Polski katolicyzm nie jest ani religią, ani chrześcijaństwem, lecz ideologią pozwalającą na odróżnianie się od innych, zwalczanie tych, którzy nie podzielają jego poglądów – mówi prof. Stanisław Obirek w rozmowie z Dorotą Wodecką.
Trudno zliczyć, ile razy jezuicki teolog, historyk i antropolog Stanisław Obirek podpadł przełożonym. Na pewno w 1998 roku, kiedy wbrew decyzji Kongregacji Nauki Wiary potępiającej dzieła hinduskiego jezuity i mistyka Anthony’ego de Mello napisał w „Tygodniku Powszechnym”, że „medytacja de Mello dała mu wolność, tak konieczną w Kościele, a może przede wszystkim w autorytarnej strukturze zakonu”. I zapowiedział, że mimo zakazu nadal będzie korzystał z jego książek w pracy ze studentami. Kardynał Franciszek Macharski chciał mu wówczas odebrać prawo nauczania, ale wybronił go przełożony zakonny.
I w 2002 roku, kiedy potwierdził zawartą w pytaniu sugestię dziennikarza „Przekroju”, że Jan Paweł II jest złotym cielcem polskiego Kościoła. Prowincjał Adam Żak zakazał mu wówczas kontaktu z mediami.
I w końcu w 2005 roku, gdy w wywiadzie dla „Le Soir” porównał zmarłego papieża Polaka do wiejskiego proboszcza. Nowy prowincjał Krzysztof Dyrek nie tylko ponowił zakaz swojego poprzednika, ale także pozbawił jezuitę możliwości nauczania i zwolnił z funkcji prorektora ds. naukowych.
„To wtedy zdecydowałem o opuszczeniu zakonu, w którym spędziłem 29 lat” – wspomina w swojej najnowszej książce pt. „Polak katolik?” prof. Stanisław Obirek, który dziś pracuje w Ośrodku Studiów Amerykańskich UW.
To kolejna po wydanym w 2013 roku zapisie rozmów prof. Stanisława Obirka z prof. Zygmuntem Baumanem („O Bogu i człowieku. Rozmowy”, Wyd. Lit.) analiza obecności religii w sferze publicznej, koncentrująca się tym razem na polskim katolicyzmie i jego wpływie na życie społeczne. I niestroniąca od autobiograficznych opowieści o dorastaniu i dojrzewaniu, fascynacji teatrem, zakonem, a w końcu i życiem świeckim.
Dorota Wodecka: • Czytając pana diagnozy dotyczące polskiego Kościoła, zastanawiałam się, co to w ogóle pana obchodzi. Opuścił pan zakon w poczuciu, jak mniemam, klęski, bo nie udało się panu przekonać przełożonych nie tylko do swoich poglądów, ale także do zgody na ich publiczne wyrażanie.
Stanisław Obirek: Opuszczając zakon w 2005 roku, nie opuściłem katolicyzmu. Po 30 latach zdałem sobie sprawę, że zakon przestał być wierny ideałom, które mnie do niego przyciągnęły. Stał się częścią instytucji, z którą miałem coraz mniej wspólnego. Te same powody, które mnie do jezuitów zbliżyły, sprawiły, że ich opuściłem.
Po 30 latach zdałem sobie sprawę, że zakon przestał być wierny ideałom, które mnie do niego przyciągnęły. Stał się częścią instytucji, z którą miałem coraz mniej wspólnego.
Wiem, że dla wielu czytelników mojej książki i tej rozmowy jest to nieudolna próba racjonalizacji błędnej decyzji życiowej i właśnie klęski. Ale po to napisałem „Polaka katolika?” i opatrzyłem go znakiem zapytania, by udowodnić, że to nie jest ani proste, ani jednoznaczne. Staram się być intelektualnie spójny i duchowo uczciwy. Nie mnie sądzić, czy mi się to udało. Jednak mogę się odwołać do sumienia.
• I…?
– Słyszę wewnętrzny głos: „Staszku, dobrze zrobiłeś, jestem po twojej stronie”. Dla mnie jest to głos Boga i on jest dla mnie rozstrzygający.
Odejście z zakonu nie oznacza braku zainteresowania tym, co się w Kościele dzieje. Zakon jezuitów, przy całym szacunku dla tej instytucji, to tylko drobny fragment tego, co nazywamy katolicyzmem. Dzięki Soborowi Watykańskiemu II wiemy, że najważniejszy jest lud boży, czyli my wszyscy. A nie kler ani biskupi. Nawet papież nie jest najważniejszy. Ważne jest, co my z naszą wiarą robimy na co dzień. I dlatego obchodzi mnie, co się dzieje z polskim katolicyzmem, bo żyję w tym kraju od blisko 60 lat. Wierzę bowiem, że inny katolicyzm jest możliwy. I dlatego chciałbym, by ten inny, otwarty i kulturowo płodny, stał się częścią przestrzeni społecznej, którą zamieszkujemy.
Najważniejszy jest lud boży, czyli my wszyscy. A nie kler ani biskupi. Nawet papież nie jest najważniejszy.
• Dlaczego to jest dla tej przestrzeni istotne?
– Ależ to oczywiste! Znam społeczeństwa, w których katolicyzm stanowi formę kulturowego i duchowego zaczynu. Tak jest w wielu krajach Azji i na wielu katolickich uczelniach w USA. Marzy mi się, by tak było i w Polsce. Mam nawet gotowy plan, który chętnie przedstawię polskim jezuitom, a za ich pośrednictwem papieżowi.
Ale z doświadczenia wiem, że mnie nie posłuchają, a do papieża i tak nie dotrę, więc wolę swój plan realizować poza Kościołem, a czasem wbrew Kościołowi. Czas inkwizycji i stosów już minął, więc mogę spokojnie działać.
• Książka wpisuje się w krytyczną debatę na temat Kościoła katolickiego.
– Nie zgadzam się z zawartą w pani pytaniu supozycją, że krytyka polskiego katolicyzmu stała się powszechna. Dostrzegam tendencję przeciwną. Mamy do czynienia raczej ze swoistą epidemią nawróceń na katolicyzm, i to w środowiskach najmniej z tym wyznaniem kojarzonych, jak pośród muzyków rockowych, polityków skrajnie nacjonalistycznych i ksenofobicznych grup, które jeszcze trudno nazywać partiami. Ale kto wie, czy właśnie dzięki wsparciu polskich hierarchów nimi się nie staną. Również w środowiskach akademickich i medialnych dostrzegam osobliwe wzmożenie katolickiej pobożności. Przecież to Adam Michnik na łamach „Wyborczej” deklarował nie tak dawno, że Kościół katolicki uczy Polaków odróżniać dobro od zła.
Z takim rozumieniem katolicyzmu się nie godzę. Źródła dobra są rozproszone w ludzkiej historii i dotyczą różnych form kulturowych. Wcale nie jestem pewien, że religia jest miejscem szczególnie uprzywilejowanym.
Jeśli jednak uważnie się pani wczyta w moją książkę, to dostrzeże raczej żal, że wielki potencjał kulturotwórczy wyznania chrześcijańskiego jest marnowany. Staram się uchronić polski katolicyzm przed patologiami, w które zaczął popadać po odzyskaniu niepodległości.
By nie szukać daleko: w tym roku 4 czerwca wypadł akurat w święto Bożego Ciała. Kaznodzieje w tym dniu wypowiadali się jak specjaliści od referendum w Irlandii, sposobów zapłodnienia i „niszczącej ideologii gender”.
Właśnie ten sposób nadużywania religii staram się demaskować. To nie ma żadnego związku ani z katolicyzmem, ani z chrześcijaństwem [Jak to nie ma związku? Katolik nie przestaje być obywatelem, katolika obowiązuje katolicka nauka społeczna, od której głoszenia polscy hierarchowie, a za nimi kapłani, gremialnie się wymigują. Przykłady z Irlandią, in vitro i gender są nietrafne, gdyż nie dotyczą istoty rzeczy: realizacji pasterskiego obowiązku ostrzegania zagubionych i nieświadomych owiec przed wilkiem. Kolejny dowód na symbiozę watykańskiej Wielkiej Nierządnicy z Bestią NWO – przyp. TAW].
• Dlaczego doktryna powinna być zdroworozsądkowa?
– Bo szanuje elementarne poczucie rzeczywistości. Jeśli brak jej związku z realnym światem, to popada w ułudę, że może więcej, niż może. Okłamuje, stwarza iluzje, a co najgorsze, uniemożliwia dogadywanie się ludzi. Stwarza sztuczne podziały. Historia religii to właśnie ilustracja zgubnych konsekwencji tej ułudy, że człowiek może poprzez język przekroczyć otaczającą go rzeczywistość. Podstawowe dogmaty chrześcijaństwa są właśnie czymś takim, a podziały między chrześcijanami są wynikiem tej dogmatycznej perwersji. Inne religie nie są lepsze. Zarówno te, które pojawiły się przed chrześcijaństwem, jak hinduizm, buddyzm czy judaizm, jak i te młodsze, jak islam czy mormonizm.
Myślę o takim zdrowym rozsądku, który był bliski np. arianom, którzy wierzyli, że rozumem można nie tylko zgłębiać najważniejsze tematy, ale też o nich w sposób racjonalny rozmawiać.
Jeśli doktrynie brak związku z realnym światem, to popada w ułudę, że może więcej, niż może. Okłamuje, stwarza iluzje, a co najgorsze, uniemożliwia dogadywanie się ludzi. Stwarza sztuczne podziały. Historia religii to właśnie ilustracja zgubnych konsekwencji tej ułudy. Podstawowe dogmaty chrześcijaństwa są właśnie czymś takim, a podziały między chrześcijanami są wynikiem tej dogmatycznej perwersji.
• Uważa pan, że polska religia ulega putinizacji.
– Gdy zobaczyłem to sformułowanie w wywiadzie, którego kilka miesięcy po wyborze Josepha Ratzingera na papieża Hans Küng udzielił tygodnikowi „Der Spiegel”, wydało mi się to przesadą. Ale znając historię związków tego wybitnego teologa z Janem Pawłem II i Benedyktem XVI, nie tylko przyznaję mu rację, ale także rozciągam jego tezę na polski katolicyzm, zwłaszcza w wersji prezentowanej przez hierarchów. Chodzi o to, że z chwilą objęcia urzędu człowiek zapomina, skąd się wziął, i zaczyna się zachowywać tak, jakby był jedyną miarą rzeczy.
W polityce jest to irytujące, w religii – przerażające. Mam nieodparte wrażenie, że polski kler, bo przecież nie tylko biskupi, rozciąga dogmat o nieomylności papieskiej na wszystkie swoje mniej czy bardziej (zwykle bardziej) idiotyczne pomysły interpretacyjne.
Krótko mówiąc, tu nie ma dyskusji, różnicy poglądów, jest tylko autorytarny dyktat. To właśnie jest wyrazem „putinizacji polskiej religii”. Putin nagle ubzdurał sobie, że to on zbawi Rosję, a każdy, kto ma wątpliwości co do jego kompetencji, jest traktowany jak wróg i zdrajca. Podobną ewolucję obserwuję u większości polskiego kleru.
Z chwilą objęcia urzędu człowiek zapomina, skąd się wziął, i zaczyna się zachowywać tak, jakby był jedyną miarą rzeczy. Polski kler, bo przecież nie tylko biskupi, rozciąga dogmat o nieomylności papieskiej na wszystkie swoje mniej czy bardziej (zwykle bardziej) idiotyczne pomysły interpretacyjne.
• Polski katolik wierzy w Boga?
– Mam z tym pytaniem kłopot. Polski katolicyzm nie jest ani religią, ani chrześcijaństwem, lecz ideologią grupową pozwalającą na odróżnianie się od innych, a w skrajnych przypadkach – na zwalczanie tych, którzy nie podzielają ich poglądów. Szczegółowych odpowiedzi udzielają socjologowie religii, z których szczególnie przenikliwy wydaje mi się Józef Baniak z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza.
Z jego analiz wyłania się dość ponury obraz ludzi zachowujących się stadnie i koniunkturalnie, których religijność jest w istocie zewnętrzną strategią dostosowania się do grupy dominującej, a w wielu wypadkach drogą do robienia kariery. Moje obserwacje w dużym stopniu potwierdzają wyniki tych badań.
• Jak to się stało, że religia w Polsce uległa upolitycznieniu, a polityka – ureligijnieniu?
– Główni aktorzy polityczni i religijni odwołują się z zapałem do dziedzictwa polskiego papieża. Zastanawiam się, skąd pojemność i elastyczność tej spuścizny. Myślę, że Karol Wojtyła chciał odegrać wyjątkową rolę w polskim Kościele. Nie było mu to dane, bo musiał pozostawać w cieniu prymasa Wyszyńskiego. Kiedy znalazł się w Rzymie, uznał, że to jego czas, i rozwinął wizję, która dzieliła katolików.
Istotny potencjał polaryzujący dostrzegam w jego stosunku do Europy. Z jednej strony deklarował konieczność przyjęcia Polski do Unii [wiedząc dobrze, że UE jest ufundowana na ideologii tak krytykowanego przez niego francuskiego Oświecenia – przyp. TAW], ale na tym samym oddechu zwrócił uwagę na szczególną jej rolę. Że oto Polska ma leczyć Europę z konsumeryzmu i bronić wartości chrześcijańskich. Wejście do UE, ale pod warunkami, było błędem, który wykorzystuje w tej chwili fundamentalistyczny kościelny beton. Powołując się na spuściznę papieża Polaka i konieczność dochowania mu wierności, inkryminuje, wytyka błędy i nienawidzi, czego wyraz mieliśmy w trakcie ostatniej debaty nad in vitro.
• Papież był przekonany, że Kościół winien bronić wartości chrześcijańskich.
– Bo nie miał zrozumienia dla idei oświecenia. Nie wyobrażał sobie, że etyka i moralność mogą istnieć poza chrześcijaństwem. Powiedzmy jasno, że on nigdy nie zaakceptował pluralizmu. Nigdy nie zgodził się na wielogłos. Mimo swojej ekumenicznej otwartości nigdy nie pytał o zdanie innych Kościołów. Jego katolicyzm był monologizujący i zamknięty na inne głosy. Spotykał się ze wszystkimi i recytował przemówienia, nie pozwalając na jakąkolwiek debatę.
Echa jego ambiwalencji pobrzmiewają w wypowiedziach Kaczyńskiego, Radia Maryja czy upolitycznionych biskupów.
A przecież Sobór próbował odciąć się od tego, co Jan Paweł II uczynił swoim programem – ureligijnienia polityki i upolitycznienia religii.
Uczestniczyłem w konferencji na jezuickim Uniwersytecie Georgetown w Waszyngtonie z okazji 50. rocznicy zakończenia Soboru. Wzięło w niej udział 270 teologów z całego świata, w tym dwóch kardynałów, wielu księży, zakonnice i świeccy katolicy. Nie zabrakło przedstawicieli innych wyznań chrześcijańskich i innych religii. Uderzyło mnie to, że poza odwoływaniem się do dokumentów soborowych najczęściej cytowanymi papieżami byli Jan XXIII, jako ten, który Sobór zwołał, i Franciszek, który ten Sobór najlepiej rozumie i wciela w życie.
O Janie Pawle II wspominano, ale przeważnie krytycznie. Główne pretensje wyrażali teologowie moraliści i teolożki feministki.
• Co mu zarzucali?
– Restrykcyjne podejście do seksualności, a mówiąc wprost: zamordyzm wykluczający z teologii moralnej debatę. Ci, którzy nie godzili się na wykładnię konserwatywną teologii katolickiej, byli pozbawiani prawa nauczania w imieniu Kościoła, jak obecny na konferencji Charles Curran, ikona odrzuconych teologów moralistów podejmujących owocny dialog z naukami humanistycznymi, a którego JP2 pozbawił katedry na Amerykańskim Uniwersytecie Katolickim.
Wojtyła miał duży wpływ na Pawła VI, który w 1968 roku, wsłuchując się w debatę moralistów i komisji większościowej opowiadającej się za liberalizacją doktryny, zwłaszcza w kwestiach antykoncepcji, wahał się co do zajęcia stanowiska. Wojtyła pod wpływem Wandy Półtawskiej forsował konserwatywne rozwiązania i dziesięć lat później, już jako papież, przyznał, że ma swój wkład w ochronę wartości konserwatywnych, wyrażony w encyklice „Humanae vitae” Pawła VI.
Teolożki feministki zarzucały JP2 wprowadzenie konceptu „geniuszu kobiecości”, który pojawił się w jego liście do kobiet w 2004 roku. Jego frazeologia podziwu dla odrealnionej kobiecości umacniała w Kościele paternalistyczne podejście do płci. Papieskie „Totus Tuus” i kult maryjny wyparły z kobiety jej siłę, sprowadzając ją do obiektu, który się podziwia i uwielbia, ale nie dopuszcza jej do działań decyzyjnych.
Emancypacja nie jest sloganem, tylko faktem. Kobiety są liderkami, polityczkami, wpływają pozytywnie na jakość debaty we wszystkich dziedzinach przestrzeni publicznej, tymczasem w Kościele są wykluczane i dyskryminowane. Podobnie się dzieje w islamie, który pozbawił kobiety praw i w rękach mężczyzn stał się religią wojującą i fundamentalistyczną.
Teolożki twierdziły na konferencji, że papież wiedział lepiej od nich samych, czym jest kobiecość. Franciszek ich słucha, podczas gdy Jan Paweł II ignorował ich głos. To były bardzo rzetelnie uzasadnione analizy i próby zrozumienia, dlaczego był tak inny od tego, co proponował zakończony przed 50 laty Sobór.
• W „Polak katolik?” sporo uwagi poświęca pan Romanowi Dmowskiemu. Nie obawia się pan, że po kolejnych wyborach katolicyzm będzie równoznaczny z polską racją stanu? Jarosław Kaczyński już mówi, że Polska może być tylko katolicka.
– Dmowskiego koncepcja polskości to jedna z najmroczniejszych kart w naszej myśli politycznej. Jego wkład w odzyskanie niepodległości przyczynił się bardzo do jej mitologizacji i zafałszowania. Dzisiaj trzeba o tym mówić szczególnie wyraźnie i bez niedomówień. Inaczej grozi nam powtórka z historii. To tak, jakby wygadywane czy wypisywane przez niektórych polityków, księży, a nawet biskupów głupstwa na temat mgły smoleńskiej [negowanie zamachu smoleńskiego po czterech Międzynarodowych Smoleńskich Konferencjach Naukowych na UKSW, przy obecnym stanie wiedzy na ten temat, jest świadectwem elementarnego braku szacunku dla faktów – przyp. TAW], in vitro czy gender usprawiedliwiać ich wkładem w zmianę systemu. Tym bardziej trzeba więc przypominać myśli pana Romana, by się ich strzec, nie mówiąc już o wdrażaniu w praktykę polityczną czy, nie daj Boże, ustawodawczą.
Grzegorz Krzywiec w monografii zatytułowanej znacząco „Szowinizm po polsku. Przypadek Romana Dmowskiego (1886-1905)” zgromadził antologię tych tekstów. Przypomnę najbardziej lubiane przez miłośników tej myśli: „Naród szczerze, istotnie katolicki musi dbać o to, ażeby prawa i urządzenia państwowe, w których żyje, były zgodne z zasadami katolickimi i ażeby w duchu katolickim były wychowywane jego młode pokolenia”.
I dłuższy fragment z Krzywca: „Do autorytarnych konkluzji skłaniały Dmowskiego jego młodzieńcze fascynacje tworzeniem się wielkich imperiów, które uznawał za kulminację państwa narodowego. Te zainteresowania z młodości nabrały nowego wymiaru wraz z przyswojeniem socjaldarwinizmu, który doprowadził autora do sformułowania prostej, ale brutalnej i praktycznej zarazem alternatywy. Albo powstanie silna, ugruntowana na trwałych i stabilnych fundamentach społeczność polityczna, albo też dotychczasowej wspólnocie grozi zagłada. Innego wyjścia nie ma. Przyjęcie rozwiązań kompromisowych oznaczałoby wegetację i stan bezradnej tymczasowości”.
Dzisiaj takie myślenie również dochodzi do głosu. Owszem, może ktoś powiedzieć, że dzisiaj nie ma w Polsce znaczących mniejszości etnicznych czy religijnych i antysemityzm czy darwinizm społeczny Dmowskiego nie powinien nikogo przerażać. To prawda, ale przy takim sposobie myślenia wróg zawsze się pojawi. Przecież kariera, którą zrobili w ostatnich latach publicyści skoncentrowani głównie na szukaniu i znajdywaniu wrogów, nie jest przypadkowa, ale wpisuje się dokładnie w ten endecki paradygmat myślenia. Dzisiaj mówi się nie o Żydach, ale o gejach, o gender, o zgniliźnie Unii zagrażającej polskości, o cywilizacji śmierci [UE i promowana przez nią cywilizacja śmierci w jej obecnej fazie wdrażania realnie Polsce zagraża – przyp. TAW].
• Lista jest rzeczywiście długa.
– I retoryka ta sama, podobnie jak cel – eliminacja pluralizmu i dominacja jedynego słusznego sposobu myślenia.
Dodałbym jeszcze, że bardziej widoczna jest tendencja do podporządkowania kobiet, a więc dominacji paradygmatu patriarchalnego. Stąd ta potrzeba wyznaczania jedynych słusznych standardów zachowań seksualnych, kontrolowania rozrodczości, sprzeciw wobec zapłodnienia in vitro, niechęć do związków partnerskich czy jednopłciowych. Wprawdzie mówi się o trosce o wartości rodzinne czy chrześcijańskie, ale w gruncie rzeczy chodzi o dominację nad całym naszym życiem.
Przecież niezgodne z moimi wartościami sposoby zachowania do niczego mnie nie zmuszają. Jedynym wytłumaczeniem tego szalejącego języka nienawiści jest poczucie utraty kontroli, stąd te desperackie próby przywrócenia dawno przez cywilizowany świat odrzuconego paradygmatu. Nawet papież zapytany, co sądzi o homoseksualistach, odpowiedział: „Kimże ja jestem, by ich osądzać”.
Wprawdzie mówi się o trosce o wartości rodzinne czy chrześcijańskie, ale w gruncie rzeczy chodzi o dominację nad całym naszym życiem.
Nasi domorośli inkwizytorzy takich wątpliwości nie mają. Nie tylko osądzają, ale też chcą leczyć i eliminować wszystkich, którzy nie podzielają ich poglądów! Nigdy i nigdzie na świecie teologowie katoliccy nie sformułowali takich sądów, które wygłaszają Dzięga, Hoser czy Gądecki, które mogą być traktowane co najwyżej jako prywatne opinie polskich księży, a nie jako obowiązująca wykładnia. […]
• Co taka retoryka oznacza w dłuższej perspektywie dla Polski, a co dla katolicyzmu?
– Kraj i społeczeństwo w większości przyznające się do tego wyznania dobrowolnie skazują się na izolację i śmieszność.
Wymiaru groteskowego dzisiejszemu powrotowi sarmatyzmu przydaje to, że dzieje się to w okresie późnej nowoczesności i globalizacji. Jest to tym bardziej zdumiewające, że do roku 1989 katolicyzm pomagał nam utrzymywać kontakt ze światem zachodnim, a na Soborze ostatecznie zamknął kartę mentalności osądzającej i wykluczającej. Stworzył nowy paradygmat otwartości i dialogu. Boję się, że przez wielu polityków katolicyzm zaczyna być utożsamiany z polską racją stanu. Napisałem książkę również jako sprzeciw wobec tej groźnej tendencji.
• Udowadnia pan, że zbitka Polak-katolik nie jest ani historycznie uzasadniona, ani oczywista.
– Nie odkrywam Ameryki. Witold Gombrowicz z Polaka-katolika sobie dworował, a Maria Janion w wielu książkach demaskuje romantyczne i mesjanistyczne urojenia polskiej literatury romantycznej. Dodałbym do tego niezwykle dla mnie istotne, a mniej znane prace Marii Bobrownickiej, niedawno zmarłej przyjaciółki Jana Pawła II.
Mało o nich wiemy, bo jesteśmy skoncentrowani na fantazjach innej rówieśniczki i przyjaciółki papieża – Wandy Półtawskiej. Przygotowuję się do konferencji w Chicago poświęconej papieżom posoborowym. Mam tam właśnie przedstawić te romantyczno-mesjanistyczne uwikłania myśli i zachowań Jana Pawła II. Bez tej tradycji jego myślenie jest całkowicie niezrozumiałe. W Polsce myślenie krytyczne zostało zdominowane przez hagiografię i pomnikomanię, dlatego trudno będzie nam jeszcze przez długie lata spokojnie analizować mit Polaka-katolika.
• Diagnozuje pan, że dla polskiego Kościoła entuzjastycznie nastawionego do przeszłości wrogami są demokracja, postęp i nauka. Dlaczego zatem ludzie w nim trwają?
– Mogę odpowiedzieć za siebie. Trwałem w Kościele 30 lat, bo wierzyłem, że się zmieni, że jest naprawdę „świętym Kościołem grzesznych ludzi”, by przywołać tytuł świetnej książki ks. Jana Kracika. Jednak tej świętości doświadczałem coraz mniej, a instytucja robi wszystko, by tłumić indywidualne drogi dotarcia do Boga. W odejściu od instytucji Kościoła pomogły mi studia i świadomość kulturowych uwarunkowań kościelnych dogmatów.
Zobaczyłem katolicyzm w krzywym zwierciadle. Posłużę się analogią do ewolucji poglądów Leszka Kołakowskiego, który przez lata był oddelegowany przez partię do walki z Kościołem. Tak się tą walką przejął, że na stare lata stał się apologetą religii i żarliwym krytykiem ateizmu. Mnie religia nie przeszkadza, znajduję w niej wiele jasnych stron. Prawdą jest jednak, że w polskim katolicyzmie widzę ich coraz mniej.
Instytucja robi wszystko, by tłumić indywidualne drogi dotarcia do Boga. W odejściu od instytucji Kościoła pomogły mi studia i świadomość kulturowych uwarunkowań kościelnych dogmatów.
• Co jest jasnego w religii?
– Wymiar mistyczny. Dostrzegam go w tekstach biblijnych, zwłaszcza w psalmach i u niektórych proroków. Widzę w postaci Jezusa, zwłaszcza wtedy, gdy ujmuje się za odrzuconymi i gdy wygłasza mowę o Sądzie Ostatecznym, w której jedynym kryterium prawdziwości religijnych przekonań jest pomoc bliźniemu.
Strona z dzieła „Liber Divinorum Operum” (Księga dzieł Bożych) Hildegardy z Bingen (commons.wikimedia.org)
Jasną stronę widzę też w prostej religijności, której doświadczałem w mojej rodzinie od wczesnego dzieciństwa. Są także wspaniałe kobiety, takie jak święta Hildegarda z Bingen czy Teresa z Ávila. I wielu jezuitów. To dla nich przyszedłem do zakonu. I z wierności im odszedłem.
Z prof. Stanisławem Obirkiem rozmawiała Dorota Wodecka
Polska stała się bastionem CYWILIZACJI ŁACIŃSKIEJ,czytaj GRECKO-RZYMSKIEJ.Obronić POLSKOŚĆ to znaczy obronić wartości tej CYWILIZACJI.
Są Obywatele Świata aktualnie kształtowani w Polsce po odbiciu się od ściany komunizmu do ściany globalizmu.Tym bardziej trzeba podnieść poprzeczkę jakości nauczania wiary,aby te wartości obronić.
idiota byc to nie grzech tylko ja bym sie na Twoim miejscu nie chwalil.
@lujiki
Jakie korzenie ma znachor od idiotyzmu?!Wszystko wskazuje,że judaistyczne skoro nie pojmuje istoty DAGOME IUDEX.
Aby zrozumieć korzenie kultury chrześcijańskiej nie można też zapominać o polskim badaczu antyku Tadeuszu Zielińskim i jego HISTORIA RELIGII STAROŻYTNEJ w skład,której wchodzą następujące tomy :
I.Religia starożytnej Grecji.
II.Religia hellenizmu.
III.Hellenizm a judaizm
IV.Religia Rzeczpospolitej Rzymskiej.
V.Religia Cesarstwa Rzymskiego
Zostały one zwieńczone : CHRZEŚCIJAŃSTWO ANTYCZNE i tezami autora,które powtórzył z
listu rozwodowego opisanego w HELLENIZM A JUDAIZM :
I.Badania naukowe pochodzenia religii tak samo ,jak i badania naukowe pochodzenia życia,są z góry skazane na jałowość ignoramus et ignorabimu.
II.Jak nie może zrozumieć sztuki antycznej człowiek,pozbawiony poczucia artystycznego,tak samo nie zrozumie antycznej religii ten komu brak uczucia religijnego.
III.Zapal w sercu swoim jasną pochodnię uczucia religijnego,ale zostaw w domu mdły kaganek wyznaniowości,jeśli chcesz ,żeby świątynia religii antycznej pokazała swoje cuda.
IV.Bóg się objawił w Pięknie,Prawdzie i w Dobru i doskonała jest tylko ta religia,która uwzględnia wszystkie te trzy objawienia w ich całości.
V.Szczytem dążeń religijnych ludzkości jest chrześcijaństwo w swej najbardziej rozwiniętej postaci.
VI.RELIGIA ANTYCZNA jest właściwym STARYM TESTAMENTEM tego chrześcijaństwa.
CYWILIZACJA ŁACIŃSKA,czytaj GRECKO-RZYMSKA wraz z ewolucją ludzkiego myślenia ma też swoją ewolucyjną drogę.Stąd w katolicyzmie staje się coraz większe zrozumienie dla nauki o STWORZENIU.Józef Ratzinger,jeszcze jako kardynał w niedomogach upatrywał źródło kryzysu wiary,stad potrzeba podniesienia jakości jej nauczania.Wykorzystują to „rycerze” walczący z KrK,choćby na tle dyskusji o biologii.Podobnie rzecz się ma i z innymi dziedzinami nauk przyrodniczych.
Czy ta strona rzeczywiście mowi prawdę?
Wszyscy chrześcijanie, to wyznawcy Pawła, który nie znał nauki Jezusa.
Nie znam ani jednego katolika znającego treść Biblii. Wszyscy znają tylko jej urywki, szczególnie wzruszające. A czego w niej Bóg chce od ludzi – jakoś nikt nie docieka.
Wiara ma swoją wielką tajemnicę.
W roku 1989 Józef Ratzinger,wówczas jeszcze kardynał,połączył kryzys wiary,jaki ma miejsce w Europie z „zaniedbaniem nauki o stworzeniu”.
Aby lepiej zrozumieć korzenie kultury chrześcijańskiej nie można też zapominać o polskim badaczu antyku Tadeuszu Zielińskim i jego HISTORIA RELIGII STAROŻYTNEJ w skład,której wchodzą następujące tomy :
I.Religia starożytnej Grecji.
II.Religia hellenizmu.
III.Hellenizm a judaizm
IV.Religia Rzeczpospolitej Rzymskiej.
V.Religia Cesarstwa Rzymskiego
została zwieńczona : CHRZEŚCIJAŃSTWO ANTYCZNE i tezami autora,które powtórzył z
listu rozwodowego opisanego w HELLENIZM A JUDAIZM,jako tom III RELIGIE ŚWIATA ANTYCZNEGO :
I.Badania naukowe pochodzenia religii tak samo ,jak i badania naukowe pochodzenia życia,są z góry skazane na jałowość ignoramus et ignorabimu.
II.Jak nie może zrozumieć sztuki antycznej człowiek,pozbawiony poczucia artystycznego,tak samo nie zrozumie antycznej religii ten komu brak uczucia religijnego.
III.Zapal w sercu swoim jasną pochodnię uczucia religijnego,ale zostaw w domu mdły kaganek wyznaniowości,jeśli chcesz ,żeby świątynia religii antycznej pokazała swoje cuda.
IV.Bóg się objawił w Pięknie,Prawdzie i w Dobru i doskonała jest tylko ta religia,która uwzględnia wszystkie te trzy objawienia w ich całości.
V.Szczytem dążeń religijnych ludzkości jest chrześcijaństwo w swej najbardziej rozwiniętej postaci.
VI.RELIGIA ANTYCZNA jest właściwym STARYM TESTAMENTEM tego chrześcijaństwa.
Tajemnicami szafują ci, którzy nic nie wiedzą, a chcą uchodzić za nieomylnych decydentów – władców.
Ksiądz Obirek jak dla mnie w wielu miejscach przesadza, wyolbrzymia problemy i nieraz mówi nieprawdę (a może brak mu wiedzy). No, ale czego się spodziewać w końcu to wywiad dla „Szechter Zeitung”. Jak można oczekiwać, że kościół katolicki się zmieni? Jeżeli od ok. 1700 lat głosi np. że małżeństwo jest święte, że homoseksualizm to grzech to jak może nagle zacząć popierać ideologię gender czy homomałżeństwa? Przecież religia opiera się na doktrynach, a gdyby kościół katolicki nagle zmienił doktrynę, która według hierarchów pochodzi od Boga no to czym by się stał w oczach wyznawców? Szatańską sektą! Dlatego nigdy się nie zmieni, a jak to się stanie to będzie jego koniec, co zresztą niedługo zapewne nastąpi.
Nie jest prawdą, że polscy katolicy zlinczowaliby homoseksualistów żyjących w związkach jednopłciowych gdyby mogli. Ja też byłem wiele lat katolikiem i nie miałem nic do homoseksualistów. Niech sobie żyją i niech sobie śpią nawet z koniem w oborze jak mają taki kaprys. Ale niech mniejszość jaką niewątpliwie stanowią nie terroryzuje większości i nie oczekuje takich samych praw. Z heteromałżeństw biorą się dzieci, a z homomałżeństw nie, więc jak homozwiązek może mieć te same prawa co heterozwiązek? To sprzeczne z prawami biologii. Niech sobie żyją i mają nawet związki partnerskie dające im prawa podobne co zwykłe małżeństwa, ale bez prawa do adopcji dzieci. Dlaczego dzieci w szkole mają mieć robione pranie mózgu o jakiś chorych ideologiach że płeć nie ma związku z biologią, ale z kulturą? To totalny absurd, a ten świat jest w tej chwili postawiony na głowie. NIe może mniejszość terroryzować większości i wyzywać ich od ciemnogrodu. Gdzie wzajemny szacunek? Jeżeli mniejszość szydzi z większości i to jeszcze wspiera większość mediów to nie dziwne, że ta większość się gotuje i zionie nienawiścią do homoseksualistów, genderowców itd. Jeżeli taki prof. Hartman mówi np., że Polacy to miliony chamów i że trzeba zrobić z nimi porządek (cytat niedosłowny) to jak typowy Polak katolik czy nawet niekatolik, ale chcący normalności a nie chorych ideologii ma kogoś takiego lubić? Będzie go nienawidził. To oczywiste. Chcesz tolerancji to sam bądź tolerancyjny wobec innych. Tzw. lewicowi-liberałowie tego nie potrafią zrozumieć! I dopóki nie zrozumieją nigdy nie będzie w tym kraju normalnie, a ideologie nacjonalistyczne będą rosły w siłę, bo jak wiadomo im bardziej z czymś się walczy tym bardziej to rośnie w siłę.
Co do Romana Dmowskiego i polskiej idei narodowej – wyrwane z kontekstu cytaty. Idea nacjonalizmu Dmowskiego owszem opiera się na katolicyźmie, ale nie wyklucza wcale innych wyznań czy nawet ateizmu. W ugrupowaniach narodowych byli nie tylko katolicy, którzy rzecz jasna stanowili większość, ale też i prawosławni, kilku Tatarów i chyba paru ateistów też znalazłoby się. Dmowski uważał, że każdy kto czuje się Polakiem, utożsamia się z naszą kulturą, szanuje nasze obyczaje i religie i mu to odpowiada i chce tu żyć to jest Polakiem nawet jeśli w Polsce się nie urodził i może wyznaje prawosławie czy nawet islam. W końcu w II RP mieszkali Tatarzy, którzy byli muzułmanami i nie stanowili problemu, nikt ich nie atakował z powodu ich wiary, podobnie jak i dziś. Dlatego ja się idei narodowej Dmowskiego nie boję. A od jego dzieła „Myśli nowoczesnego Polaka” minęło ponad 100 lat i wiadomo, że świat się od tego czasu zmienił i nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie bezrefleksyjnie kopiował wszystkiego co on tam zapisał, bo to było odpowiednie do tamtych czasów, a nie do obecnych. Podsumowując tolerancja tak, ale wszystko ma swoje granice i musi działać w obie strony, a nie tylko w jedną – „postępowcy” żadają, a katolicy mają wszystkie ich żądania spełniać.
Co do biologi i natury – nie zgodzę się. „Homoseksualizm” (nie taki jak widzimy wśród ludzi, mówię ogólnie o reprodukcji dwóch organizmów tej samej płci) jest dość często spotykany,głównie prokaryotach czy eukaryotach jedno komórkowych, nie zapominając o niektórych mieczakach,a nawet roślinach. Więc nazwałabym to inaczej : brak akceptacji, niż tolerancji, że coś jest obecne, choć w mniejszości. Homoseksualizm wśród ludzi zawsze istniał, tylko był tabu bo, jako ze religia była bardziej „surowa” (brak mi słów jak to nazwać inaczej), bardziej potepiala takie zachowanie. Wystarczy trochę poczytać fragmenty, nawet jeszcze za czasów antycznych, gdzie istniały relacje dwóch mężczyzn tylko nie było to pokazywane na świetle dziennym. Bo każdy się bał opini publicznej. Teraz czasy się zmieniły,bo ludzie powiedzieli „dość – po co chować coś, co jednak jest odliczalne w znaczącym stopniu wśród społeczeństwa, a jednak trzeba kłamać całemu swiatu”.
Co do reszty, zgadzam się z Pana wpisem : coraz mniej jest wzajemności co do tej tolerancji; punkt pozytywny : i tak Ci ludzie zostaną „wyeliminowani” przez selekcję naturalną, póki nie przeniosą swoich genow dalej 😉
Chodziło mi o biologię człowieka, bo 2 mężczyzn nigdy nie pocznie dziecka. W biologii w ogóle są możliwe różne dziwy takie jak dzieworództwo czy obojnactwo. Zgoda homoseksualizm był zawsze i zawsze stanowił margines, ale wcześniej o nim w ogóle nie mówiono z powodu religii. Dziś się mówi i dobrze i mi to nie przeszkadza, ale nie lubię nachalności i ciągłego gadania jak to homoseksualiści rzekomo są prześladowani w Polsce i urządzania homoparad, które dla mnie osobiście są po prostu niesmaczne. Sądzę, że większość ludzi uważa podobnie jak ja – niech sobie żyją po swojemu, ale niech nie zatruwają życia innym. Mnie nie przeszkadzają homoseksualiści. Przeszkadza mi homopropaganda w mediach. Podstawa to wzajemny szacunek i tolerancja z obu stron. Tak jak nie podoba mi się homopropaganda tak i nie chciałbym zmiany polegającej na tym, że teraz nastąpi katolicka propaganda. Po prostu trzeba wrócić do tego jak żyli nasi przodkowie prasłowianie. W skrócie ich dewizą było: żyj i pozwól żyć innym jak chcą.
Wystarczy przeczytać informacje NAUKOWCÓW dotyczące % występowania wad u dzieci z in vitro, ażeby przestać się zachwycać „postępem w medycynie”.
Ale księdzu Obirkowi widocznie się NIE CHCIAŁO.
Biologia człowieka – czytaj
http://www.learnninggnm.com
Panie profesorze, Pana wypowiedzi daly mi do myslenia. Dziekuje.
Panie „ojcze” Obirek, wszyscy wiedzą, że to odejście z zakonu to z powodu pięknej Żydówki (nie jestem antysemitą, stwierdzam fakt: poznałam państwa na konferencji). Nie ma co dorabiać ideologii, od tysięcy lat wiadomo, że dupa rządzi. I w imię tejże dupy proszę się od nas katolików odstosunkować: my chcemy po Bożemu, z jednym/z jedną itd. Mamy do tego prawo, a panu życzę szczęśliwego życia – w granicach rozumu, czyli nie krzywdzimy innych. Zrozumiano?