlepszą ustawą dotyczącą in vitro byłby zakaz wykonywania sztucznego zapłodnienia na terytorium Rzeczpospolitej – uważa dr Tadeusz Wasilewski. Jest on jednym z pionierów tej metody w Polsce, który w 2007 roku zdecydował się jednak przejść na jasną stronę mocy i procederu in vitro radykalnie zaprzestał, stając się jego zdecydowanym przeciwnikiem. Ostatnio skomentował projekt ustawy o tak zwanym leczeniu niepłodności przekazany przez Ministerstwo Zdrowia do konsultacji społecznych.

Zdaniem lekarza z dużą praktyką najnowsza propozycja zawarta w projekcie jest skrajnie liberalna, nie liczy się z negatywnymi skutkami jej działania i w istocie aprobuje obecny stan działań klinik in vitro. Podajemy wypowiedź dr. Tadeusza Wasilewskiego:

Ustawa bioetyczna powinna być uchwalona, ponieważ jesteśmy we wspólnocie europejskiej i Polska powinna te zagadnienia prawnie uregulować. Optymalna, w mojej ocenie, byłaby treść jednoznacznie określona w jednym zdaniu: „Zakazuje się całkowicie wykonywania na terenie Polski metody zapłodnienia pozaustrojowego i inseminacji”. I to byłaby treść ustawy, którą bym proponował.

Do społecznej konsultacji trafił obecnie projekt Ministerstwa Zdrowia. Jest on całkowitą aprobatą stanu faktycznego, związanego z programem in vitro, obwarowanym różnymi elementami, które mają normować ten program, ale jest w nim dużo luk, dziur, nieścisłości i niekonsekwencji. W projekcie ustawy mówi się o działaniu etycznym, deontologicznym. I tkwi tu wielka sprzeczność. Nie można bowiem z jednej strony mówić o działaniu etycznym, a z drugiej strony aprobować program in vitro, który nie daje absolutnej gwarancji przeżycia wszystkim istnieniom ludzkim, do poczęcia których w obrębie tej metody trzeba było doprowadzić, czyli tak zwanym zarodkom nadliczbowym [!]. A te zarodki to nic innego jak pierwszy etap istnienia człowieka. Definicja ludzkiego życia jest bowiem jednoznaczna i określona w podręcznikach embriologii, ginekologii i położnictwa, pediatrii. Tam wyraźnie jest napisane, że ludzkie życie zaczyna się z chwilą połączenia komórki jajowej z plemnikiem, a kończy na naturalnej śmierci.

Jeżeli legalizujemy metodę, która nie daje gwarancji życia każdemu istnieniu ludzkiemu, do poczęcia którego w obrębie tej metody dochodzi, to ta metoda nie powinna funkcjonować. Gdyby wyobrazić sobie, że chcemy unaocznić na czym ona polega na przykładzie pięciolatków – istniejących, widocznych, odrębnych – metoda in vitro nie ostałaby się dwóch dni. Gdybyśmy stwierdzili, że owszem, mamy sposób na uratowanie niektórych z tych dzieci, ale wyłącznie kosztem życia np. pozostałej połowy – nikt takiej metody by nie zaaprobował. Ale gdy to dotyczy zarodka – dwóch, czterech i coraz więcej komórek, którym się przygląda specjalista pod mikroskopem – bardzo nam łatwo manipulować istnieniem ludzkim na takim poziomie.

Z drugiej strony niepłodność małżeńska to dziś problem społeczny, szeroki, obejmuje wielką liczbę ludzi. I ta potrzeba, chęć pojawienia się dziecka w rodzinie jest olbrzymia. Żyjemy w XXI w., kiedy program in vitro jest kosmopolityczny, wszędobylski, ogólnie dostępny i jest coraz więcej ośrodków i lekarzy, które potrafią tę procedurę wykonać. W iluś procentach przynosi ona efekty. Jak wobec tego można mówić programowi in vitro „nie”, skoro coś jest osiągalne i skuteczne? Na dodatek słyszy się, że osoba, która się na to nie godzi jest zacofana, sprzeciwia się rozwojowi nauki, występuje przeciwko małżeństwom nie mogącym mieć dzieci i jest pozbawiona empatii. Ale jeśli traktujemy poważnie definicję początku życia, która została sformułowana i wszyscy ją zaaprobowali, a której wymagamy od studentów medycyny, zdających egzaminy z embriologii, ginekologii, położnictwa czy pediatrii, to aprobata programu in vitro zdecydowanie jest nieporozumieniem. Jestem przeciwko ustawie, która przyzwala wykonywać i stosować metodę zapłodnienia pozaustrojowego.

Ustawa, którą proponuje ministerstwo jest bardzo lapidarna, zaś przeciwdziałanie niepłodności sprowadza się do wprowadzenia i usankcjonowania programu in vitro i stosowaniu wyłącznie tej jednej metody – remedium na „leczenie niepłodności”. Bo jest szybko, skutecznie i szkoda tracić czasu na inne metody. Taki jest sposób rozumowania twórców i ta ustawa to pokazała. Piszą tam o etyce, szacunku, dbałości, ale trudno się z tym zgodzić, bo tak się nie dzieje przy realizacji proponowanego programu.

Jest tam także wiele nieścisłości i niechlujstwa terminologicznego, bo raz mówi się o medycynie rozrodu, innym razem o prokreacji człowieka, o medycynie prokreacyjnej. Trzeba się zdecydować – albo jedno, albo drugie. O medycynie rozrodu można mówić w odniesieniu do zwierząt, natomiast medycyna prokreacyjna, która para się naszą płodnością to medycyna prokreacji człowieka.

inVitro fot provitro Flickr-684x310

Ale to są szczegóły. Wobec istoty in vitro mówię: nie. Nie dla śmierci zarodków, do której dochodzi w trakcie realizacji programu in vitro – i to są skutki natychmiastowe. Ale istnieją także skutki długofalowe, gdyż naukowcy, którzy badają zdrowie dzieci poczętych tą metodą, skutki stosowania leków, całej procedury i jej wpływu na zdrowie kobiety i mężczyzny, wykazują zdecydowanie pewne nieprawidłowości, które każą się zastanowić, czy medycyna prokreacji człowieka obrała dobry kierunek. [Jest tu mowa o pewnej pułapce zawartej w procederze in vitro, gdyż pierwsze zachodnie badania, które na ten temat zaczynają się już powoli w świecie naukowym pojawiać, idą w kierunku uwiarygodnienia dotychczasowych zatrważających przypuszczeń o możliwości umyślnego wprogramowywania w procedurze in vitro wad wrodzonych w komórki zarodków. Że coś na rzeczy być musi, potwierdza też jeden z czołowych depopulatorów tej planety, Bill Gates, który jawnie metodę in vitro oraz szczepionki zalicza do głównych technik depopulacyjnych. Już sam fakt licznych deformacji i duża śmiertelność niemowląt poczętych tą metodą myślącym ludziom każe zapalić przy tym temacie czerwone światełko. „Nadliczbowe zarodki” z in vitro sprzedawane są z kolei na Zachód, co odkrył obecny poseł Jarosław Gowin, pełniąc wówczas funkcję ministra sprawiedliwości. Zarodki te służą zarówno do tajnych eksperymentów medycznych, jak i do produkcji farmaceutyków oraz w przemyśle spożywczym do produkcji dodatków smakowych do napojów — przyp. TAW].

Poważnym mankamentem w projekcie ustawy jest dostępność metody. Projekt zakłada, że leczenia niepłodności metodą zapłodnienia pozaustrojowego ma być dostępne dla wszystkich, także dla samotnych kobiet, które będą mogły przyjść do kliniki i powiedzieć: proszę o zarodek. Obowiązkiem lekarza będzie transferowanie zarodka do jamy macicy. Ale w tym momencie trzeba zapytać: co my transferujemy? Dwie komórki czy ludzkie życie, tyle że na bardzo wczesnym etapie rozwoju?

Gdyby ktoś chciał adoptować dziecko, musi zgłosić się do ośrodka adopcyjnego i spełnić ściśle określone wymogi: wieku, wysokości zarobków, stałej pracy, musi żyć w związku małżeńskim, posiadać mieszkanie, itd. Taka osoba musi być do tego przygotowana, przejść odpowiedni kurs, wypełnić kwestionariusze. I dopiero po przejściu przez to sito otrzymuje się możliwość adoptowania dziecka. A dlaczego nie pytamy o to, dokonując transferu do macicy samotnej kobiety? Dlaczego nikt nie spyta, jaka będzie przyszłość tego dziecka – czy przyszła matka ma mieszkanie, stałą pracę, itd.?

Na takie stwierdzenie z pewnością oburzą się samotne kobiety, usłyszymy o ich „prawie” do posiadania potomstwa. A ja jedynie przypominam, jak brzmi ustawa o trybie adoptowania dziecka, o wymogach, jakie muszą spełniać ludzie, aby móc otrzymać pozwolenie na zaopiekowanie się dzieckiem, otoczenie go opieką, bycia dla niego rodziną.

W odniesieniu do in vitro każdy będzie mógł zażądać zabiegu i nikt nie sprawdzi, czy spełnia te wszystkie kryteria, jakie stawia się przy adopcji. To nieporozumienie. A w następnym zdaniu mówi się o poszanowaniu godności i etyki – to poważny zgrzyt.

Kolejnym poważnym mankamentem projektu ustawy jest brak informacji o liczbie lat przetrzymywania nadliczbowych zarodków w temperaturze ciekłego azotu. Wiadomo zaś, że tylko wyselekcjonowane zarodki trafią do jamy macicy, a te nadliczbowe [nadliczbowy człowiek – czyż termin ten nie opisuje dość obrazowo rzeczywistych „aksjologicznych” podstaw „filozofii” tej metody? – przyp. TAW] – do ciekłego azotu. Ile czasu mogą być przechowywane w tych warunkach? Dwa lata? Pięć? Czy też nieograniczoną ilość lat? W projekcie nic nie wspomina się na ten temat. Sądzę, że autorzy projektu zrobili celowy i świadomy unik, wybieg, żeby pozostawić klinikom in vitro wolną rękę. W przeciwnym razie autorzy projektu musieliby napisać, że przechowuje się zarodki np. 20 lat, a jeżeli nie zostaną w tym okresie transferowane do jamy macicy – zostaną usunięte, wyrzucone, czyli zabite. Ustawodawcy w innych krajach ustalają granicę przechowywania zarodków.

Tak więc ustawa jest niepełna i niekonsekwentna. A skoro faworyzuje i propaguje metodę in vitro, powinna nazwać rzecz po imieniu: jeżeli godzę się na metodę in vitro, to znaczy, że godzę się na śmierć istnień ludzkich, do czego dochodzi w wyniku mojego nawet najlepszego działania. Nie mam na to wpływu, że tak się dzieje, ale walczę, żeby w małżeństwie pojawiło się dzieciątko, którego dotychczas nie było. I niech odważni podpiszą się pod tym prawdziwym zdaniem. Wówczas wiem, że taka osoba doskonale zdaje sobie sprawę, na czym polega in vitro, i nie boi się odpowiedzialności za to, co zrobiła i co chce zrobić. A nie chować głowę w piasek i usuwać niewygodne elementy procedury.

W porównaniu z ustawami istniejącymi w innych krajach jest to projekt skrajnie liberalny, który w praktyce pozwala klinikom in vitro na wszystko. Ta ustawa nic nie zmienia w stosunku do obecnego stanu faktycznego. A przecież my, Polacy, moglibyśmy być inni, pójść inną drogą. Jeżeli dostrzegamy problem i chcemy leczyć niepłodność małżeńską, możemy rozwijać dużo bezpieczniejszą medycynę prokreacyjną i zdecydować, że w naszym kraju program in vitro nie będzie realizowany z powodów jak powyższe. Za to zdecydować, że będziemy rozwijać medycynę ochronną, prokreacyjną, która jest równie skuteczna; że będziemy dążyć do wykonywania bardzo szczelnej i szczegółowej diagnostyki niepłodności małżeńskiej, aby wyeliminować wszystkie nieprawidłowości, jakie się da wyeliminować; że będziemy zdobywać nowe kwalifikacje w tym zakresie, pokazując Europie, że w tej dziedzinie potrafimy świetnie funkcjonować, korzystając z metod, których nie przypłaca się śmiercią milionów zarodków. I że nie oznacza to, że jesteśmy społeczeństwem zacofanym.

Dlaczego nie potrafimy być odważni? Dlaczego nie potrafimy szanować ludzkiego życia od poczęcia? Nie tak dawno cieszyliśmy się z kanonizacji Jana Pawła II, wielkiego Polaka. A przecież on o to walczył, o szacunek do życia. A jeśli my się szczycimy z osoby, to dlaczego nie chcemy słuchać, co ta osoba do nas mówi?

Realizowałem program in vitro przez 14 lat. Ja nie znam tej metody z książek lecz z codziennej pracy, z autopsji. Pomogłem niejednej pacjentce mieć potomstwo. Tylko jakim kosztem? Ile musiało zginąć zarodków, żeby żył ten jeden? To wcale nie ode mnie do końca zależało, to taka metoda – myślałem wówczas. Nie jesteśmy w stanie stworzyć takich warunków dla zarodka, które będą skutecznie w 100 procentach, które będą dla tego zarodka całkowicie bezpieczne. Każdy uczciwy lekarz, który dokonuje transferu, podpisze się pod tym zdaniem.

***

Dr Tadeusz Wasilewiski jest jednym z pierwszych lekarzy w Polsce, którzy wprowadzili metodę zapłodnienia pozaustrojowego. Od 1993 do 2007 roku pracował w pierwszej w Polsce klinice wykonującej procedurę in vitro. W kwietniu 2007 roku stwierdził: „Nigdy więcej nie wykonam programu in vitro”. 1 stycznia 2009 roku założył pierwszą w Polsce klinikę leczenia niepłodności małżeńskiej metodą naprotechnologii NaProMedica, gdzie pracuje do dziś.

Ekai.pl

Afryka Zachodnia: „leki eksperymentalne” w walce z „epidemią” wirusa Ebola – 9 na 10 osób umiera

Skala-epidemii-Eboli-na-terenie-Afryki-Zachodniej

– Zmarło ponad 450 osób, a żadna z organizacji nie jest w stanie wciąż zaproponować ludziom nic więcej, niż „bezpieczny i miły pochówek” oraz mydło do mycia rąk – komentuje jeden ze specjalistów od chorób tropikalnych. Uważa, że na terenach Afryki Zachodniej, gdzie odsetek zarażeń wirusem Eboli jest najwyższy, powinno się rozprowadzać leki będące na etapie testów laboratoryjnych.

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) podała, że na terenie trzech krajów – Gwinei, Sierra Leone oraz w Liberii – od lutego do końca czerwca w wyniku zarażenia się wirusem Eboli zmarło 467 osób. – Umiera 90 proc. zarażonych – alarmuje WHO.

Strach i tradycja

– To najgorsza epidemia Eboli w historii tego regionu, o największym odsetku zgonów – komentuje WHO podkreślając wciąż powiększający się obszar, na którym odnotowano przypadki zachorowań. Rozpowszechnianiu się choroby trudno zapobiec nie tylko z powodu braku środków finansowych, ale także kulturowych.

– Ludzie się boją widząc, jak chorzy niedługo po zarażeniu umierają, ale nie wierzą, że to z powodu Eboli – powiedział w rozmowie z agencją Reutera Bernice Dahn, liberyjski minister zdrowia.

 – Co gorsza, wbrew rządowym zaleceniom, grzebią zmarłych zachowując tradycyjny obrządek (nierzadko kąpiąc zmarłego, co sprzyja przenoszeniu się wirusa) – zaznaczył Dahn. Podkreślił, że rolę grabarzy powinni przejmować pracownicy służby zdrowia ubrani w specjalne kombinezony ochronne.

Leki zamiast trumien

Eksperci WHO wskazują, że niekontrolowana migracja ludności między granicami państw Czarnego Lądu skutkuje wybuchami kolejnych ognisk choroby na terenach, gdzie wcześniej się nie pojawiała. Wielu ekspertów zwraca uwagę, że konieczna jest izolacja chorych i położenie dużego nacisku na higienę społeczeństwa, począwszy od mycia rąk i niespożywania nieprzegotowanej wody.

Profesor Jeremy Farrar, ekspert od chorób tropikalnych i dyrektor międzynarodowej organizacji charytatywnej „The Wellcome Trust” jest zdania, że w grupach społecznych o wysokim odsetku zachorowalności powinno się rozprowadzać leki, nawet te z grupy tzw. eksperymentalnej (!).

– Dotychczas zmarło ponad 450 osób, a żadna z organizacji nie jest w stanie wciąż zaproponować tym ludziom nic więcej, niż  „bezpieczny i miły pochówek” oraz mydło do mycia rąk – stwierdził w wywiadzie dla Reutera. – To po prostu niedopuszczalne – podkreślił Farrar.

Lokalne utrudnienia i agresja

Walkę z epidemią dodatkowo utrudnia lokalna ludność afrykańska, niewspółpracująca z wolontariuszami i lekarzami Czerwonego Krzyża oraz organizacji Lekarze Bez Granic. Agresja i nieufność lokalnej ludności utrudnia pracę medyków walczących z wirusem, który łatwo się przenosi poprzez kontakt z krwią lub innymi płynami ustrojowymi zarażonego.

– Miejscowi ustalają i egzekwują prawa na swoim terytorium za pomocą ostrzy maczet – podkreślają rzecznicy obu organizacji.

– Zdarzały się ataki młodzieżówek na pojazdy medyczne, a życie wolontariuszy pochodzących spoza granic Czarnego Lądu było zagrożone – przyznał Czerwony Krzyż. Na pracowników Lekarze Bez Granic lokalne bojówki przypuściły atak w kwietniu tego roku.

Nie od dziś wiadomo, że wirusy HIV oraz Ebola to amerykańskie technologiczne wynalazki laboratoryjne z lat 70., stworzone z myślą o ludobójstwie na masową skalę. A obecnie, na fali najnowszej histerii z Ebolą w tle, próbuje się jeszcze dodatkowo dziesiątkować populację pod płaszczykiem „leków eksperymentalnych”. Czy potrzeba większych dowodów, że Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) to jedna z depopulacyjnych, ludobójczych agend Nowego Porządku Świata (NWO)?

na podst. LosyZiemi.pl