Wojtek Drewniak prezentuje korespondencję Łukasza Szuścickiego (NTV Gdańsk) z Wolimierza, gdzie odbywa się Festiwal Alternatywnych Społeczności.
http://stacja.wolimierz.info.pl/festiwal-2013/festiwal-2014
Wojtek Drewniak prezentuje korespondencję Łukasza Szuścickiego (NTV Gdańsk) z Wolimierza, gdzie odbywa się Festiwal Alternatywnych Społeczności.
http://stacja.wolimierz.info.pl/festiwal-2013/festiwal-2014
Od wielu dni trwa nagonka na lekarzy pod pretekstem rzekomego nadużycia pojęcia wolności sumienia. A kto to się nie włączył już do dyskusji, udając eksperta! A kto to już nie zabierał głosu: od indywidualnych celebrytów, do zawodowych dezinformatorów, szczególnie związanych z żydowska gazetą dla Polaków, jak to mówi pan St. Michalkiewicz. W typowy dla żółtego dziennikarstwa sposób postępowania – nie jakość, ale ilość czyni fakty – usiłuje się ogłupić społeczeństwo.
Próbować ustosunkować się do wszelkiego rodzaju dezinformacji nie sposób, zresztą nie o to chodzi. W tym przypadku uwidocznił się cały system azjatyckiej cywilizacji, od turańszczyzny, po cywilizację bizantyjskiej. Wyraźnie widać, skąd pochodzą „nasi” urzędnicy. Przypomnę, że cywilizacja bizantyjska, szczególnie w wydaniu pruskim, to omnipotencja państwa nad obywatelem. „Ty obywatelu, głupi c…u, masz wykonywać wszelkie zalecenia, które my tu, zresztą za twoje, podatnika, pieniądze wymyślamy, abyś był szczęśliwszy. A jak nie jesteś szczęśliwszy, to twoja wina, ponieważ i tak twoje pieniądze wydamy jak będziemy chcieli , i tobie nic do tego”. Taki jest mniej więcej tok rozumowania tych wszelkiej maści darmozjadów na stołkach urzędniczych, od samego początku, to jest od 1944 roku, kiedy do nas przyszli. Obecnie jest to już oczywiście któreś tam z rzędu pokolenie. Przecież po 1990 roku nie nastąpiło odcięcie się od pępowiny, tylko uznano ciągłość państwa, na przykład przejmując długi komunistów.
Poczynając od cywilizacji greckiej, poprzez rzymską i na łacińskiej kończąc, zawsze zdrowie było sprawa indywidualną każdego człowieka. Dopiero wschodnie nacje, w trosce o nasze pieniądze, ufundowały nam coś, co nazwano zdrowiem publicznym. Jak to powtarzam wielokrotnie, publiczne, to są domy, zwane pospolicie burdelami. Jak wiadomo, burdele są doskonale dochodowymi instytucjami dla właścicieli. I stąd właśnie to pojęcie. Otóż przez całe 2500 lat leczenie chorych to była cywilno – prawna umowa pomiędzy pacjentem, a lekarzem, bez wtrącania swoich 3 groszy przez niedouczonego urzędnika. Przecież gdyby taki cokolwiek umiał, to nie siedziałby za biurkiem, tylko leczył ludzi na przykład, naprawiał samochody etc. Nawet w „komunie” lekarz miał prawo wyboru metody leczenia chorego. Dopiero po utworzeniu tzw. Narodowego Funduszu Zdrowia (zapomniano podać jakiego narodu, bo Polska zawsze była wielonarodowa, więc może o to chodzi), nagle jacyś urzędnicy zaczęli tworzyć wytyczne i procedury jak dla debili.
Jak już nie raz podawałem i uzasadniałem, cały ten cyrk ze stowarzyszeniami, Izbami lekarskimi, prawniczymi itd., miał na celu objęcie lepsza kontrolą społeczeństwa, pod pretekstem demokracji. Po to stworzono system grantów, aby ten, kto płaci, miał prawo żądać. Jest to tak oczywiste, że nie wymaga chyba specjalnego uzasadnienia. Wiadomo, że ubóstwo społeczeństwa sprawia, że jedynym, decydującym płatnikiem, jest administracja wszelkiej maści. Chodziło o budowę tzw. piramidy władzy, czyli typowa turańszczyzna. Widzimy to wyraźnie w przypadku NFZ, którego urzędnicy za nic nie odpowiadają, a maja prawo kontroli medycyny i wtrącania się do wszystkiego. Ustawa natomiast mówi, że za „zdrowie” na danym terenie odpowiada NFZ. I jak to się ma do wielomiesięcznych, czy nawet kilkuletnich kolejek chorych, czekających na operację zaćmy, czy ortopedyczną. Nawet z chorobami nowotworowymi czeka się kilka miesięcy. Mogę podawać konkretne fakty!!!
W województwie pomorskim choruje rocznie na rak ponad 17 000 ludzi, umiera ponad 5000 rocznie. A NFZ przeznacza na ich leczenie tylko ok. 100 milionów złotych. Biorąc podawane przez NFZ dane, to koszt leczenia jednego chorego wynosi ok. 200 000 złotych. Sam możesz obliczyć sobie, PT Czytelniku, ilu chorych jest leczonych w jednym województwie, a ilu skazanych na śmierć. I oczywiście dla WAADZY (Jacek Fedorowicz) nie ma to znaczenia. Kogo by tam w NFZ obchodziła Konstytucja. A Ministerstwo Zdrowia (czyjego)? „A co ich to obchodzi, oni muszą zajmować się reklamą i sprzedażą szczepień”. Proszę zauważyć, że taki p. dr Arłukowicz ociera się o wszelkiego rodzaju stanowiska administracyjne i sejmowe od ładnych kilkunastu lat. I co? I nic! Do tej pory nie obchodziło go, że instytucja, której szefuje, nie zrobiła formalnie nic w sprawie podania do publicznej wiadomości miejsc, gdzie mogą odbywać się skrobanki. A powinna albo wyznaczyć takie miejsca albo przekazać sprawę do Ministerstwa Sprawiedliwości, jako kompetentnego w sprawie kata. Jak podał konsultant krajowy z chirurgii dziecięcej, ponad 3000 dzieci umiera rocznie z powodu braku dostępu do operacji, tylko serca. Czy jakikolwiek prokurator zajął się tą sprawą? Tyle zgonów, i cisza? „Chazana wykończyć”, to jest problem! By innym odebrać chęć samodzielnego myślenia. Lekarze mają być trybikami w maszynie robienia pieniędzy przez Big-farm. A nie jakieś tam leczenie.
Czy przypadkiem słyszeliście, Drodzy Czytelnicy, aby chociaż jeden przedstawiciel prawa zabrał w tej sprawie głos i „przyczepił się” do NFZ? A przecież Prokuratura, jak wynika z ustawy, jest odpowiedzialna za przestrzeganie prawa. Takiego prof. Chazana, to od razu stawia w stan oskarżenia. A takiego dyrektora NFZ, to nawet nie śmie ruszyć. Ci wszyscy profesórowie, taki na przykład Wojciech Sadurski, ekspert od konstytucji, ani razu nie zabrał głosu, że NFZ łamie konstytucję, że przecież jeżeli konstytucja daje prawo do właściwej opieki medycznej obywatelom, to czekanie w kolejce na operację zaćmy przez 5 lat, dyskwalifikuje chorego jako pracownika i ponosi on ciężkie straty, które NFZ powinien mu wyrównać! Oczywiście, może, czekając w kolejce, nie doczekać operacji. Wyjątkowo zabawne są uzasadnienia prof. W. Sadurskiego odnośnie niewykonania aborcji przez prof. Bogdana Chazana. Ten Pan pomieszał i poplątał od razu religię z rozdziałem kompetencji państwo – kościół i całą masę innych rzeczy. A przecież jedno z drugim ma niewiele wspólnego. To nie tylko Kościół Katolicki zabrania mordowania nienarodzonych dzieci. Buddyści także uważają mordy za zło. Sprawa mordowania leży w wychowaniu i przyjętej cywilizacji, co powinno być jasne dla profesora prawa. Widzieliśmy to przecież w bestialskich mordach UPA, czy w czasie tzw. rewolucji październikowej. Proponuję zapoznać się z filmem „Czekista”.
Nie wspomnę o tych jednorazowych, na potrzeby „Gazety Wyborczej” ekspertach, którzy nie widzą nic złego w kolejkach do specjalistów, ale zajmują się jednym przypadkiem – sumienia. Te wszystkie odrestaurowane dziennikarki, nagle stające się ekspertami w dziedzinie medycyny i konstytucji, z litości nie wymienię ich nazwisk, nigdy nie zabierały zmasowanego i skoordynowanego głosu w zaniedbaniach i łamaniu prawa i konstytucji przez NFZ. Czy to już samo w sobie nie jest dziwne?
Można by zadać pytanie bezczelne: Za ile to robią? Ale nie jestem taki wredny.
Przykład pierwszy lepszy: to nie lekarze narzucają taki, a nie inny rodzaj badań, jaki wolno wykonać choremu, ale urzędnicy. 95% ludzi w Polsce ma niedobory witaminy D-3. Wie o tym każdy student medycyny, z wyjątkiem urzędników NFZ i Ministerstw. Niedobór witaminy D-3, a właściwie hormonu zawiadującego ok. 3000 genów ( człowiek posiada ok. 30.000 genów) jest odpowiedzialny między innymi za raka piersi u kobiet, raka jajnika, cukrzycę, osłabienie odporności, szczególnie ludzi po 40. roku życia, itd. I zauważ proszę, Szanowny Czytelniku, że mamy kobietę – marszałkę sejmu, uprzednio ministra zdrowia i ona nic o tym nie wie, a głośno krzyczy o dbaniu o interesy kobiet. Te wszelkiej maści sufrażystki, w tej podstawowej dla zdrowia sprawie, biorą wodę w usta i nawet się nie zająkną z trybuny sejmowej, te dziennikarki i Stokrotki, tak walczące z sumieniem, milczą w sprawie witaminy D. A przecież ten niedobór witaminy D-3, to jest nic innego jak eutanazja, wprowadzana tylnymi drzwiami. Stąd przecież ta osteoporoza, a większość starszych osób umiera z powodu powikłań po złamaniu kości. Prowadzone przez nas badania wskazują, że po 50. roku życia u kobiet poziom witaminy D-3 spada nawet poniżej 5ng, a powinien wynosić 50-60 ng. Musisz sam odpowiedzieć sobie na to pytanie, Szanowny Czytelniku, ale musisz także posiadać wiedzę, że w przypadku podniesienia poziomu witaminy D-3 u obywateli do co najmniej 50-60 ng, spora ilość chorób by znikła, na przykład grypa, a na czym zarabiałby przemysł wielkiej farmacji i jego dilerzy? Przecież taka p. Nowicka, tym razem wicemarszałkowa, była oficjalnie dofinansowywana przez organizację aborcyjną Parenthood, której prezes zarabia ok. 300 000 dolarów rocznie (słuszne pytanie: skąd ma tyle forsy?).
Wracając do tematu wolności sumienia. Wszystkich naganiaczy możemy podzielić na dwie grupy. Do pierwszej zaliczyć można tych dezinformatorów, KTÓRZY TWIERDZĄ, ZGODNIE Z CECHAMI CYWILIZACJI BIZANTYJSKIEJ, że lekarz to urzędnik państwowy i musi słuchać i wypełniać procedury, ustalone przez starszych i mądrzejszych. I nic ich nie obchodzą Wyroki Norymberskie, gdzie odrzucono taki tok rozumowania już 70 lat temu. Druga grupa twierdzi co prawda, że lekarz może mieć sumienie, ale w domu. Odrzucam także wszelkie głupoty w rodzaju, że jeżeli lekarz podpisał umowę z NFZ to musi wykonywać jego polecenia. NFZ nie ma żadnych pieniędzy, dysponuje tylko częścią pieniędzy przymusowo zabieranych podatnikowi. A więc nie NFZ jest panem tych pieniędzy tylko SPOŁECZEŃSTWO. NFZ jest tylko wynajętym pracownikiem. Chciałbym się zapytać, jak to się ma do twierdzenia innego urzędnika państwowego, jakim był prof. Zoll? Przecież on twierdził, że wolność sumienia jest prawem podstawowym. W tym czasie żyli zarówno profesor Wojciech Sadurski, jak i marszałka E. Kopacz, co to ziemię do głębokości metra w sejmie przekopywała i te wszystkie inne wydmuszki gazetowe. I co? I nic, żadna nie odważyła się zabrać głosu i zakwestionować wypowiedzi prof, Zolla. Tak więc stare przysłowie: „Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia”, sprawdziło się. To nie był ten etap przyzwolenia, by broń Panie Boże, robić nagonkę na profesora Zolla. Z jego poglądami wszyscy się zgadzali. A tera, no, to zupełnie co innego. Tera jest przyzwolenie na łamanie sumienia.
Zupełnie niezrozumiała jest logika profesóra W. Sadurskiego. Pan ten twierdzi, że lekarz to urzędnik i ma wykonywać obowiązki narzucone przez państwo (GW z 04.07.2014). Ale jaki to rzekomo obowiązek narzuciło państwo na lekarzy, który dodatkowo ma wynikać z Konstytucji? Jak mówią prawnicy, od 1997 roku do Konstytucji można się odwoływać bezpośrednio. Nie trzeba żadnych interpretacji i przepisów wykonawczych. Zaraz, zaraz. A w którym to paragrafie konstytucji stoi napisane, że lekarz ma dokonywać aborcji, czyli mordować dzieci. To samo zresztą dotyczy eutanazji, o czym pisałem już przed laty.
Jak świat światem, pojęcie curare oznacza kurowanie, czyli leczenie, a nie uśmiercanie. Jak znam historię ostatnich 2000 lat, to kat był zawsze związany z zawodem, którego, mniej lub bardziej chlubnym, przedstawicielem jest właśnie pan Wojciech Sadurski. Kat – urzędnik państwowy – nigdy nie był związany z moim zawodem. Czyli mamy taką sytuację prawną: profesor prawa widzi w Konstytucji od 1997 roku zapis zezwalający na, nazwijmy to delikatnie, kawałkowanie dzieci w łonie matki, ale zapomina wymienić ten artykuł. No to ja, laik, pytam się, gdzie państwo wywiązało się ze swojego obowiązku? Jeżeli rzeczywiście w Konstytucji znajduje się taki zapis, a twierdzę, że go nie ma, to obowiązkiem ludzi reprezentujących państwo i biorących z kasy podatnika wynagrodzenie, powinno być stworzenie do użytku publicznego listy ludzi w każdym województwie, czy powiecie, którzy wykonują takie zabiegi. To odnosi się także, do tej wszelkiej maści aktorów sceny politycznej, którzy tak beztrosko zabierają głos w tej sprawie
Naprawdę, nie znam ani jednego nazwiska wykonawcy takiego zabiegu, którego mógłbym polecić w województwie pomorskim. Proszę zauważyć, że nie dotyczy to tylko samego rozkawałkowywania. Ale jeżeli ja polecam, to w pewnym sensie biorę odpowiedzialność za dobre wykonanie takiej czynności, czyli brak powikłań. Przecież taka osóbka, w przypadku powikłań, mogłaby mnie oskarżyć, że podałem jej złego specjalistę, bo na przykład dzieliliśmy się forsą. I ciekawe, jaki prawnik podjąłby się mojej obrony w sprawie współudziału w tym niecnym procederze uszkodzenia – powikłania. A jeszcze prokuratura mogłaby stworzyć z nas grupę przestępczą, że jako zorganizowana grupa działaliśmy z chęci zysku! I ile bym czasu i zdrowia stracił.
A ja naprawdę nie znam już nikogo, bo moi koledzy albo już dawno są na emeryturach, albo pomarli, a tzw. młodzieży, nie znam od strony fachowości. Jak pisałem wielokrotnie, już od ponad 20 lat brak polskich czasopism medycznych i ci młodzi lekarze nie mają możliwości pochwalenia się dokonaniami. Czyli ja naprawdę nie wiem, a minister stroi się w arbitra prawa i twierdzi, że ja muszę kogoś wskazać. Na jakiej podstawie? Jest jeszcze inne prawo obowiązujące w Polsce, prawo do prywatności. A jeżeli ten osobnik nie życzy sobie, abym jego nazwisko podawał do publicznej wiadomości? Przecież rząd ustanowił nawet ministerstwo ochrony danych osobowych. A więc, jak mówił stary rabin: „biez wodki nie razbieriòsz”. Typowa prawnicza schizofrenia. A może o to chodzi, aby zawsze mięć na kogoś haka. Wyjątkowo w tej sprawie popisał się prof. Zbigniew Szawarski, filozof, przewodniczący rady naukowej WHC, przewodniczący Komitetu Bioetyki przy PAN. Przypomnę, że podczas pierwszej fazy obrad Okrągłego stołu całkiem poważnie mówiono o konieczności rozwiązania tej komunistycznej instytucji, jaką jest PAN. Ale jak już podkreślałem, ciągłość władzy istnieje. Otóż wypowiadanie się tego człowieka w tej sprawie jest co najmniej nie na miejscu. Po pierwsze, ani on ani inni członkowie tego zgromadzenia nie stają przed problemem, robić, czy nie robić. A usiłują narzucić swoje poglądy innym. Na jakiej podstawie? Kto ich wybrał? Przecież żadnego referendum w tej sprawie nie było. Czyli jest to typowa wydmuszka urzędnicza. Pisałem już o tym, że urzędnicy nie po to tworzą różne komitety, aby te nie potwierdzały ich decyzji. W tym samym czasie, dziwnym zbiegiem okoliczności, ukazał się artykuł w „Medpress” o konieczności podwyżek dla krajowych konsultantów. Nieprawdaż ,że dziwny zbieg okoliczności?
Zresztą, do filozofów to my mamy dziwnego pecha, przykładem jest ta trzódka filozofów z Biłgoraju, jak określa ich pan St. Michalkiewicz.
Jest jeszcze drugi aspekt finansowy tej sprawy. Aby dokonać poronienia, czy to przez podanie środka – trucizny, czy nawet mechanicznego zabiegu, wcale niepotrzebny jest szpital. Można to robić w sądzie. Wystarczy dwa pokoje wydzielić. Nauczenie takiego rzemieślnika to 2-3 tygodnie pracy, a nie 6 lat studiów i kat gotowy. Taniej, szybciej. I jednocześnie zespół sędziów zawodowych może rozstrzygać wszelkie wątpliwości, to znaczy, czy można, czy nie można kawałkować.
Z punktu widzenia medycznego natomiast, wszelkie twierdzenia prawników i innych dezinformatorów dotyczące tej sprawy, są co najmniej zwykłym oszustwem. Jak to już kilkakrotnie opublikowano, każda aborcja wiąże się z rakiem piersi u kobiety, czym więcej aborcji, tym prawdopodobieństwo raka piersi, nierzadko kończącego się śmiercią kobiety, jest większe. W Polsce umiera z powodu raka piersi kilka tysięcy kobiet. To wyobraźmy sobie taką sytuację: kobieta zgłasza się na zabieg, zabieg zostaje przeprowadzony, potem drugi, a potem pojawia się rak piersi i kobieta choruje. Kto jest winien? Kobieta zawsze powie, że nie została właściwie wyedukowana i nic nie wiedziała o możliwości powstania raka. Wystarczy przeprowadzić krótki test uliczny. Żadna z zapytanych młodych kobiet nie wie, że aborcja prowadzi do raka piersi. Nie wspomnę tutaj o dziennikarkach, czy posłankach. Już taką poszkodowaną „papugi” odpowiednio wyszkolą. Vide ta pani od śp. Andrzej Leppera, która idąc w zaparte, po kolei wskazywała na 6-7 facetów, którzy rzekomo byli ojcami jej dziecka, a prokuratura za nasze pieniądze robiła testy DNA. A co dopiero będzie, jak wejdzie w życie ustawa o opodatkowaniu prostytucji? Czyli lekarz podpada od razu pod paragraf kodeksu karnego: „Kto świadomie naraża zdrowie i życie podlega karze, jeżeli robi to z chęci zysku, to…”. No oczywiście, że zrobił to z chęci zysku, ponieważ dostał pieniądze. Innymi słowy, sam nadstawia d..ę do kopania. Pokażcie mi takiego idiotę!
Nie chcę być małostkowy i opierać się na jednym przykładzie (rak) uszkadzania ciała kobiety w czasie aborcji. Każda skrobanka, to od 500 do nawet 750 ml krwi, która dostaje się do jamy brzusznej. Tak krew musi zostać wchłonięta, Wchłanianiu krwi towarzyszy stan zapalny. Stan zapalny może powodować powstawanie zrostów i, nawet po kilku latach, problemy ze strony układu pokarmowego, zaparcia itd. A jaką ja mam gwarancję, że następny „ekspert” od prawa nie uzna tego za celowe działanie i nie będzie chciał mnie oskubać?
Przecież coraz modniejsze są właśnie kancelarie nastawiające się na „odzysk” pieniędzy pod pretekstem złego leczenia, pomimo faktu, że procedury nie wymyślają lekarze, tylko urzędnicy.
Na marginesie, pragnę przypomnieć wszelkiej maści autorytetom, wypowiadającym się w sprawie KOBIET, że wykonywanie zabiegów cięcia cesarskiego zwiększa ryzyko ciąży ektopowej i narodzin martwego dziecka. Czy za to także będzie się karało lekarzy? Bardzo kuriozalna jest sprawa prof. Dębskiego, który jak „maly chlopieć” leci ze zdjęciami do telewizji pochwalić się. Już sam fakt, że telewizja od razu wstawia go do ramówki, potwierdza wersję, że cała sprawa jest ustawiona. Wielokrotnie informowaliśmy różne redakcje TV o wzroście zachorowań na raka w Trójmieście, i nawet redaktor prowadzący wyleciał z pracy za to – a temat został zakazany. Więc w tej sprawie takie pokazywanie jest ewidentnym dowodem, że starsi i mądrzejsi kazali. Pan Prof. Dębski nie tylko złamał podstawowe zasady etyczne, ale i karne, ponieważ nie ma prawa do publicznej wiadomości podawać stanu zdrowia chorego, nawet w sytuacji takiej, jak ta, dopóki nie zostaną ustalone fakty. A jak było wiadomo, sprawą zainteresowała prokuratura. Czyli już przed sprawą chciał wpłynąć na wyrok. Po pierwsze dziecko zostało poczęte in vitro. Dlaczego klinika pana prof. Dębskiego nie publikuje statystyki, jaki procent dzieci in vitro rodzi się z wadami i to jakimi. Zbierałem dane dotyczące urodzeń dzieci z wadami po katastrofie po Czarnobylu w 1986 roku. Nastąpił kilkukrotny wzrost urodzeń dzieci z wadami. W owym czasie junta zabraniała publikacji takich danych, dlatego wydaliśmy RAPORT PO KATASTROFIE, gdzie zamieściliśmy wyniki wszystkich tych badań. Zajadłość junty była taka, że pomimo rozesłania tej publikacji do większości bibliotek wojewódzkich i uczelnianych, raport zniknął, a my mieliśmy kilka włamań. Oczywiście, włamania były robione przez nieznanych sprawców i tylko kartony z książkami ginęły. Prokuratura nagminnie umarzała śledztwa. Chcę przez to powiedzieć, że podstawowym obowiązkiem pracownika naukowego jest informowanie nie tylko kolegów, ale i społeczeństwo, o dostrzeżonych problemach. Jeżeli pan profesor Dębski ukrywa te dane (a szukałem w internecie i nic nie znalazłem żadnych danych o korelacji zapłodnienia in vitro z wadami wrodzonymi w wykonaniu p. prof. Dębskiego. Na pewno źle szukałem. Proszę o pomoc.) to już jest coś nie w porządku. Dlaczego Ministerstwo Zdrowia ma finansować produkcję kalek? Poza tym, odpowiedni paragraf Kodeksu Etyki lekarskiej mówi, że zanim zacznie się jakąkolwiek akcję przeciwko lekarzowi, musi się o tym zawiadomić tego lekarza. I dopiero jego reakcja pozwala na dalsze kroki, na przykład zawiadomienie Izby Lekarskiej. Kodeks nic nie wspomina o odgrywaniu kiepskiej roli w Telewizji. No, chyba że chce się zaistnieć jako celebryta.
Pominę żałosne wystąpienia Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej. Ta Pani już nie jeden raz skompromitowała nie tylko siebie, ale i Izbę. Swoim postępowaniem potwierdza moją tezę, dlaczego powołano Izby lekarskie. Jak twierdziłem i twierdzę, od 1000 lat nie mieliśmy na stołku żadnego przywódcy,który by wiedział na czym polega oświata. Pomimo, że np. Biblioteka Aleksandryjska została założona ponad 1000 lat przed powstaniem państwa polskiego to żadnemu królowi (a może królikowi) nie przyszło do głowy dbać o oświatę poddanych. Wszyscy byli na poziomie „cienkiego Bolka” (Laskowik). I tak pozostało do dnia dzisiejszego, pomimo nadawania sobie całej masy tytułów.
Dr Jerzy Jaśkowski
Shogaol, zwłaszcza 6-shogaol, był przedmiotem chińskiego badania w 2013 r. in vitro oraz in vivo – „w naczynku Petriego” i „w żywej istocie” [Chinese study]. Shogaol to związek w imbirze, który nie tylko hamował wzrost białaczki, ale także powodowała poptozę komórek białaczki–tzn. zaprogramował śmierć komórek, ich samobójstwo.
Apoptoza komórek w zdrowych komórkach byłaby niepokojąca, ale jest idealna w zatrzymaniu wzrostu nowotworu. Wspaniałe jest to, że ten związek, który występuje w różnych gatunkach imbiru, nie uszkadzał zdrowych komórek, ani nie wywoływał skutków ubocznych.
Myszy losowo podzielono na dwie grupy po 7 w grupie, 6-shogaol rozpuszczono w 0,1% DMSO i 10% polioksyetylenowanym oleju rycynowym. Trzy dni po wszczepieniu nowotworu, grupa leczona otrzymała 6-shogaol (50 mg / kg dziennie przez 20 dni), a grupa kontrolna otrzymywała taką samą objętość kontrolą rozpuszczalnika. Rozmiar guza (volume = V) mierzono co trzy dni.
Nie mierzyłem guzów jeszcze wewnątrz myszy. Więc po 20 dniach myszy uśmiercano, a ich guzy dalej badano w roztworze, co ujawniło apoptozę raka. Miałem nadzieję zobaczyć w końcu myszy wolne od raka, gdyż już 3 razy potwierdziłem apoptozę w warunkach in vitro, i byłoby ciekawe zbadać czas zniknięcia białaczki.
Silne działanie 6-shogaolu przeciw białaczce, zarówno w in vitro jak i in vivo w naszych badaniach, potwierdziło iż związek ten jest potencjalnym czynnikiem przeciwnowotworowym w przypadku nowotworów układu krwiotwórczego.
W 2003 r. inne podobne badanie [another similar study] na innym składniku imbiru – gingerolu – wykazało że on także wywołuje śmierć komórek białaczki poprzez rozrywanie ich DNA.
Oczywiście, wydaje się, że badania te w większości wykonuje się, i z izolatami, by zobaczyć czy można produkować (opatentować) środki farmakologiczne do leczenia raka. Mimo to, to pokazuje zdumiewające efekty lecznicze tej przyprawy.
Imbir nie wywołuje skutków ubocznych, o ile nie występuje alergia. Ale należy zbadać to przed stosowaniem/przyjmowaniem dodatkowych ilości, jeśli przyjmuje się leki na cukrzycę, serce, rozrzedzenie krwi, lub środki przeciwbólowe (nawet te nie wymagające recepty).
Niepokojące jest to, że FDA podjęła dodatkową kontrolę przypraw takich jak imbir – nawet kiedy nauka medyczna stale ogłasza jego cuda. Czy wiecie, że FDA ostatnio wydała raport 200+ stron, próbując przedstawiać przyprawy jako śmiertelne substancje [deadly substance]? To faktycznie zbiega się z opublikowaniem powyższego badania. Gdy zobaczycie podsumowanie ich raportu, przekonacie się, jak jest ono absurdalne.
Jeśli chodzi o korzenie bulwiaste, dobre są te organiczne. Można dostać organiczny imbir luzem, zaskakująco tani (w porównaniu z nie-ekologicznymi butelkami z przyprawami w sklepie spożywczym) w sklepie ze zdrową żywnością. One również składują płynne ekstrakty, cukierki imbirowe i napoje z prawdziwym imbirem. Można również przyrządzać własne napoje, albo herbatkę: zalać wrzątkiem 2,5 cm kawałek obranego, pokrojonego lub startego imbiru i dodać miód.
Heather Callaghan, 15.07.2014 r.
Źródło: http://www.naturalblaze.com/2014/07/ginger-induces-leukemia-cell-suicide.html
Tłum. Ola Gordon
– powiedział o. dr n. med. Jacek Norkowski OP na antenie Polsat News. Jak podkreślił,
Ojciec Norkowski, z wykształcenia lekarz, zwracał uwagę, że z tej choroby można zostać wyleczonym.
– wyjaśniał, wskazując, że pierwszy przeszczep serca w 1967 roku został przeprowadzony w RPA przez lekarza, który chciał w ten sposób uniknąć odpowiedzialności karnej, która spotkałaby go w Stanach Zjednoczonych. Jego koledzy z USA postanowili mu pomóc w rozszerzeniu działalności i wprowadzili nowe kryterium śmierci.
Przypomniał też przypadek Agnieszki Terleckiej, obecnie studentki, która wiele lat temu została uratowana ze śmierci pnia mózgu przez neurologa, prof. Jana Talara. Zapytany przez Jarosława Jakimowicza o to, co by powiedział dzieciom, które zostały uratowane dzięki dawcom organów, odparł:
Które życie jest cenniejsze?
I dodał:
Jest tu oczywisty konflikt interesów. Nie wolno nam poświęcać życia jednego pacjenta dla ratowania życia drugiego pacjenta. To jest utylitarne podejście. Kościół katolicki takiego nie uznaje. Bronimy każdego życia do naturalnej śmierci.
Na pytanie o stanowisko Jana Pawła II, który w encyklice Evangelium Vitae pisał, że dzięki transplantacjom będzie mogło przeżyć więcej ludzi, o. Norkowski przypomniał o zmianie tego stanowiska przez papieża:
W 2005 roku, na dwa miesiące przed śmiercią – o czym uporczywie się w Polsce milczy – poprosił o zbadanie zagadnienia jeszcze raz od początku. Był kongres w Papieskiej Akademii „Pro Vita”, w którym większość zebranych lekarzy wypowiedziała się przeciwko śmierci mózgowej.
Jak przypomniał, w 2006 roku i później wypowiadał się na ten temat także Benedykt XVI.
Nigdy nie nazwał śmierci mózgowej śmiercią człowieka. Nastąpiła zmiana pozycji Kościoła w tej kwestii
— podkreślił o. Norkowski, wskazując że wciąż trwa zmowa milczenia na ten temat.
Mówi się, że to jest osoba zmarła, tak jak mówiono o Agnieszce Terleckiej i innych. Te kryteria są niemiarodajne. Znam opinie wielu lekarzy. To jest czołówka neurologów i neurochirurgów świata, którzy akurat są po stronie tych, których chcą leczyć z chorych urazem mózgu, których możemy efektywnie leczyć
— zaznaczył dominikanin.
W polemice z Jakimowiczem, który twierdził że w katolickim kraju jest za mało transplantacji, ponieważ Kościół to blokuje, odpowiedział:
W New Yersey i w Japonii nie można nikomu narzucać definicji śmierci. I nie są to kraje katolickie.
Odnosząc się do kwestii 17-letniego Kamila Wolańskiego, postawionej przez prowadzącą tak, że skoro umarł, to lekarze mieli rację, odparł:
Nie, bo gdyby Kamil Wolański był Schumacherem, to zastosowano by mu tak jak Schumacherowi: kraniotomię i hipotermię, monitorowano by ciśnienie śródczaszkowe, wszczepiono by czujnik ciśnienia śródczaszkowego. Niewczepienie tego czujnika jest karygodnym błędem niezgodnym z procedurami, które w Polsce obowiązują już od 2003 roku!
— powiedział o. Norkowski i dodał:
Każdego należy tak ratować, jakby był Schumacherem, bo nie jest ważniejsze życie Schumachera od życia 17-letniego chłopca.
Zdaniem o. Norkowskiego w sprawie 17-letniego Kamila nie zrobiono wszystkiego, co należało, by uratować jego życie.
Dominikanin wskazał też, że wysokie statystyki transplantacji na Zachodzie to mit, bo np. w USA aż 85% nerek pobiera się na zasadzie przeszczepów rodzinnych.
Lekarze postępują według procedur, a te [wszystkie procedury ratowania życia – przyp. TAW] w Polsce nie zostały wdrożone
— mówił duchowny, wskazując na wadliwość systemu, który nie traktuje wszystkich chorych równo.
Wyjaśniając, na czym polega leczenie przypadków śmierci pnia mózgu, mówił:
Problemem u tych chorych jest rozwijający się obrzęk mózgu. Trzeba zrobić wszystko, monitorując ciśnienie śródczaszkowe, żeby ono nie wzrosło do takiego poziomu, że ustanie przepływ krwi przez mózg albo będzie zbyt niski, aby chory mógł bez szwanku z tego wyjść. Dlatego stosuje się kraniotomię czyli usunięcie części pokrywy czaszki, żeby mógł się uwypuklić mózg. Prof. Jan Talar robił to sam 30 lat temu jako chirurg powiatowy.
O. Norkowski podkreślił, że prawidłowe leczenie tzw. śmierci pnia mózgu osiąga 65-procentową wyleczalność! Powoływał się przy tym na statystyki światowe, podkreślając że medycyna jest jedna na całym świecie i Polakom należą się takie same standardy ratowania życia.
–
Czytaj również:
7 czerwca 2014 r. Jan Taratajcio zorganizował konferencję, na którą zaprosił kilkoro niezależnych prelegentów (prof. Jana Talara, Remigiusza Urbana, Annę Mikulską i Alexa Polanskiego), którzy przedstawili wyniki swoich wieloletnich badań i doświadczeń zawodowych.
W części 1. i 2. występuje prof. zw. dr hab. med. Jan Talar ze swoją prezentacją na temat nieludzkiego prawa polskiego (i unijnego), które uniemożliwia wykorzystanie wszystkich możliwości leczenia chorych w stanie śpiączki. Profesor przedstawia wymowne przykłady wyleczenia swoich pacjentów, którzy według innych lekarzy spełniali kryteria śmierci mózgowej, a więc wedle aktualnie obowiązującego prawa byli martwi i nie mieli prawa się obudzić.
TAW
—
—