otyłość

Zawsze, ilekroć aparat państwowo-medyczno-dietetyczno-farmaceutyczny formułuje i nagłaśnia jakieś zalecenia, bezpieczniej jest postępować dokładnie na odwrót. Przynajmniej do czasu, aż można je będzie zweryfikować na podstawie kilku co najmniej niezależnych źródeł. Bestsellerowa książka Wheat Belly (Pszeniczny Brzuch) jest kolejnym dowodem na roztropność takiej postawy. Jej autor, dr William Davis, na co dzień praktykujący kardiolog i bloger, obala wypromowany przez urzędową dietetykę mit, że pełnoziarniste pokarmy są zdrowe i dlatego powinny być podstawą codziennej diety.

Zdaniem Davisa zarówno praktyka lekarska, jak i współczesna wiedza naukowa dostarczają niezbitych dowodów na to, że zboża, a zwłaszcza pszenica, mogą być dla wielu osób źródłem „nieuleczalnych” schorzeń przewlekłych (np. nadciśnienie, cukrzyca, choroby serca, migreny, bóle stawów, artretyzm, alergie itp.), wobec których sfarmaceutyzowana medycyna jest bezradna.

Wheat Belly to kolejne potwierdzenie tego, że niskotłuszczowa dieta oparta na zbożach wpędza ludzi w chorobę, a chorym nie pozwala wyzdrowieć, zwiększając jedynie ich zależność od lekarstw. davis dieta bez pszenicy

Wheat Belly to bardzo ważna książka, ponieważ mówi o tym, czego nie dowiesz się od swojego lekarza – nie dlatego, że nie chce ci powiedzieć, ale dlatego, że po prostu tego nie wie. A mało kto wie tak dużo o wpływie pszenicy na zdrowie człowieka, co dr William Davis.

william-davis-6

Autor zebrał wiedzę na ten temat nie tylko z literatury medycznej, sięgnął również do genetyki rolniczej, która w ciągu ostatnich 50 lat tradycyjną pszenicę zamieniła w produkt hybrydowy – opłacalny, odporny i wydajny, ale praktycznie bez związku z pierwowzorem. Jakie intencje stały za biologiczno-genetyczną modyfikacją pszenicy? W latach 60. na Zachodzie zaczęto podsycać medialnie strach przed rzekomym przeludnieniem i głodem na świecie. Zwiększoną uprawę zbóż zaczęto przedstawiać jako jedyny ratunek ludzkości, przeciwstawiając ją „szkodliwej” hodowli bydła i produkcji mięsa. W atmosferze tamtej histerii rząd USA oraz inne wysoko rozwinięte państwa zaczęły inwestować olbrzymie kwoty w badania naukowe mające na celu „ulepszanie” roślin i zwiększanie plonów. I to się udało – np. średni plon z hektara jest dziś dziesięciokrotnie wyższy niż jeszcze 100 lat temu.

Jednak za sprawą genetyki i biotechnologii pszenicę zmodyfikowano do tego stopnia, że ta nowa roślina tylko dla niepoznaki wciąż nosi nazwę „pszenica”.

Za sprawą gwałtownej ekspansji rolnictwa, współczesny świat, oprócz kukurydzy i ryżu, „stoi dziś pszenicą”. Jej uprawy objęte są wielkimi dotacjami finansowymi, a producenci pszenicy to jedno z najbardziej wpływowych lobby producenckich oddziałujących na świat polityki, gospodarki oraz nauki. Według strony internetowej „pszenica.uprawy.info”:

Na świecie zbiera się ogółem 2180-2200 milionów ton zbóż, z tego około 650 milionów ton ziaren pszenicy, co daje jej trzecie miejsce po ryżu i kukurydzy. W strukturze zasiewów na świecie pszenica zdecydowanie zajmuje pierwsze miejsce z powierzchnią 220 milionów hektarów.

Ktoś te wszystkie zboża musi jeść; żeby produkcja i dystrybucja się opłacały, potrzebny jest popyt. I w tej potrzebie należy upatrywać rzeczywistych przyczyn, dla których „pełnoziarniste produkty zbożowe” zostały rozpropagowane przez aparat państwowo-medyczny na całym świecie jako „zdrowa żywność” i stały się podstawą piramidy żywieniowej opracowanej przez amerykańskie ministerstwo rolnictwa (ang. USDA) na początku lat 80-tych. Trzeba pamiętać, że zadaniem USDA, podobnie jak każdego innego ministerstwa rolnictwa na świecie, jest przede wszystkim promocja wyrobów rodzimego rolnictwa, z których dominująca część to właśnie zboża, kukurydza i ryż. Nic dziwnego, że piramida „zdrowego odżywiania” opracowywana przez ministerialnych urzędników zaleca spożywanie głównie tych produktów.

Przypomnijmy, że po raz pierwszy publiczne rekomendacje dotyczące zwiększonego spożycia zbóż sformułowała w 1977 roku komisja Senatu USA pod przewodnictwem senatora Georga McGoverna, który uchodził za przedstawiciela lobby producentów zbóż w amerykańskim senacie. Po przyjęciu przez senatorów dokumentu pt. „Cele żywieniowe dla Stanów Zjednoczonych” w propagowanie zbóż jako „zdrowej żywności” automatycznie zaangażowały się wszystkie instytucje rządowe, związane z państwem ośrodki naukowo-medyczne oraz niektóre uniwersytety, zwłaszcza te zainteresowane promocją „hipotezy tłuszczowo-cholesterolowej”. Zaangażowanie środowisk naukowych okazało się bardzo skutecznym zabiegiem, ponieważ nadało polityczno-ekonomiczno-ideologicznym działaniom rządu USA naukowo-medyczną podbudowę. Dzięki temu zboża można było teraz propagować pod pretekstem „troski o zdrowie”, a konkretnie „wojny z tłuszczem i cholesterolem”. Od strony marketingowej strategia ta okazała się niezwykle efektywna – ludzie chętniej wierzą naukowcom niż urzędnikom czy politykom. I nie ma przy tym znaczenia, że w dzisiejszym świecie role te uległy głębokiemu przemieszaniu.

davis

Efekt końcowy jest taki, że zgodnie z informacjami we wspomnianym wyżej portalu „pszenica.info.pl”, spożycie globalne pszenicy na osobę wynosi dziś ok.70 kg rocznie. Dr Micheal Eades, lekarz i autor książek o zaletach żywienia niskowęglowodanowego, który na swoim blogu napisał pozytywną recenzję Wheat Belly, przytacza dane, według których przeciętny Amerykanin zjada dziś ok. 360 bochenków pszenicznego chleba rocznie. Półki sklepów uginają się od rozmaitych produktów zawierających pszenicę. I nie chodzi tylko o mąkę oraz jej wypieki (chleb, bułki, bagietki itp.), o rozmaite ciastka, ciasta i ciasteczka, a również o przeróżne rodzaje płatków śniadaniowych. Pszenica jest dziś składnikiem wielu rodzajów żywności przetworzonej, nawet sosów do mięs. Jeśli dodamy do tego piwo, okaże się, że tylko ułamek powierzchni w sklepach spożywczych zajmują pokarmy wolne od zbóż, w tym pszenicy.

Mamy zatem sytuację, w której, niemal codziennie – czy to robiąc zakupy w lokalnym sklepie, czy odwiedzając ulubioną restaurację – chcąc nie chcąc buszujemy w zbożach, często nawet o tym nie wiedząc. Tym bardziej może zainteresować naszych czytelników wywiad (część 1 i część 2), jakiego dr William Davis, autor książki Wheat Belly, udzielił Tomowi Naughtonowi, autorowi znanego filmu Fat Head (w polskiej wersji Grubi, nie głupsi). Przytaczamy poniżej obszerne fragmenty tej rozmowy, która dotyczy zdrowia, diety, nauki, medycyny i polityki – czyli zagadnień, które są w dzisiejszym świecie ze sobą nierozerwalnie związane.

Tom Naughton: Jest Pan kardiologiem, a mimo to napisał Pan książkę na temat szkodliwości spożywania pszenicy. Jak zainteresował się Pan właśnie pszenicą? Na jakiej podstawie zaczął Pan podejrzewać, że pszenica może być przyczyną wielu współczesnych problemów zdrowotnych?

William Davis: Wszystko zaczęło się kilkanaście lat temu. Zalecałem wtedy swoim pacjentom całkowite wyeliminowanie z diety pszenicy. Robiłem to zgodnie z prostą logiką: skoro pokarmy z pszenicą podnoszą poziom cukru we krwi bardziej niż każda inna żywność, w tym biały cukier, to zaprzestanie spożywania pszenicy powinno stężenie cukru we krwi obniżać. Poziom glukozy we krwi uznawałem za podstawowy problem, ponieważ ok. 80% osób odwiedzających mój gabinet miało cukrzycę, albo „przedcukrzycę”, albo stan, który ja nazywam „przed-przed-cukrzycą” [w oryg. pre-pre-diabetes]. Mówiąc krótko, większość moich pacjentów miała zaburzone parametry metaboliczne.

Rozdawałem moim pacjentom prostą, dwustronicową ulotkę ze wskazówkami mówiącymi, w jaki sposób mają wyeliminować z diety pszenicę i jak uzupełnić utracone w ten sposób kalorie jedząc więcej zdrowych pokarmów takich jak warzywa, orzechy, mięso, jaja, awokado, oliwki, oliwa z oliwek itp. Po trzech miesiącach wracali do mnie z niższym poziomem glukozy we krwi na czczo oraz niższym stężeniem hemoglobiny A1c, która odzwierciedla poziom cukru z ostatnich 60 dni. Niektórzy „cukrzycy” stawali się „nie-cukrzykami”. Podobnie działo się u „przedcukrzyków”. Zwykle wracali też ważąc ok. 15 kg mniej.

Ale nie tylko to. Ci, którzy zrezygnowali z pszenicy, opowiadali mi o innych zmianach na lepsze: ustępowały u nich bóle stawów, cofał się artretyzm, znikały przewlekłe wysypki; astma cofała się na tyle, że niektórzy mogli odstawić inhalatory; znikały przewlekłe infekcje zatok przynosowych; ustępowała opuchlizna nóg; znikały ciągnące się latami migreny i bóle głowy; dochodziło do złagodzenia objawów choroby refluksowej przełyku oraz zespołu jelita drażliwego. Na początku tłumaczyłem pacjentom, że to tylko zbieg okoliczności. Ale to samo powtarzało się tyle razy, że nie mogło być dziełem przypadku. Było to ewidentnie powtarzalne zjawisko.

Zacząłem wtedy wszystkim swoim pacjentom zalecać, aby zrezygnowali ze spożywania pszenicy. Zawsze kiedy tak się działo, obserwowałem poprawę stanu zdrowia dotyczącą bardzo różnych schorzeń. Jak dotąd nie było nawrotów.

TN: W swojej książce przytacza Pan sporo badań naukowych, ale również powołuje się na przypadki z własnej praktyki lekarskiej. Nasuwa się zatem pytanie z gatunku, co było pierwsze –jajo czy kura? Czy najpierw zaobserwował Pan, że pacjenci, którzy jedzą dużo pszenicy, mają więcej kłopotów ze zdrowiem i dopiero wtedy zaczął Pan wertować literaturę naukową pod kątem weryfikacji swojej hipotezy? Czy było na odwrót i znane Panu badania naukowe sprawiły, że zaczął Pan zwracać uwagę na skład diety swoich pacjentów?

WD: Doświadczenie praktyczne było pierwsze. Jednak uderzyło mnie to, że chociaż moje przypuszczenia były tak dobrze udokumentowane w literaturze medycznej, to były w większości ignorowane i nie przebijały się ani do opinii publicznej, ani do świadomości przeważającej części moich kolegów-lekarzy. Znaczna część tych źródeł pochodzi z badań genetycznych prowadzonych w rolnictwie, a mogę Pana zapewnić, że moi koledzy nie studiują tej dziedziny. Ja nie tylko się w nią wgłębiłem, lecz rozmawiałem również z badaczami z ministerstwa rolnictwa [ang. USDA] oraz naukowcami z wydziałów rolnictwa na różnych uniwersytetach. Dzięki temu udało mi się dogłębnie poznać tę problematykę.

Jeden z powodów, dla którego te informacje nie zostały dotychczas upublicznione, polega na tym, że genetycy zajmujący się produkcją rolniczą pracują na roślinach, a nie na ludziach. W środowisku tym panuje powszechny i głęboko zakorzeniony pogląd, że bez względu na to jakich technik używa się przy genetycznych modyfikacjach takich roślin jak pszenica, i tak nadają się one do spożycia przez ludzi. Pewnych pytań się tam po prostu nie zadaje. Moim zdaniem to fundamentalny błąd, który leży u źródeł cierpienia wielu ludzi, którzy w dobrej wierze spożywają produkty inżynierii genetycznej, błędnie nazywane „pszenicą”.

TN: Zatem po zidentyfikowaniu pszenicy jako źródła różnych dolegliwości , zaczął Pan doradzać swoim pacjentom rezygnację ze spożywania pszenicy. Ale co skłoniło Pana do zrobienia kolejnego kroku tj. napisania książki na ten temat?

WD: To, co zaobserwowałem u ludzi, którzy wyeliminowali pszenicę ze swojej diety, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. W ciągu 6 miesięcy zrzucali ok. 30 kg wagi, poprawiał się u nich nastrój, wracała chęć do życia, ustępowały schorzenia związane ze stanami zapalnymi np. wrzodziejące zapalenie jelita grubego lub reumatoidalne zapalenie stawów, znikały przewlekłe wysypki. Efekty te powtarzały się raz po raz. Uznałem wtedy, że nie mogę przemilczeć tej kwestii i ukryć jej w zaciszu swojego gabinetu.

Rzecz jasna wciąż potrzebujemy więcej dowodów na szkodliwość pszenicy, zanim zdecydujemy się zrezygnować z jej spożycia, a zwłaszcza jej genetycznie modyfikowanej odmiany, którą się nam wciska jako „pokarm”. Jednak moim zdaniem dane, które już dziś są dostępne, dostatecznie uzasadniają rozpoczęcie publicznej debaty na ten temat. Na jej podstawie ludzie mogliby podejmować świadome decyzje. Obecną sytuację można porównać do tej, w której mieszkańcy jednej wioski piją wodę z tej samej studni i 9 na 10 osób wskutek tego choruje. Kiedy przestają pić, wszyscy zdrowieją, a kiedy ponownie zaczynają pić wodę z tej studni, znowu chorują. Czy mając takie powtarzalne obserwacje co do przyczyny i skutku, wciąż potrzebujemy badań klinicznych, aby tę relację udowodnić ? Moim zdaniem, nie potrzebujemy.

Przed nami długa i trudna batalia, która rozegra się w tzw. sferze publicznej. Pszenica zaspokaja dziś ok. 20 % wszystkich spożywanych przez człowieka kalorii. Do jej uprawy, zbierania, nawożenia, ochrony, przetwarzania i dystrybucji potrzebna jest rozbudowana infrastruktura. Z tego powodu to, o czym mówię, stanowi potencjalne zagrożenia dla sytuacji zawodowej setek tysięcy, a nawet milionów ludzi będących częścią tej infrastruktury. Podobną batalię stoczyliśmy (i wciąż ją prowadzimy), kiedy okazało się, że palenie jest szkodliwe dla zdrowia. Wówczas, kiedy pytano ludzi związanych z przemysłem tytoniowym o to, jak mogą pracować dla firm niszczących ludzkie zdrowie, odpowiadali: „Miałem rodzinę na utrzymaniu i kredyt hipoteczny do spłacenia”. Hipoteza o szkodliwości pszenicy uderza wielu ludzi tam, gdzie jest to bardzo bolesne tj. w ich portfel. Jednak osobiście nie mam ochoty z tego powodu poświęcać swojego zdrowia, a także zdrowia mojej rodziny, przyjaciół, sąsiadów i pacjentów, i nie chcę pozwolić, aby to niekorzystne status quo trwało.

TN: Czytając Pańską książkę, z każdą stroną coraz mocniej nasuwała mi się następująca myśl: „Wiedziałem, że chleb nie jest dla nas zdrowy, ale jest gorzej niż myślałem”. Czy miał Pan podobne przemyślenia zbierając materiały do książki? Czy zdziwiło Pana, jak wiele problemów fizycznych i psychicznych wywołuje pszenica?

WD: Tak. Od samego początku wiedziałem, że pszenica jest niezdrowa. Czasem wydawało mi się nawet, że popełniam jakiś błąd, skoro jest ona tak popularna wśród przedstawicieli agrobiznesu, rolników, naukowców zajmujących się rolnictwem, urzędników USDA, ekspertów FDA [Urząd ds. Żywności i Leków – przyp. tłum.], członków Amerykańskiego Towarzystwa Dietetycznego itp. Jednak im bardziej zagłębiałem się w temat, tym gorsza była moja opinia na temat tego produktu, który się nam sprzedaje pod nazwą „pszenica”.

Jestem świadomy niebezpieczeństwa stronniczości wyrażonego w powiedzeniu : „dla człowieka z młotkiem, wszystko wygląda jak gwóźdź”. Jednak kiedy widzi się, jak schorzenie za schorzeniem ustępuję po wyeliminowaniu z diety pszenicy, trudno nie wyrobić w sobie przekonania, że ogrywa ona kluczową rolę w powstawaniu dziesiątek powszechnych dolegliwości zdrowotnych.

TN: W swojej książce opisuje Pan współczesną pszenicę jako produkt krzyżowania międzygatunkowego [ang. cross-breeding]. Czy krzyżowanie jest z definicji złe? Czy nie odbywa się w naturze na co dzień?

WD: To prawda, Ludzie, rośliny i zwierzęta to produkty krzyżówek lub hybrydyzacji. Miłość, seks i krzyżowanie się napędzają świat, czynią życie ciekawym. Problem polega na tym, że genetycy stosują ten termin bardzo swobodnie.

Na przykład, poddając nasiona pszenicy i embriony działaniu przemysłowej trucizny o nazwie azydek sodu, wywołuje się w jej kodzie genetycznym mutacje. Ale czym jest azydek sodu? Zgodnie z zaleceniami specjalistów z Centrum Kontroli Chorób [ang. Centers for Disease Control] osoby, która połknęła tę substancję i przestała wskutek tego oddychać, nie wolno ratować za pomocą sztucznego oddychania, ponieważ grozi to śmiertelnym zatruciem ratownika. Należy pozostawić ją samej sobie, aż umrze. A jeśli ofiara wymiotuje, nie wolno spłukiwać wymiocin w zlewie, ponieważ może dojśc do eksplozji , co się zdarzało. Tak więc kiedy poddamy pszenicę działaniu azydeku sodu , otrzymujemy mutacje, do której dochodzi w procesie tzw. mutagenezy. Ziarna i embriony pszenicy poddaje się również działaniu promieniowania gamma oraz wysokich dawek promieniowania rentgenowskiego. Wszytkie te metody klasyfikowane są dziś jako „hybrydyzacja” lub, co jeszcze bardziej mylące, jako „tradycyjne metody hodowli roślin” [ang. traditional breeding techniques]. Nie wiem jak u Pana, ale krzyżowanie się między ludźmi, których ja znam, nie polega na wzajemnym traktowaniu się truciznami, ani na spędzaniu romantycznej nocy w cyklotronie dla wywołania mutacji w potomstwie.

Nawiasem mówiąc, te „tradycyjne techniki hodowli roślin” są bardziej inwazyjne, jeśli chodzi o skład genetyczny roślin, niż inżynieria genetyczna. Jak na ironię Amerykanie protestują przeciw żywności genetycznie modyfikowanej (GMO) tj. dodawaniu bądź usuwaniu pojedynczego genu, podczas gdy inżynieria genetyczna to wielki postęp w stosunku do „tradycyjnych metod hodowlanych”, które stosowane są od dziesięcioleci.

TN: Poznaliśmy się osobiście ponad 1 rok temu. Jest Pan szczupłym mężczyzną, aż dziw bierze, że nosił Pan kiedyś ze sobą swój własny „pszeniczny brzuch”. Proszę opisać jak zmieniła się Pańska kondycja fizyczna i zdrowie od czasu, kiedy przestał Pan jadać pszenicę.

WD: 14 kg temu, kiedy jeszcze byłem entuzjastą „zdrowych pełnoziarnistych pokarmów zbożowych”, stale zmagałem się z trudnościami z koncentracją i brakiem energii. Kawa, spacery i ćwiczenia fizyczne były moim sposobem na walkę z powracającą otępiałością. Wyniki badań stężenia cholesterolu odzwierciedlały moje zamiłowanie do produktów pszenicznych: HDL 27 mg/dl (bardzo mało), trójglicerydy 350 mg/dl (BARDZO dużo), a poziom cukru w granicach cukrzycy (161 mg/dl). Miałem wysokie ciśnienie krwi ok. 150/90, a wszystkie dodatkowe kilogramy nosiłem wokół pasa. Był to mój własny, typowy pszeniczny brzuch.

Rozstanie z pszenicą umożliwiło mi zrzucenie niechcianych kilogramów wokół pasa, poziom cholesterolu we krwi zmienił się na lepsze (HDL 63 mg/dl, trójglicerydy 50 mg/dl, LDL 70 mg/dl), poziom cukru spadł do 84 mg/dl, a ciśnienie krwi ustabilizowało się na poziomie 114/74 – wszystko bez lekarstw. Innymi słowy, to, co wymagało naprawy, naprawiło się samo. Odzyskałem też zdolność koncentracji. Potrafię się teraz skupić na czymś tak długo, że moja żona krzyczy na mnie, żebym przestał. Koniec końców, w wieku 54 lat czuję się lepiej niż wtedy, kiedy miałem lat 30.

TN: Jak zmienił się sposób, w jaki Pan leczy ludzi, na podstawie tego, co Pan dziś wie o pszenicy i innych zbożach.

WD: Dużo skuteczniej pomagam teraz swoim pacjentom odzyskać zdrowie. U ludzi, którzy eliminują z diety pszenicę, ograniczają spożycie innych węglowodanów oraz stosują się do innych zdrowych dla serca zaleceń (m.in. suplementacja kwasami omega 3 i tłuszczami rybimi, suplementacja witaminą D do uzyskania w teście 25-Hydroxy poziomu 60-70 ng/ml, suplementacja jodem i normalizacja funkcji tarczycy) nie obserwuję ataków serca. Z zawałami spotykam się jedynie u tych osób, które dopiero co spotkałem, lub u tych, którzy z jakiś powodów (zwykle z braku przekonania) nie przestrzegają diety. Na przykład jeden ksiądz, którego leczę, cudowny i dobry człowiek, nie potrafił odmówić sobie tych wszystkich pączków, ciastek i chleba, które codziennie przynosili mu jego parafianie. Niestety, mimo że wszystko inne robił jak trzeba, miał zawał.

Mimo że taki sposób odżywiania może się wydawać dziwny, w rzeczywistości ma przemożny wpływ na organizm człowieka. Jaka inna dieta jednocześnie prowadzi do spadku wagi, likwiduje przyczyny chorób serca, np. małe, gęste cząsteczki LDL, leczy cukrzycę i przed-cukrzycę i pomaga w tak wielu innych schorzeniach?

TN: Wielu Pana pacjentów wyzdrowiało z rzekomo nieuleczalnych chorób dzięki rezygnacji ze spożywania z pszenicy. Proszę opisać jeden lub dwa najbardziej dramatyczne przypadki.

WD: Do głowy przychodzą mi dwie osoby, głównie z uwagi na sposób, w jaki zareagowały na dietę, a także dlatego, że wciąż przeszywa mnie dreszcz na samą myśl o tym, jak wyglądałoby dziś ich życie, gdyby nie dokonały zmiany żywieniowych nawyków.

W książce opisałem historię Wendy, 36 letniej matki i nauczycielki, która chorowała na ciężkie wrzodziejące zapalenie jelita grubego. Było z nią tak źle, że będąc na trzech lekach, miała ciągłe skurcze, biegunki i krwotoki tak obfite, że wymagała transfuzji. Kiedy ją poznałem, powiedziała mi, że jej gastrolog i chirurg zaplanowali już dla niej operację usunięcia jelita grubego oraz ileostomię. Wskutek tego zabiegu jej życie zmieniłoby się nieodwracalnie. Do końca życia musiałaby chodzić ze specjalną torbą na stolec. Zaleciłem jej natychmiast, aby zrezygnowała z pszenicy w diecie. Na początku nie chciała tego zrobić, gdyż wykonana u niej biopsja jelit oraz badania krwi wykazały, że nie choruje na celiakię. Mimo to więdząc, jakie niezwykłe rzeczy dzieją się po odstawieniu pszenicy, udało mi się ją przekonać – nie miała nic do stracenia. Po trzech miesiącach nie tylko schudła 12 kg, ale ustąpiły też wszystkie skurcze, biegunki i krwawienia. Minęło już dwa lata, a Wendy odstawiła wszystkie leki, a po chorobie nie ma śladu. Jej okrężnica pozostała nienaruszona i nie ma potrzeby korzystania ze specjalnych toreb. Można powiedzieć, że jest wyleczona.

Drugi przypadek, również opisany w książce, to Jason, 26-letni programista komputerowy, chorujący na bolesne zapalenia stawów. Żaden z trzech badających go reumatologów nie potrafił postawić diagnozy. Mimo to każdy przepisywał leki przeciwzapalne i przeciwbólowe, które nie pomagały. Jason cały czas zmagał się z chodzeniem i nie był zdolny do poważniejszej aktywności fizycznej niż krótki spacer. Po pięciu dniach od wyeliminowania z diety pszenicy, ustały u niego wszystkie bóle stawów. Na początku nie chciał uwierzyć, że chodzi o pszenicę. Uważał to za niedorzeczne. Postanowił zjeść kanapkę i bóle powróciły. Dziś w ogóle nie je pszenicy i nie wie, co to ból.

TN: Pana pacjenci mają szczęście, bo tam gdzie to możliwe zmienia Pan dietę chorego, zamiast wypisywać im lekarstwa. Niestety lekarze tacy jak Pan stanowią mniejszość. Na swoim blogu opisywałem niedawno sytuację, w której koleżance mojej żony przeszły nieznośne bóle głowy dopiero po tym, jak przestała jeść zboża. Przedtem odwiedziła kilku lekarzy, którzy przepisywali jej tylko kolejne medykamenty. Dlaczego tak niewielu lekarzy ma świadomość tego, w jaki sposób zboża mogą wpływać na nasze zdrowie?

WD: Moim zdaniem cała współczesna medycyna podąża dziś drogą wysokich technologii, drogich i zyskownych procedur medycznych, leków oraz fatalnej opieki. Zbyt wiele osób w systemie straciło z oczu wizję pomagania innym, zapomniało, że naszą misją jest leczenie ludzi. Może to brzmi staroświecko, ale uważam, że opieka zdrowotna podlega dziś bardzo niedobrym tendencjom, które redukują jej znaczenie do transakcji finansowych obwarowanych przepisami prawa. Medycynie należy przywrócić jej związek z leczeniem ludzi.

Widzę również, że wielu lekarzy i ekspertów całkowicie rozczarowało się nieskutecznością porad żywieniowych. Jako że tzw. „wiedza” dietetyczna, upowszechniana od 50 lat, okazała się w tak wielu aspektach błędna, ludzie stracili wiarę, że odżywianie i metody naturalne mogą poprawić zdrowie człowieka. Jednak z mojego doświadczenia wynika, że dieta i metody naturalne mają potężną moc uzdrawiania, pod warunkiem, że dobieramy je właściwie.

TN: Czy ma Pan nadzieję, że Pańska książka zmieni opinię lekarzy na temat diety, czy raczej opinia publiczna będzie musiała nauczyć się ignorować to, co mówią lekarze, i sama edukować się w zakresie zdrowia?

WD: Niestety, zapewne wiele osób przeczyta moją książkę, ich zdrowie ulegnie radykalnej poprawie, stracą na wadze, po czym opowiedzą o tym swojemu lekarzowi, a ten uzna te zmiany za zbieg okoliczności, urojenia lub efekt placebo. Wielu moich kolegów-lekarzy nie chce uznać potęgi diety nawet wtedy, kiedy na własne oczy widzą jej efekty. Zmiana tego nastawienia wymagać będzie bardzo dużo czasu.

Jednak muszę dodać, że coraz więcej lekarzy zaczyna otwierać się na metody leczenia niezwiązane ze standardowymi procedurami i lekarstwami. To oni będą, moim zdaniem, najbardziej pomocni dla swoich pacjentów, chcących poprawić swój stan zdrowia w zakresie, jaki opisałem w książce Wheat Belly.

TN: Gdyby więcej lekarzy znało problematykę, którą Pan opisuje, to czy myśli Pan, że zmieniliby swoje zalecenia dietetyczne? Czy raczej mantra, że „tłuszcze są niezdrowe, a zboża są zdrowe”, jest już zbyt głęboko zakorzeniona w mentalności lekarzy?

WD: Nie ulega wątpliwości, że dogmat o tym, że „tłuszcze są niezdrowe, a zboża są zdrowe”, będzie jeszcze długo dominował wśród lekarzy. Jednak każdy, kto zapozna się z wyczerpującą argumentacją, którą przedstawiłem w swojej książce, dojdzie do przekonania, że tzw. pszenica nie jest już pszenicą, tylko całkowicie zmienionym wytworem badań genetycznych. Mając tę wiedzę, lekarze zrozumieliby, że wiele powszechnych schorzeń można wytłumaczyć spożyciem tej nowoczesnej „pszenicy” i jej wpływem na organizm człowieka.

TN: Prof. Robert Lustig uważa, że insulinooporność oraz inne problemy metaboliczne wywołuje niemal wyłącznie nadmiar fruktozy. Z kolei Pan obwinia za to pszenicę. Kiedy byłem po trzydziestce, również u mnie zaczęły pojawiać się pierwsze objawy przed-cukrzycy, a prawie w ogóle nie jadłem cukru. Wiedziałem, że cukier jest niezdrowy, ale jadłem dużo makaronów, płatków i chleba. Proszę opisać, w jaki sposób spożycie pszenicy może wywołać cukrzycę typu 2 nawet u tych osób, które nie piją słodzonych napojów i nie zajadają się słodkimi batonami?

WD: Zgadzam się, że fruktoza to duży problem, jeśli chodzi o współczesną dietę Amerykanów. Podobnie jak pszenica, fruktoza znajdująca się w sukrozie [cukier trzcinowy lub buraczany – przyp.tłum], wysokofruktozowym syropie kukurydzianym [ang. HFCS], miodzie oraz syropie z agawy, sprzyja powstawaniu otyłości brzusznej [ang. visceral fat], podnosi poziom cukru we krwi, opóźnia usuwanie z krwi tzw. remnantów (pozostałości) chylomikronu [ang. chylomicron remnants], które przyczyniają się do arteriosklerozy. Z tego powodu w książce Wheat Belly nie twierdzę, że pszenica jest jedynym problemem w amerykańskiej diecie.

Jak wielu z nas przekonało się na własnej skórze, wyeliminowanie z diety cukru i fruktozy to bardzo dobry pomysł, ale nie rozwiązuje całego problemu, a jedynie jeden jego aspekt. Pszenica stanowi problem u ludzi, którzy wierzą, że jedzenie dużych ilości „zdrowych pełnoziarnistych produktów zbożowych” jest zdrowsze od jedzenia cukru.

Dwie kromki pełnoziarnistego chleba pszenicznego podnosi cukier bardziej niż biały cukier, bardziej niż wiele czekoladowych batonów. Aż dziw bierze, że mimo tego dietetycy wciąż zalecają zwiększone spożycie pełnoziarnistego pieczywa. Im więcej pszenicy jesz, tym wyżej i częściej rośnie u ciebie poziom cukru we krwi. To prowadzi do większych i częstszych wyrzutów insuliny do krwi, co z czasem wywołuje oporność na insulinę. A taki stan prowadzi wprost do cukrzycy.

Co ważne, te wysokie skoki stężenia cukru we krwi są szczególnie szkodliwe dla komórek beta trzustki, które odpowiadają za produkcję insuliny. Zjawisko to nazywa się glukotoksycznością. Komórki beta mają niewielką zdolność do regeneracji. Powtarzające się ataki glukotoksyczności zmniejszają liczbę zdrowych, produkujących insulinę komórek. Na skutek tego poziom cukru pozostaje na stałym, coraz wyższym poziomie, nawet na pusty żołądek. W ten sposób powstaje przedcukrzyca, prowadząca do cukrzycy.

Tak więc zwiększone spożycie pszenicy, które nam się zaleca, nie jest dobrą odpowiedzią na epidemię cukrzycy, która niebawem dotknie połowę Amerykanów, a na całym świecie 346 milionów ludzi. Moim zdaniem, spożywanie dużych ilości „zdrowych pełnoziarnistych produktów zbożowych” jest w dużej mierze przyczyną tej epidemii. Wyeliminowanie ich z diety pozwoli nam zapanować nad tą sytuacją, a nawet ją odwrócić.

TN: W swojej książce pisze Pan, że współczesna pszenica karłowata [ang. dwarf wheat] zawiera coraz więcej glutenu i wywołuje większe skoki glukozy we krwi w porównaniu z pszenicą, jaką jedli nasi pradziadkowie. Dr Jared Diamond i inni stawiają przekonującą tezę, że przyjęcie diety opartej na zbożach spowodowało, że ludzie stali się niżsi, grubsi i bardziej chorowici już w czasach przedbiblijnych, czyli wtedy kiedy współczesna, zmodyfikowana pszenica jeszcze nie istniała. Czy zatem pszenica zmieniła się z dobrej żywności na złą, czy raczej ze złej żywności na jeszcze gorszą?

WD. Wybrałbym raczej tę drugą odpowiedź. Pszenica nigdy nie była dobrą żywnością dla człowieka i jej spożycie zawsze wywoływało wiele negatywnych skutków u części populacji. Jednak dzisiejsza pszenica to już pokarm fatalny, szkodliwy dla zdrowia niemal u wszystkich.

Rzecz jasna, gdybyśmy głodowali, i jedyną dostępną żywnością byłby chleb, powinniśmy jeść chleb. Nie ulega wątpliwości, że pszenica, na wczesnym etapie rolnictwa, służyła do tego, aby przetrwać okresy, w których brakowało pokarmów upolowanych lub zebranych. Jak zauważa dr Diamond, pszenica, jako wypełniacz kaloryczny pozwalający przeżyć bez polowania, jest żywnością wygodną. Jednak od samego początku jej spożycie miało negatywne dla zdrowia skutki. Nawet wczesne odmiany takie jak pszenica samopsza [w oryg. einkorn – przyp tłum.] i płaskurka [w oryg. emmer] nie były dla człowieka zdrowe. Znane są doniesienia już z roku 100 n.e. dotyczące występowania celiakii.

Jednak dopiero zmiany genetyczne, dokonane w ostatnich 40-50 latach, w połączeniu z globalnymi zaleceniami spożywania coraz większej ilości pszenicy, doprowadziły do dzisiejszej tragicznej sytuacji. Te okoliczności zmieniły pszenicę z niezdrowego składnika naszej diety w dietetyczną zmorę całej ludzkości.

TN: Porozmawiajmy o konkretnych schorzeniach, które pszenica wywołuje lub pogarsza. Jeden z czytelników mojego bloga pisał o swojej siostrze, która wyzdrowiała ze stwardznienia rozsianego po odstawieniu pszenicy. Inni opowiadali mi o wyzdrowieniu z fibromialgii , ADD oraz depresji. Czy wszyscy oni to „świry”, czy może „zdrowe produkty pełnoziarniste” mają związek z tymi schorzeniami?

WD: Mimo że w ostatnich kilkunastu latach osobiście widziałem niewiarygodną poprawę zdrowia po odstawieniu pszenicy u tysięcy pacjentów, to wciąż  dowiaduję się o coraz to nowych korzyściach. Niemal co tydzień ktoś do mnie pisze o tym, jak poprawiło się jego zdrowie po rezygnacji z pszenicy.

Słyszałem również o wielu przypadkach poprawy, a czasami wręcz wyleczeniu z fibromialgii , ADD lub depresji. Jeśli chodzi o MS, widziałem poprawę tylko w dwóch przypadkach. Jest to stosunkowo rzadka choroba i nie spotykam się z nią często jako kardiolog. Niemniej biorąc pod uwagę siłę oddziaływania pszenicy na różne aspekty zdrowia człowieka, nie zdziwiłbym się, widząc remisję również i tej choroby, zwłaszcza że składniki pszenicy wywołują stany zapalne w obrębie centralnego układu nerwowego.

Niestety większość moim kolegów-lekarzy ignoruje ten związek i postrzega go jako czysty zbieg okoliczność. Dzieje się tak pomimo tego, że u wielu osób stany zapalne można w sposób powtarzalny „włączać” i „wyłączać” poprzez włączenie lub eliminację pszenicy z diety. Pogląd, że pełnoziarniste pokarmy zbożowe są zdrowe, jest dziś tak głęboko zakorzeniony w sposobie myślenia pracowników służby zdrowia, że są oni bardzo niechętni jakimkolwiek zmianom.

Nie sądzę, żeby moja książka wywoływała masową histerię, wskutek której każdy wyrzuci do śmieci wszystkie pokarmy z pszenicą tylko dlatego, że ja tak mówię. Pacjenci sami opowiadają o wielu korzyściach zdrowotnych związanych z eliminacją pszenicy z diety: tracą na wadze bez ograniczania liczby spożywanych kalorii, czują ulgę w przypadku wielu schorzeń, doświadczają subiektywnej poprawy samopoczucia i przypływu energii. Mogę powiedzieć, że wyeliminowanie z diety pszenicy jest najbardziej zadziwiającym i najskuteczniejszym sposobem na poprawę zdrowia, z jakim się spotkałem w swojej 25-letniej praktyce lekarskiej.

TN: Osobiście zrezygnowałem z pszenicy i innych zbóż głównie po to, aby schudnąć. Jednak miło się zdziwiłem, kiedy kilka innych dolegliwości również w krótkim czasie ustąpiło, m.in. łuszczyca, lekka astma, choroba refluksowa przełyku, zapalenie stawów. Jak często widział Pan rezultaty podobne do moich i dlaczego pszenica miałaby w ogóle wywoływać te schorzenia?

WD: Zmiany, które Pan opisał, to reguła, a nie wyjątek. Tylko czasami zdarza się osoba, która zrezygnowała z pszenicy i powie: „Straciłam na wadze 1,5 kg w ciągu miesiąca i nic innego się nie stało”.

Ostrożnie szacuję, że u 70% globalnej populacji oprócz utraty wagi, eliminacja z diety pszenicy poprawia stan zdrowia. … Różnorodność chorób spowodowanych spożyciem pszenicy, lub tych, które się po jej spożyciu nasilają, jest doprawdy zdumiewająca.

Nie ma jednego składnika pszenicy, który odpowiada za wszystkie negatywne skutki zdrowotne związane z spożywaniem tego zboża. Gliadyna bezpośrednio wywołuje stany zapalne, ale również pobudza apetyt. Gluten odpowiada za występowanie stanów zapalnych w jelitach oraz centralnym układzie nerwowym. Lektyny sprawiają, że jelita stają się bardziej przepuszczalne dla obcych białek, które wywołują schorzenia związane z zapaleniem bądź reakcją autoimmunologiczną (np. reumatoidalne zapalenie stawów i toczeń rumieniowaty). Amylopektyna A odpowiedzialna jest za powstawanie otyłości brzusznej, tj. „pszenicznego brzucha”, która jest przyczyną stanów zapalnych, insulinooporności, cukrzycy, zapalenia stawów oraz chorób serca.

TN: Więc jeśli chodzi o dolegliwości w układzie pokarmowym, głównym winowajcą jest zawarty w pszenicy gluten oraz lektyny? Czy jeszcze inne czynniki odgrywają jakąś rolę?

WD: Dziwne jest to, że choć pszenica negatywnie wpływa na niemal wszystkie aspekty funkcjonowania układu pokarmowego, i nie chodzi jedynie o celiakię, przyczyny tego zjawiska pozostają w dużej mierze poza zainteresowaniem badaczy. Zatem mogę jedynie spekulować, dlaczego pszenica tak mocno oddziałuje na ten aspekt zdrowia człowieka. Prawdopodobnie ma to związek z gliadyną, glutenem i lektynami działającymi pojedynczo lub w połączeniu. Jestem przekonany, że oprócz tych trzech składników są w pszenicy jeszcze inne szkodliwe dla człowieka substancje, działaniem których można by wyjaśnić, dlaczego efekt końcowy jest czymś więcej niż sumą składowych. Mam na myśli to, że eliminacja pszenicy z diety daje rezultaty, które wykraczają poza to, co wiemy o działaniu każdego składnika z osobna.

TN:Czy każdy rodzaj glutenu jest równie szkodliwy, czy gluten dzieli się na lepszy i gorszy? I jeśli niektóre rodzaje glutenu są gorsze, to czy gluten zawarty we współczesnej pszenicy jest szczególnie niekorzystny dla człowieka?

WD: Struktura aminokwasów glutenu może być różna, ale wszystkie jego odmiany mają jedną i tę samą cechę, pożądaną przez piekarzy i konsumentów – lepkosprężystość [ang. viscoelasticity]. Dzięki niej można modelować ciasto podrzucając je w powietrze, można formować kawałki pizzy, można nadawać mu dowolne kształty – od pity po ciabattę.

Najgorszym i najbardziej szkodliwym rodzajem glutenu są jego nowe odmiany będące owocem pracy genetyków. Zmiany wprowadzone w zakresie zbioru genów „D” („genomu”), które są charakterystyczne dla dzisiejszej pszenicy półkarłowatej [ang. semi-dwarf wheat] najprawdopodobniej doprowadziły do czterokrotnego wzrostu zachorowań na celiakię. Tylko w ostatnich 20 latach zapadalność na tę chorobę podwoiła się. Mniej szkodliwy gluten występował w starych odmianach pszenicy takich jak samopsza i płaskurka – mniej szkodliwy, ale nie nieszkodliwy.

Moim zdaniem gluten w każdej formie, a już szczególnie ten dzisiejszy, jest dla człowieka tak szkodliwy, że najlepiej byłoby się z nim całkowicie rozstać.

TN: Czy swoim pacjentom zaleca Pan dietę beglutenową, czy zarówno bezglutenową jak i bezcukrową? Pytam o to, ponieważ kiedy ludzie rezygnują z obu produktów, nabierają przekonania, że ich dolegliwości powodował cukier, a nie zboża.

WD: Tak, cukier jest również na liście pokarmów niedozwolonych. Nie ulega wątpliwości, że przynajmniej dla niektórych ludzi, zwłaszcza młodych, dużym problemem jest spożycie cukru w napojach, fast-foodach i rozmaitych przekąskach.

Jednak u większości ludzi samo wyeliminowanie z diety cukru połączone ze spożywaniem zwiększonej ilości “zdrowych pokarmów pełnoziarnistych” zamiast do chudnięcia, prowadzi do tycia. Często doświadczają tego osoby, które w dobrej wierze stosują się do zaleceń tzw. zdrowego odżywiania, ograniczają spożycie słodkich przekąsek, zwiększają spożycie „zdrowych produktów pełnoziarnistych” i w efekcie kończą z 10 -, 20 – , a nawet 40-kilogramową nadwagą.

Tymczasem należy odwrócić kolejność, czyli w pierwszym rzędzie zrezygnować z pszenicy, a ochota na słodycze niemal zawsze znacząco maleje, ponieważ eliminuje się z diety pobudzającą apetyt gliadynę. Dużo łatwiej jest najpierw zrezygnować z pszenicy niż z cukrów.

Rzecz jasna w całej sprawie nie chodzi tylko o to, ile ważymy. Liczą się również inne aspekty zdrowia, na które nawet cukier nie ma wpływu, takie jak zapalenia stawów, choroba refluksowa przełyku, zespół drażliwego jelita, wysypki, negatywny wpływ na mózg, zatrzymywanie wody w organizmie itp.

TN: W znanej książce pt. Nutrition and Physical Degeneration dr Weston A. Price opisywał, jak tradycyjne populacje namaczały i fermentowały ziarna zbóż przed ich spożyciem. Czy uważa Pan, że w ten sposób zboża stają się mniej szkodliwe dla zdrowia? Czy raczej dzisiejsze zmutowane odmiany pszenicy są tak bardzo przepełnione niebezpiecznymi białkami, że te tradycyjnie metody niewiele zmieniają?

WD: Namaczanie i fermentacja sprawia, że w pszenicy, pokarmie szkodliwym, zmniejsza się, poza innymi rzeczami, zawartość lektyn i glutenu. Innymi słowy pszenica staje się wskutek tego pokarmem mniej szkodliwym. Ale trzeba uważać, aby nie wpaść w tę samą pułapkę, w jaką wpadli dietetycy i instytucje zajmujące się tzw. zdrowiem publicznym. Zalecają one, aby pokarm szkodliwy (białą mąkę) zastępować pokarmami mniej szkodliwymi (produktami pełnoziarnistymi), tak jakby spożycie mnóstwa pokarmów mniej szkodliwych było dla nas zdrowe. To właśnie taka błędna logika spowodowała cały ten żywieniowy bałagan.

Na przykład namaczanie ziaren zmniejsza zawartość lektyn o ok. 35 %. Robi się więc lepiej, ale wciąż nie jest dobrze. Pozostajemy narażeni na negatywne skutki spożywania pszenicy, w tym pobudzony apetyty od glidyny, wysokie stężenie cukru we krwi od amylopektyny A, stany zapalne od glutenu i gluteniny, zwiększona przepuszczalność jelit dla obcych białek od lektyn.

Podobnie fermentacja na zakwasie chlebowym zmniejsza zawartość węglowodanów, ale nie zmienia innych aspektów negatywnego wpływu pszenicy na zdrowie. I znowu – robi się lepiej, ale nie jest dobrze.

Nawet genetycy pracują dziś nad tym, żeby zmodyfikować pszenicę w taki sposób, aby była mniej szkodliwa. Jeden z obszarów badań dotyczy prób usunięcia wszystkich szkodliwych sekwencji glutenu. Jak zwykle badacze znają budowę genetyczną tego zboża, ale nie rozumieją jak na człowieka wpływa jego spożycie.

Zatem bez względu na to co piekarze lub genetycy robią, aby zmienić pszenicę, zasadniczo pozostaje ona tym samym pokarmem, ze wszystkimi niekorzystnymi właściwościami: pobudza apetyt, działa negatywnie na funkcjonowanie mózgu, wywołuje stany zapalne, inicjuje procesy autoimmunologiczne i wywołuje otyłość.

TN: A jak wpływają na nas inne ziarna, np. kamut, orkisz, owies, szarłat, gryka. Czy są dla nas zdrowe, czy nie?

Patrząc ewolucyjnie, kamut i orkisz to starsze formy pszenicy. Zatem nie doszło u nich do szkodliwych modyfikacji genomu „D” jakie miały miejsce w przypadku nowoczesnej pszenicy. Ale to wciąż pszenica. Oznacza to, że będzie tam gliadyna (choć jej działanie w zakresie pobudzania apetytu będzie mniejsze niż jej współczesnego odpowiednika), będą też lektyny zwiększające przepuszczalność jelit. Oba składniki podnoszą dodatkowo stężenie cukru we krwi.

Jeśli chodzi o oddziaływanie na układ odpornościowy, owies rzeczywiście różni się znacząco od pszenicy. Jednak problem z owsem polega na tym, że niezwykle mocno podnosi poziom cukru we krwi. Miska gotowanej, ekologicznej, grubo mielonej owsianki bez dodatku cukru u osoby zdrowej zwiększy poziom cukru do 150 mg/dl, 200 mg/dl, czasami nawet więcej. U cukrzyka lub przedcukrzyka nawet 300 mg/dl po zjedzeniu owsianki nie jest rzadkością.

Szarłat i gryka to ziarna, które nie mają związku z pszenicą i zasadniczo są czystymi węglowodanami. W przeciwieństwie do pszenicy nie wywołują skutków immunologicznych, neurologicznych, ani nie pobudzają apetytu. Jednak, podobnie jak owies, podnoszą stężenie cukru we krwi i wywołują wszystkie efekty z tym związane (zwiększona oporność na insulinę oraz glikacja – w oku, w tkankach chrzęstnych, w tętnicach oraz glikacja cząstek LDL). Z tego powodu doradzam pacjentom, aby te wszystkie ziarna spożywali w niewielkich ilościach, tj. nie więcej niż pół filiżanki po ugotowaniu, i tylko w ramach diety ubogiej w węglowodany (np. średnio 40-50 gramów dziennie).

TN: Z jaką reakcją spotkała się Pana książka, czy może jest jeszcze za wcześnie, żeby to oceniać?

WD: Reakcja jest znakomita. W ciągu pierwszych 9 dni od opublikowania Wheat Belly trafiła na listę bestselerów „New York Times”.

Jednak najważniejsze dla mnie jest to, że niemal codziennie dostaję od ludzi sygnały, że moja książka zmieniła jakość ich życia. Piszą o gwałtownym spadku wagi ciała w sytuacji, w której wszystko inne dotychczas zawodziło; o uldze w przewlekłych bólach; o spadającym poziomie cukru we krwi etc. Szczególnie cieszy mnie to, że dzięki mediom społecznościowym o tych zmianach dowiaduję się zaledwie po kilku dniach od zmiany diety. Nawet w swojej praktyce lekarskiej informacje o poprawie zdrowia docierały do mnie zwykle po kilku miesiącach. Teraz dowiaduje się o nich po kilku-, kilkunastu dniach od przejścia na dietę bezpszeniczną.

TN: Czy była jakaś reakcja ze strony tzw. ekspertów, dla których pełnoziarniste produkty zbożowe to nieodzowny element zdrowej diety? Podejrzewam, że nie jest Pan zbytnio popularny w tych kręgach.

WD: Odżywianie to niezwykle ważne zagadnienie, które budzi wiele emocji. Dietetycy i inni „eksperci” ds. żywienia zostali mocno zindoktrynowani w zakresie pozytywnego wpływu na człowieka „zdrowych pokarmów pełnoziarnistych”. W związku z tym ich pierwszą reakcją na poglądy takie jak moje jest zwykle złość. Utrzymują, że musi to być jakaś chwilowa moda na odchudzanie, która szybko minie. Jednak każdy, kto przeczyta Wheat Belly zrozumie, że jest dokładnie na odwrót. Książka omawia to wszystko, czego się publicznie nie mówi na temat zbóż zmienionych genetycznie nie tylko w celu zwiększenia plonów, ale również pobudzenia apetytu konsumenta.

Grupa producentów pszenicy o nazwie „Grain Foods Foundation” zdążyła już wydać publiczne oświadczenie, że zamierza przeprowadzić kampanię PR mającą na celu zdyskredytowanie mnie i moich argumentów. W odpowiedzi na to opublikowałem „List otwarty do Grain Foods Foundation”, który również rozesłałem do rozmaitych mediów, zapraszający moich adwersarzy do publicznej debaty na ten temat w świetle kamer. Jak dotąd nie otrzymałem odpowiedzi i sądzę, że nigdy nie otrzymam. Biorąc pod uwagę badania i wiedzę, jaką zgromadziłem w swojej książce, wątpię, by ktokolwiek z branży chciał pozwolić na publiczne nagłośnienie tej problematyki.

TN: Ostatnie pytanie. Teraz, kiedy książka jest już na rynku, czy kiedykolwiek leży Pan w nocy nie mogąc zasnąć, i zastanawia się, czy dobrzy ludzie z Monsanto lub Pillsbury planują Pana koniec? Gdybym był na Pana miejscu, unikałbym przez jakiś czas ciemnych uliczek.

WD: Dzięki za ostrzeżenie! Prowadząc kampanię przeciw pszenicy z pewnością narobiłem sobie wpływowych wrogów. Mam na myśli wielki przemysł spożywczy, wielomiliardowy agrobiznes, grupy producenckie zbóż oraz – ku mojemu zdziwieniu – przemysł farmaceutyczny. Byłem wstrząśnięty (choć pewnie nie powinienem być, wiedząc, do czego ci ludzie są zdolni), kiedy dowiedziałem się, że przynajmniej jedna grupa producencka pszenicy jest opłacana przez przemysł farmaceutyczny. To naprawdę niepokojące.

Mimo wszystko, skupiam się na upowszechnianiu wiedzy na ten temat i bardzo pomagają mi w tym historie z życia osób, które dzięki niej na nowo odzyskały zdrowie, pozbyły się bólów itd. Można to wszystko osiągnąć postępując odwrotnie do tego, co zalecają nam instytucje publiczne. Trzeba tylko porzucić ślepą wiarę w „zdrowe pełnoziarniste pokarmy”.

TN: Bardzo dziękuję, że znalazł Pan czas, aby odpowiedzieć na nasze pytania. Mam nadzieję, że Pańska książka sprzeda się w milionach egzemplarzy.

Za Michealem Eadesem wypada też odnotować, że dr Davis pozbył się również pokutujących w środowisku kardiologów lęków przed tłuszczami w diecie, zwłaszcza tłuszczami nasyconymi. Oto co pisze na ten temat w swojej książce:

„Antytłuszczowa fobia, jaka panuje od ponad 40 lat, zniechęciła nas do spożywania takich pokarmów jak jaja, wołowina i wieprzowina z uwagi na zawartość w nich tłuszczów nasyconych. Jednak tłuszcz nasycony nigdy nie stanowił problemu. To węglowodany w połączeniu z tłuszczem nasyconym powodują gwałtowny przyrost cząsteczek LDL we krwi. Problemem były zawsze bardziej węglowodany niż tłuszcze nasycone. W rzeczywistości nowe badania oczyściły tłuszcze nasycone z zarzutów o to, że zwiększają ryzyko wystąpienia ataku serca lub udaru”.

kuchnia bez pszenicy

Książki dr Williama Davisa Dieta bez pszenicy oraz Kuchnia bez pszenicy stanową więc przeciwwagę dla wszechobecnej i nachalnej w Polsce promocji zbóż, zachwalanych jako zdrowa żywność. Momentami można odnieść wrażenie, iż bez kilku kromek chleba dziennie, bez płatków śniadaniowych i bez owsianki wyginiemy jako gatunek. Prawda jest natomiast taka, że o ile rozwój rolnictwa i uprawa zbóż umożliwiły gwałtowny przyrost naturalny oraz ukształtowanie się nowoczesnych społeczeństw opartych na specjalizacji i podziale pracy, o tyle pod względem zdrowotnym okazały się dla nas katastrofą. Dobrze ujął to prof. Jared Diamond, pisząc w swojej nagrodzonej nagrodą Pulitzera książce pt. Guns, Germs and Steel:

Chociaż zaakceptowanie rolnictwa miało najpewniej decydujące znaczenie dla lepszego życia, to pod wieloma względami okazało się tragedią, z której nigdy się nie podnieśliśmy.

Mateusz Rolik

NowaDebata.pl

wheat-belly-cookbook-quote

Nie płać lekarzom – uzdrów się sam 🙂

https://tajnearchiwumwatykanskie.wordpress.com/category/nie-plac-lekarzom-uzdrow-sie-sam/

49 myśli w temacie “PSZENICZNY BRZUCH, czyli nie będziesz zdrowy, dopóki nie odstawisz pszenicy – i to pod każdą postacią

      1. Prawie rok temu zrezygnowałam z glutenu, który jest we wszystkich zbożach. W żurku go nie ma. Zrezygnowałam też z cukru, zastąpiłam stevią i po wielu bezmięsnych latach zjadam indycze z naciowym selerem, jajka, śmietanę itd, a ze słodyczy czasem tylko orzeszki w czekoladzie. Zwęziło mnie to wszystko o 10 cm i całkiem spłaszczyło brzuch. Czuję się jak małolat. Czasem mam problem z utrzymaniem powagi nóg – chcą biegać, podskakiwać, tańczyć.
        Kipi we mnie energia i chęć rozbrykanego życia.
        Przedtem tak nie było, więc pewnie gluten i cukier działają paraliżująco.
        Życzę wszystkim jeszcze nieodmienionym takiej zmiany.
        Dodam, że nie „korzystam” z medycyny – ta pewnie szybko by mnie „ustatkowała” leczeniem wszystko jedno czego.

  1. Mam niedowagę, zespół jelita nadwrażliwego, zaburzenia lękowe. Odstawienie pszenicy na miesiąc nie przyniosło żadnych efektów. W tym czasie jadłam jednak inne zboża, nie zawierające glutenu. Wniosek z tego taki, że powinnam całkowicie odstawić produkty zbożowe? Co wobec tego miałabym jeść? Trawę popijaną mlekiem, na które notabene także jest teraz spora nagonka. A może warzywa lub owoce nawożone chemią? Ryby zatrute rtęcią, albo kurczaki nafaszerowane antybiotykami? To wszystko jest chore. Zaczytując się w coraz to nowszych odkryciach, odnośnie szkodliwości pożywienia, okazuje się, że najlepiej byłoby nie jeść absolutnie nic. Usiąść i płakać nad losem ogólnodostępnej żywności, której jakość coraz gwałtowniej się obniża.

    1. Ja z tej rozpaczy przeniosłem się na wieś i uprawiam własne, niekoncerniane warzywa, programując je uprzednio kwantowo metodą Anastazji:

      Koncerniana żywność jest już tak zatruta, że naprawdę nie ma innego wyjścia niż powyższe. A dzieje naszej Planety są już na takim etapie, że z roku na rok coraz więcej osób będzie potężnym susem dawało dyla z matrixa ku Naturze. Niestety naprawdę nie ma już innego wyjścia.

      Ci, którzy na razie ze mną się nie zgadzają, po kilku miesiącach/latach życia w wielkich metropoliach, skruszeni dojdą wreszcie do takich samych wniosków. To wszystko zaszło już za daleko i kompulsywnie brnie w ślepy kanał.

      Ja bez pszenicy wytrzymałem 3 tygodnie. Znawcy tematu mówią, że to zdecydowanie za krótko, by poczuć różnicę – z uwagi na stopień zatrucia naszych organizmów. Potrzeba przynajmniej dwu miesięcy.

      Zdecydowanie się na taką dietę graniczy jednak z heroizmem i na decyzję taką stać jedynie nielicznych zdeterminowanych.

      To jest tak naprawdę Zmiana Świadomości. A więc jest to życiowy dogłębny Proces. Dojrzewają do niego jedynie jednostki – i to chyba głównie dla tych nielicznych jest ten artykuł. Myślę, że otwiera on jednak coś głębiej na Przestrzeni – i jego rzeczywiste działanie statystycznie zaowocuje dopiero za 10-20 lat, gdy Masa Krytyczna przebudzonych z matrixa się zbierze…

      Na razie są to jedynie Pierwsze Jaskółki – więc niech raźnie prują Przestrzeń, robiąc swoje…

      1. Pieczywo pszenne ma takie same wartości jak żytnie. Warunkiem jest, aby mąka nie była pozbawiona tego czego potrzebuje nasz organizm. Najbardziej wartościowe jest pieczywo z maki grubo mielonej. Tak jak mąka żytnia razowa ma dużo mikro i makro elementów tak to samo jest w mące pszennej graham.
        Jak to jest, że kiedyś pieczywo było podstawą, a wielu krajach mniej rozwiniętych jest nadal i nie widać otyłości. Włosi jedzą dużo makaronów, pszennej ciabatty, Francuzi zapychają się bagietkami, cały pas śródziemnomorski nie ma dostępu do mąki żytniej a jedzą dwa razy więcej pieczywa pszennego od Polaków i nie widać tam tylu ludzi otyłych. W USA jedni pracują nad zwiększeniem wydajności upraw drudzy prowadza badania nad udowodnieniem lub maja swoją teorie, że jest to niezdrowe i piszą to w swoich książkach. Wychodzi na to, że jedni i drudzy robią pieniądze w jakiś sposób. Jestem piekarzem i pieczywo pszenne też może być zdrowe. Warunkiem jest:
        1. mąka jest grubo mielona bo w łusce ziarna pszenicy jest dużo mikro elementów które potrzebuje nasz organizm oraz błonnika a jego własnie niedobór jest przyczyna wielu chorób i dolegliwości. poszukajcie informacji na temat błonnika; jaki jest zalecane minimalne dzienne zapotrzebowanie podane przez WHO. Przeciętny Polak dostarcza tylko jedna trzecią to co jest zalecane. Jak nie ma być chory. Potrzebne 40 gram błonnika to około 2 dobrze skomponowane kanapki z pieczywem o dużej zawartości błonnika. Żeby dostarczyć taką ilość błonnika chlebem tostowym trzeba go zjeść 4 bochenki – dacie radę ??? Jeśli tak, to przełożycie byle czym i wówczas na pewno wam zaszkodzi.
        2. naturalna fermentacja . By gluten był łatwo przyswajalny przez organizm należy spożywać pieczywo poddane fermentacji najlepiej jak najdłuższej. Nie to pieczywo które ma fermentacje wymuszona lub wszystkie procesy fizykochemiczne które zachodzą podczas naturalnej fermentacji są zastąpione dodatkami i substancjami nie naturalnego pochodzenia. Kiedyś nie było wytwórni drożdży piekarskich, polepszaczy, spulchniaczy etc. a pieczywo było wypiekane. Długa niewymuszona fermentacja i dojrzewanie ciasta w czasie wyrabiania chleba i bułek daje możliwość rozkładu kwasów fitynowych. Poszukajcie w necie co to jest kwas fitynowy i jaka pełni rolę w naszym organizmie. On blokuje wchłanianie mikro i makro elementów przez nasz organizm. Jeśli pieczywo nie jest na zakwasie to nasz organizm nie wchłonie tego co jest wartościowe w naszym posiłku.
        3. Zakwas . Pieczywo pszenne też możne być na zakwasie tak jak oryginalna bagietka, ciabatta, focaccia, etc
        Dzięki tej fermentacji zakwasu dostarczamy naszemu organizmowi dodatkowo cenne bakterie kwasu mlekowego, gluten będzie łatwo przyswajalny a pieczywo będzie nam o wiele lepiej smakowało no i będzie zdrowsze.
        Osoby które są chore na nietolerancje glutenu nie mogą jeść pieczywa pszennego, ale osoby którym zaleca się dietę nisko glutenową powinny się zastanowić co powinny jeść i dlaczego. Teorii odżywiania się, stosowania przeróżnych diet, stosowania substytutów, sprawdzonych metod jest wiele… Niektóre po czasie okazuje że były błędne i nawet mogły zaszkodzić wielu osobom. Odżywiać się należy należy prawidłowo; w małych ilościach, często i w sposób wartościowy dla naszego organizmu. Smacznego

      2. dobra ale nie każdy ma jak sobie wyjechać na wieś i uprawiać sobie swoje warzywka. Co ma zrobić?

    2. jest skrobia kukurydziana, maka bezglutenowa, chleb bezglutenowy a cukier można zastąpić stewią, nie rozumiem wiec pretensji?a badanko na pasożyty zrobione?

    3. Jeżeli nie wyeliminować to na pewno można ograniczać. Na pewno da lepsze efekty niż obrażanie się na wszystkie tego typu teksty 🙂

    4. Od dawna wiem, że odstawienie pieczywa powoduje u mnie spadek wagi. Czy wiążą się z tym inne korzyści, nie wiem. Wiem natomiast, że trudno mi rezygnować ze smacznego świeżego chleba, np. ze smalcem czy świeżym masłem. Mam nadwagę.

    5. moze trzeba poszukac posrod wszystkiego miejsc, gdzie ta zdrowa zywnosc jest dostepna jeszcze, a sa takie, mieso klasy A, warzywa i owoce krajowe od prywatnych producentow, czesto sprzedajacych w miastach, ceny wyzsze, za to smak zupelnie inny, a i zdrowie inne potem, mozna jesc obfitosc salatek na przyklad przygotowanych rowniez wczsniej, warzywa z miesem, ziemniaki nie sa tu wyklete wcale, na sniadanie kasze na cieplo czy ryz naturalny, osobiscie zmienilam diete kilka dni temu, bo zostalam do tego zmuszona, czuje sie lepiej po kilku dniach zaledwie, ogromu chorob z cukrzyca wlacznie nie chce mi sie tu wymieniac, bo i po co, inny sposob odzywiania nie jest ogolnie przyjety i z cala pewnoscia wymaga wiecej pracy, choc da sie tez na szybko zjesc jogurt z platkami owsianymi

  2. 12 lat bylam na diecie bezglutenowej. Stwierdzono u mnie ksiazkowa celiakie. Byla to droga przez meke, nie moglam nawet do przedszkola chodzic. Dodam ze zawsze mialam lekka nadwage, zmierzajaca ku wiekszej. Coz…. niespozywanie glutenu nie przynioslo zadnych innych efektow. Mialam tradzik jak kazda nastlatka i inne problemy. Po okresie dojrzewania wprowadzilam zboza do diety i tak jest do dzisiaj. Dopiero w zyciu doroslym udalo mi sie zrzucic nadwage, gdyz wiem cos o tym jak nalezy jesc i ile jesc. Dodam ze by uregulowac prace jelit rodzice czesto podawali mi banany, jagody, a w czasach prl, na mnie przypadalo wyjatkowo duzo miesa 😉 w rodzinie mamy tez przypadki choroby crona-lesniowkiego. Lekarze mowia ze to jest bardzo powiazane, wiec nic dziwnego ze jeden z wyzej wymienionych przypadkow poczul sie lepiej gdy odstawil zboza. Pelnoziarniste pieczywo dluzej sie trawi, i moze draznic scianki jelitia. Osobom z takimi problemami zaleca sie diete lekkostrawna- czyli biale pieczywo. Po co sie katowac pez sensu. Ludzie naprawde nie podazajcie za ta bezsensowna bezglutenowa moda, bo ta dieta jest bardzo trudna i rygorystyczna dodam ze i kosztowna.od 13 lat jem pieczywo, makarony, musli, co zechce zyje i mam sie dobrze. Pozdrawiam

    1. jeśli nie miałaś robionych gruntownych badań łącznie z tymi wewnętrznymi (zapomniałam nazwy), które sprawdzają stan scianek jelit – najprawdopodobniej nie miałaś celiakii, tylko np skazę białkową, która daje podobne objawy;
      skaza czy azs potrafią pięknie cofać się w wieku dojrzewania, więc to także wyjasnia cofnięcię się twoich problemów;
      co jeszcze potwierdza, że miałaś błędną diagnozę????
      rodzice podawali ci banany, jagody;
      akurat tym działali na twoją szkodę;
      banany czy owoce leśne same w sobie nie uczulają, ale zawierają w sobie koszmarnie duzo czynników, ktore powodują uaktywnienie się alergii (troszkę na tzw. chłopski rozum wyjasniam, bo nie pamiętam naukowych nazw tych związków/czynników);
      ja mam azs i skazę białkową; banany są dla mnie po prostu zabronione;
      owszem – odstawianie glutenu stało sie ostatnimi meisiącami modne;
      i bardzo dobrze;
      ja sama na sobie doświadczyłam „dobrodziejstw” glutenu;
      a teraz doświadczam dobrodziejstw jego odstawienia i wierz mi na słowo, błogosławię dzień, kiedy jakieś 3 lata temu natrafilam, szukając pomocy dla siebie, na artykuł traktujący o szkodliwości glutenu;
      przez 3 lata z mniejszymi i wiekszymi sukcesami i porażkami odstawialam zboża wszelakie, dziś w końcu mi ich nie brakuje, a moje zdrowie powoli zaczyna się poprawiac, pomimo jakiś czas temu skończonej 40tki;

      1. Ata, trochę nie na temat, ale…. zainteresowało mnie skąd się dowiedziałaś, że banany niewskazane przy skazie białkowej? pierwszy raz słyszę

      2. ja kiedyś borykałam się z problemami układu pokarmowego, podejrzenia, że na tle nerwowym, na przemian zaparcia i biegunki, brzuch jak kamień, z dnia na dzień objawy jakby narastały (brałam różne leki, w końcu miałam być skierowana do poradni zdrowia psychicznego – choć nie przebadano mnie na m.in. zespół jelita wrażliwego). Przypadkiem przez okres ok. 2 miesięcy letnich miałam dostęp do borówek amerykańskich, które jadłam w olbrzymich ilościach bo po ich zjedzeniu zauważyłam, że nie mam boleści, skurczy czy biegunki – praca jelit uregulowała się – tęsknię za tym okresem to było kilka lat temu – jednak wiem jedno, że od tamtej pory nie wrócił stan który miałam na początku.
        zapewne to nie tylko borówki, przerwa w pracy, walka ze stresem, ruch – jednak borówki najmilej wspominam;)

    2. a ja od prawie roku nie jem mąki pszennej, przez pół roku zeszło ze mnie 7kg, podczas gdy wcześniej stosowałam najróżniejsze diety i uprawiałam naprawdę dużo sportu. I powiem jedno : nie jedząc mąki pszennej czuję się o wiele lepiej, mam lepszą cerę 🙂 Gdy tylko zjem coś co zawiera mąkę pszenną, jest mi niedobrze, mam bóle głowy, uczucie ciężkości i puchnę, tak, naprawdę puchnę! Także ten artykuł to nie jest MODA na BEZGLUTEN ! Może Malina podjadałaś słodycze, skoro paśli Cie bananami, sama fruktoza… trzeba było jeść jabłka! a białe pieczywo ! HHAHAHA na pewno to dieta lekkostrawna. gratuluję świadomości 🙂

  3. powinni ludzie się przyzwyczajać do potraw zbóż; gdy owadów zapylających zabraknie, nic innego nie pozostanie, jak żreć wiatropylne rośliny 😛

    1. a może lepiej przyzwyczajać sie do mieska antylopek tego nigdy nie zabraknie trawy zawsze rosna bez jakiegokolwiek pylnego robactwa

  4. Miałem problemy z jelitem. Często bóle jelit i nieprzyjemne skurcze. Stosowałem różne diety, ale nic nie pomagało. Wreszcie spojrzałem na dietę Chińczyków i skosztowałem. Rezultat piorunujący. Jedzenie: ryż, placek kukurydziany, mięso ryb. Czasami kurczaczek, ale ze wsi. Jarzyny na łoku lub na surowo. Dodatkowo dałem się zarazić glistą ludzką na okres 1 miesiąca. Potem owsikami na 2 tygodnie. Po 4 miesiącach waga ze 101 kg/180cmh spadła do 82 kg. Ciśnienie ze 160/110 spadło na 130/80. Cukier w normie. Brak słów. Nie trzeba czytać książek.

  5. Materiał dla Amerykanów, którzy nie wiedzą, co to normalne jedzenie. Mają tylko plastik pakowany w plastik, ładnie pomalowany, z aromatycznym zapachem. Byłem na miesiąc, widziałem, spożywałem. Jadłem połowę mniej niż w Polsce. I tylko domowe obiady. Odpychało mnie od tego tzw. pokarmu. Mimo tego przytyłem 5 kg. Wróciłem do polski i wszystko pomału zaczęło się stabilizować. Jadłem więcej i chudłem.

    1. W polskich miastach też nie ma „normalnego jedzenia”. A i na wsiach coraz z tym gorzej, bo ludziska idą na łatwiznę i wolą kupić sklepowe gówno, niż samemu upiec chleb. A w USA to już oczywiście totalna aberracja żywieniowa.

      Nie możesz jednak powiedzieć, że tak zwana pszenica jest u nas czymś zdrowym. To ten sam gatunek co i na całym świecie. Jedyną prawdziwą pszenicą jest ORKISZ. W PO-lsce uprawia go zaledwie kilka osób. Święta Hildegarda z Bingen uważa orkisz za podstawę zdrowia.

  6. Nie da się tak do końca uciec od wszystkiego, przecież nie uprawisz i nie dasz rady przechować na tyle warzyw aby starczyło na cały rok !?

    1. Da się. Na wsiach są stare, ponadstuletnie betonowe piwnice-ziemianki – prawie bunkry. W środku na dole – goła ziemia. Dużo miejsca. Zawsze doskonała temperatura. Dotychczas nikt nie wymyślił lepszego, bardziej ekonomicznego sposobu przechowu warzyw.

      Kto ze wsi, ten wie, o co chodzi.

  7. Dlaczego jako ilustracja w nagłówku widnieje fotografia ciężarnej? Przecież ten brzuszek jest piękny. Prawdziwie niezdrowy jest ten niżej w tekście.
    Co do samego tematu to najgorzej mają społeczeństwa z państw na zachodzie, bo tam większość jest skażona i przetworzona, w Polsce jeszcze na szczęście jeszcze sporo dobrego chleba i produktów zbożowych (ze starych odmian pszenicy – orkisz, płaskurka, samopsza, kamut).

  8. Przestałem czytać w momencie, kiedy napisaliście, że pszenica podnosi cukier we krwi mocniej niż biały cukier. Nie wiem na jakiej zasadzie można było wysnuć tak bzdurny wniosek.

    1. wydaje mi się to oczywiste
      ile cukru dziennie spożywa statystyczny człowiek a ile pieczywa? Na pewno więcej pieczywa….

  9. Strona Wasza zawiera bezcenne wiadomości. Za to ogromnie dziękuję. Od bardzo dawna wyznaję zasadę, że najlepiej możemy pomóc sobie sami. Prośba i sugestia z mojej strony. Zmieńcie to koszmarne różowe tło na coś spokojniejszego. Wyżera oczy podczas czytania. Obawiam się, że wyleczę „brzuch”, ale na oczy zapadnę:)

  10. Ja myślę że bunt przeciw temu co w artykule, wynika z tego ze jest ciężko przestawić się z jedzenia chlebka na jedzenie mięska i warzyw ,że ciężko odzwyczaić się od produktów uzależniających ,a przestawić całą kuchnię na produkty bezglutenowe .Był u mnie czas kiedy jadłam przez blisko 6 lat wszystko co glutenu nie zawierało ,,jadłam mięso ,ryby od czasu do czasu kasze gryczaną ,jadłam masło ale na kanapce z szynki ,,,piłam dobrą smietanę i schudłam 28 kg przez 1.5 roku …To było bardzo dobre i wcale nie uciążliwe ,,acha i czułam się przy tym bardzo dobrze …..Potem zaczęłam podjadać chlebek ,coś słodkiego i wszystko wróciło ,,,no może jeszcze nie doszłam z waga do tego przed ,ale jak nie przestane to i wróce do wagi tej wyższej …Dla mnie ten artykuł ma sens. Czym zniewolić ludzkość ? jedzeniem …I ktos tam napisał że ;moze pomogła by psychoterapia ,,,,hmmm tak dla nieodżywionego mózgu ,albo inaczej dla żywionego mózgu śmieciami ,potrzeba psychiatry ….Jedzenie to jest podstawa dla mózgu ,albo mózg głupi ,albo ze zdrowej żywności mózg dotleniony i inaczej myślący .

    1. Tak – to, co jemy, jest funkcją naszego aktualnego stanu świadomości.

      Pierwsze wpływa na drugie, drugie wpływa na pierwsze – to jest kosmiczna synergia. Istoty na pewnym poziomie świadomości nigdy nie wezmą już do ust produktów mogących tę świadomość zredukować.

      A w związku z tym, że cała Żywność jest obecnie zatruta – trzeba wybierać produkty zatrute jak najmniej. Jest jeszcze kwestia tzw. Pamięci Wody. Woda jest NOŚNIKIEM INFORMACJI, ma pamięć molekularną, co udowodnił francuski immunolog Jacques Benveniste w 1988 r., a potwierdzili później w eksperymentach m.in. Rosjanie prof. Vitold M. Bakhir, dr Konstantin G. Korotkov oraz Japończyk dr Masaru Emoto.

      Wniosek: WODĘ W ZATRUTEJ ŻYWNOŚCI MOŻNA PRZEPROGRAMOWAĆ NA ZDROWIE.

      Np. poprzez błogosławieństwo. W ten sposób można domowymi sposobami radzić sobie z opresją matrixa 🙂

      http://www.youtube.com/watch?v=NfNUHUbEDgA (1/9)

      http://www.youtube.com/watch?v=T8eJz2vri98 (2/9)

      http://www.youtube.com/watch?v=_SgipZVE8NU (3/9)

  11. czytałam z zaciekawieniem do części o azydku sodu. Jak ktoś takie bzdury gada od razu traci w moich oczach wiarygodność. Otóż każdy po kursie chemii w liceum wie, że substancja X może być trująca w jednych okolicznościach i zupełnie nieszkodliwa lub nawet pomocna w innych. Kto nie wierzy niech zmierzy – zapach fiołka i zapach kupy to te same substancje. Zgodnie z logiką przedstawioną w artykule powinniśmy przestać wąchać fiołki bo w rzeczywistości śmierdzą.

  12. Świetny artykuł. Mnóstwo informacji i odpowiedzi dlaczego gluten i pszenica są dla nas szkodliwe. Niedawno zaczęłam prowadzić blog z przepisami bezglutenowymi dla mnie i dziecka. Zapraszam 🙂 Niedoskonalafitmama.blox.pl

  13. Zbadałem temat bardzo dogłębnie. Nie jem pszenicy od kilku lat z bardzo dobrym i pro zdrowotnym skutkiem. Nie zgadzam się z piekarzem Markiem (najdłuższy komentarz), bo pszenica jest hybrydą. Oryginalna pra-pszenica posiada 16 aminokwasów, a ta obecnie 23…, więc ma dodaną i zmienioną swoją naturę i skład. Ten nadmierny gluten w pszenicy jest bardzo ciężko strawny. Orkisz (stary gatunek pszenicy), który w sumie nie jest pra-pszenicą, gotuje się 20-25 min. Jak jeszcze nie byłem wege, to chodziłem na ryby i pszenicę gotowałem od 2 do 4 godz. Czemu współczesna tzw. pszenica tak długo się gotuje? Z powodu sztucznego składu i wielkiej obecności glutenu. Jest to jednym słowem wielki chorobotwórczy ciężko strawny glut. Doszedłem w swoim życiu do celiakii… choroby wywołanej przez pszeniczny gluten… Po prostu ten glut niszczy i deformuje nasze kosmki jelitowe, które wchłaniają mleczko pokarmowe…
    Teraz od roku jestem na diecie bez glutenowej. Wielu z Was też to czeka… jeśli dalej będziemy spożywać sztuczną pseudo pszenicę, którą nam tak pięknie podarowali tzw. nasi naukowcy. To oni stworzyli z oryginalnej pszenicy tą sztuczną hybrydę. Bawiąc się w Boga, stworzyli sztuczną odmianę, która nas powoli zabija i deformuje nasze zdrowie. Taki cichy morderca. Prawdziwą odmianą pszenicy jest Orkisz i jeszcze starsze to np. Płaskurka lub legendarny Kamut. Jestem za spożywaniem wszystkich trzech odmian. Św. Hildegarda wiele poświęciła w swych pracach na temat orkiszu… twierdząc, że ma sama w sobie lecznicze właściwości. Pszenica orkisz (Triticum spelta L.), która zwyczajowo jest nazywana szpelcem lub orkiszem, to gatunek zboża należący do rodziny wiechlinowatych. Spożywana była już w starożytności. W czasach rzymskich była posiłkiem gladiatorów i zawodników igrzysk. Była jednym z najpopularniejszych zbóż średniowiecza. Należy do form niewymłacanych. Czym starsza odmiana tym posiada więcej niesamowitych właściwości. Biblia informuje, że można przeżyć całe swoje życie, spożywając tylko samą pszenicę. Ale oczywiście chodzi o te najstarsze gatunki pszenicy. Po części w niektórych kwestiach się zgadzam z piekarzem Markiem. Zboża można spożywać, ale tylko skwaszone, czyli na tzw. zakwasie. Tylko i wyłącznie!!!!! Zboża jak i prawie wszystkie rośliny posiadają wiele cennych składników, ale też i są składniki, które są niepożądane, a wręcz są szkodliwe. Dlatego powinniśmy jeść zboża dopiero wtedy, kiedy bakterie minimum 3 dni te złe składniki zawarte w nich przerobią na inne substancje. Chleb ze sklepu nawet na tzw. zakwasie nie spełnia tych warunków, bo do produkcji pieczywa używają gotowych zakwasów i po jednym dniu pieką chleby. Sprawdziłem i przetestowałem to na sobie…
    Więc bakterie nie przerobią ani glutenu, ani lektyny czy saponiny… Ta ostatnia to związek trujący, który ma za zadanie odstraszyć zwierzęta, np. sarny. Dopiero po trzech dniach zakwaszania pieczywo nadaje się do spożycia. Bardzo dokładnie jest to omówione na portalu Akademia Zdrowia (polecam, bo artykuły zamieszczane tam są bardzo głębokie i analityczne). Dodam, że zboża przed gotowaniem dobrze jest namoczyć w wodzie i tę wodę na drugi dzień wylać wraz z różnymi złymi składnikami. Nie jest do doskonała metoda, ale warta praktykowania. Oprócz pozbycia się części złych składników w kontakcie z wodą zboża się aktywizują do życia (pamiętajmy, że jest to nasionko pod uprawę), nabierają sił życiowych, czyli pobierają przez noc pranę (energie życia). Poza tym skraca to gotowanie i taki nawyk może przez życie zaoszczędzić wiele gazu czy prądu. Podobnie jest z fasolą czy grochem. A jak wiemy, jest to praktykowane powszechnie.
    Temat jest bardzo głęboki…, tylko liznęłam językiem po powierzchni blatu… :-).

  14. Zbadałem temat bardzo dogłębnie. Nie jem pszenicy od kilku lat z bardzo dobrym i pro zdrowotnym skutkiem. Nie zgadzam się z piekarzem Markiem (najdłuższy komentarz), bo pszenica jest hybrydą. Oryginalna pra-pszenica posiada 16 aminokwasów, a ta obecnie 23….więc ma dodaną i zmienioną
    swoją naturę i skład. Ten nadmierny gluten w pszenicy jest bardzo ciężko strawny. Orkisz (stary gatunek pszenicy), który w sumie nie jest pra-pszenicą gotuje się 20-25 min. Jak jeszcze nie byłem wege to chodziłem na ryby i pszenicę gotowałem od 2 do 4 godz. Czemu współczesna tzw. pszenica tak długo się gotuje? Z powodu sztucznego składu i wielkiej obecności glutenu. Jest to jednym słowem wielki chorobotwórczy ciężko strawny glut. Doszedłem w swoim życiu .do celiakii…choroby wywołanej przez pszeniczny gluten….Po prostu ten glut niszczy i deformuje nasze kosmki jelitowe, które wchłaniają mleczko pokarmowe…
    Teraz od roku jestem na diecie bez glutenowej. Wielu z Was też to czeka….jeśli dalej będziemy spożywać sztuczną pseudo pszenicę, którą nam tak pięknie podarowali tzw. nasi naukowcy. To oni stworzyli z oryginalnej pszenicy tą sztuczną hybrydę. Bawiąc się w Boga stworzyli sztuczną odmianę która nas powoli zabija i deformuje nasze zdrowie. Taki cichy morderca. Prawdziwą odmianą pszenicy jest Orkisz i jeszcze starsze to np. Płaskurka lub legendarny Kamut. Jestem za spożywaniem wszystkich trzech odmian. Św. Hildegarda wiele poświęciła w swych pracach na temat orkiszu….twierdząc, że ma sama w sobie lecznicze właściwości. Pszenica orkisz (Triticum spelta L.), która zwyczajowo jest nazywana szpelcem lub orkiszem, to gatunek zboża należący do rodziny wiechlinowatych. Spożywana była już w starożytności. W czasach rzymskich była posiłkiem gladiatorów i zawodników igrzysk. Była jednym z najpopularniejszych zbóż średniowiecza. Należy do form niewymłacanych. Czym starsza odmiana tym posiada więcej niesamowitych właściwości. Biblia informuje, że można przeżyć całe swoje życie spożywając tylko samą pszenicę. Ale oczywiście chodzi o te najstarsze gatunki pszenicy. Po części w nie których kwestiach się zgadzam z piekarzem Markiem. Zboża można spożywać, ale tylko skwaszone, czyli na tzw. zakwasie. Tylko i wyłącznie!!!!! Zboża jak i prawie wszystkie rośliny posiadają wiele cennych składników, ale też i są składniki, które są nie pożądane, a wręcz są szkodliwe. Dlatego powinniśmy jeść zboża dopiero wtedy, kiedy bakterie minimum 3 dni te złe składniki zawarte w nich przerobią na inne substancje. Chleb ze sklepu nawet na tzw. zakwasie nie spełnia tych warunków, bo do produkcji pieczywa używają gotowych zakwasów i po jednym dniu pieką chleby. Sprawdziłem i przetestowałem to na sobie…
    Więc bakterie nie przerobią, ani glutenu, ani lektyny, czy saponiny….ta ostatnia to związek trujący, który ma za zadanie odstraszyć zwierzęta np. sarny. Dopiero po trzech dniach zakwaszania pieczywo nadaje się do spożycia. Bardzo dokładnie jest to omówione na portalu Akademia Zdrowia (polecam, bo artykuły zamieszczane tam są bardzo głębokie i analityczne). Dodam, że zboża przed gotowaniem dobrze jest namoczyć w wodzie i tą wodę na drugi dzień wylać wraz z różnymi złymi składnikami. Nie jest do doskonała metoda, ale warta praktykowania. Oprócz pozbycia się części złych składników w kontakcie z wodą zboża się aktywizują do życia (pamiętajmy, że jest to nasionko pod uprawę), nabierają siły życiowych czyli, pobierają przez noc pranę (energie życia). Po za tym skraca to gotowanie i taki nawyk może przez życie zaoszczędzić wiele gazu, czy prądu. Podobnie jest z fasolą, czy grochem. A jak wiemy jest to praktykowane powszechnie.

  15. Przecież teraz to właśnie lekarze, dietetycy każą odstawiać gluten, laktozę bo to nie zdrowe, szkodliwe i świństwo. Czyżby jednak wasz system zawodził? 😀
    Sami sobie zaprzeczacie już na początku artykułu. Bez sensu.

  16. Ja od kilku lat kupuję pieczywo na targu koło domu. Pochodzi z piekarni warszawskiej Grzybki założonej w 1927 r. Wypiekane jest według tradycyjnej receptury bez żadnych ulepszaczy, spulchniaczy i innych wynalazków, na naturalnym zakwasie. Najczęściej kupuję bułki owsiano-orkiszowe i chleb razowy albo żytni. Cukier biały w zasadzie zlikwidowałem (czasem zjem lody albo wafla, cukierka czy batona). Do tego jeżdżę sporo na rowerze – od wiosny przejechałem 1100 km. Jem też jabłka, grejfruty, i warzywa, piję sporo surowego mleka (niepasteryzowane prosto od krowy też z targu). Czuję się bardzo dobrze i nie mam pszenicznego brzucha, choć z kilogram czy dwa pewnie mógłbym zrzucić, bo BMI mam na granicy normy. Nie mam żadnych refluksów, problemów z jelitami, bóli głowy czy innych podobnych historii. Mam nieduże nadciśnienie, ale wynika to z torbielowatości nerek jaką odziedziczyłem po ojcu. Myślę, że może to co pisze piekarz jest prawdą. Ja jem sporo produktów zbożowych i dobrze się czuję i mam dobrą kondycję.

  17. Podobno tragarze himalajscy jedzą tylko pszenicę z wodą i himalajską solą, i brzuchy im nie pęcznieją.
    Od nadmiaru fachowego doradztwa cywilizowani zgubili własne czucie i własną wolę.

  18. Polecam również „Grain Brain” pszenica (gluten) powoduje problemy w naszym mózgu: depresję, demencje, chorobę Alzheimera itp.

  19. Szanowni Państwo! Proszę uwierzyć, że można inaczej. Należy tylko szerokim łukiem omijać wszelkiego rodzaju mąki. Wyjaśnienie znajdziecie w Poradniku Żywieniowym Człowieka XXI wieku.

Dodaj odpowiedź do malina Anuluj pisanie odpowiedzi