Lewaccy artyści i dziennikarze – tak bojowi w prowokowaniu chrześcijan – żadną miarą nie mogą się jakoś odważyć na podobne prowokacje w stosunku do wyznawców religii mojżeszowej czy mahometańskiej. Wyobrażacie sobie spektakl „Syjon Picnic” lub „Mekka Picnic”? Nikt by wtedy nie protestował, żadni „fanatycy”? Czy wówczas lewackie media byłyby równie „bezstronne” i programowo „tolerancyjne”? „Golgota Picnic” jest dla wyzwolonych mediów doskonałym testem na ich stosunek do łamania polskiego prawa (art. 196 KK) oraz na ich rzeczywistą tolerancję w stosunku do ludzi, którym ochronę „uczuć religijnych” polskie prawo ma zapewniać.
– Co z tego, że moja sztuka kogoś obraża? To demokracja. Mam prawo tworzyć sztukę, która obraża! – mówi Rodrigo Garcia, reżyser prowokacyjnego spektaklu „Golgota Picnic”. Garcia nie widzi problemu w łamaniu polskiego prawa i jest zachwycony swoim „dziełem”. Problem w tym, że za jego „prawo do obrażania” mają zapłacić polscy podatnicy.
– To co cię oburza lub nie oburza, zależy od tego, kim jesteś i jaki jesteś – relatywizuje autor czegoś, co sam nazywa sztuką. Jego zdaniem ma ona „skłaniać do refleksji”. – Możemy zrobić coś, co jeden uzna za obraźliwe, a drugi zupełnie nie. Uważam, że ta sztuka dla osoby, która jest katolikiem, może być motywem do refleksji nad wiarą i analizą spraw religijnych – przekonuje.
Wczoraj w kilku polskich miastach – w placówkach dotowanych z pieniędzy publicznych – odbyły się czytania sztuki Garcii. Przeciwko promowaniu obrażającego (art. 196 KK) kiczu za pieniądze podatników protestowały tysiące osób. W Warszawie i Bydgoszczy interweniowała policja.
Tak protestowano w Warszawie (fot. Filip Błażejowski/Gazeta Polska):
Poniżej zdjęcie z Bydgoszczy (fot. Krystian Frelichowski):
Tak wyglądały protesty przeciw „dziełu” Garcii w Tuluzie (Francja) w listopadzie 2011 r.
(zwz)
za: flickr.com/photos/stefanotofs , Niezalezna.pl