Dziewięć lat walki o prawdę historyczną w „wolnej Polsce”. Dlaczego mainstream nie zauważył procesowego zwycięstwa Wyszkowskiego nad Wałęsą?

Wałęsa Wyszkowski

Sytuacja powtarza się nagminnie, trzeba więc ją ciągle pokazywać,  bo media są jednym z filarów demokracji. Jeśli one są chore, szans nie ma żadnych na zbudowanie w państwie zdrowej, pełnej demokracji. Przykre to, że 25 lat po odzyskaniu wśród wielu innych w tym podstawowych swobód obywatelskich, w tym wolności prasy, radia, telewizji, media znowu zakłamują rzeczywistość.

Robią to jak dawniej w czasach PRL według wypróbowanej recepty  socrealistycznej – fakty, o których nie ma w mediach, nie istnieją. Dla obecnej  rzeczywistości charakterystyczne jest, że organ selekcjonujący fakty pełni samo medium. Ktoś powie – słusznie – to przecież naturalne, że każde medium musi samo zdecydować, co bardziej jest, a co mniej ważne, bo przecież każde medium ma ograniczenia przestrzenne lub czasowe. I musi wybrać dla swoich odbiorców rzeczy najważniejsze. Pełna zgoda. Tyle, że waga niektórych wydarzeń jest tak duża, iż ukrywanie ich przed oczami opinii publicznej  staje się fałszowaniem rzeczywistości.

Tak właśnie jest w ukrywaniu przez część mediów maintsreamowych  ostatecznego wyniku niezwykle ważnego procesu, który Lech Wałęsa przegrał z byłym działaczem Wolnych Związków Zawodowych Krzysztofem Wyszkowskim. Proces zaś nie był o przysłowiowy koszyk jabłek. Wałęsa żądał sądowego nakazu przeprosin i materialnego zadośćuczynienia za to, że Wyszkowski nazwał przywódcę „Solidarności” kapusiem SB o pseudonimie „Bolek”. Był to więc nie tylko prywatny proces urażonego Lecha Wałęsy o ukaranie Wyszkowskiego, za nieodpowiedzialne i nieuzasadnione  negatywne stygmatyzowanie lidera „S”, lecz walka o historyczną prawdę. Sprawa ciągnęła się dziewięć lat. W kilku pierwszych etapach tego tasiemcowego procesu Wyszkowski stał zdawałoby się na straconej pozycji. Aż wreszcie, po naprawdę heroicznej walce Wyszkowskiego, kilkakrotnie w ciągu tych dziewięciu lat ciężko chorującego, zapadł wyrok ostateczny, czy jak się popularnie mówi, prawomocny. Nawet Wałęsa nie jest już go w stanie „odkręcić”.

Wałęsa Wyszkowski

Trzeba powiedzieć krótko: Wielkie zwycięstwo prawdy. Choć po grudach. Z drugiej strony ukarane pieniactwo Wałęsy. I próba fałszowania własnej biografii. I to w jaki sposób. Kosztem krzywdzenia  jednej z legend gdańskiej „Solidarności”.

A jednak są media, które tego zdarzenia nie zauważyły albo pominęły, bo nie wydawał im się wystarczająco ważny.

Jerzy Jachowicz

SDP.pl

24.10.2008 WARSZAWA JERZY JACHOWICZ DZIENNIKARZ PISARZFot. Marcin Lobaczewski

Reklama

Od 8 października 2014 r. można już w świetle prawa i zgodnie z faktami tytułować Lecha Wałęsę TW „Bolkiem”. Legendarny opozycjonista Krzysztof Wyszkowski wygrał 9-letni proces

Wyszkowski

Po ostatecznej porażce sądowej Lecha Wałęsy każdy obywatel ma prawo powiedzieć, że w latach 70. były prezydent był zarejestrowany jako TW „Bolek”, donosił na swoich kolegów i pobierał za to wynagrodzenie – mówi Krzysztof Wyszkowski, legendarny przywódca Wolnych Związków Zawodowych, pozwany przed dziewięciu laty przez Lecha Wałęsę.

Wygrał Pan proces, który wytoczył Panu Lech Wałęsa za nazwanie go TW „Bolkiem”. To oznacza, że byłego prezydenta można już oficjalnie nazywać „Bolkiem”?

– Sąd odrzucił ostatecznie wszelkie roszczenia Wałęsy, jakie zgłaszał w wytoczonym przeciwko mnie procesie. Można go teraz nazywać „Bolkiem” pod pewnymi warunkami. Warto ostrzec opinię publiczną przed takim używaniem tego określenia, któremu sąd będzie mógł przypisać intencję obrażania. Powiedzenie o nim, że był podłym szpiclem, sąd może uznać za nieuprawnioną obelgę. Można mówić o TW „Bolku” z intencją odnoszenia się do prawdy. Po tym wyroku każdy obywatel ma niewątpliwie prawo –zgodnie z aktami sprawy i ustaleniami IPN‑u potwierdzonymi przez sąd – powiedzieć, że Wałęsa był zarejestrowany przez Służbę Bezpieczeństwa pod pseudonimem „Bolek”, donosił na kolegów i pobierał za to wynagrodzenie.

Dlaczego ta sprawa trwała aż dziewięć lat?

– Lech Wałęsa zgłaszał kolejne roszczenia. Dopiero w ubiegłym tygodniu otrzymałem decyzję sądu kończącą całą sprawę. Proces toczył się w trzech miastach: w Gdańsku, Sopocie i Warszawie. Kolejne roszczenia Wałęsy skutkowały pobocznymi sprawami – najpierw o zwrot pieniędzy za opublikowanie na antenie TVN‑u przeprosin, które on sam zamieścił na własny koszt. Po uznaniu przez sąd, że przeprosiny mu się nie należały, w dalszej kolejności Wałęsa domagał się zwrotu kosztów procesowych. Sąd prawomocnie odrzucił to żądanie byłego prezydenta. W końcu sąd nakazał Wałęsie zwrócenie kosztów postępowania drugiej stronie sporu. W finale dziewięcioletniej sprawy Wałęsa jest mi winien ostatecznie 2400 zł.

Krzysztof Wyszkowski wita Lecha Wałęsę w siedzibie tworzącej się „Solidarności” w Gdańsku, 2.09.1980 r. Fot. wzzw.wordpress.com

Po tylu latach wielu ludzi nie pamięta, o co poszło.

– W 2005 r., gdy ówczesny prezes Instytutu Pamięci Narodowej Leon Kieres wręczył Wałęsie dokument świadczący o uznaniu go za osobę pokrzywdzoną w PRL‑u, powiedziałem, że to nadużycie, ponieważ Wałęsa był płatnym tajnym współpracownikiem o pseudonimie „Bolek”. Zgodnie z ustawą o IPN-ie status osoby pokrzywdzonej nie należał się Wałęsie, bo najpierw był działaczem antykomunistycznym, a następnie został agentem. Takim osobom status osób pokrzywdzonych w PRL‑u nie przysługiwał.

Lech Wałęsa, pozywając mnie do sądu, twierdził, że nigdy nie był agentem. Sąd ostatecznie uwolnił mnie od winy, uznając, że zbadałem sprawę dogłębnie i na podstawie rzetelnie przeprowadzonych badań miałem prawo do wygłaszania swoich stwierdzeń pod adresem byłego prezydenta.

Koniec sprawy jest dla Pana pomyślny, ale pozew byłego prezydenta skutkował dolegliwymi konsekwencjami.

– Przede wszystkim to było dziewięć lat wielkich kłopotów. Naraziło mnie to na walkę z sądami, nastawionymi do mnie na ogół wrogo. Było tak w Sądzie Okręgowym w Gdańsku, gdy jedna z sędzi, krzycząc na mnie, odbierała mi głos. Ale przy okazji chcę podziękować wielu prawnikom, którzy przez te lata udzielali mi pomocy. To duża grupa osób, która bezinteresownie udzielała mi bezcennych porad. Wdzięczny jestem również za wsparcie opinii publicznej, szczególnie tych ludzi, którzy zjawiali się na procesach.

Rozmawiał Maciej Marosz

niezalezna.pl

Komentarz Krzysztofa Wyszkowskiego do sądowego wyroku kończącego jego 9-letnie zmagania o rzetelną edukację Narodu w kwestii poznania przez Polaków historycznej prawdy materialnej dotyczącej postaci Lecha Wałęsy:

Ujawnienie Wałęsy jako agenta SB jest dziełem wspólnym

Od chwili, gdy Sąd Okręgowy w Gdańsku poinformował mnie, że proces wytoczony mi przez Lecha Wałęsę w 2005 r. ostatecznie zakończył się oddaleniem tego powództwa, z całego świata otrzymuję gratulacje, pozdrowienia, a nawet podziękowania za ujawnienie prawdy o agenturalności t.w. „Bolka”. Nie mogąc indywidualnie odpowiedzieć na wszystkie wiadomości, tą drogą przekazuję moje serdeczne podziękowania.

Po dziewięciu latach zmagań z przeciwnikiem tak możnym, potężnym, bogatym i mającym jednoznaczne poparcie wielu instytucji państwowych, z wdzięcznością przyjmuję pozdrowienia od tych, których prawda o najnowszej historii Polski cieszy osobiście.

Tym bardziej serdecznie i gorąco wyrażam wdzięczność wszystkim, którzy czynnie – jako adwokaci, radcowie prawni i nieformalni pomocnicy – udzielali mi bezcennej pomocy, bez której kłamstwo bez wątpienia zwyciężyłoby nad prawdą, ponieważ siły postkomunistycznego układu nadal posiadają w wymiarze sprawiedliwości wielkie wpływy. Pamiętając o sędziach, którzy odmawiali mi prawa do obrony, nie zgadzali się na przybranie adwokata, odrzucali postępowanie dowodowe, krzyczeli na mnie i niedopuszczali do głosu, krótko mówiąc, zachowywali się jak funkcjonariusze wypełniający polecenia – jak to określił jeden z nich: „mojego zwierzchnika premiera Donalda Tuska” – mam obowiązek przypomnieć dziś, że sędzia Sądu Okręgowego w Gdańsku Barbara Malak już 31 sierpnia 2010 r. miała odwagę przeciwstawić się tej atmosferze i orzec o oddaleniu pozwu Wałęsy oraz stwierdzić, że dokonałem należytej staranności w badaniu sprawy jego agenturalności.

Poza prawnikami wyrazy szczególnej wdzięczności kieruję w stronę historyków, szczególnie wobec Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, którzy pracując pod auspicjami Janusza Kurtyki, sporządzili najpełniejsze w dostępnych ówcześnie warunkach kompendium wiedzy o agenturalności Lecha Wałęsy.

Dr Piotr Gontarczyk i prof. Sławomir Cenckiewicz oraz owoc ich wieloletniej archiwalnej kwerendy: książka „SB a Lech Wałęsa”. Fot. Tomasz Gzell/ PAP

Jestem przekonany, że poważny wpływ na ostateczne zwycięstwo miała również postawa opinii publicznej, ponieważ nawet sędziowie-„funkcjonariusze” musieli w swych krętactwach dbać przynajmniej o pozory praworządności, które jednak stawały się skutecznym punktem zaczepienia dla prawników prowadzących moją obronę.

Dlatego, choć zmęczony tym i innymi procesami wytaczanymi mi w III RP za ujawnianie agentury komunistycznych służb specjalnych, z głębi serca dziękuję wszystkim rodakom podzielającym moje przeświadczenie, że

odsunięcie od władzy nad Polską obcej agentury jest warunkiem naszej wolności, demokracji i niepodległości.

Krzysztof Wyszkowski

wyszkowski.com